Porzecze Leży na brzegu Jeziora Mlecznego, którego wody przez skomplikowane naturalne połączenie wpadają wreszcie do Niemna. Dookoła piękne lasy i łąki, obficie zarośnięte ziołami, które ludziom zdrowie przywracają. Aby zachować ten skarb roślinny w 1978 roku założono Porzecki Rezerwat Botaniczny na obszarze ponad 2 tys. hektarów.
W literaturze historycznej odnajdujemy wzmianki, że w 1660 r. majątek w Porzeczu należał do wiceekonoma grodzieńskiego, Niedziałkowskiego. Przedtem grunty, lasy i wody były własnością Wielkiego Księcia Litewskiego. Ładny to zakątek niegdyś wspaniałej Puszczy Grodzieńskiej. Po rozbiorach RP Porzecze staje się własnością państwową. Ludzie żyją w trudach i biedzie, ale obok jest las, oko carskich urzędników wszystkiego nie jest w stanie dopatrzeć, kłusownictwo na jeziorach i w lasach żywi w najchudszych latach i utrzymuje przy życiu. W 1802 r. ranga dawnego miasteczka spada. Porzecze staje się wsią Wołości Sobolańskiej.
Janina Studnicka w "Materyjałach do sprawy emisariusza Wołowicza" pisze, że zebrał on w tym rejonie oddział partyzancki w sile 50 ludzi. Wydany przez właściciela majątku, zdrajcy sprawy narodowej, przez kilka tygodni uchodzi obławie składającej się z prawie 8 tysięcy osoczników (nagonki zaganiającej zwierzynę na myśliwego), wojska, policji, służby ziemskiej i leśnej. Bije się do samego końca. Zanim go schwytano, pchnął jeszcze kogoś sztyletem. Pragnie umrzeć. Wie, co go czeka, jeśli pozostanie przy życiu. Dowódca oddziału, postać romantyczna i bohaterska, będzie stracony w Grodnie. Okazuje się jednak, że nie zdarzyło się to w naszym Porzeczu, w którym gościmy dzisiaj, tylko w innym, do którego nasz szlak nie prowadzi.
W 1862 roku w Porzeczu zostaje zbudowana stacja kolejowa, pierwsza na ziemiach teraźniejszej Białorusi. Przetrwała do dziś. Kolej łączy Warszawę z Wilnem i Petersburgiem i oczywiście z... Porzeczem. Budowa nowej drogi kosztowała Imperium Rosyjskie ponad 85 milionów rubli srebrem. Jak wielka była to suma, można sobie wyobrazić, bo mniej więcej w tym samym czasie „car-oswobodziciel” przekazuje w arendę Alaskę, którą później odsprzedaje Amerykanom za sumę bodaj dziesięciokrotnie mniejszą.
Ukazem carskim wydanym 31 stycznia 1852 r. następny rok został wyznaczony jako data rozpoczęcia budowy. Z Francji w charakterze konsultanta zaprasza się ministra kolei, pana Blamberta z grupą specjalistów. Budowa ruszyła pełną parą. Mosty, kolej (szerokość torów 1520 cm w Europie, 1435 w Rosji – różnica 85 cm - stanie się znacznym utrudnieniem dla potomnych), budowa stacji, wież ciśnień... Wszystkie te prace toczyły się pod pilnym okiem zagranicznych inżynierów, a w wielkiej mierze Polaków z paszportami innych państw. Bronisław Szwarce, inżynier, organizator Powstania Styczniowego na Kresach, buduje stację.
Trudna do wyjaśnienia, a ekonomicznie głupia wydaje się decyzja o budowie tak wielkiej stacji, ze składami i warsztatami, w odległości aż 30 km od Grodna. Niektórzy urzędnicy rosyjscy donosili w Petersburgu o złowrogich zamiarach towarzyszących budowie stacji kolejowej Porzecze. I mieli rację, bo stratedzy walk wyzwoleńczych budowali tam bazy oporu na przyszłość! Wkrótce potem jak pierwszy pociąg wyruszył z Porzecza, wybuchło Powstanie Styczniowe. Bronisław Szwarce w kulminacyjnym momencie przebywa za kratkami, został ujęty jeszcze przed Powstaniem. Porzecze w planach insurgentów miało odegrać znaczną rolę w walce z zaborcą. Miejsca bogate w lasy, diabelskie bagna i przegrody wodne to wymarzone tereny dla prowadzenia walk partyzanckich. A i młodzież kresowa drogę w tym kierunku znała, grodnianie nawet lokomotywę porwali, aby doskoczyć do Porzecza. Leon Kulczycki, naczelnik stacji w Grodnie, zabrawszy kasę w wysokości 10 tys. rubli ucieka do powstańców. W potyczce zostaje śmiertelnie ranny, umiera wolny i szczęśliwy, bo nie wie, że i w tym zrywie narodowym doznamy porażki.
W pierwszych latach XX wieku w osiedlu pracowniczym kolei mieszka około 350 osób, w samej wsi Porzecze o 100 osób mniej. W tych samych latach Józef Piłsudski, dla uzupełnienia gotówki partyjnej, planuje kilka skoków na kasę carską. Bierze pod uwagę i Porzecze. W końcu jednak tego zaszczytu stacja kolejowa nie dostąpiła. Sława i pamięć historyczna o desperackim ataku na kasę carską dotyczyć będzie stacji w Biezdanach. Stało się to we wrześniu 1908 r. Wybuch bomb, strzały z rewolwerów i ofiary. Grupa rewolucjonistów na czele z towarzyszem „Wiktorem” pruje skrzynię pancerną w wagonie pocztowym pociągu Warszawa-Petersburg. Łupią kasę, uszczuplając majątek Imperium o pół miliona rubli złotem. Dużo to czy mało – trudno określić, ale na pewno czyn był zuchwały. Co dotyczy rewolucjonistów, to ich wyczyn doceniła większość społeczeństwa polskiego na Kresach, przypisując temu skokowi kilkumilionowy łup. Kompania dla grabienia zagrabionego dobrała się wyborowa. Należeli do niej: Walery Sławek, Aleksander Prystor, Tomasz Arciszewski, Czesław - książę Swirski i małżonka towarzysza „Wiktora”, przyszłego dyktatora i marszałka Polski, Aleksandra Szczerbińska.
Po odzyskaniu przez kraj niepodległości, do której sami przyczynili się też w ogromnej mierze, chodzili w glorii i chwale, zajmując wysokie stanowiska, za wyjątkiem pani Aleksandry, która zmarła, starciwszy przedtem na korzyść konkurentki tego, obok którego nawet kasę pruła. Jest pogrzebana na Rosie, a "Anioł Pański" jej, jak mało komu, należy się od potomnych. Nazwiska tego, który wyśpiewał wszystko po areszcie nie podajemy, żeby nie psuć romantycznej wierności idei, nawet w obliczu stryczka, którego jednak nikt nie dostał. Jednego nam żal – że wydarzyło się to nie w Porzeczach, a obok. Z pełnym prawem mogliby Litwini walczyć o możność wciągnięcia na postument, zamiast schorowanego, starego, opierającego się na szabli jak na lasce człowieka, młodego towarzysza prującego kasę pancerną lub miotającego bombę. Tego jednak nie zrobią.
W 1921 r. Porzecze staje się centrum gminy, ma 1098 mieszkańców. Na sejmikach powiatowych gminę w tym czasie reprezentują Józef Kisielewski i Jan Mordasiewicz. II wojna światowa pozostawia swój krwawy ślad mordem faszystowskim, jakim było rostrzelanie mieszkańców polskiej wioski Zapurje pod Porzeczem 18 września 1943 r. Zginęło wtedy 48 osób noszących dwa nazwiska, Bura i Carobej. Całe rodziny zostały wymordowane za zabicie przez partyzantów niemieckego leśniczego. Najmłodszy, Leon Bura, miał wówczas 5 miesięcy. W całej gminie wojna zabrała 234 istnienia ludzkie.