Adam Karwowski, mąż zasłużony, żołnierz i pedagog, kształcił się początkowo w gimnazyum leszczyńskiem, później w gimnazjum Ś. Marii Magdaleny w Poznaniu. W r. 1830 opuścił niższą sekundę 18 roku życia i, wstępując w ślady rycerskich przodków, zaciągnął się do 14 pułku piechoty liniowej. Kapitanem jego był Jakób Podczaski, dziedzic Kruszyny, majorem Węgierski, później Bonawentura Jastrzębski, pułkownikiem Krasicki, następnie generał. Pułk 14 przydzielony był kolejno do korpusów Paca, Sierawskiego i Tomasza Łubieńskiego. Adam Karwowski odznaczył się pod Staszowem, udając się jako ochotnik na rekonesans za Wisłą wraz z Platonem Ostrowskim, adjutantem pułkowym, hr. Józefem Gurowskitm, adjutantem batalionowym i podoficerem Szymańskim. Na tym rekonesansie dotarł wraz z Gurowskitm aż do okopów Kościuszkowskich pod Maciejowicami, a w powrocie odniósł lekką ranę od ścigających ochotników Kozaków. Za ten czyn uściskał pułkownik Kuszel dzielnych ochotników w obliczu całego wojska. Wkrótce potem, gdy wyruszano na gwardye, wręczono Karwowskiemu trzy gwoździe do zagwożdżenia nieprzyjacielskich armat, co było niemałem wyszczególnieniem. W pościgu za Rosyanami wpadł Karwowski pomiędzy pierwszymi do Nuru, z którego cofał się w popłochu nieprzyjaciel. W kilka dni później, gdy generał Łubieński, osaczony przez Rosyan, musiał sobie torować drogę przebojem, odznaczył się pułk 14-ty, którego drugi i trzeci batalion odparł zwycięsko dwie szarże kirysyerów, a pierwszy, w którym się znajdował Karwowski, nie dał sobie odbić jeńców. W dalszym ciągu kampanii został ranny pod Ostrołęką, mimo jednak rany nie opuścił szeregów, lecz szedł z swym pułkiem, którego dowódzca Krasicki dostał się do niewoli, w tylnej straży, mianowany za waleczność podchorążym. Gwałtowne przecież i bezustanne marsze tak wycieńczyły młodego podchorążego, że rozchorował się niebezpiecznie i musiał być odstawiony do lazaretu w Warszawie, z którego go wyrzucili Rosyanie po zajęciu stolicy. Ocalenie swoje zawdzięczał Karwowski staremu Moskalowi Iwanowi, który jako jeniec wojenny pełnił służbę w lazarecie. Ten szlachetny człowiek ubrał ciężko chorego w mundur i nająwszy za własne pieniądze pojazd, odwiózł go do profesora Palickiego, brata Bogusława, dzielnego żołnierza sławnego pułku 4-go, a później lekarza w Kościanie. Po wyleczeniu się uczęszczał Karwowski do warszawskiego liceum na Lesznie, którego rektorem był Dziekoński, lecz niezadługo rozwiązano liceum, poczem Adam powrócił do Księstwa. Sądził, że świadectwo z liceum ułatwi mu powrót także do gimnazyum, ale rząd pruski odmówił mu przyjęcia, musiał więc kształcić się prywatnie. Nie chcąc być rodzicom ciężarem, przyjął obowiązki nauczyciela domowego w Grzymisławiu u pp. Teodorostwa Żychlińskich, którzy ceniąc w nim charakter prawy i otwartość żołnierską, powierzyli mu dwóch najstarszych synów, z którymi się udał później do Poznania, gdzie wstąpił do szkół i mieszkał z nimi przez czas niejakiś, dopomagając im w naukach i dozorując, a sam uczył się pilnie i brał lekcye prywatne celem przysposobienia się do egzaminu dojrzałości, który wreszcie złożył jako ekstraneusz w Wrocławiu. Na tamtejszym uniwersytecie studyował następnie matematykę i nauki przyrodzone, a niebawem zjednał sobie pośród kolegów taką wziętość i poważanie, że go po doktorze Teofilu Mateckim obrali prezesem Polonii. Jako akademik odbył w r. 1837 pieszo podróż do Wiednia, zkąd chciał dalej się puścić, ale policya austryacka, wietrząca w owym czasie w każdym podróżniku rewolucyjnego emisaryusza, zmusiła go do powrotu. Po krótkim pobycie w Grembaninie u Konstantego hr. Kręskiego, którego cały dom zawsze z wielką go wspominał przyjaźnią, udał się Karwowski na ukończenie nauk do Berlina, a po złożeniu egzaminu państwowego, został nauczycielem przy gimnazyum Ś. Maryi Magdaleny w Poznaniu. W tym czasie ożenił się z Ferdynandą Białoskórską herbu Habdank, siostrą dzielnego naczelnika pleszewskiego oddziału w r. 1848, Feliksa, a córką Józefa, kapitana 11-go pułku piechoty wojsk Księstwa Warszawskiego, kawalera krzyża złotego Virtuti militari i Legii honorowej, i Teresy Wieruszówny Kowalskiej, córki Ignacego i Joanny Dzierzykrajówny Morawskiej («>b. R XXI str. 39 i następne, gdzie Teresa z Kowalskich Białoskórską opuszczona, co się niniejszem prostuje). Ferdynanda z Białoskórskich Karwowska była zatem bliską krewną między innymi sufragana gnieźnieńskiego, X. Biskupa Kajetana Kowalskiego ł generała Morawskiego z Luboni. Adam Karwowski, zaprzyjaźniony z towarzyszami broni z roku 1831, mianowicie z dr. Karolem Marcinkowskim i Gustawem Potworowskim z Goli, brał czynny udział we wszystkich ich pracach społecznych, mianowicie przy założeniu Towarzystwa Pomocy Naukowej. To też wnet ściągnął na siebie, jako politycznie niepewny, podejrzenie rządu, który go w roku 1846 zasuspendował i dopiero po niejakimś czasie przywrócił go do urzędu, ale już nie w Poznaniu, lecz w Lesznie, gdzie przy tamtejszem gimnazyum wykładał odtąd matematykę, fizykę i język polski, gorliwie się opiekując młodzieżą polską, gorąco do niego przywiązaną. W r. 1848 miał wiele nieprzyjemności i tylko przytomnością umysłu i zimną krwią powstrzymał pewnego razu podburzony przeciwko sobie motłoch niemiecki od wybryków i gwałtów. Odtąd był dom profesorostwa Karwowskich w Lesznie zawsze głównem ogniskiem polskości. Wszyscy obywatele, przybywający tu z okolicy, nigdy nie zaniedbywali odwiedzić kochanego dawnego kolegi z pola bitew lub z uniwersytetów, i zawsze serdecznego i gościnnego doznawali u niego i jego małżonki przyjęcia. Wielu powierzało mu swych synów na wychowanie, a piszący te słowa był także w czasie pobytu w gimnazyum Leszczyńskiem oddany profesorowi Adamowi, jako dawniejszemu nauczycielowi jego starszych braci, przez opiekuna swego, ś. p. Gustawa Potworowskiego, na dalsze wychowanie. Pobyt ten, aczkolwiek niedługi, przeważnie wpłynął na późniejsze losy autora niniejszej księgi. Profesor gorąco pielęgnował u siebie wszelkie tradycye narodowe i szlacheckie. Był to całą duszą szlachcic starego zakroju. Każdemu z synów zawieszał nad łóżkiem portrety wielkich imienników hetmanów, aby od dziecka budzić w nich chęć wstępowania w ich ślady. Mając bibliotekę, bogatą w wszelkie stare herbarze i kroniki, tak wielkie wzniecił w swym wychowańcu zamiłowanie do historyi wielkich rodzin, że piszący, zaniedbując nieraz matematykę, zapełniał całe zeszyty genealogiami i rysunkami herbów. Nie dziw zatem, że czego się skorupka za młodu napiła, tem na starość trąci... Bądź co bądź, pragnie piszący temi kilku słowy uczcić pamięć swego nigdy nie zapomnianego nauczyciela i wiernego przyjaciela całej swej rodziny. Adam Karwowski umarł w Lesznie dnia 11 sierpnia 1886 r. Pogrzeb jego odbył się wśród bardzo licznego udziału duchowieństwa, obywatelstwa i mieszkańców Leszna obu narodowości, bo i Niemcy szanowali go jako męża niezłomnych przekonań, wielkiej prawości i energicznego, ale po ojcowsku dla młodzieży usposobionego nauczyciela. Nad grobem bardzo pięknie przemówił X. dr. Antoni Kantecki. Wdowa po profesorze przeniosła się z czasem do zamężnej wnuczki i zakończyła sędziwy żywot dnia 26 stycznia 1898 r. w Inowrocławiu na rękach przywiązanej rodziny. Była to osoba wyższego wykształcenia, znakomicie grała na fortepianie i nieraz w młodszych latach występowała w koncertach na cel dobroczynny, mianowicie w utworach Szopenowskich.