Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Antoni Edward Odyniec - przyjaciel Mickiewicza

29.06.2009 21:51
Antoni Edward Odyniec - poeta i pamiętnikarz

W młodości Odyniec poznał i zaprzyjaźnił się z Adamem Mickiewiczem, z którym odbył długą podróż po Europie. Jej owocem były barwne "Listy z podroży", które przyniosły mu miano jednego z najciekawszych pamiętnikarzy swej epoki. W tym roku mija 205. rocznica jego urodzin.

"Jedną z najwybitniejszych cech charakteru Odyńca jest zupełny brak zazdrości, jaka cechowała Juliusza Słowackiego, brak pychy, która nieraz ogarniała i wielkie umysły, i zarazem zupełne poniżenie swoich zasług osobistych. Odyniec wszędzie powtarza, że mu 'Bóg od młodu/ Dał stać i krążyć z daru swej łaski,/ Śród mistrzów pieśni, śród słońc narodu,/ I tchnąć ich ogniem, wsiąkać ich blaski'. (...) Prace jego w przeciągu więcej niż 60-letniego okresu zdołały mu zapewnić i zaznaczyć odpowiednie stanowisko w dziejach umysłowego rozwoju naszego społeczeństwa w wieku teraźniejszym, nie zważając na to, że działalność Odyńca wypadła na czas najświetniejszego rozkwitu naszej poezji" - pisał w 1881 roku Stanisław Ptaszycki w tekście "Antoni Edward Odyniec. Wspomnienie jubileuszowe".
Urodził się 25 stycznia 1804 roku w Giejstunach na Wileńszczyźnie. Nauki pobierał w szkole w Borunach, prowadzonej przez Ojców Bazylianów, i na stancji. W roku 1820 rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie Wileńskim. Tu poznał Adama Mickiewicza i wstąpił do stowarzyszenia Filarertów. Po wykryciu ich przez władze carskie parę miesięcy spędził w więzieniu, w jakie z woli Nowosilcewa został przekształcony klasztor bazyliański w Wilnie, gdzie w 1824 roku powstała jego "Pieśń Filaretów". Uniknąwszy zesłania, Odyniec mógł kontynuować naukę, a otrzymawszy tytuł kandydata obojga praw, w roku 1826 na zaproszenie hrabiego Stanisława Zamoyskiego, wyjechał do Warszawy, gdzie mieszkał do 1829 roku. Wcześniej, bo w latach 1825-1826 wydał swoje dwa tomiki "Poezji".

Wspólna podróż
Drogi Mickiewicza i Odyńca splotły się raz jeszcze w Petersburgu, gdzie zrodził się pomysł odbycia przez nich wielkiej wyprawy poznawczej po Europie. Zamysł swój urzeczywistnili w latach 1929-1830. Zwiedzili Szwajcarię, Niemcy, gdzie byli obecni na jubileuszu 80-lecia Johanna Wolfganga Goethego, potem dotarli do Włoch. "Już w maju 1829 roku Odyniec wyrusza do Petersburga, gdzie zastaje Adama i tu wraz z nim układają plany dalszej podróży. Za dwa tygodnie Odyniec powraca do Warszawy, aby stamtąd stanąć na 10 sierpnia 1829 roku w Karlsbadzie, skąd już razem z Mickiewiczem podążyli w ową sławną podróż. Tu Odyniec zupełnie się zbliżył do Mickiewicza, który robił go powiernikiem najwznioślejszych swych myśli" - pisze Ptaszycki. Po pobycie we Włoszech - jak pisze Henryk Mażul w "Tygodniku Wileńszczyzny" - raz jeszcze przebywali w Szwajcarii, zwiedzając ją częściowo wraz z poznanym wtedy Zygmuntem Krasińskim. Tu też po czternastu miesiącach wspólnej wyprawy, wspieranej finansowo przez Antoniego Edwarda, przyjaciele się rozstali. Przeżycia, jakich wspólnie doznali, spisał po latach Antoni Edward Odyniec w czterech tomach "Listów z podróży", napisanych w konwencji powieści biograficznej, oraz we "Wspomnieniach z przeszłości opowiadanych Deotymie". Chociaż nie zawsze są one wiarygodne i trzeba do nich podchodzić z dozą krytycyzmu, to jednak odsłaniają wiele faktów z życiorysu Mickiewicza i są cennym świadectwem tamtych czasów. Mimo tego - jak pisze we wstępie "Listów z podróży" Wincenty Korotyński - że "autor wprost przystępując do opowiadania wypadków, nie przygotowuje do nich czytelnika obrazem uczuć i stosunków, z których się owa podróż wywiązała i któremi od początku do końca była karmiona", to i tak dzieło to zasługuje na uważną lekturę.
Warto przytoczyć tutaj chociażby fragment listu, jaki 24 sierpnia 1829 roku pisał Odyniec z Weimaru do Juliana Korsaka. Czytamy w nim: "Nie darmo jestem w stolicy poezyi; pływam tu w niej jak szczupak w morzu - i to wody słodkiej, nie słonej. Jestem z Adamem; widuję Göthego, (co dzień z parku z ławki Szyllera, jak chodzi po swoim ogródku); stąpam po śladach Szyllera, Wielauda, Herdera; czytam ich poezye z panią Teressą; słucham muzyki jej i Hummla, (z którym, jako najdawniej znajomi już z Drezna, odwiedzamy się tu nawzajem); śpiewu jej i kamrnersangera, pana Moltke, (który u niej codziennym jest gościem); chodzimy co dzień razem na Vogehviese, zwiedzamy okolice miasta, a jeśli nie jesteśmy zaproszeni gdzie razem, albo nie idziemy na teatr, to wieczorem, przy dźwiękach muzyki lub śpiewu w salonie, z balkonu otoczonego kwiatami, i oddychając ich wonią, admirujemy gwiaździste niebo, dziękując mu za prześliczną letnią pogodę, która już trwa od dni kilku, a tak wpływa na humor i myśli, że za każdym ich zwrotem na siebie, z ust i z serca wyrywa mi się gwałtem Szyllerowski wykrzyknik Pozy: 'Das Lehen ist doch schön!' - Adam pewnie czuje to samo; bo choć często, w roli Mentora, grozi mi przyśpieszonym wyjazdem, widzę, że się sam wcale ku temu nie kwapi; i dla tego też, zamiast oppozycyi, odpowiadam zwykle najobojętniej: I owszem! Ruszaj zaraz pożegnać panią Ottilię i za mnie, a ja tymczasem upakuję rzeczy. Adam spogląda na mnie, kręci głową, uśmiecha się, i daje pokój. I nie wątpię ani na chwilę, że koniec końców spełni się wola pani Ottilii, (a i moja in petto), aby tu zostać jeszcze przynajmniej do 28 b.m., to jest do osiemdziesiątej rocznicy urodzin Göthego, która ma tu być nader świetnie obchodzona, i na którą z różnych stron Niemiec spodziewają się deputacyi: od uniwersytetów, teatrów, i różnych korporacji uczonych. Tymczasem, przez te dni kilka my byliśmy jedynymi tu gośćmi, co się rzadko zdarza w Wejmarze; i to zapewne musiało się przyczynić niemało do tej uprzejmości ogólnej, która nas tu wszędzie spotyka".

Powrót do kraju
W 1831 roku Odyniec osiadł w Dreźnie, gdzie zajął się tłumaczeniami dzieł m.in. Waltera Scotta i George'a Byrona. Współredagował także Bibliotekę Klasyków Polskich oraz pisał do "Przyjaciela Ludu" wydawanego w Lesznie. W 1837 roku wrócił do Wilna. Tutaj redagował Encyklopedię Powszechną Glücksberga, a następnie przez wiele lat współpracował z "Kurierem Wileńskim". Na okres działalności redaktorskiej w Wilnie przypadają dramaty "Felicyta" i "Barbara Radziwiłłówna". Jednocześnie Odyniec pracował nad kolejnymi tłumaczeniami, pisał wiersze i teksty publicystyczne. Przepojony od dzieciństwa duchem religijnym i patriotycznym nie przestał zagrzewać nim serca Polaków. W wierszu "Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy...", pisze:

Jeszcze Polska nie zginęła,
póki my żyjemy,
Póki duchem, którym tchnęła
i my tchnąć będziemy.

Moc nasza z Boga,
w Nim żywot i droga,
Za Jego przewodem
znów będziem narodem.

Jako kościół na opoce
polska wiara stała,
Z wiary były jej owoce,
jej wolność i chwała.

Miłość tylko z nią łączyła
ościenne narody,
Nie jarzmo im narzuciła,
lecz niosła swobody.

I choć Bóg nas ciężką karą dotknął dziś z kolei,
Póki mamy wiarę, miłość,
nie traćmy nadziei.

Z nich zdobędziem cześć u ludzi, jak męczennik w grobie,
A Bóg sam nas z martwych wzbudzi na świadectwo sobie.

Bo jak bez sprawiedliwości przyjść królestwo Boże,
Tak też świat przyjść do wolności bez Polski - nie może.

W 1866 roku Odyniec ponownie zamieszkał w Warszawie, gdzie redagował "Kuriera Warszawskiego" i współpracował z "Kroniką Rodzinną", drukując w niej wspomniane wyżej "Listy z podróży" (1867-1878) i "Wspomnienia z przeszłości opowiadane Deotymie" (1879-1883). Przywołajmy raz jeszcze słowa Stanisława Ptaszyckiego, który opisuje, jak wielkie uznanie zdobyły wśród rodaków wspomnienia Odyńca z podróży z Mickiewiczem: "Po objęciu redakcji 'Kroniki Rodzinnej' przez panią Borkowską, Odyniec przyjął czynny udział w tym wydawnictwie i rozpoczął druk listów swych z podróży, pisanych do J. Korsaka i J. Chodźki. Tu możemy powiedzieć słowami Deotymy: 'Listy z podróży obiegły kraj cały,/ Wszędzie witane, jak list przyjaciela;/ Zdrowie z nich tryska, jak aromat z ziela,/ Dowcip z nich puszcza, niezatrute strzały./ (...) Bo toż to była podróż nad podróże/ Gdy dwaj lutniści, płomienni i młodzi,/ W kwiatach doliny i w gruzach na górze/ Śledzili drożyn, gdzie duch dziejów chodzi (...)/ To też nikt głębiej nie znał Mickiewicza,/ Nikt nas tak z jego nie zapoznał licem,/ Ale te rysy rozpierzchłe są szkicem:/ Ach! Gdybyś zechciał zdjąć całość oblicza?'. W tych wyrazach jest najlepiej nakreślone znaczenie tych listów i przyczyna, która wywołała taki zachwyt i takie przyjęcie listom - listy obiegły kraj cały, jak listy przyjaciela, bo one zapoznały nas z licem Mickiewicza, z jego życiem zewnętrznym i wewnętrznym". I Ptaszycki dodaje dalej: "W swoich listach przedstawił nam Mickiewicza nie tylko w szlafroku, ze strony zewnętrznej, ale jako człowieka moralnego, myśliciela i poetę. Z listów widzimy, że Mickiewicza cechowała niezrównana iście dziecinna prostota; skromność unikająca wszelkiego poklasku; szlachetność, niepomna uraz i krzywd doznanych, cześć Boga i miłość ku światu całemu. Odyniec ze czcią podziwia w nim pamięć kochającego serca, które wszystkich i wszystko ogarnia, co się łączy z obrazem jego stron rodzinnych, nic zgoła nie odnosząc do siebie".
Antoni Edward Odyniec zmarł 15 stycznia 1885 roku w Warszawie. Uroczystości żałobne w kościele Świętego Krzyża oraz pochówek na Powązkach ściągnęły liczne tłumy. Na szarfie jednego z wieńców widniał napis: "Przyjacielowi Adama Mickiewicza". Na zakończenie przytoczmy wiersz pt. "Cudowny medalik" autorstwa Odyńca, w którym odzwierciedla się jego wielka miłość do Boga, Najświętszej Panny i Ojczyzny:

Gdy król Jan Kazimierz krajem tym władał, rozliczne klęski w nim były;
Bo aż z stron pięciu wróg nań napadał, wewnątrz niezgody niszczyły.
I kto czuł tylko, w jakiej kraj męce, spieszył i gromił nią wroga.
Z owego czasu treść tej powieści, w niej jest prawdziwe zdarzenie,
Jak wszechmoc Boska pośród boleści cudowne zsyła zbawienie.
Już wieść za wieścią po kraju goni: kto kocha Boga, niech dąży!
Kto kraj miłuje, niechaj go broni,
nim go wróg zewsząd okrąży!
Słysząc te wieści staruszka wdowa z żalu o syna łzy leje.
"Któż mnie przez resztę życia uchowa? Kto ziści moje nadzieje?
Lecz darmo! Próżno jakbym płakała, chociaż jednego mam syna.
Czyliż go w domu będę trzymała, gdy jest w nieszczęściu kraina?
Bądź zdrów, mój synu! Patrz, jak pożogi kraj nasz oblały dokoła;
Idź bronić króla, idź gromić wrogi, tam cię Ojczyzny głos woła.
Szczupły węzełek weź na wydatki i tę pamiątkę wsławioną
Cudami Boskiej Najświętszej Matki, ona ci będzie obroną".
Tu żegna syna, medal na szyi wiesza mu srebrny, niewielki,
Na którym postać Panny Maryi w tęczowe lśniła sukienki.
Poszedł młodzieniec w wojska szeregi, tam różnych losów doznaje.
Poszedł daleko nad morza brzegi i w obce dostał się kraje.
Raz się zdarzyło: forteca stała, w niej Szwedów ogromne siły.
A że sześć szańców naokół miała,
co wstępu do niej broniły.
Pięć już zdobyto, bój wrzał straszliwie i setki wrogów padało;
Lecz nasz młodzieniec, walcząc szczęśliwie, świeżą znów okrył się chwałą.
"Ten jeszcze szaniec zdobyć nam trzeba" krzyknął i w wielkim zapale
Rzuca się naprzód jak piorun z nieba i staje pierwszy na wale.
Lecz gdy nasz młodzian nieustraszony w zdobytym szańcu bój zwodzi,
Strzał przeciwnika celnie zmierzony w same go piersi ugodził.
Upada rycerz wśród braci żalu, ucierpi chwilę na zdrowiu,
Ale żyć będzie, bo na medalu oparł się pocisk z ołowiu.
A kiedy mundur na nim rozpięto, wokoło koledzy stali;
Ujrzeli blaszkę od kuli zgiętą, na niej te słowa czytali:
"O Patronko wiernych święta! Maryjo bez grzechu poczęta,
Prosimy Ciebie ze łzami, módl się do Boga za nami"!


Piotr Czartoryski-Sziler

www.naszdziennik.pl

[]