Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Organizacja sztabu głównego Powstania - wywiad

14.07.2011 11:48
Halina Szwykowska (W Powtaniu Laskowska)
Pseudonim: Maria „Leszczyńska” Rocznik 1922
polowy sprawozdawca wojenny.
data wywiadu: 2007-05-16.
Śródmieście Północne i Południowe.

* Proszę opowiedzieć o organizowaniu Sztabu Głównego, gdzie dowództwo było, o tym zamieszaniu. Jak to wyglądało?

Po prostu nie zgadzało się wszystko z planami, bo nikt nie przewidział tego, że będą barykady, że samochody nie będą mogły się ruszyć. Cały sprzęt trzeba było zmienić, bo megafony były przeznaczone do… Mieliśmy się spotkać w Pałacu Brühla, który był niedostępny. Centrala radiowa była też niedostępna, więc wszystko trzeba było montować. Okazało się, że przemontowanie [sprzętu] na sprzęt przenośny też wymaga czasu, więc pierwsze patrole megafonowe zaczęły działać chyba dopiero od 3 sierpnia. Jak już dostałam przydział do PKO, to pierwsze zlecenie jakie miałam, to było towarzyszenie patrolowi megafonowemu. Poszliśmy na Wilczą, już w stronę Emilii Plater, na Wilczej 29 nadawaliśmy jedną audycję, a później w kierunku Placu Trzech Krzyży. I to robiło wrażenie, że nikogo nie ma, że mówimy w ogóle do pustych domów. W momencie, kiedy „Wik” Ubysz włączył hymn, to wtedy z tych pustych domów ludzie zaczęli śpiewać. To był bardzo wzruszający moment, kiedy nagle te domy ożyły. [...] Myśmy mieli pełne nagrania „Warszawianki” do audycji. Na ogół były nagrane tak, że był schemat jakiś poza komunikatami, bo mówiło się: „Tu Armia Krajowa! Tu megafony Armii Krajowej!” Tak to się zaczynało, „Warszawianka”, komunikaty i później zawsze były jakieś jeszcze pogadanki. Ale na ogół koledzy, którzy to prowadzili odrzucili cały ten notatnik prelegenta i mówili od siebie, bardzo często recytując po prostu wiersze, albo sami improwizowali w zależności od tego gdzie to było. Część audycji było czasem nadawanych w podziemiach, część dla ludzi, którzy jak już zaczęły się bombardowania i dużo było uchodźców z Woli przede wszystkim, to [byli] w schronach. Każdy patrol megafonowy, oprócz tego, który prowadził audycję, składał się z chwatów, to znaczy żołnierzy, którzy byli w BIP-ie osłoną drukarni... ale przede wszystkim [byli] dyspozycyjni. [...]To wszystko funkcjonowało do czasu, kiedy działała elektrownia, to znaczy, część sprzętu została zniszczona, bo Niemcy strzelali szczególnie do tych megafonów, które działały na pierwszej linii z „Akcji N”, bo dwa patrole prowadziły „Akcję N”, to znaczy nadawały w języku niemieckim. Jeden z tych patroli prowadzony przez Tadeusza Sołtana pseudonim „Karcz”, wymyślił taką historię, że Niemcom zaczęli wygłaszać mowę na ten temat, że Armia Krajowa zdobyła od Anglików, ze zrzutów, miny pełzające i że jeżeli się nie poddadzą, to za chwilę wybuchną. To zadziałało, poddali się, ale to była mało znacząca placówka. Ale „Akcja N” miała duże znaczenie propagandowe i to były dwa patrole.

*Czyli taki patrol dostawał rozkazy i szedł w miejsce…
Szedł, gdzie chciał.

* Gdzie chciał?
Gdzie chciał. To znaczy były patrole, które obsługiwały Warszawę Południe. Stale był Wojtek Mencel, reszta przychodziła z drugiej strony alei, i właśnie Zbyszek Laskowski. Na drugą stronę był z „Akcji N” Tadeusz Sołtan – „Wik ” czyli Ubysz, taki poeta, autor wielu dobrych wierszy powstańczych. Chodziłam albo ze Zbyszkiem Laskowskim, albo z Ubyszem przez pierwsze dni. Później raz miałam przydział w nocy na zrzuty, to też była wspaniała historia. Nie pamiętam, którego dnia sierpnia na Placu Napoleona, obecnym Placu Powstańców, w nocy zapaliło się trzy ogniska. To był sygnał, że mają nastąpić zrzuty i samoloty leciały bardzo nisko, tak że myśmy się po prostu bali, że zahaczą o Prudential. Zrzucili wtedy między innymi broń, do której nie było naboi, ale najtragiczniejsze było to, że widzieliśmy jak jeden z tych samolotów później został trafiony już odlatując. W tamtym okresie, pamiętam jak przyszli pierwsi ludzie z Woli, między innymi od nas przyszedł z BIP „Błażeja”, Staszek Ziębicki, zresztą ze „Sztuki i Narodu” i przyszedł sierżant, który nie pamiętam, jak się nazywał... Był w Halach Mirowskich wieszany przez Niemców, udało mu się urwać jakoś i miał ślad na szyi po tej szubienicy. Opowiadał właśnie o tych wszystkich strasznych rzeczach, które Niemcy wyczyniali w okolicy Hali Mirowskiej. „Błażeja” jakoś piwnicami przedostał się i już nie wrócił na Wolę.
Warszawa, 16 maja 2007 roku

Rozmowę prowadziła Urszula Herbich.

http://ahm.1944.pl/Halina_Szwykowska_(W ... _Laskowska)/13/?q=so%C5%82tan