Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Spotkania z Hubalczykami

6.11.2009 20:18
Brat mojego dziadka Andrzeja - Janusz Szweycer kilka lat temu podarował mi swoje wspomnienia dotyczące m.in. spotkań z hubalczykami. Spotkania te miały miejsce w 1940 r. podczas pobytu Janusza w majątku swego stryja - Michała Szweycera. Rzeczyca w pow. tomaszowskim została zakupiona przez mojego prapradziadka Michała w poł. XIX w. Prapradziadkowie hołubiąc tradycje walki o wolną Polskę, w duchu patriotycznym wychowali trzech synów, z których najmłodszy - Michał zw. Miszlem (we wspomnieniach występuje jako Stryj) objął w posiadanie Rzeczycę. W czasie II wojny światowej gościł u siebie wiele osób, w tym m.in. bratanka Janusza. Wspomina on...

"Podczas wojny w styczniu i w lutym 1940 r. miałem trzykrotne spotkanie z hubalczykami - we dworze w Rzeczycy.
Któregoś dnia wieczorem, ktoś głośno dobija się do drzwi frontowych. Na pytanie Stryja (Michał Szweycer, s. Janusza): "kto tam?", ktoś zza drzwi odpowiada: "wojsko polskie". Stryj otwiera drzwi, trzech wojskowych w mundurach wojska polskiego, uzbrojonych z granatami za pasami - wchodzi do dworu. Najstarszy rangą porucznik - przedstawia się, szybko okazuje się, że ze Stryjem mają wspólnych znajomych, więc naprężona atmosfera, szybko zmienia się w atmosferę radości i gościnności. Prócz porucznika są jeszcze dwaj podoficerowie: Józef i Roman. Stryj zaprasza do stołowego pokoju na kolację. Radości i rozmów nie ma końca. Okazuje się, że są to żołnierze z oddziału majora Dobrzańskiego - "Hubala" - którego Stryj też zna ze słyszenia. Po kolacji odpoczynek, potem gorąca kąpiel, znów rozmowy i odjazd sankami, z zapasami jedzenia, wódki i ofiarowanym przez moją stryjeczną siostrę Dodę - kożuszkiem.

Drugie spotkanie z Hubalczykami miało miejsce tej samej zimy. Przyjechał major Dobrzański - "Hubal" z kilkoma oficerami i ułanami 2-ma parami sań - wieczorem. Wszyscy w pełnym uzbrojeniu, weszli do dworu, jednego ułana zostawiając na ganku przed dworem na warcie. Po obfitej kolacji i dużej ilości alkoholu (a nikt "za kołnierz wódki nie wylewał") major Hubal, jeden z oficerów, Stryj i ja usiedliśmy do bridge'a, inni kąpali się po kolei oraz prowadzili rozmowy z paniami. W bridge'a graliśmy w pokoju wychodzącym na werandę, z której to werandy schodziło się do parku. Okna były zamknięte od wewnątrz na drewniane okiennice.
W pewnym momencie, ktoś zaczął silnie dobijać się do drzwi wychodzących na werandę, jednocześnie krzycząc po niemiecku by drzwi otworzyć. Jeden z oficerów natychmiast wstał od bridge'a i "zdjął" ułana z warty, który stał an warcie na ganku - z przeciwnej strony domu. Ja będąc pod wpływem alkoholu, lekko umyślnie krzyknąłem: "Nach front". Niemiec zaklnął: "Doner Veter" i... zapanowała cisza. Przeczekaliśmy tak w napięciu pół godziny, może więcej - lecz w dalszym ciągu nic się nie działo. Cisza i spokój. Potem wyszedłem na dwór, był silny mróz, niebo pełne gwiazd - cisza. Obszedłem dwór dookoła... nikogo nie zobaczyłem. Idąc dookoła dworu, sprawdziłem, że okiennice na drzwiach i oknach od werandy, były bardzo szczelne i nic nie można było z drugiej strony zobaczyć, co się wewnątrz dzieje.
Tak się skończyła, bardzo szczęśliwie, ta przygoda w przedziwny sposób - druga wizyta "Hubalczyków" w Rzeczycy.

Po raz trzeci, czterech Hubalczyków, przyjechało po żywność, dwoma saniami, w dzień, koło południa. Po załadowaniu żywności, Stryj polecił mi pojechać z nimi do podwórza, zajechać pod oborę, polecić zabić 2 cielaki, wsadzić po jednym cielaku do sanek. Hubalczycy byli w mundurach w butach kawaleryjskich, w rogatywkach i mieli na sobie krótkie kożuszki, a pod kożuszkami granaty i pistolety.
Po zabiciu cielaków wymościliśmy sanki słomą i położyliśmy cielaki na podłodze w sankach. Ułani wsiedli na sanki i ruszyli w drogę powrotną. Zauważyłem, że z sanek cieknie krew zabitych cielaków i pozostają ślady na śniegu, ale nikt się tym nie przejmował. Ułani wyjeżdżali z podwórza w kierunku bramy prowadzącej do dworu. W tym samym momenciem zaczęła wjeżdżać konna niemiecka żandarmerja do podwórza. Było tych żandarmów może 3-ch, może 5-ciu, liczby ich dokładnie nie pamiętam.
Teraz rozegrała się scena nieprawdopodobna. Zobaczywszy się nawzajem, jedni i drudzy spokojnie zawrócili i rozjechali się w milczeniu w przeciwne strony, tak jakby się nie zauważyli, nie widzieli lub raczej nie chcieli zobaczyć - cicho i spokojnie.
Baliśmy się potem by nie było jakich dochodzeń prowadzonych przez Niemców lub jeszcze dużo gorszych reperkusji i represji. Szczęśliwie - nie było!
Niemcy, nie zatrzymując się, wyjechali drogą prowadzącą od dworu, nigdy nie dowiedzieliśmy się w jakim celu przyjechali. Hubalczycy, wyjechali drugą bramą z podwórza, prowadzącą na drogę do pól i do lasów spalskich. Tak się skończyła trzecia wizyta hubalczyków w Rzeczycy."


Wizyty Hubalczyków we dworze w Rzeczycy wspomniane były fragmentarycznie w filmie J. Kawalerowicza pt."Hubal". Dziś nie ma już śladu po dworze. Na cmentarzu jest jeszcze grób rodzinny, a w oknach kościoła promienie słoneczne rozświetlają witraże, ufundowane przez Szweycerów.