Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Opis stracenia Eligiusza Niewiadomskiego.

19.02.2010 19:30
PROCES ELIGIUSZA NIEWIADOMSKIEGO
ZAMACH NA ŻYCIE PREZYDENTA
RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ
GABRYELA NARUTOWICZA W DNIU
16 GRUDNIA 1922 R.

ODBYTY W SĄDZIE OKRĘGOWYM W WARSZAWIE
DNIA 30 GRUDNIA ]922 ROKU.
Specjalne sprawozdanie stenograficzne, mieszczące całko'
wity przewód sądowy, z podaniem dokumentów śledztwa
wstępnego, przemówień stron, życiorysu i podobizny
oskarżonego.

OPRACOWAŁ I WYDAŁ
STANISŁAW KIJEŃSKI.

WYDANIE DRUGIE
poprawione i znacznie uzupełnione szczegółami
dotyczącymi wykonania wyroku i pogrzebu
Niewiadomskiego, kilkoma urwanymi ostatnich
myśli Niewiadomskiego i głosami dwóch
znakomitych pisarzy.

Opis stracenia Eligiusza Niewiadomskiego.
„Rzeczpospolita" w wydaniu porannym z dn. 31 stycznia 1923 r. Nr. 30 podała następujące szczegóły:
Eligiusz Niewiadomski poranek ostatniego całego dnia życia spędził sam.
Około godziny 11-ej przybyła do niego rodzina, uzyskawszy pozwolenie władz. Było razem 16 osób, z którymi widział się i rozmawiał między godziną 11-tą a 1-szą popołudniu. W czasie wszystkich rozmów był zupełnie spokojny, nawet pogodny, dla każdego z członków rodziny miał jakieś słowo serdeczne i jakieś - życzenie.
Popołudniu o godzinie 4-tej odwiedził Niewiadomskiego obrońca jego mecenas Kijeński, który rozmawiał z nim przeszło półtorej godziny.
W ciągu tej rozmowy Niewiadomski wyraził życzenie uzyskania ?araz pociechy religijnej. Wedle przepisów mógłby skazany na śmierć ; rzyjąć pociechę religijną rano tuż przed wykonaniem wyroku. Jednakowoż Niewiadomski pragnął już wcześniej i swobodniej zetknąć się z duchownym i mówił, że chciałby, aby mogło to się stać jak najprędzej, tak aby potem mógł jeszcze zasnąć i odpocząć przed jutrzejszym ranem.
Mec. Kijeński porozumiał się natychmiast z Cytadeli telefonicznie z prokuratorem, a następnie z władzą duchowną, która wydała potrzebne zarządzenia.
Niewiadomski prosił, aby mógł przyjść do niego ks. Kurzyna, kapelan więzienia w Mokotowie, którego tam poznał i do obcowania z nim się przywiązał. Okazało się jednak, że ks. Kurzyny w owej chwili nie było. Wobec tego władza duchowna przysłała jednego z księży misjonarzy z Św. Krzyża (ks. Pietrzyka; przyp. wyd.).
Ksiądz przybył na Cytadelę koło godziny 7-ej i był u Niewiadomskiego około 2 godzin.
Potem Eligjusz Niewiadomski pozostał znowu sam.
Wykonanie wyroku na stokach Cytadeli warszawskiej naznaczono na dzisiaj na godzinę 6 m. 30 rano.
„Rzeczpospolita w wydaniu wieczorem z dn. 31 stycznia 1923 r. Nr. 30 podała następujące sprawozdanie, które uzupełnia się kilkoma szczegółami ze sprawozdania „Gazety Porannej 2 grosze" z dn. I lutego 1923 r. Nr. 31:
Przed Cytadelą. Godzina pół do szóstej rano.Cytadela tonie w mroku. Dookoła wszędzie rozstawione warty policyjne i wojskowe, główne wejście pilnie strzeżone. Nikogo do wnętrza nie puszczają.
Dziesięć minut przed szóstą dzwonki sanek. W sankach zakapturzona, pochylona postać duchownego. Jedzie na ostatnie widzenie się i modlitwy. Mija nas i znika za bramą Cytadeli.
Po chwili ciszy turkot automobilu. Przejeżdża prokurator i obroń¬ca mecenas Kijeński. Potem wojskowi. Są już wszyscy.
Wracam do mostu kolejowego, przechodzę pod nim, brodzę w głę¬bokim śniegu nad samym brzegiem szarej Wisły z jednej i pod stokami Cytadeli z drugiej strony.
Dochodzę do krańców muru fortecznego, staję przed drugą bo¬czną bramą. Naprzeciw z drugiej strony Wisły wyłania się z mgły Targówek, błyszczą jakieś światła. Dalej iść nie można, warta wojskowa nie puszcza. Staję więc pod drzewem o pięćdziesiąt kroków od bramy, przez którą za chwilę mają wyprowadzić skazańca.
Dokoła absolutna cisza, spokój śmiertelny.
Zgrzytnęły przeraźliwie zawiasy ciemnej bramy, otwiera się boczne wejście. Słychać jakieś ciężkie kroki, skrzypienie zmarzłego śniegu... Jakiś lodowaty dreszcz przenika na wskroś, kurcz za gardło chwyta i oddech tamuje.Z półmroku wyłaniają się cztery ciemne postacie, niosą coś na barkach. Wytężam wzrok: trumna.Powoli ciężko przechodzą przede mną, znikają na zakręcie, słyszę jeszcze długo ich kroki, skrzypiące na śniegu.
Pięć minut po szóstej... Jeszcze raz otwiera się brama, przecho¬dzi prędkim wojskowym krokiem kompana szkolna 30 pułku strzel¬ców Kaniowskich. Podąża w tym samym kierunku.
Dokąd że to?... Jakiś żołnierz objaśnia:
Niedaleko stąd, może o pół kilometra. Zaraz za tym zakrętem schodzi się w dół... Tam jest.Powoli zaczyna szarzeć, nad Pragą jakiś odblask różowy, od któ¬rego jaśnieje Wisła. Świta.
Wloką się minuty długie, nieskończenie długie. Dokoła mnie zebrała się gromadka osób, która rośnie z każdą chwilą. Twarze jakieś blade, usta kurczowo zaciśnięte, wzrok wlepiony nieruchomo w tę bramę— W tę straszną bramę, którą śmierć za chwilę otworzy.Godzina pół do siódmej, siódma... rozwidnia się zupełnie.
A wreszcie parę minut po siódmej ostatni przeraźliwy zgrzyt, brama otwiera się po raz ostatni. Wyjeżdżają trzy samochody. W pierw¬szym Niewiadomski... Wysiadają.
Widzę, jak krokiem śmiałym i pewnym idzie na przedzie, schodzi powoli w dół. Postać jego przybiera w rannym brzasku gigan¬tyczne kształty. Za ostatnim murem fortecznym znika mi z oczu. Chwila okropnego oczekiwania, oddech zamiera w piersiach, w mózg wrzyna się rozpaczliwa, obłąkana myśl: Żeby to już...A potem ta salwa jakaś daleka, przytłumiona. Obok mnie głośny płacz.
W Cytadeli. Po wyspowiadaniu się i przyjęciu Komunii św. wczoraj wieczór o godz. 8-ej, Niewiadomski spędził noc spokojnie.Zbudzono go o godz. 5-ej rano.
Przed 6-tą w dwóch samochodach przyjechali: zastępca naczelnika policji p. Charlamagne i sekretarz sądu p. Tomasz Bryliński, w drugim samochodzie wylosowany do uczestniczenia w tej czynności podprokurator Czesław Michałowski i obrońca adwokat Kijeński. Bezpośrednio potem podprokurator wszedł do celi w towarzystwie sekretarza i sprawdził personalia Niewiadomskiego. Oskarżony pozostał ze swoim obroń¬cą i przez dłuższy czas swobodnie i pogodnie z nim rozmawiał. Zapytany po wyjściu z sali, jak się czuje Niewiadomski, odpowiedział p. Kijeński, że o ile Niewiadomski dotychczas zawsze był pełen pogody i równowagi, to dziś nawet żartował. Niewiadomski powiedział mec. Kijeńskiemu, że ostatnią książką, którą czytał, była „Legenda o Piłsudskim" Jana Lipeckiego.
Z kolei wszedł do celi wydelegowany gwardian klasztoru O.O. Kapucynów o. Benjamin z krzyżem, udzielając skazanemu pociechy religijnej, którą ten przyjął z wielką serdecznością. Następnie przybył jeszcze lekarz wojskowy kapitan Piekałkiewicz.
Przed godziną pół do 7-ej wyruszyły z podwórza Cytadeli trzy samochody. W pierwszym wojskowym sanitarnym w towarzystwie asysty wojskowych żandarmów jechał Niewiadomski. W dwóch na¬stępnych podprokurator, sekretarz, obrońca i naczelnik policji.
W drodze. Samochód wojskowy, w którym jechał Niewiadomski, psuł się co chwila i stawał. Dojechawszy do końca murów fortecznych, samochody zatrzymały się. Dalszą część drogi odbyto pieszo. Naprzód pewnym krokiem szedł skazaniec, przy nim jego obrońca i duchowny. Gdy p. mecenas Kijeński ujął go pod ramię, Niewiadomski z pogodnym i uprzejmym uśmiechem podziękował za pomoc:
Panie mecenasie, niech mnie pan puści, bo pomyślą jeszcze,, że mnie pan podtrzymuje, a ja idę z całą pewnością siebie.
Na miejsca. Wczoraj jeszcze wieczorem p. podprokurator Michałowski przyjechał obejrzeć miejsce stracenia. Dowiedziawszy się, że na niem tracą bandytów, wybrał inne i kazał ustawić nowy słupek. Do wykonania egzekucji została wydelegowana szkolna kompana 80-go-pułku strzelców^ kaniowskich.
Przyszedłszy na miejsce stracenia, kompana ustawiła się w czwo¬robok. Asystowali jej następujący oficerowie, specjalnie w tym cera wydelegowani: oficer inspekcyjny garnizonu warszawskiego kap. Ro¬gowski, oficer insp. komendy Cytadeli kap. Honkisz, oficer komendy miasta ppor. Wł. Sobczyk. Wreszcie obecny był jeszcze naczelnik aresztu Cytadeli p. Kłus.
W środku czworoboku stanął Niewiadomski, przy nim O. Kapu¬cyn. Wtedy z polecenia prokuratora sekretarz odczytał sentencję wy¬roku. Potem Niewiadomski ucałował krzyż i został pobłogosławiony przez duchownego. Pewnym głosem odezwał się:Chciałbym parę słów ostatnich jeszcze wypowiedzieć.
Po chwili milczenia wypowiedział głosem miarowym i spokojnym parę zdań. Poczem przystąpił sam do słupka. Komendant kompani podprowadził 6 wylosowanych żołnierzy na odległość 8 kroków przed słupek. Jeden z żołnierzy podszedł do Niewiadomskiego, aby mu oczy chusteczką przewiązać.Lecz Niewiadomski powiedział.
Nie zawiązujcie mi oczu i nie przywiązujcie do słupka. Następnie zwrócił się do żołnierzy, którzy mieli go rozstrzelać.
Proszę, aby mierzono mi w głowę, ja stanę wam wygodnie. Stanąwszy u słupka, spokojnym ruchem zdjął palto, kapelusz
i szalik, kładąc je obok na śnieg. Okulary podał stojącemu obok mec. Kijeńskiemu. Poczem wyprostował się, a wyraz pogodny nie schodził mit z twarzy. Do ust podniósł kwiaty, otrzymane od rodziny.
W tej chwili padła komenda i zabrzmiała salwa. Niewiadomski runął na ziemię, twarzą na kwiaty. Lekarz wojskowy stwierdził śmierć natychmiastową przez strzaskanie głowy.
Przyszli grabarze wojskowi. Przynieśli trumnę dotychczas ukrytą, ułożyli w niej zwłoki, a na piersiach zmarłego położyli kwiaty, które trzymał w ręku.
Trumnę pochowano w prowizorycznym dole.Ostatnie życzenie zmarłego. Niewiadomski pozostawił w notatkach swoich następujące życzenie do rodziny:
„Kiedy wam oddadzą zwłoki, to proszę by trumny nie otwierano, tylko zamknięto ją w drugiej, dużej. Karawan, jeśli ma być użyty,
(a pewno musi być użyty, bo za daleko na tragi) niech będzie skromny.Nie lubiłem się wdrapywać na wyniosłe miejsca. Chciałbym utrzymać
ten styl. Piękno będzie w czem innem, niż w karawanie. To jest blichtr.
Wedle wiadomości, otrzymanych od władz sądowych, rodzina zmarłego otrzyma ciało w najbliższym czasie celem pochowania go na cmentarzu.
Gazeta Poranna 2 grosze" z d. 1 lutego 1923 r. Nr: 31 podała nadto następujące szczegóły:
Wśród czekających zaczyna się znowu rozmowa. Mówi się o bezprzykładnym spokoju skazańca. Jeden ze służby więziennej, opowiadając o zachowaniu się Niewiadomskiego, mówi: Tak jest! Stary jestem, służę lat kilkadziesiąt, a czegoś podobnego jeszcze nie widziałem. Tylko jedno. Jest pewna chwila, której nie wytrzymuje i wytrzymać nie może żaden skazaniec. Nawet najodważniejsi upadają zupełnie na duchu, gdy, prowadzeni na miejsce stracenia, przy skręcie do fosy nagle widzą plac kaźni z wykopanym grobem... Tego chyba i Niewiadomski nie wytrzyma...
W półtorej godziny później, po wykonaniu wyroku, dowiedzieliśmy się, że przy wspomnianym skręcie do fosy na ustach Niewiadomskiego pojawił się łagodny uśmiech.
(Z opowiadania naocznego świadka).... rozlegają się strzały i Niewiadomski odrazu pada u słupa znieruchomiały. Zegarek pokazuje godz. 7-mą min. 19 rano. Następuje cisza. Na twarzach wszystkich obecnych maluje się wzruszenie. Zwłoki Niewiadomskiego leżą jeszcze kilka minut u słupa, pomimo, że obecny doktór skonstatował momen¬talny zgon. Dwaj żołnierze przynoszą prostą trumnę i składają w nią zwłoki. Ksiądz kapucyn, mecenas Kijeński i dwaj bratankowie Niewiadomskiego, Roman i Tadeusz, których dopiero po spełnionym fakcie z za bramy wypuszczono, stoją pochyleni w milczeniu. Pod murem Cytadeli, widokiem swym przypominającym jakoby plamy suto rozlanej wszerz i wzdłuż krwi, w sąsiedztwie jedynej maleńkiej jodełki widnieje dość głęboki dół, dokąd trumnę składają czterej żołnierze.
Warty egzekucyjne zwalniają się i liczne szeregi publiczności ciągną z pielgrzymką do słupa i świeżo usypanej mogiły.
Dowiadujemy się, że wczoraj w godzinach wieczornych, między 4 a 6 cała rodzina ś. p. Niewiadomskiego udała się na grób. Odkopano z śniegu mogiłę i złożono na niej wieńce z sośniny z białoczerwona szarfą i kwiaty.