Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Poselstwo ks.Mniszka z córką Maryną do Moskwy 1605 r

26.05.2009 12:17
POLSKA A
MOSKWA
W PIERWSZEJ POŁOWIE WIEKU XVII.
DYARYUSZ
WACŁwA
DYAMENTOWSKIEGO
(1605-1609),

W listopadzie r. 1605 udał się
Jerzy Mniszech do Kra-
kowa, na ślub córki swej Maryny z Dymitrem , carem mo-
skiewskim, a w marcu roku nast
pnego wyjechał z nią razem
do Moskwy, ażeby wziąć udział i w tamtejszych uroczysto-
ściach weselnych.
W podróżach tych towarzyszył panu wojewodzie liczny
orszak sług i domowników. Pomiędzy innymi był w gronie
tem także Wacław Dyamentowski, autor niniejszego dyaryusza.
O poprzedniem życiu jego tylko nader skąpe posiadamy
wiadomości.
Pochodził on z starej, chociaż niezamożnej rodziny Mu-
tynów herbu Drya, która
dopiero w połowie wieku XVI-go
przybrała nazwisko Dyamentowskich l); urodził się w r. 1532.
Gniazdem jego rodzinnem była wieś Skoków, położona w ów-
czesnym powiecie lubelskim 2), a dzisiejszym nowoaleksandryjskim

W dzienniku tym opisał on nie tylko owe uroczystości
weselne, ale nadto prawie dzień za dniem zapisywał, co
tylko ważniejslego wydarzyło się tak w ciągu podróży tych,
jak w ogóle podczas pobytu ich w Moskwie.
Jako domownik Mniszcha z nim razem przez dwa lata
prawie przebywał w Jarosławiu. Z końcem maja r. 1608 wy-
wieziono wprawdzie Mniszchów do Moskwy, jednak Dyamen-
towskiego, wraz z partyą 160 innych więźniów polskich, za-_
trzymano naprzód w Jarosławiu, a w miesiąc później wysłano
nawet na dalsze wygnanie do W ołogdy. Ale już z początkiem
listopada t. r. obydwa te grody poddały się drugiemu Dymi-
trowi, a wtedy Polacy, więzieni dotąd na rozkaz Szujskiego ,
odzyskali wolność. Wówczas pośpieszył Dyamentowski razem
z wieloma innymi do obozu drugiego Samozwańca pod Mo-
skwę, skąd po kilkotygodniowym pobycie, wraz z wojewodą
sandomierskim, w lutym r. 1609 powrócił do Polski S).

Fragmenty

Wtem Carowa (jeszcze się nie
była nie ubrała i wszytek
fraucymer bez stowłosa byli, tylko się
ze snu porwawszy do
inderaków), usłyszawszy rozruch w zamku, wypadnie, chcąc
widzieć, co się
dzieje. Zaraz usłyszawszy złą nowinę, że cara
zabito, myślić jeła
co czynić. Zeszła na dół do jednego sklepu,
ale gdy jej tam nie radzono być, wróciła się na górę

Tam idąc, ze schodu strącili ją, nie wiedząc, kto jest, bo tak
mniemam, gdyby ją poznali, nie żywiliby jej bIli. Weszła
jednak do izby, tamże miedzy białemi głowami była. Zaraz
się też zdrajcy posypali do pałaców tamtych. Był przy Caro-
wej Jan Osmólski, pokojowy. Ten, gdy się już darli do drzwi
gankowych l), wypadł, tłukąc wszytką siłą i długo ich wspie-
rał na wschodziech , że mu w ciasnem miejscu radzić nie mo-
gli, az gdy już zemdlał, rozsiekali go na sztuki. Potem Panią
starą Chmielowską postrzelili, z którego postrzału w kilka dni
umarła, do izby wpadli, gdzie była Carowa z białemi gło-
wami. Już więcej
nie bili białych głów, tylko na łupież wpadli,
rzuciwszy się
do komor, w których sypiały. A wtem starszy
Bojarowie przypadli, pospólstwo rozpędzili, straż przystawili,
żeby już na nich targnąć się nie śmieli. Rzeczy wszytkie
i Carowej i białogłowskie do sklepów za pieczęciami pochowali-
Carową ze wszytkiemi białemi głowami do inszej izby
sprowadzili, tak tylko w inderakach a płaszczykach, ubezpie-
czywszy się, że im się nic nie stanie.
To jedni w zamku l) robili, a owdzie drudzy ubiegli staj-
nie, które były także w zamku, za Pana Wojewodzinym dwo-
rem, przez ulicę. Tam 25 człeka pacholików i woźnic, tak
Pańskich, jako i naszych służnych, zabili, koni 95 wzięli.
Jeden chromy był i tego obłupiwszy, na ćwierci porąbali i za-
brali. Pan Wojewoda jeszcze nie wiedział o Caru, tylko wi-
dząc już to, co się dzieje, zwątpił o swem zdrowiu. Ratować
tamtych trudno było, bo wrota zatarasowane byly; oni z ulice
zawalić je kazali, a my w dworze się zaparli. Więc niewiele
nas było w dworze, bo warta, skoro dzień, do gospód ode-
szli, a drudzy nastąpić nie przyspieli. Jużby byli radzi wszyscy
do dwora i już byli pod chorągiew stanęli, ale ich nie pu-
szczono.
Zołnierze, na swych stanowiskach będąc, stanęli pod
chorągiew, tak tylko, jako wsiedli, chcieli się przebijać do
zamku, ale trudno było. Kobyleniem zastawiono ulicę i moc-
nym ludem opatrzono, jednak uderzyć na nich nie śmieli,
tylko stanowiska ich ubieżawszy, konie, czeladź i wszytkie
rzeczy rozszarpali, a oni tak do czasu w sprawie stali. l tak
tylko z sługami i z komornikami, a z drobną czeladzią został
Pan Wojewoda w swym dworze. Byliśmy jednak gotowi się
bronić, tegoż się spodziewając, co się drugim stało w oczach
naszych. Już bylo działo narychtowane prawie w okna ku
nam, drugie pod mury zatoczono, tylko żeśmy mieli sklepy
miąższe, murowane, w których niełacnoby nas dobyć mogli,
chyba wielką mocą. Już byli i kamienie na dwór poczęli
miotać, cisnąc się na parkany i strzelców zakradło się było
niemało dziurą od czerńców, o którycheśmy nie wiedzieli.
A wtem Bojarowie, przyjechawszy do wrót, zawołali, żeby
kogo starszego Pan Wojewoda posłał do Panów Dumnych.
Nie ufaliśmy im, przeto dali zakład, bojarzyna jednego,
który miał pod sobą 500 strzelców. Posłał tedy Pan Wojewoda
sługę swego starszego, Stanisława Gogolińskiego. Przesadziliśmy
go przez parkan, bośmy wrót otwierać nie śmieli, na którym
gdy zbroję obaczyli, rozumieli, że tam między nami ludu
zbrojnego wiele było. Ten gdy przyszedł przed Pany Dumne,
uczynił rzecz jeden Senator do niego, Tatyszczew przezwi-
skiem, który też był przedniejszym zdrajcą i autorem tej
sprawy, pokazując to i wywodząc, że Bóg Wszechmogący
ma w opatrzności wszelkie Królestwa i wedle upodobania
swego niemi rządzi, a bez woli onego nic się w nich nie
dzieje, przeto i tu, cokolwiek się stało, wszytko z woli Bo-
żej się stało. Zmiennik ten, który był państwo nasze posiadł,
iż go niesprawiedliwie nabył, nie poszedszy z pokolenia car-
skiego, przeto się z niego niedługo cieszył. Dziś żywota jego
koniec i państwa przyszedł. A Pan twój słusznieby tego z nim
wespół przypłacić był miał, ponieważ on był jego opie-
kunem, on go tu naprzód w ziemię naszę wprowadził, on
przyczyną był wszytkich przeszłych wojen i szkód, on ziemię
spokojną rozburzył i zamieszał. Ale że go Bóg zachował tego
dzisiejszego niebezpieczeństwa do tej godziny, niech chwali
Boga, już się dalej nic nie bojąc, aby go co potkać miało.
I córkę jego ze wszytkiemi zachowaliśmy zdrowo. Idźże, a po-
wiedz to Panu swemu.
Dopierośmy wtenczas, kiedy przyszedł, zrozumieli i uwie-
rzyli, że Cara zabito. Z jednej strony żal wielki, z drugiej
strony jakakolwiek pociecha, że nas uprzezpieczono pokojem.
Jednak potem jął się był lud barzo naciskać ku dworowi, aż
prawie na parkany leźli, przeto znowu słał Pan Wojewoda
tegoż Pana Gogolińskiego, żeby się nie kazali pospólstwu na-
ciskać, bo acz nie mieszamy się w tę sprawę, jednak w ża-
łości swej nie otrzymamy się dalej, gdyż nie żal mi będzie
poczciwie umrzeć. Zaraz tedy pospólstwo odpędzono i strzel-
cami dwór dla przezpieczeństwa otoczono. Jednak przecię
z kupy pospólstwa wyciągnął któryś strzałą z łuku, która na
łokieć tylko od głowy Pana Wojewody, nad nim w ścianę
utknęła. Potem się Pan Wojewoda na ganek więcej nie
ukazował.
Tylko cośmy się trochę uspokoili, alić znowu we wszy t-
kie dzwony uderzono i z dział bić poczęto. A ono wtenczas
Ksiąięcia Wiśniowieckiego dobywali wszytką mocą. Ten, gdy
już chcial ze wszytkimi sługami i czeladzią konno do zamku
albo w pole bieżeć, nie wiedząc, co się dzieje, ale gdy mu
dano znać, ie już i Cara zabito i Polaków niemalo zginęło,
widząc, że już nie było po co jeździć, kazał konie postawić,
a sam się umyślił bronić z domu. Acz go już było uprzez-
pieczono pokojem i przystawów kilka dano, jednak gdy się
pospólstwo nacisnęło, wpadli w dwór dla łupów. Książe, spo-
dziewając się, że po rozszarpaniu rzeczy i samemu się dostać
miało, krzyknąwszy na czeladź, uderzył na nich. Tam gdy
radzić nie mogli, wskok zatoczywszy działa, strzelali do gma-
chów. Oni Łeż przecię się bronili i do 300 Moskwy pozabijali,
którym jeszcze puszkarz pomógł na śmierć złem wyrychtowa-
niem działa; co miał do ściany uderzyć, to on w ichże,
Moskwę, poniżył i uczynił czystą dziurę w nich. Sam Książe
bił ich z łuku nienajgorzej. Widząc tedy Szujski, że ludu
wiele upadło, skoczył sam (ten to Carem został), krzyknął
na Książę, ieby się hamował, wyjąwszy krzyż pocałował,
ślubując mu pokój. Uwierzył mu Książę i puścił go od siebie.
W szedszy w dom, płakał barzo, widząc tam barzo wiele Mo-
skwy pobitych, którzy się byli tyłem dla łupów przekradli.
Naszy wszytkich pobili, drudzy aż oknami skacząc, szyję ła-
mali. Bojąc się tedy Szujski, żeby co znowu nie potkało Ksią-
żęcia od pospólstwa, wziął go z sobą na inszy dwór i sługi
przedniejsze, z nim rzeczy rozebrawszy i konie wszytkie.
Siedmnaście mu człeka ubito w tym pogromie, a sługę jednego.
Do Pana Starosty krasnostawskiego jui się też poczęli
dobywać, szturmować, pod płoty kopać, ale gdy w obronie
stali, przybieżeli Bojarowie i uhamowali; potem straż koło
dwora obstawili.
Już przedtem naszych barzo wiele pobili, mianowicie na
ulicy Miekickiej, gdzie dwór Carowej stanowiska swoje mieli.
Tam najwiętszą moc obrócono, bo tam było do kilkuset Po-
laków w jednej ulicy, ale cóż potem, kiedy się nie mogli ra-
tować, bo zaraz jeszcze drudzy spali, kiedy gospody obsko-
czono wszytlde z osobna, przeto się każdy z swego dworu
bronił z czeladzią, albo który był towarzysz towarzysza bliż-
szy, przebijali się do siebie i wespół bronili. Drudzy na ulicę,
gdy im już strzelby nie stało, wypadli z ręcznemi broniami.
Legło tam Moskwy barzo wiele, bo się naszy do umoru bro-
nili, chyba których na wiarę pobrali. Odebrawszy od nich
oręże, pobili ich i tak ich najwięcej poginęło. A gdzie naszych
było w kupie kilkanaście, kilkadziesiąt, w obronnem miejscu,
nie mogli im radzić i zaniechali ich. Tam zginęli: Andrzej
Komorowski z Żywca - ten się długo i dobrze bronił z mie-
czem - Samuel Strzyżowski, Jakób Horodecki, sługa Pana
Wojewody, Stanisław Łagiewnicki, Jan Zabawski , Wojciech
Pierzcbliński, Stanisław Szumowski, Jakób Solecki - inszych
imion nie wiem - Przecławski, Gliński, Kruszyński, Marcinkowski, Gotard, Hańczyk, Kunowski, Mijakowski, Witowski,
Haler, Bobola ; z sług carskich: Skliński, Stanisław Lipnicki,
Borsza l) , Czanowicki , Iwanowski, Chrapkowski , Wąsowicz ,
Pełczyński, Haraburda , Hołownia.
Nad tymi wielkiego okrucieństwa dokazowali, bo gdy na
jednem miejscu kilku ich było, zgodzili się na to, żeby się
poddać, nie broniąc, gdyż im przysięgali, że mieli być w pokoju - a gdy się poddali, pytano ich naprzód, który więtszy
pan między nimi. Ozwali się: Skliński. Porwawszy go, rozkrzyżowali na stole, tamże obciąwszy nogi i ręce, brzuch rozprówszy, nadziali. Drugich rozmaicie katowali oprócz Borsze,
który się w inszej gospodzie bronił dobrze. Kilkakroć wypadał
z mieczem, aż go z kąta jeden postrzelił, gdy się do izby
wracał, a on się był w sieni nań zasadził. Świrski się obro-
nil. I inszych niemało na tej to ulicy pobito, a zwłaszcza pa-
cholików, wo
nic etc.
Tamże zginął Piechota, z Krosna mieszczanin, z synem
samoczwart. A których Pan Bóg zachował, ze wszytkiego ich
obnażyli. Poranionych, pokłótych, wiele ich było, co żywo
zostali. Tyraństwa i okrucieństwa srogie i niesłychane! Trupy
bezduszne, pastwiąc się nad nimi, kł6Ji, pr6li, ćwiertowali,
sadło z nich topili, w błota, w gnoj e, w wodę miotali i wsze-
lakiego nad nimi morderstwa dokazowali. Zdobycz wielką
z tamtej ulice odnieśli, bo zamożystych i strojnych wiele
tam było.
Drudzy owdzie, a zwłaszcza ta siła, co Książęcia do-
bywali, rzucili się do Pana Zygmunta Tarła, Chorążego prze-
myskiego, zaczem prędko go dobyli; nie mógł się oprzeć wiel-
kiej mocy. Samę Panią Tarłową postrzałem obrażono, czeladzi
kilkanaście człeka zabito, rzeczy wszytkie zabrano, sami tylko
w koszulach zostali. Tamże panią Herburtową toż potkało
i Pana Lubomirskiego. Ztamtąd zaraz, bo niedaleko było, do-
byli się do Księdza Pomaskiego, Sekretarza Króla Jego Mości.
Mszą na ten czas właśnie odprawował i tylko co skończył:
Ite missa estc, ostatnie drzwi wybili. Jeszcze był w ornacie.
Tamże obraz Najśw. Panny postrzelili, z aparat6w samego
obłupili, tamie przed ołtarzem zabili, a nazajutrz skonał.
Także i brata jego rodzonego i czeladzi mało co zostało; rze-
czy wszytkie rozchwycone.
Był też wtenczas Ksiądz Aleksander Sądecki, Kanonik
bobowski; ten tylko nago uszedł. Pan Bóg naprzód, a niemiecki
język ratował go, bo rozumieli, że Niemiec, ale by byli po-
strzegli, że ksiądz, tożby mu się było stało.
Na Pana Starostę sanockiego nie rzucili się, bo tam wie-
dzieli o żołnierzach. Tamże się do niego zbiegli: Pan Niemo-
jewski, Podstoli koronny, Pan Korytko, Pan Wolski, dla sna-
dniejszej obrony; zaczem wiedząc ludzi niemało w sprawie,
nie śmieli uderzyć na nich, tylko jeden niecnota samemu
Panu Staroście ugodził strzałą nad głową i mało go chybił,
a wtem od Bojar przystaw6w i strzelcow dano dla obrony.
Pan Starosta łukowski, obaczywszy rano tumult i roz-
ruch, uszedł do Pan Posła dla rady; i inszych się niemało tam
zbiezalo. Pan Poseł, jako człowiek cnotliwy, wszytkich z nie-
bezpieczeństwem kazał w dwór puszczać i po tym rozruchu
długo ich miał na swym chlebie i o nich się opierał. Jednakże
potem wydać ich musial, a Dwór Poselski w pokoju był za-
chowany.
Na Panów Stadnickich rzucili się, ale tam nic nie wskó-
rali. Bronili się dobrze i potężnie, zaczem musieli ich zanie-
chać, a złodzieje na nich nagorszy byli, co ich z turmy wypu-
ścili, których oni przedtem karmili w turmie, dostatkami
opatrowali i pieniądzmi i tak im za ono ich dobrodziejstwo
oddawali, tam nabarziej szturmując, ale ich Bóg obronił.
Pani Starościna sochaczewska, obaczywszy tumult, w go-
spodzie się swej zamknęła i z sługami swymi na górze, gdzie
jej nie dobywano długo, widząc, że się broniła, tylko rzeczy,
konie, wozy, co na dole było, zabrano.
Pan Paweł Tarło, Starościc sochaczewski,z Panem Sa-
muelem Balem w jednym dworze bronili się długo. Tam gdy
Moskwa bez szkody swej pożyć ich nie mogli i przysięgli im
pokój , której przysiędze Pan Bal uwierzywszy , wyszedł do
nich, bronie oddał od siebie, rozsiekali go zaraz i sługi, któ-
rzy z nim byli wyszli - co widząc Pan Tarło, nie wychodził
za nim, ale się cofną wszy, do końca bronił i został bez szwanku.
Tamże niedaleko, Pana Piotra Domarackiego, także przy-
sięgą i pokojem ubezpieczywszy, gdy się im poddał, wywiód-
szy go za wrota, zabili. Słudzy jego radziby się byli bronił,
ale samże pan, odebrawszy od nich oręże, zamknął w ko-
morze. Nie bitoć ich wprawdzie, ale ze wszytkiego odarto.
Tamże zabili Jana Gołuchowskiego, dworzanina Króla
Jego Mości, który był przedtem do Cara zajechał, bywszy
przystawem u Posła jego Tatiowa. Tego rozkrzyżowawszy,
próli nożami i dziwnie się nad nim pastwili. Także Pana
Jasionowskiego, co też był przystawem u Posła OCanasa.
I czeladź im zabito.
Pana Cykowskiego młodego także zabito, z którym stał
Pan Jakób Broniewski, ale szcześciem, albo raczej przejrze-
niem Bożem, równo ze dniem, środkiem tumultu onego się
puściwszy do Pana Wojewody, do zamku samoczwart zdrowo
przyjechał.
Zabito Celarego l), kupca krakowskiego i wszytkie klej-
noty i towary zabrano. Kupca drugiego Baptystę za umarłego
odeszli. Tego Pan Bóg do zdrowia przywrócił, ale tylko nago
został, wielką sumę na złocie i srebrze straciwszy.
Także i innych kupców niemało pobito i niemało przy
nich tak pieniędzy, złota, srebra, jako i inszych towarów za-
brano. A najwięcej klejnotów poginęło, które był Car od nich
pobrał targiem, ale ich było jeszcze nie popłacono.
Z carskiej roty zabit Pan Hromyka starszy, samodziesiąt
i Panowie Zwierzchlejscy, bracia. Czeladzi z tejże roty, co
przy koniech w polu byli, ubito, jako twierdzą, do 30 człeka.
Wszytkich zginęło, jakośmy mieli wiadomość tak z re-
gestrów, jako też od samej Moskwy, którzy porachowania
trupów wiadomi byli, do 500 człeka, a :Moskwy z tyle dwoje.
po południu się burda uśmierzyła. Kilkakroć się porywali
i poprawiali, srogiego nad naszymi tyraństwa i okrucieństwa
dokazując. Nawet czerńcy i popi w odzieniu chłopskiem przy-
wódcami byli i ci najwięcej szkodzili naszym, bo i sami bili i po-
spólstwu bić kazali, mówiąc, że naszę wiarę łamać i niszczyć
Litwa przyjechała c . Wielkie się krwie rozlanie i szkoda nie-
oszacowana przez tę ich niecnotliwą zdradę stała. A nam też
był Pan Bóg, abo naszym starszym rozum odjął, żeśmy się
przed czasem nie ostrzegali, bo pewnie, gdybyśmy byli pospołu
i pobliżu stanowiska swe mieli, nie kusiliby się o nas, alboby
nam rady dać nie mogli, aniby naszych tak wiele uszkodzili.
Ale próżno; snać tak Pan Bóg chciał mieć i za nasze nas nie-
prawości skarać, bośmy go już byli mało nie zapomnieli
w rozkoszy niezbędnej.
Tego dnia lezały ciała pobitych nago, z okrutnymi ra-
zami po ulicach, aż ich nazajutrz chowano wszytkie w mogi-
łach pod Moskwą; drugie w błotach, gnojach grzebano, nie-
które w wody pomiotano. Tych zaś, którzy się byli pokryli
i utaili, na Ziemski Dwór zwodzono i spisowano imieniem
i przezwiskiem i komu kto służył. I których panowie pozostali,
odsyłali do panów, a którym pany pobito, chowano ich na
pewnych miejscach i żywność dawano. Tak tylko w koszulach
chudzięta do czasu byli, póki zaś wzajem jeden drugiego nie
ratował.

W tym dworze mieszkali naszy, których było od nas
w Jarosławiu oderwano, a przed przyjazdem tu naszym wy-
słano ich do Uścia Żelaznego wodą. Przedało się niemało na
carskie imię, jako Kniaź Woroniecki, Sołtan starszy, Do-
biecki, Domaracki, krawiec (sic), Paprocki, którego na Moskwę
wzięto do pisania listów. Inszych imion nie wiedzieliśmy. Tych
drugich za przystawami tamże chowano, dając im po kopiejce,
to jest po groszu na strawę na dzień. Z tejże kupy dwaj
uciekło, a dwóch dogoniwszy, osadzono, jako nam powiadali.
PS
Pisownia orginalna
http://kpbc.umk.pl/dlibra/docmetadata?i ... C32E5D1F-1

Komentarze (1)

20.06.2009 10:29
Kremlowski dwór imperatora oczekiwał przyjazdu jego Sony. Tymczasem plotki
rozchodziły się jak zaraza. Dymitr Iwanowicz, podobnie jak jego ojciec, był znany z
temperamentu i szybko zyskał opinię rozpustnika. Na Kremlu miał jakoby utrzymywać
trzydzieści nałoSnic, a jedną z nich była zniewolona przez niego Ksenia Godunow. Była
ona rówieśnicą swego rzekomego prześladowcy (miała 24 lata). Ojciec, planując jej
zamąSpójście, brał początkowo pod uwagę szwedzkiego księcia Gustawa (syna króla
Eryka XIV), a potem duńskiego księcia Joana. Współcześni pisali o jej niezwykłej
„tatarskiej” urodzie, o duSych czarnych oczach, wyrazistych czarnych brwiach i długich
kręconych włosach, które spływały prawie do bioder. Była osobą bardzo poboSną
Podziwiano jej piękny głos, zwłaszcza podczas śpiewu pieśni religijnych. Umiała pięknie
kaligraficznie pisać.
Gdy po opanowaniu Moskwy przez wojska Dymitra zostali zamordowani brat Kseni, car
Fiodor II Borysowicz, i ich matka, Ksenię zabrał do swojego pałacu Wasyl Mossalski,
stronnik Dymitra. KsiąSę pisał do Dymitra stojącego obozem pod Moskwą, Se Ksenia Syje
i „oczekuje” swojego „wybawcy”. Dymitr odpisał: „Jeśli ona jest taka choroszenka
[ładniutka], jak opowiadacie, zatrzymajcie dziewicę do mojego przybycia do Moskwy”.
Niektórzy dobrze poinformowani twierdzili, Se Dymitr kłamliwie zapewnił Ksenię, Se nie
miał nic wspólnego z zabójstwem jej brata i matki, Se gdyby wtedy był w stolicy, nie
dopuściłby do zbrodni. Inni utrzymywali, Se to carowa Maria podsunęła synowi Ksenię na
kochankę albo Sonę. Jest to chyba całkowicie niezgodne z prawdą. Nienawiść Nagojów do
Godunowów była tak wielka, iS jest mało prawdopodobne, aby małSeństwo Dymitra z
Ksenią mogło cokolwiek zmienić w sytuacji jej rodziny.
Od pierwszych dni władzy Dymitra na Kremlu stolica wiedziała, Se prawdziwa
kandydatka na Sonę cara mieszka w Polsce i wkrótce odbędzie się ślub. Ale miesiące
mijały, a Marianna nie przybywała. Wytwarzająca plotki antydymitrowa opozycja chciała
nie tylko skompromitować cara, ale przede wszystkim nie dopuścić do jego małSeństwa z
katoliczką. Upowszechniano złośliwości, Se car oczekuje przybycia nie Marianny, lecz
polskiej pomocy wojskowej.
Pogłoski o pobycie Kseni na carskim dworze dotarły do Polski. Mniszech dementował te
niepochlebne dla niego i jego przyszłego zięcia plotki, ale stał się podejrzliwy. W listach
do Dymitra dawał wyraz swemu oburzeniu i Sądał odprawienia Kseni. Ale teS zaczął się
obawiać, Se car moSe nie dotrzymać zobowiązań podpisanych w Polsce, chociaS było to
mało prawdopodobne. Wszak małSeństwo z Marianną było aktem politycznym, formą
sojuszu Moskwy z Polską, który zapewniał Dymitrowi perspektywy na przyszłość. Być
moSe to właśnie względy polityczne i religijne inspirowały poczynania „partii staroruskiej”
przeciwko Dymitrowi i jego przyszłej małSonce.
O losie Kseni car zadecydował w listopadzie 1605 roku. PostrzySono ją na mniszkę pod
imieniem Olga i zesłano do klasztoru Woskriesienskiego nad Jeziorem Białym. Po dwóch
latach przeniesiono do klasztoru Troice-Siergijewa w pobliSu Moskwy, następnie do
klasztoru Pokrowskiego w Suzdalu, gdzie zmarła w 1622 roku. Pozostały po niej liczne
wspomnienia, prawdziwe i nieprawdziwe, przewaSnie takie, które miały wzbudzić niechęć
do Dymitra, Marianny i ich polskich wspólników. W 1619 roku angielski podróSnik zebrał
ludowe pieśni o czasach i ludziach smuty. Wśród nich była anonimowa pieśń Płacz Kseni,
która opiewała jej straszny los na dworze „zdrajcy i rasstrigi” Dymitra oraz pobyt w
klasztorze.
Nie wiemy, ile w dostępnych źródłach jest prawdy, a ile imaginacji na ówczesny uSytek
walki politycznej. MoSe to w celach propagandowych piękną, nieszczęśliwą i niewinną
Ksenię przeciwstawiano „bezwstydnej rozpustnicy” Mariannie Mniszech. Dodatkowe
zamieszanie spowodowały niektóre opracowania historyczne z końca XIX wieku. Ksenia
według jednych nie była córką, lecz siostrą cara Borysa, według innych (na przykład
Aleksandra Piotrowicza Sumarokowa) córką Wasyla Iwanowicza Szujskiego. Warto
zwrócić uwagę, iS imię Ksenia (Ksienia) po raz pierwszy pojawiło się w rosyjskiej
historiografii przy opisywaniu wydarzeń Wielkiej Smuty. W języku rosyjskim
zaadaptowano wiele słów greckich. Imię Ksenia uchodziło za epitet czuSaja (cudza,
obca). Takie przezwisko odnoszono takSe do Marianny, zarówno wtedy, gdy jeszcze jej w
Moskwie nie było, jak i w czasie krótkiego jej tam pobytu oraz podczas zesłania i walk o
tron.
Mijały dni i miesiące od imperatorskiej koronacji Dymitra. Mniszech juS nie miał
pewności, czy dojdzie do ślubu Marianny i Dymitra. CzySby on, jego rodzina i córka,
stawiając wszystko na jedną kartę, przegrali? Czy po obietnicach, niedwuznacznych
awansach car miałby się wycofać? Wreszcie nadeszła długo w Samborze i Krakowie
oczekiwana chwila. Do Polski przybyło poselstwo cara.
Skład poselstwa do Polski przygotowano w Posolskom prikazie. Liczyło 230 osób.
Wielkością i wspaniałością darów miało zaimponować Polakom, pokazać im, Se władca
Moskwy jest potęSny i bogaty. I nie rezygnuje z małSeństwa z Marianną. Pod
matrymonialnym celem poselstwa kryło się dąSenie Dymitra do zjednania sobie króla
Zygmunta oraz przełamania niechęci części szlachty. Na czele poselstwa stał Afanasij
Własjew, kierownik Posobkogo prikaza, wytrawny dyplomata, któremu poprzednicy
Dymitra na moskiewskim tronie zlecali najwaSniejsze misje. Własjew juS wcześniej był
kilkakrotnie w Polsce. Prowadził rozmowy z królami Stefanem Batorym i Zygmuntem III
oraz politykami litewskimi w Wilnie. Znał dobrze zachodnią Europę, poznał obcą kulturę.
Swobodnie posługiwał się łaciną i językiem polskim. Politycy cudzoziemscy z uznaniem
wyraSali się o jego profesjonalizmie.
Własjew otrzymał od cara dokładną instrukcję w sprawach politycznych i
matrymonialnych. Miał przedstawić stronie polskiej koncepcję wspólnej walki wszystkich
chrześcijan przeciw Turcji - „nieprzyjacielowi KrzySa Świętego Chrystusowego”. Jednym z
celów poselstwa było wybadanie nastrojów politycznych w Polsce oraz przekonanie
krakowskich rozmówców, Se car jest silny, gdyS ma poparcie ludu i bojarów. Chciano w
ten sposób uciszyć pogłoski o niezadowoleniu z rządów Dymitra, o spiskach bojarskiej
opozycji i zarzewiach buntu. Rzeczywiście, wieści o politycznych rozgrywkach w Moskwie
docierały do Krakowa, Warszawy, Wilna i budziły niepokój. Wszelkie wątpliwości miał
rozwiać Własjew, jadący równieS w tym celu do Krakowa.
Poselstwo przybyło do Krakowa 9 listopada 1605 roku. I tym razem, jak osiemnaście
miesięcy wcześniej, kiedy do miasta wjechała kawalkada Dymitra, mieszkańcy ujrzeli
wspaniały orszak. Na 350 koniach jechali barwnie ubrani posłowie i towarzyszące im
osoby, a wśród nich Stanisław Słoński - polski doradca cara i jeden z jego sekretarzy.
Własjew zamieszkał w przeznaczonym dla gości zagranicznych pałacu Mikołaja
Zebrzydowskiego.
Oficjalne powitanie poselstwa przez przedstawicieli dworu królewskiego i rodzinę
Mniszchów nastąpiło 11 listopada.
Z ust do ust przekazywano sobie wiadomości o carskich podarkach dla Mniszchów,
zwłaszcza dla wojewody, ze względu na jego przyszłą rolę w państwie moskiewskim.
Otrzymał on konia z pozłacaną uprzęSą, pozłacaną buławę, złoty nóS, naszyjnik, złoty
puchar wysadzany kamieniami i perłami, a ponadto „drobniejsze” upominki: pierścienie,
koSuch, perskie dywany, jednego Sywego sobola i trzy sokoły. Od siebie Własjew wręczył
Mniszchowi skóry sobole.
Czternastego listopada Własjew, choć męczony kolką i czkawką po sutym bankiecie u
Mniszcha, na zaproszenie króla udał się na Wawel. Wraz z synem został przyjęty na
poufnej audiencji. Poseł wręczył królowi Zygmuntowi listy carskie. Dymitr zapewniał o
swojej przyjaźni: „My, Wielki Hospodar, uprzejmie u Boga prosimy i pilnością obmyśliwać
chcemy, Seby nam wszystkim, wielkim Hosudarów chrześcijańskich staraniom
chrześcijaństwo z rąk pogańskich wyswobodzone było”. Car nie krył mocarstwowych
ambicji, odsłaniał plany nowej wyprawy krzySowej do Ziemi Świętej. Zwycięstwo oręSne
miało mu zapewnić nieśmiertelną sławę. Optymizm Dymitra był zdumiewający w
państwie nękanym głodem, osłabionym wstrząsami społecznymi i z trudem broniącym
swych granic. Król otrzymał od Dymitra pierścień z diamentem, łuk z sajdakiem i
strzałami oprawionymi w złoto, trzy konie i skóry sobole.
Mniszchowie uznali wyniki audiencji za pomyślne. Na bankiecie, wydanym na cześć
poselstwa przez wojewodę, zjawił się cały polityczny i towarzyski Kraków. Własjew sławił
Dymitra, a wojewoda nie szczędził wysiłków, aby pokazać, jak dostatni jest jego dom, i
tym samym zadać kłam złośliwym plotkom o złej kondycji materialnej rodziny.
Wystawność Mniszcha przekonywała, Se jest rzeczywiście bogaty, ale jak to bywa - im
kto bogatszy, tym jeszcze większego bogactwa pragnie i uwaSa za słuszne, by właśnie
jemu ono przypadło w udziale. Gwarantem był przyszły zięć. Byli i tacy, którzy zazdrościli
Mniszchowi sukcesu, i ci mówili o nim „chytry lis”. Podobną opinię wyraSał kanclerz Lew
Sapieha. Wrogowie Mniszcha podejrzewali go o najgorsze intencje. Zarzucano mu, iS pod
płaszczykiem „dobra Rzeczypospolitej” i moralności sprzedał się Moskwie za cnotę córki.
Słowa pełne hipokryzji i zawiści wygłaszali bankrutujący magnaci i zuboSała szlachta,
którzy chętnie by widzieli swoje córki na miejscu młodej Mniszchówny.
Osiemnastego listopada doszło do drugiego posłuchania Własjewa u króla, tym razem
w obecności senatorów. Był równieS Mniszech, bo głównym tematem spotkania było
małSeństwo Marianny i Dymitra. Własjew odczytał pismo carskie z oświadczynami o rękę
Marianny. Dymitr wspomniał ojca - cara Iwana IV, i starszego brata - cara Fiodora I
Iwanowicza. Informował, Se ma błogosławieństwo matki dla jego związku z Polką, i
zapewniał, Se za wyraSenie zgody na ślub z poddaną króla spłyną na niego ze strony
Moskwy „wielkie łaski i usługiwania”. Zaprosił króla na ślub i wesele w Moskwie. Poseł
podkreślił, Se Dymitr legalnie zasiadł „na stolicy sławnych przodków na ruskim
hospodarstwie na Moskwie”, Se jest wielkim przyjacielem Rzeczypospolitej. Dzieci
zrodzone w związku Marianny i Dymitra będą sukcesorami państwa moskiewskiego i - jak
twierdził Własjew - na pewno będą przyjaźnie ustosunkowane do polskiego monarchy.
Król Zygmunt zatwierdził warunki kontraktu ślubnego i wyraził zgodę na ten związek oraz
zapowiedział swój udział wraz z dworem w ceremonii ślubnej w Krakowie.
Carskie zaproszenie na ślub i wesele wysłannicy Kremla Jan i Stanisław Buczyńscy
zawieźli do króla Anglii Jakuba I Stuarta, ale Londyn nie spieszył się z odpowiedzią. Gdy
misja Buczyńskich zakończyła się niepowodzeniem, Dymitr wysłał do Londynu kupca
kompanii angielskiej, Oliviera Lisita, z dokumentami potwierdzającymi jej przywileje
handlowe. Wprawdzie dwór królewski zmienił nastawienie do „propapieskiego” cara, ale
król Jakub do Moskwy nie pojechał. Planowany „ekumeniczny” zjazd monarchów w
Moskwie od początku napotykał liczne trudności natury politycznej i proceduralnej.
Najbardziej miarodajną wykładnię polityki kół zbliSonych do dworu królewskiego i
rodziny Mniszchów wyraził biskup Bernard Maciejowski: „Poselstwo to od kniazia JMci
Wielkiego Moskiewskiego do J. Kr. MCi, Panie BoSe daj, tak fortunnie zaczęło się, aby nie
tylko tu, między tymi państwami naszymi, pokój i miłość zakorzeniła się, ale Seby teS z
czasem z tej świętej zgody zawiązało się coś poSytecznego i pociesznego wszystkiemu
chrześcijaństwu”.
Kraków Sył polityką, religią, handlem, zabawami i plotkami. Misja Własjewa wzbudziła
duSe zainteresowanie w podwawelskim grodzie. Wysłannik Kremla miał w Krakowie
wpływowych popleczników, którzy zadbali o nadanie rozgłosu jego pobytowi. Imię córki
wojewody było na ustach wszystkich. Podziwiano ją, rozczulano się nad nią, z troską
rozprawiano, czy będzie umiała dostosować się do Sycia w innym otoczeniu, w
codziennym kontakcie z kulturą tak jej daleką i religią obcą katolicyzmowi. Być moSe i
Marianna szamotała się między nieokreśloną obawą a nadziejami.
Decyzje zapadły. Skończył się czas oczekiwania i niepewności. Marianna wkraczała w
nowe Sycie. W Krakowie poczyniono ostatnie przygotowania do niezwykłego wydarzenia.
Miasto wiele widziało, ale ślubu carskiego, i to bez obecności pana młodego - jeszcze nie.
Marianna wraz z matką przybyła z Sambora 19 listopada, trochę przeziębiona, a wraz z
nimi prawie cała rodzina Mniszchów i Tarłów. Ślub, mimo niedyspozycji panny młodej,
postanowiono przyśpieszyć. Jego termin wyznaczono na 22 listopada.
Uroczystość nie mogła się odbyć w katedrze wawelskiej, gdyS prawosławny car nie
mógł - nawet przez swego legata (pośrednika) - przysięgi ślubnej złoSyć w katolickiej
świątyni. W Moskwie najbardziej obawiano się „okatoliczenia” Dymitra. Jak juS
wspomniałem, metropolita Kazania Hermogenes sprzeciwiał się nawet zapowiedzi ślubu
cara z katoliczką i zagroził, Se nie dopuści do uznania tego małSeństwa przez Cerkiew.
Metropolitę zamknięto w klasztorze, a hierarchowie sprzeciwiający się przyjazdowi
Marianny do Moskwy podzielili jego los. Cerkiew domagała się od cara, aby jego przyszła
Sona ochrzciła się w obrządku prawosławnym, a ślub w Moskwie i koronacja odbyły się w
tradycji rusko-bizantyjskiej.
Krakowscy organizatorzy ślubu nie mogli lekcewaSyć tych problemów. Dlatego
uroczystości odbyły się w prywatnym domu. Wybrano najbardziej reprezentacyjne
kamienice przy Rynku Głównym - sąsiadujące ze sobą: prywatny dom katolickiego
biskupa (syna protestanta, krewnego panny młodej) Henryka Firleja, kamienicę bankiera
i kupca z Florencji Valerio Montelupiego oraz kamienicę Jerzego Mniszcha. Połączono je,
burząc ściany, i dzięki temu uzyskano duSy pałac, który mógł pomieścić wielką liczbę
gości.
W dniu ślubu na Rynku zebrał się tłum ciekawych mieszczan. W południe zaczęli
przybywać goście. Pierwsi pojawili się duchowni dostojnicy z nuncjuszem Rangonim na
czele, potem kanclerz wielki koronny Maciej Pstrokoński razem z senatorami. Niebawem
nadjechał Własjew z synem i kilkudziesięcioosobowym orszakiem, wszyscy w
odświętnych i bogatych ubiorach moskiewskich. Przybyli posłowie obcych dworów i
protektor rodziny Mniszchów biskup Maciejowski w otoczeniu prałatów. Krakowski
hierarcha był juS wyróSniony kapeluszem kardynalskim i dysponował uprawnieniami
legata Stolicy Apostolskiej na tę uroczystość - podkreślało to jego rangę i świadczyło o
osobistym zainteresowaniu papieSa. Następnie nadjechały królewskie karety. Królowi
towarzyszyła siostra, królewna szwedzka Anna z synem Zygmunta - dziedzicem tronu,
dziesięcioletnim Władysławem, w otoczeniu dam dworu. U wejścia króla i królewicza
powitał Własjew, który ucałował ich ręce.
Własjew poprowadził króla i jego otoczenie na pierwsze piętro do apartamentów
kamienicy Montelupiego, a przez następne pokoje do wielkiej sali kamienicy Firleja, gdzie
urządzono katolicką kaplicę. Obok zaimprowizowanego ołtarza na podwySszeniu stał tron
królewski. Gdy wszyscy zajęli miejsca, „para pacholąt carskich” rozłoSyła przed ołtarzem
ślubny kobierzec, na którym Marianna i przedstawiciel Dymitra mieli składać przysięgę
ślubną. Na kobiercu stanął Własjew - najwySszy rangą urzędnik kremlowski, mający
rangę „ministra spraw zagranicznych” i „kanclerza”. Obok niego zajęli miejsca urzędowi
świadkowie ślubu: wojewoda sieradzki Aleksander Koniecpolski i starosta gnieźnieński
Antoni Przyjemski. Z sąsiedniej sali wyszli z Marianną dwaj senatorowie - podkanclerzy
koronny Stanisław Miński i kasztelan małogoski Aleksander Oleśnicki.
Ślubna kreacja panny młodej wzbudziła powszechny zachwyt. Kosztowną białą suknię,
wyszywaną perłami, zdobił złoty haft i szlachetne kamienie. Na głowie Marianna miała
koronę z brylantami, a włosy przeplatane perłami i diamentami. Całość ubioru uzupełniał
długi biały welon.
Mariannę na ślubny kobierzec poprowadziła królewna Anna.

http://www.swiatksiazki.pl/wcsstore/Swi ... t/6593.pdf