Pamiętnik Jana Łukasza BorkowskiegoSpis treści-
Jan Łukasz Borkowski - pamiętnik z czasów 1863rOdpocząwszy, na nowo zaimprowizowanymi kolumnami dobrze po północy ruszyliśmy ku południowi. Czułem się rzeźwiejszy, widocznie do wszystkiego przyzwyczaić się można. Nad ranem stanęliśmy w wiosce nieznanej mi z nazwiska, bo dziwnie byłem obojętny na otoczenie. Rozważając na mapie zdaje się, że był to Szerzyn, lub Ostrowąż, lub Góra, co zresztą w opisie nie ma znaczenia. Aby się ogrzać towarzysze ruszyli do gorzelni, udałem się z drugimi. Trafiliśmy na Mielęckiego, który z olbrzymiego kotła rozdzielał gorący – ciepły płyn nazwany kawą. Mniejsza, co to było. Był to płyn gorący, znakomicie smakował i ogrzał znużone ciało. Mielęcki, mężczyzna okazały, szlachetnego oblicza, utkwił w mej pamięci. W tym opowiadaniu będę miał sposobność obszerniej o nim wspomnieć. Tymczasem do wzmiankowanej gorzelni, którą po wypiciu kawy chciałem opuścić, we drzwiach zjawił się: „Anioł”, mój wczorajszy zbawca, młodzieniec w szarym, ukraińskim ku-braku, o pięknej i szlachetnej twarzy. Otworzywszy szeroko ramiona uściskaliśmy się serdecznie. Nigdy nie zapomnę tej chwili. Coś nieziemskiego było w naszym uścisku. On był rozczulony rycerskością swego czynu, ja jego nadziemską przysługą. Lecz co jest w tym spotkaniu idealnego, żeśmy się nie pytali o nazwiska mimo tak sympatycznego uścisku. Wówczas nie mieliśmy nazwiska! Byliśmy listkami, którymi wiatr pomiata. Co nam po nazwisku? 52 lat tęschnię za tą postacią. Mimo usilnych poszukiwań nie mogłem się dowiedzieć nazwiska i został dla mnie aniołem. Nie przesadzam, maluje to mój szczery hołd dla tego ideału, bo tylko nim dla mnie pozo-stał. Widzę tę skromną, piękną postać, bez najmniejszej pozy, jak wobec pędzącego wroga narażając się na zgubę, zatrzymał się i ocalił brata … Młodzieńcze, co się z tobą stało, czyś zginął w następnych walkach, czy Matka twoja, co cię tak dobrze wychowała, cieszyła się jeszcze twoim widokiem, czyś nie uległ nieszczęściom tej tak okrutnej epoki? Czy się spotkamy? Gdzie, na jakiej gwieździe? Czy duchy nasze wspólnie rozczulać się będą nad naszą Polską, nad jej polami, lasami i modrym Gopłem? Bohaterze, możeś zginął jak koledzy pod Krzywo-sądzą, jako „demagog”, bez chwały, bez złotego szyszaka i amarantowego kołnierza, tylko brzozy białe i szumiące sosny opłakiwały twój samotny zgon pod krzakiem, a prochy twoje może rozdeptuje niemiecki kolonista, uprawiając ziemię po wyciętych lasach, które nas chroniły! Bóg pozbiera nasze dusze na wiekuistą swą chwałę, jako nasienie uszlachetniające świat, a łzy, które nasze matki wylały, będą cywilizacyjną rosą tej ziemi.