Złota księga szlachty polskiej. R. 16
Żychliński Teodor
[blok]Sołtan Michał Pereświet umarł w nocy z 11 na 12 stycznia 1893 r. w Krakowie, licząc lat 67. Jeden z bliższych jego znajomych poświęcił mu w „Dzienniku Pozn. *, następujące wspomnienie, przeznaczone pierwotnie do warszawskiego „Wieku", ale nie przepuszczone przez cenzurę:
„Zmarły lubo nie piastował żadnych wysokich urzędów, lubo nie pozostawał po sobie żadnych prac naukowych ani literackich, nie mniej przeto ludzie bliżej go znający, zaliczali go zawsze do przodujących jednostek społeczeństwa, nie uwydatniających wprawdzie swojej osoby, nie szukających sławy, rozgłosu, popularności, ale za to zawsze czynnych, zawsze ofiarnych dla dobra bliźnich i dla sprawy oświaty. Me jest to z mojej strony jakiś szablonowy panegiryk posmiertny, ale pełne treści słowo, należne czci zmarłego, którego w życiu godłem było: „Nic dla siebie, wszystko dla bliźnich." Z tych tedy powodów należy mu się publiczna wzmianka.
„Urodzony w r. 1831 z ojca Adama, znanego przyjaciela i powiernika najskrytszych myśli Zygmunta Krasińskiego i matki Idalii z hr. Pociejów, ś. p. M. S. wskutek zupełnie wyjątkowych okoliczności pierwsze lata dzieciństwa przebywał zdała od swego ogniska rodzinnego. Nauki pobierał w korpusie kadetów w Moskwie i jako celujący w ciągu całego pobytu w tej szkole wojskowej, po jej ukończeniu mianowany został oficerem gwardyi J. C. M. Wszakże ani usposobienie jego psychiczne, ani inne okoliczności życia nie nęciły go do wielkiego świata stołecznego, jakoż po paroletnim zaledwie pobycie w gwardyi, jak skoro za urlopem odwiedził strony rodzinnego Polesia, już go potem opuścić nie chciał: tak sobie bowiem ten dwudziestokilkoletni młodzieniec umiłował zatrudnienia rolnicze i ciche, spokojne a szczęśliwe zacisze wiejskie.
; „Znałem go bliżej w ciągu lat kilku, w tym właśnie rozwoju najenergiczniejszej jego młodości, która nie tylko dziwnym powabem umilała towarzyskie z nim obcowanie, ale zarazem była i wysoce pouczającą, gdyż ś. p. M. S. był wszechstronnie wykształconym: znał kilka języków, nauki przyrodnicze, matematycznej wojskowe nie były mu obce, nie mówiąc już o naukach historycznych i literaturze pięknej. Nie zadowalniając się jedynie zatrudnieniem rolnika, czynny umysł jego pragnął szerszego pola działania: rozpoczął tedy badanie fauny, a zwłaszcza flory miejscowej. W celu wyrobienia sobie dogodniejszych warunków w badantu tej ostatniej gałęzi wiedzy, umyślnie wziął w dzierżawę majętność niegdyś Ksawerego Butrymowicza, Hórne, położone o kilka wiorst od Pińska, wśród samych owych niegdyś sławnych błot, nęciły go bowiem głównie niezbadane naówczas, jak powiadał, ciekawe egzemplarze roślin wodnych. O wartości tych jego zbiorów, jako nie specyalista, mówić tu nie mam prawa; to tylko chyba nadmienię, że zabrał się do tej pracy sumiennie i przestudyował wszystko, cokolwiek przeć( nim o tym zakątku pod jakimbądź względem pisano: to też znalazły się w jego księgozbiorze podręcznym rozprawy i dzieła takich pisarzy, jak Kontrym, M. Baliński, J. Niemcewicz, X. Prałat Maszyński i inni. Z kolei czasu, mając pod bokiem stolicę tej zapadliny poleskiej i rozglądając się w pamiątkach bliższej i dalszej jej przeszłości, widział i na tern polu naukowem pustki zupełne, a tymczasem pamiątki te miały wielce żywotny interes naukowy, zakreślił sobie tedy bardzo szeroki plan badań tej przeszłości. Że jednak była to chwila, kiedy się wzięto do monografii miast, więc i ś. p. M. S. skierował studya swoje i wzory archiwalne ku his tory i Pińska, a w dalszym planie leżało opowiedzenie josów najdawniejszego w tych okolicach miasta-—Turowa. Znałem doskonalę stosy tych zbiorów, a nawet dzięki uczynności zbieracza, wolno mi było robić z nich odpisy; z kolei czasu z odpisów tych wypadło mi skorzystać, ho pisząc przed kilkunastu latach w „Kłosach* artykuł pod tyt.: „Osuszanie błot Polesia*, całą część historyczną, a mianowicie dzieje uspławnienia rzek Dniepru, Prypeci i jej dopływów, oraz kanalizacyą księcia Ogińskiego i królewską, podałem wprost z owych zbiorów, uzupełniwszy tylko gdzie niegdzie wycinkami z Voluminow legum. O tern zapożyczaniu się mojem tern bardziej wspomnieć mam obowiązek, że pisząc do „Kłosów", jako do tygodnika popularnego, nie miałem zręczności bawić się w cytaty naukowe.
„Jak skoro ś. p. M. S. ożenił się, osiadł w powiecie łuckim; naówczas już tylko z posłuchu i z rzadkiej korespondencyi znałem dzieje jego pożycia, wszakże i z tych oderwanych wiadomości mogłem się dostatecznie przekonać, że szedł w życiu tąż samą zawsze drogą — miłości bliźnich, gorliwością szerzenia rzetelnej oświaty dokoła siebie i pracy dokoła dobra powszechnego.
Przekonawszy się, że rolnictwo bardzo opieszale się dźwiga, że u miejscowych ziemian, nawet dość zamożnych, brak koniećmyeh narzędzi rolniczych, założył u siebie w Bilczu skład tych narzędzi, oczywiście nie w celu zysku materyalnego (bo o tern nigdy nie myślał), ale w zamiarze ogólniejszego zainteresowania się ziemian, a następnie udoskonalenia kultury rolnej. Dla drugiej zaś klasy społecznej, z którą się nieustannie stykał, dla wieśniaków ogłosił konkurs na ułożenie elementarza w miejscowej gwarze ludowej; a lubo ten konkurs nie osięgnął właściwego celu, między innemi dla względów lingwistycznych, to jednak sam pomysł świadczy, gdzie krążyły myśli i uczucia tego zacnego człowieka.
„Nieznane mi całkióm dalsze szczegóły jego życia, bo drogi nasze rozbiegły się; ja osiadłem w Piotrkowie i nawet korespondencyi z nim nie utrzymywałem. Dopiero przed kilkunastu laty spotkałem go w Krynicy, ale niestety!
złamanego cierpieniem fizycznem a zarazem i moralnem; a jednak, wyrażając się słowami Mickiewicza, powiedzieć by o nim można było, że „schudł, zbiedniał, zeszpetniał, ale jakoś dziwnie wyszlachetniał", złamane bowiem było tylko obłocze jego fizyczne, jaźń zaś duchowa pozostała ta sama; dumna bez pychy, szlachetna bez wszelkiego cienia interesowności, kochająca zawsze i wszędzie, co tylko było czystem. pięknem i dobrem. Zresztą do niejakiej ulgi w cierpieniach wiele się przyczyniała zacna małżonka jego, prawdziwy anioł opiekuńczy, która nie odstępowała go ani na chwilę*w późniejszych nieustannych podróżach jego, w celach kuracyjnych przedsiębranych.
„Należąc z urodzenia do jednego z najstarszych rodów w kraju, a spokrewniony ze wszystkfemi prawie najarystokratyczniejszemi rodzinami, ś. p. M. S. przy swojej rozległej wiedzy nie tylko miałby otwarte dla siebie wszystkie salony pańskie, ale i przodujące znaleźć by mógł w nich miejsce; nie szukał jednak, a nawet wprost unikał tego, co się pospolicie „wielkim światem" nazywa, właściwym zaś jego „światem" było maluczkie grono bliższych znajomych i przyjaciół.
„Cierpienia wszakże fizyczne, mniej niebezpieczne z początku, stopniowo wzmagały się złowróżbnie i zmusiły go do tego, że stał się nieustannym, wędrowcem, szukającym ulgi na swoje cierpienia: to też w ciągu lat wielu przenosi się z jednej stacyi klimatycznej do drugiej, z jednego źródliska do drugiego, a zawsze bezskutecznie. I w tych wszakże utrapionych wędrówkach, przy nieustających bólach moralnych i fizycznych, nie przestał być sobą — był czynnym, gdzie tylko mógł, szczepił do koła siebie poczciwą myśl i ogrzewał zarzewiem uczucia swego.
Jako znamienny rys pozwolę sobie przytoczyć szczegół, jak ś. p. M. S. patrzył na wszelkie zbiory książkowe. Mający prawo dziedziczyć niegdyś prawdziwie magnacką fortunę, zbiegiem okoliczności skurczoną do arcy skromnego majątku szlacheckiego, a co może ważniejsza dla niego: mający prawo dziedziczenia znakomitej niegdyś' biblioteki pociejowskiej (rozszarpanej^ niestety przez własnych rodaków), ś. p. M. S. od lat młodzieńczych wyrobił sobie jakiś wyższy, z rezygnacyi chrześciańskiej płynący pogląd — na nietrwałość wszelkich zbiorów ludzkich. To też na książkę lub pismo patrzył, jako na rzecz należącą do ogółu tych, co z niej korzystać zechcą. Po sumieniem przeczytaniu poprzednim książki, niejako przestawał być jej właścicielem i bądź to udzielał znajomym, z warunkiem puszczania w dalszy obieg, bądź też ofiarowywał do księgozbiorów rozmaitych naszych za granicą stowarzyszeń społecznych i literackich, a zwłaszcza młodzieży akademickiej; a przewodniczyła mu i w tym razie równie jak iw innych okolicznościach życia, wzniosła pamięć o dobro bliźnich i sprawie oświaty.
-^ ten oto sposób bojownik chrześćiański, z godnością dźwigający krzyż swój, po latach kilkunastu nieustających cierpień wstąpił do grobu:
„Przeszedł dobrze czyniąc", jak mówi Skarga. Niechże mu ziemia lekką będzie przynajmniej, kiedy na ziemi szczęścia i spokoju zaznać mu nie było dano!" Do słów powyższych, obliczonych na stosunki warszawskie, dodamy, że ś.p. Michał Sołtan był jednym z licznych męczenników naszych narodowych.
Mając bowiem lat r 7 w roku 1836 z rozkazu cara Mikołaja porwany został wraz z swymi braćmi z domu rodzicielskiego na Litwie i wywieziony do Moskwy, gdzie oddany został do tamtejszego korpusu,kadetów. Kiedy został oficerem gwardyi, już słowa nie umiał pp polsku. Z wojska nie uwolniono go i dopiero za cara Aleksandra opuścił je i osiadł na Wołyniu. Tam wziął udział w wszystkich sprawach publicznych i narodowych, pomiędzy innemi należał do komisyi włościańskiej, a jako jej członek wraz z J. I. Kraszewskim jak najgoręcej i jak najenergiczniej popierał usamowolnienie włościan.
1863 został aresztowany i przez 2 lata więziony, a następnie do ciężkich robót zesłany do Usoli gubernii irkuckiej na Sybir. Po kilku latach został uwolniony, ale więzienie i ciężkie roboty zniszczyły jego zdrowie. Szukał polepszenia takowego po różnych wodach w Europie — na próżno.
* Zajmował się wciąż literaturą, historyą, archeologią polską, przychodził w pomoc pismom i instytucyom polskim. I poznański,,Dziennik" zasilał od czasu do czasu ceńnemi pracami. Charakter prawy i czysty jak łza. Pociągał do siebie każdego dobrocią, uprzejmością, wiedzą, ciepłem patryotycznem i obliczem, pełnem bolesnej zadumki i melancholii.
Zmarły był bratem Adama Lwa Sołtana i Maryi hr. Sierakowskiej z Waplewa. Pozostała po nim wdowa. Zwłoki jego złożone tymczasowo dnia 16 stycznia w Krakowie, gdzie nazajutrz J. Eminencya książę Kardynał Dunajewski odprawił w kościele GO. Kapucynów uroczyste nabożeństwo żałobne, a O. Wacław rzewnie i wzniosie przemówił do zgromadzonych, przewiezione następnie zostały do Waplewa, gdzie spoczęły w grobowcu familijnym hr. Sierakowskich.
Cześć pamięci gorącego patryoty-i szlachetnego obywatela Polaka! "
Pamięci Michała hr. Sołtana.
Odszedłeś duchu czysty!... skończona Twa droga, t
Odszedłeś z ciszą w sercu, z pogodą na czole;
Już wieczność Twym udziałem — przeminęły bole,
Ani Cię już dosięgnie dłoń mściwego wroga, ~
Co dzieckiem Ciebie z braćmi porwał ż ojców roli,
By na czole wam piętno wycisnąć niewoli. V
W swej stolicy przeklętej na próżno w Twe łono
Jad trucizny kroplami sączyli mordercę,
Na próżno nienawistnej mowy Cię uczono —
Bóg zwyciężył, Twe polskie zwyciężyło serce;
I kiedy przyszła chwila walki i ofiary,
I : Jaksyn prawy, poszedłeś; pod Matki sztandary,
I znowu wrogów krwawe ujęły Cię ręce,
I powlokły w kraj lodów — w to piekło rozpaczy,
Gdzie tyle świętych ofiar w ciągłej kona męce,
Krwią po śniegach Sybiru ślady swoje znaczy,
Z podziemnych, zgniłych pieczar, wśród zgrai nieczułej,
Złoty kruszec dobywa dla carskiej szkatuły.
W ciężkiej, haniebnej pracy, mijały Twe lata
Bez pociechy, wśród równie nieszczęśliwych grona —
Ale Pan wyrwał Ciebie z srogiej ręki kata,
Znękanego miłością otoczyła żona,
I żyłeś tutaj z nami wśród pomników sławy,
Wszystkim drogi, bo imię Twoje: Polak prawy.
A kiedy» Bóg Cię wezwał, kiedy w chwili zgonu
Anioł lat młodych znowu zawitał do Ciebie:
Rzucił duch wzrok spokojny na wiek pełen plonu,
I minione boleści w niepamięci grzebie,
Jak dziecię, gdy strasznego snu widząc ostatki,
Zbudzone, drobne rączki wyciąga do matki.
A nam tęskno, żeś odszedł,, że już Twej postaci
Nie zobaczym na ziemi— jednak mamy wiarę,
Że tam, w okręgach Prawdy, Bóg cnotę Twą płaci,
I poznajesz dróg Jego sprawiedliwych miarę.
I «z pogardą spoglądasz na to, co nas boli,
Bo widzisz brzask wolności — a koniec niewoli!
W Krakowie, 19 stycznia 1893 r.
Wincenty Stroka
http://ebuw.uw.edu.pl/dlibra/