Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Fenomen kresowego zaścianka

7.10.2012 14:30
FENOMEN KRESOWEGO ZAŚCIANKA

We współczesnej Polsce pytanie o zaścianek szlachecki może wzbudzić zaskoczenie lub co najwyżej skojarzenie z filmem (nie poematem) „Pan Tadeusz”. Oczywiście u tych, którzy byli na nim w kinie… Być może nieco inne reakcje nastąpiłyby gdyby takie pytanie padło na północnym Mazowszu lub północno-wschodnim Podlasiu. W tych bowiem stronach spotkać można wioski przynajmniej częściowo zamieszkałe przez potomków szlachty zagrodowej, zwanej kiedyś także szaraczkową albo chodaczkową (z powodu niezamożności nosiła ubogie szare ubranie oraz trzewiki – chodaki zamiast skórzanych długich butów).

Wieś szlachecka zatem, jako pojęcie i fakt, gdzieniegdzie jeszcze występuje. Zaścianek natomiast jest już praktycznie nieznany. Nikt też z zaściankowym szlachectwem nie skojarzy już tak wydawałoby się prostego pojęcia jak okolica. Od czasów gdy w polskich programach szkolnych trwałym kanonem stała się narodowa epopeja „Pan Tadeusz”, całe rzesze polonistów analizujących rokrocznie wraz z uczniami strofy i pojęcia użyte przez Wieszcza, raczej nie poświęcają uwagi rozbiorowi takiego oto zdania : „(…) cała pomni okolica, co tu zrobił nieboszczyk – pan Jacek Soplica”.

Jacek Soplica hulał po okolicy litewskiej, w zaściankach (jak je dzisiaj w III RP – tej współczesnej Koronie nazywamy), gdzie Soplicowo sąsiadowało z Hreczehami, Biergielami czy Podhajnami, istniejącymi do dnia dzisiejszego kołchozowymi posiołkami na terenie obecnych powiatów Nowogródzkiego i Korelickiego w obłasti Grodzieńskiej, czyli w centrum przedwojennego województwa Nowogródzkiego.

W przeciwieństwie do współczesnej Polski, na dzisiejszej Białorusi, pod Grodnem, Nowogródkiem, Lidą, Baranowiczami oraz Stołpcami pojęcie okolica kojarzone jest jednoznacznie. „To nie wioska! To okolica!”- zaznacza Tadeusz Bohatyrowicz z nadniemeńskich Bohatyrowicz, prostując sformułowanie wrocławskiej dziennikarki telewizyjnej Ewy Straburzyńskiej (lato 1998). „To widać, że ładna okolica, panie Tadziu” – odpowiedziała pani Ewa, dalej mając na myśli nie osadę lecz teren w jakim jest usytuowana.

Tymczasem pojęcie, o którym tutaj mowa, także 100 lat temu było niezrozumiałe dla Koroniarzy. Realizujący na zamówienie warszawskiego „Tygodnika Ilustrowanego” opis mickiewiczowskich miejsc na Litwie jak nazywano styk terytorium Nowogródczyzny i Wileńszczyzny (współcześni nie zauważali żadnej istotnej granicy między tymi obszarami – nota bene: cztery piąte przedwojennej polskiej Wileńszczyzny znajduje się obecnie w granicach Białorusi) wileński dziennikarz i krajoznawca, Napoleon Rouba, przybliżając królewiakom okolice Zaosia, o okolicy – w odróżnieniu od bardziej znanego zaścianka – tak napisał (1898): „Zaczątkiem każdego zaścianka była zawsze pojedyńcza osada, nadana bądź przez panującego, bądź też przez magnata służebnemu szlachcicowi za zasługi. Z biegiem czasu ród rozradzał się, a w miarę tego liczba osad zwiększała się, lecz osadnicy nosili wspólne nazwisko… i należeli do jednego rodu…

Okolica zaś powstawała przez zbiorową kolonizację drobnej szlachty; czyli innymi słowami: o k o l i c a to wieś szlachecka, z tą jednak różnicą, że w okolicach przemaga system pojedyńczych kolonii” (N.Rouba, Śladami Wieszcza. Opracował i uzupełnił przypisami Zdzisław J. Winnicki, Wrocław 1999, s. 69). Cytowany autor, dookreślając pośrednio status opisywanego oraz egzystującego zjawiska społecznego (publikacja w prasie zaboru rosyjskiego) dodaje zarazem: „Nie brak przykładów, że za panowania Mikołaja I-go (lata 1825-1855 – Z.J.W.) wiele okolic, których mieszkańcy nie zdołali udowodnić swoich praw do szlachectwa, zostało zamienionych we wsie a szlachta w chłopów(… )”.

Pomijając samą kwestię szlachetnego urodzenia, wieś i okolica rozróżniane są przez wtajemniczonych i… miejscowych na pierwszy rzut oka, o ile oczywiście mieszkają w nich potomkowie pierwotnych mieszkańców oraz jeśli zachował się podstawowy zrąb zabudowy. Na Białorusi, bo ten przykład tutaj przytaczamy, na ogół różnią się od siebie także wsie polskie i białoruskie, czy raczej katolickie i prawosławne. Zauważyli to ci wszyscy, którzy nawiedzili miejsce powstania największego dzieła Elizy Orzeszkowej. W Bohatyrowiczach osady (domostwa) ustawione są rozmaicie, według pomysłu właściciela. Stoją na ogół frontem do gościńca (nie mylić z ulicą) i w większości mają ganeczki.

W Bohatyrowiczach, okolicy nie ma typowej wiejskiej ulicy, są dojścia, a poszczególne posesje nie mają numerów, bo nie stoją w rzędach. Tuż obok Bohatyrowicz, kilkaset metrów za ruiną Korczyna, zachowała się w niemal pierwotnym kształcie była dworska (rodziny pani Elizy – Kamieńskich) wioska Miniewicze. Prawosławna i białoruska. Usytuowana w rzędzie, wzdłuż wiejskiej drogi – ulicy. Domy ponumerowane, ustawione nie frontem lecz szczytem do drogi. Praktycznie żaden nie ma ganku. Wszystkie pierwotnie (a w większości i obecnie) składają się z trzech integralnie zespolonych w jednym obiekcie segmentów: pierwszy, ten najbliższy drogi, mieszkalny, drugi – gospodarczy – drewutnia itp. i trzeci – obórka. Tradycyjna, katolicka wioska polska na Białorusi jest podobna do Miniewicz, z tym, że domy ustawione w ulicówkę, także szczytami do drogi, mają ganeczki, a część gospodarcza znajduje się osobno, w głębi podwórka. Klasycznym przykładem takiej osady jest wioska Starzynki nieopodal Iwieńca, obecnie w obwodzie mińskim.

Tak więc, po tym co wyżej powiedziano, wiemy już, co to była za okolica, w której znany był pan Jacek Soplica. Tak okolica postrzegana jest na Litwie białoruskiej. Dla porównania – opisy osad szlacheckich z terenów Litwy w jej dzisiejszych granicach, jakie zostawił nam Henryk Sienkiewicz w „Potopie”, dotyczą w przeważającej mierze zaścianków a nie okolic.

To, że okolice na Białorusi przetrwały jako fakt i świadomość, to fenomen graniczący niemal z cudem. Zdeklasowana jeszcze za caratu szlachta, wegetująca ekonomicznie, gnębiona jako grupa wyznająca katolicyzm, dziesiątkowana i wywłaszczana ze swych małych gospodarstw za udział w Powstaniach XIX wieku, doprowadzona do stanu formalnie niczym nie różniącego się od prawosławnych sąsiadów – wieśniaków (z wyjątkiem ograniczeń katolickich – np. zakaz nabywania ziemi), wyniszczona w okresie pierwszych sowietów, okupacji niemieckiej oraz przez cały okres powojennej BSRR – przetrwała! Nie ma jej na dzisiejszej Litwie – w Republice Litewskiej, nie ma na Ukrainie, nie ma wreszcie w obecnej Polsce! W krainie rodzinnej Adama Mickiewicza ciągle jest! Bohatyrowicze są fenomenem, jako oryginalne świadectwo realności „Nad Niemnem”. Nie są fenomenem w ogóle, bo nie są jedyne.

W bezpośredniej bliskości tej okolicy, na styku rejonów – powiatów grodzieńskiego, mostowskiego oraz wołkowyskiego są jeszcze: Zaniewicze, Ejsmonty, Poczobuty. W powiecie lidzkim, niedaleko Bieniakoni, są Wojdagi. Okolice są też w rejonie Baranowicz. To wszystko są żywe – na początku XXI wieku – wcale nie relikty społeczności, mającej swe korzenie wprost w XVIII-wiecznej I Rzeczypospolitej – Rzeczypospolitej Obojga Narodów. W Bohatyrowiczach, Ejsmontach, Poczobutach, etc., etc. żyją i pracują Bohatyrowicze, Ejsmontowie i Poczobutowie (Poczobuttowie)… (Por. na ten temat: Iryda Grek-Pabisowa, Kwiryna Handtke, Małgorzata Ostrówka, Anna Zielińska „Bohatyrowicze sto lat później”, Warszawa 1998). A jak się to ma w mickiewiczowskich okolicach – zaściankach, wymienionych wprost w Epopei i do dziś pod tymi samymi nazwami egzystującymi? : „…Podhajscy, Birbaszowie, Hreczechy, Biergiele wszyscy Sędziego krewni albo przyjaciele.”

Tuż pod miasteczkiem Mir (Adamowe Horeszkowo) są Birbasze, gdzie egzystują cegielnie (z tutejszej gliny pochodzi budulec na większość lokalnych obiektów, w tym na budowę i obecnie odbudowę mirskiego zamku). Pomiędzy Cyrynem a Worończą egzystują Hreczechy, Podhajny oraz Szantyry, czyli (do połowy lat 50. XX wieku) – Soplicowo. Ale nie ma w nich Hreczechów (rodzina Wojskiego), Podhajskich, ani tym bardziej Sopliców. Nie ma też praktycznie katolików – Polaków…

Skąd ta asymetria? Przyczyny są i dalekie (czasowo) i stosunkowo bliskie. Te ostatnie to eksterminacja sowiecka i niemiecka z lat 1939-44 oraz ekspatriacja po roku 1945. Reszty dokonała przymusowa de facto asymilacja – najpierw do tutejszości, a następnie do białoruskości. Zaścianki podnowogródzkie, jeszcze za Polski często mówiące na co dzień po prostemu, w latach okupacji były jeszcze masowo zasiedlone przez miejscowych Polaków, potomków „sąsiadów sędziego Soplicy”. Wyraźnie zaświadczają o tym meldunki wywiadu Armii Krajowej. Przyczyny dalekie – to te, które miały początek w przymusowej deklasacji, o której wspominał Napoleon Rouba oraz niemal jednoczesnej kasacie Unii Brzeskiej, czyli dekatolizacji obszaru po roku 1839. Okolice Worończy, Cyryna, a zatem Zaosia, Hreczechów i Podhajny, były do tamtego czasu unickie. Przymusowo schłopione, zawrócone na prawosławie, stały się tutejsze, a w konsekwencji – białoruskie. Dzisiejsze Hreczechy to marny kołchozowy posiołek, choć położony w pięknej, typowo nowogródzkiej, pagórkowatej, leśnej i jeziorkowej krainie. W Hreczechach, skąd pochodziła narzeczona „…Sędziego… Panna Marta… nadobna Wojszczanka przyjaciela mojego córka, Hreczeszanka”, o tej rodzinie, o Hreczechach, jak osobiście sprawdziłem, nikt z dzisiejszych mieszkańców nie słyszał. Tak samo w nieodległych Podhajnach, marnej choć posiadającej brukowaną drogę wioszczynie, tonącej w błocie, nikt nie wie o mickiewiczowskich Podhajskich.

Uprawniony wniosek nasuwa się jeden – tam gdzie utrzymał się katolicyzm, w jedynym tutaj dopuszczalnym (choć dyskryminowanym do 1905 roku) rycie – łacińskim, tam – mimo formalnego schłopienia – utrzymała się okoliczna świadomość – polska i zaściankowo-szlachecka. Są to tereny zachowanej na Białorusi polskości, czyli na północnym (powiaty nowogródzki, lidzki, mostowski) i zachodnim (część powiatu grodzieńskiego) brzegu Adamowej rzeki domowej – Niemna.

A Soplicowo – Szantyry? To już zupełna historia. Z całej okolicy pozostał ślad po dworku (?) na niewielkim pagórku oraz – nieopodal – porosłe chaszczami, opustoszałe i rozwalające się drewniane domki. I… jedno polskie gospodarstwo (!), w którym samotnie wśród dookolnej ruskości mieszka pani Janina z Dmochowskich Małachowska! Ona wie o okolicy! Tylko ona jedna. (O tych i podobnych osobliwościach Nowogródzkiej strony traktuje szerzej wydane przez Oddział Dolnośląski Stowarzyszenia Wspólnota Polska, uwspółcześnione opracowanie reportaży Napoleona Rouby pt. „Śladami Wieszcza” op. cit.)

Pytani o nią białoruscy i rosyjscy sąsiedzi z pobliskich chutorków udają, że nie wiedzą o kogo chodzi. Jakby to było dobrze, gdyby te ostatki, fenomenalne cudowne relikty-łączniki między I a III Rzecząpospolitą i Wielkim Księstwem zarazem, opisać, udokumentować i zaprezentować Polakom – Europejczykom, jako trwające wiano cywilizacyjne. Żyje bowiem tak pięknie przypomniana przez Andrzeja Wajdę literacka i ekranowa wizja okolicy z „Pana Tadeusza”, ale także – jak się okazuje – żyją też ostatni już chyba potomkowie sąsiadów Sędziego Soplicy! Sursum corda i… do korda!?

Źródło: Zdzisław Julian Winnicki, „Szkice i obrazki zaniemeńskie”, Wrocław 2000, s. 161–171


Za - http://kresy24.pl/15881/fenomen-kresowego-zascianka/