Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Czy era Judymów skończyła się?

28.03.2010 00:10
Tadeusz Kunicki (skrót redakcyjny Wsi Kresowej artykułu z "Rycerza Niepokalanej" nr 7-8/97) "Czy era Judymów skończyła się?" - Jana Kulczyckiego

W ubiegłym roku [1996] minęła setna rocznica urodzin Tadeusza Kunickiego, który po wojnie jako repatriant ze wschodu przybył na Ziemie Odzyskane, do miejscowości Gubin nad Nysą Łużycką.
Osiadł tam wraz z rodziną, podejmując trud lekarza powiatowego, choć był słabej kondycji fizycznej po kontuzjach odniesionych podczas obrony Lwowa w 1918 r. i w kampanii kijowskiej 1920 r. Przeszedł też kampanię wrześniową 1939 r. i był w podziemiu okręgu lwowskiego AK {pseudonim "Lekarz").

Posiadał wszechstronne wykształcenie medyczne i długą praktykę w klinice lwowskiej.
Wychowany został w dostatkach i dobrobycie w swoich włościach nad Zbruczem. W pamiętnikach zapisał sobie Poszedłem na medycynę z zamiłowania apriorycznego do tego szlachetnego zawodu, którego pierwocin i pełni nieosiągalnej realizacji dopatrywałem się uparcie w cudownych w swej prostocie i prawdzie opowieściach ewangelicznych, przeżywając owe przedziwne "misteria wyleczenia" przez Pana tylu wielu ówczesnych nieszczęśliwych... Zapamiętałem dzień promocji doktorów (1926 r.) i słowa Kasprowiczowskiego zaklęcia wtedy powtarzane: "Młodzi lekarze, Lachy serdeczne, pomnijcie że na tej biednej polskiej ziemi macie bliźnim osuszać łez zdrój".

Rówieśnik i przyjaciel takich osobowości w świecie medycznym, jak profesorowie: Gruca, Dega, Drews, nie wybrał dalszej drogi naukowej, ale postanowił zająć się bezpośrednio leczeniem pacjentów w rodzinnej miejscowości Wasylkowce i okolicach powiatu kopyczynieckiego (województwo tarnopolskie).

Po przepisanych praktykach w szpitalu i klinikach - osiadłem dobrowolnie na wsi. Pierwsza doba pobytu była słotna, ponura, zimna. Nocą dobijał się ktoś nachalnie. Ubierałem się niecierpliwie, pełen niedospanych złości, planowałem zrugowane niedelikatnego intruza, ale moja matka uspokajała mnie łagodnie: "Pewnie mu dobrze dokuczyło, kiedy w taką pluchę przygnał do lekarza, nie złość się na niego, bo ci wszyscy chorzy wyczekiwali na Ciebie..." Uspokoiłem się wówczas w raptownej mej nerwowości i łagodnie przywitałem zbolałego pacjenta, wyrwałem mu ząb w znieczuleniu, aż chłopina poweselał, że go nic nie bolało i nie kosztowało.

Zazwyczaj pacjent za to, że przyszedł - otrzymywał śniadanie lub inny poczęstunek, a za to, że dostał zbadany - dostawał lekarstwa, oczywiście raczej... bezpłatnie. Lekarstwa brał doktor Kunicki na kredyt u kolego Kazimierza Prokosza w Kopyczyńcach, bądź sprowadzał ze Lwowa. Następnie sprzedawał wagon zboża i regulował należności. Świadczę, bo w tych transakcjach uczestniczyłem w jego imieniu, a często osobiście je załatwiałem. Toteż doktor Kunicki na brak pacjentów nie narzekał, raczej na przepracowanie w świątek, piątek czy niedzielę. Wywoływano go z kościoła, z zebrania, z wizyty, z zabawy, z przedstawienia scenicznego. Wzywany do chorych w promieniu około 20 km spieszył bez względu na pogodę, porę dnia i nocy, często ciemnej czy bezksiężycowej. A podolskie błota czarnoziemu są znane. Do poszczególnych wsi dróg bitych nie było, a w słotne jesienie trudno było przejechać nawet pustym wozem.

W Wasylkowcach wybudował murowany pawilon w sadzie składający się z czterech izb: gabinetu przyjęć, poczekalni, apteczki i noclegowni dla przyjezdnych.
W sąsiedniej wsi Horodnicy, oddalonej o 15 km założył Ośrodek Zdrowia, gdzie bezpłatnie przyjmował biednych pacjentów, przeprowadzał zabiegi i mniejsze operacje. Po wsiach badał dziatwę szkolną dobrowolnie, wysyłał potrzebujących do szpitali, odwiedzał chorych bez wezwania, interweniował w wielu wypadkach u lekarza powiatowego, nazywanego przed wojną "fizykiem".

W Gubinie (z okolicznymi wsiami odległymi od miasta w promieniu 25 km) po wojnie, będąc jedynym lekarzem, pełnił funkcje dyrektora szpitala powiatowego, kierownika wydziału zdrowia, lekarza szkolnego, lekarza wojskowego (w Gubinie stacjonowała jednostka wojskowa ze stanem 6 tys. żołnierzy i oficerów) oraz lekarza domowego wszystkich mieszkających tam rodzin. W pracy pomagał mu szczupły osobowo, ale ofiarny personel medyczny w składzie: Karol Szymański, Włodzimierz Dubowik, Ryszard Śliwiński i inni.

W pamięci ludzi, którzy go znali, pozostał przede wszystkim jako osoba niezwykle życzliwa, patrząca na każdego człowieka z wielką sympatią i nigdy nikogo nie krytykująca ani nie potępiająca. Jakże zresztą mogło być inaczej, skoro jego ulubionym cytatem - dewizą życiową było powiedzenie Platona Lepiej być krzywdzonym niż krzywdzicielem.

Jego lekarska moralność wypływała z powszechnej życzliwości i przekonania, iż dobroć jednego człowieka jest źródłem dobroci u innych. Hołdował bowiem w życiu czterem zasadom: dobru, szczęściu, pięknu i prawdzie.
Optymizm pomógł mu przetrwać okresy niepomyślne, których w jego życiu nie brakowało. W swoich nie opublikowanych zapiskach autobiograficznych napisał: Miałem wiele wad, ale ostatecznie pomogły mi i one w życiu. Miałem słabą pamięć, a przez to przykre przeżycia, których mnie, jak każdemu, nie brakowało.

Do roku 1956 był inwigilowany przez UB, ustawicznie przesłuchiwany, wzywany nocami, przetrzymywany, co miało związek z jego ziemiańskim pochodzeniem i posiadanym stopniem oficerskim. Ci sami funkcjonariusze, którzy przyjeżdżali po niego na nocne przesłuchania, niejednokrotnie w godzinach rannych lub popołudniowych zabierali go tym samym pojazdem do umierających lub bardzo ciężko chorych dzieci lub innych członków swych rodzin. W takim przypadku niejednokrotnie był odwożony do domu (z przesłuchań nocnych wracał sam, psychicznie zdruzgotany, i szedł zaraz do swoich pacjentów).

Niezaprzeczalnym faktem jest, iż celem nadrzędnym w życiu doktora Kunickiego było niesienie pomocy lekarskiej osobom potrzebującym wsparcia, bez względu na ich stan posiadania, narodowość i przekonania. Zawsze pracował z niezwykłym oddaniem - jako młody absolwent Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu we Lwowie, w czasie wojen i okupacji oraz po wojnie, gdy na Ziemiach Odzyskanych tworzyło się nowe życie. Serdeczny i życzliwy ludziom, szanował każdego. Świadom ubóstwa swoich pacjentów, wypisywał recepty i dołączał pieniądze na wykupienie lekarstw. "On zawsze był taki..." - mówią jego byli pacjenci, pamiętający go, tak z jego rodzinnych stron, jak również z Gubina i okolic. Przemierzał na rowerze dziesiątki kilometrów dróg i ulic. Leczył, radził, pocieszał. Takim go pamiętają gubinianie.
- "Był lekarzem i człowiekiem. Kochał ludzi. Nie ma w tych słowach przesady..." - mówiła mieszkanka Gubina Maria Kulik dla lokalnej gazety w 1986 r., pamiętająca doktora, choć wtedy minęło już 28 lat od jego śmierci.
- Trudno wyrazić dziś słowami jaki był - przyznaje. - To Judym Gubina. Nie ma teraz takich. Nie wypada tak mówić, może się ktoś obrazić, ale on był nadzwyczaj oddany ludziom. Zawsze mówił dobrotliwie "dziecinko moja".

Kobietom ciężarnym okazywał wiele serca, niejednokrotnie odwodząc je od chęcia pozbycia się poczętego dziecka. Po urodzeniu dzieci kobiety te "na kolanach" dziękowały mu za wyperswadowanie uniknięcia zamachu na własne potomstwo. Doktor Kunicki mówił do nich żartobliwie: Oddajcie mi teraz swoje dzieci, których kilka miesięcy temu nie chciałyście. Odpowiedzi nie było, tylko czasem łza cieknąca po policzku.

Serdeczność w stosunku do ludzi, szacunek jakim ich darzył wraz z pokrzepiającym uśmiechem, towarzyszyły Tadeuszowi Kunickiemu przez całe życie. Okazuje się, że można leczyć nie tylko receptą i lekarstwem, ale własną osobowością, inaczej mówiąc - nie trzeba leczyć choroby, lecz pacjenta.

Pacjent, który pojawił się choć raz u doktora Kunickiego nawet z najmniejszą dolegliwością, regularnie był odwiedzany przez leczącego, aż do całkowitego wyzdrowienia.

Tadeusz Kunicki zmarł w 1958 roku. W dniu pogrzebu jedną z ulic Gubina, przy której mieszkał i przyjmował pacjentów, przemianowano na ulicę jego imienia.

5 kwietnia 1986 roku nadano nowo zbudowanej Przychodni Specjalistycznej w Gubinie imię doktora Tadeusza Łukasza Kunickiego. Podczas tej uroczystości jego syn Stanisław odsłonił tablicę pamiątkową z wizerunkiem patrona oraz jego cytatem następującej treści: Ale ja odczuwałem i sam przeżywałem cudze nieszczęścia, ból, ukrywałem rany, współczułem z bliźnim serdecznie. - dr T. Kunicki 1896 - 1958.

Bibliografia

Wieś Kresowa. Czabarówka i sąsiedzi, t. 5