39 dupl.. Dzieje farmaceutycznej rodziny Karwackich – dr Maciej Bilek
(tekst od Autora)
Dr n. farm. Maciej Bilek
Dzieje farmaceutycznej rodziny Karwackich
Wśród licznych dyplomów magistrów farmacji, prezentowanych w salach krakowskiego Muzeum Farmacji, znajduje się dyplom Stanisława Augusta Karwackiego – postaci do tej pory całkowicie nieznanej historykom farmacji. Dzięki kontaktowi nawiązanemu z prawnukiem magistra Karwackiego – panem Sebastianem Wójcikiem-Jackowskim, udało się odtworzyć w wyczerpujący sposób niezwykle interesujące życie tej postaci, a także losy jego synów: Witolda – farmaceuty, oraz Sławomira – prawnika, który ponad swój zawód ukochał aptekarstwo.
Stanisław Karwacki urodził się 21 kwietnia 1867 roku w Skale, jako syn Sebastiana, „kupca w Skale” i „małżonki jego” – Emilii Kosickiej. Ochrzczony został 13 maja 1867. Ojciec Stanisława zamieszkiwał wcześniej w folwarku Konczany w Sułoszowej. Po upadku Powstania Styczniowego, w którym wedle rodzinnej tradycji brał udział jako intendent, przeniósł się po odebraniu majątku przez władze carskie na stałe do Skały. Tradycje farmaceutyczne w rodzinie Karwackich są żywe od początku XIX wieku. Dziadek Stanisława – Marcin Karwacki, urodzony 6 listopada 1768 na krakowskim Kazimierzu, w roku 1792 zamieszkały przy ulicy Stradom 13, w pierwszych latach XIX wieku osiadł w Jędrzejowie, gdzie otworzył w rynku aptekę. Prowadził ją aż do swojej śmierci 8 stycznia 1837 roku. Córka jego – Teresa, wyszła za mąż za aptekarza Dominika Franckego (1780-1849), właściciela apteki w Miechowie. Apteka ta pozostawała w rękach ich potomków (dzieci – Franckich, wnuków – Zaporskich i prawnuków – Skalskich) przez prawie 150 lat.
W Krakowie Stanisław Karwacki uczęszczał do Gimnazjum św. Anny, mieszkając w rodzinnym domu swojej matki Emilii z Kosickich (zespół budynków Floriańska 12 i św. Tomasza 17). W czasie nauki zaprzyjaźnił się m.in. ze Stanisławem Wyspiańskim i przyszłym dyrektorem krakowskiego Oddziału Farmaceutycznego – Tadeuszem Estreicherem.
Ilustracja 1
Stanisław Karwacki
Zdjęcie z witryny internetowej Andrzeja Karwackiego (strona „Karwacki.org”)
Po ukończeniu praktyki aptecznej i zdaniu egzaminu tyrocynalnego w roku 1891, wstąpił na studia farmaceutyczne. Dyplom magistra farmacji otrzymał 11 lipca 1893 roku. Pierwszym miejscem pracy Stanisława Karwackiego była apteka Władysława Gumińskiego w Myślenicach. Wedle rodzinnych przekazów młody magister farmacji po całodziennej pracy w aptece sypiał w niewielkim pokoiku dla pomocnika, z osobnym wejściem od sieni. Z ciekawostek można dodać, że uczestniczył w trakcie pobytu w Myślenicach w kursie tańca, organizowanym w gmachu ówczesnej Szkoły Miejskiej, wzniesionym z funduszy potomkini Augusta II Mocnego, księżnej Augustyny Montleart z Krzyszkowic. Jednocześnie działał w Towarzystwie Gimnastycznym „Sokół”, co dokumentuje zachowane w zbiorach rodzinnych archiwalne zdjęcie, reprodukowane w niniejszym artykule.
W Myślenicach Karwacki pozostawał zatrudniony do roku 1896. Wówczas to, na łamach „Czasopisma Galicyjskiego Towarzystwa Aptekarskiego”, ukazało się ogłoszenie o następującej treści: „Magister farmacyi z pięcioleciem na ukończeniu, katolik dobrze polecony, poszukuje posady. Zgłoszenia pod adresą: Stanisław Karwacki w Myślenicach”.
Ilustracja 2
Stanisław Karwacki w stroju „Sokoła”.
Zdjęcie ze zbiorów Stefanii Karwackiej.
Nie udało się jednak ustalić, czy ktoś na ogłoszenie odpowiedział i gdzie ewentualnie magister Karwacki podjął pracę. Wiemy z cała pewnością, że od pierwszego dnia września 1903 roku wydzierżawił aptekę w Mszanie Dolnej, należącą do Pauliny Fijałkowskiej, wdowy po aptekarzu Julianie Fijałkowskim. Jeszcze na początku roku 1903, wyswatany przez ciotkę, u której mieszkał podczas studiów w Krakowie, poślubił Martynę Jankowską, o czym informowało nawet „Czasopismo Galicyjskiego Towarzystwa Aptekarskiego”: „W kościele parafialnym w Środzie (księstwo Poznańskie) odbył się ślub kol. Stanisława Karwackiego, aptekarza w Mszanie dolnej, z panną Martyną Jankowską”. Będący wdowcem ojciec wybranki, był właścicielem składu towarów w Środzie Wielkopolskiej, znajdującym się przy ulicy Ogrodowej. Ślub został przełożony, gdyż tuż przed wcześniejszym terminem wydarzyła się tragedia – zaczadzili się ojciec i starsza siostra panny młodej, która opiekowała się młodszym rodzeństwem.
To właśnie dzięki wniesionemu przez majętną żonę posagowi, Karwacki mógł wydzierżawić aptekę w Mszanie wraz z wytwórnią wody sodowej. W Mszanie na świat przyszli dwaj synowie państwa Karwackich: Witold (19 listopada 1903 ) i Sławomir (5 września 1905 ). Okazało się jednak, że Martyna Karwacka nie polubiła górzystych stron południowej Galicji, w których czuła się źle.
Magister Karwacki dzierżawcą mszańskiej pozostawał aż do 1 stycznia 1906, kiedy to wydzierżawił kolejną aptekę – w Wojniczu. Śladem jego pobytu w tej miejscowości jest ogłoszenie, które zamieścił „Czasopiśmie Galicyjskiego Towarzystwa Aptekarskiego”: „Asystenta farmacyi starszego na stałą posadę poszukuję. S. Karwacki, aptekarz w Wojniczu”. Dzierżawcą apteki w Wojniczu pozostawał nadal w roku 1910, gdyż jako taki wymieniony jest przez cytowane już „Czasopismo Galicyjskiego Towarzystwa Aptekarskiego” wśród magistrów farmacji, składających podanie o nadanie koncesji na własne apteki. Na początku 1910 roku ubiegał się o koncesję na prowadzenie apteki „na Grzegórzkach pod Krakowem, w Perechińsku pow. Dolina, w Gorlicach na Zawodziu przy ul. Mickiewicza, w Krakowie przy ul. Warszawskiej względnie Szlak, w Tarnobrzegu przy ul. Prowadzącej od Rynku do wsi Miechocina”. Następnie wystąpił o przyznanie koncesji na prowadzenie aptek w „gminie Grzegórzki pod Krakowem, w Perehińsku (pow. Dolina), oraz o nowe apteki w Gorlicach, Krakowie i Tarnobrzegu”. W kilka miesięcy później występował o koncesję na nową aptekę w Podhajcach. Dzierżawcą apteki w Wojniczu Karwacki pozostawał do końca roku 1911.
Niestety nie są znane losy magistra Karwackiego od roku 1911, a także w latach I wojny światowej. Informacji o ewentualnym otrzymaniu przez niego koncesji lub o wydzierżawieniu apteki nie przekazały żadne ówczesne czasopisma aptekarskie. Prawdopodobnie był więc w tym okresie szeregowym pracownikiem apteki. W Księgach adresowych Krakowa Stanisław Karwacki figuruje jednocześnie, jako „magister farmacji” zamieszkały w przy ulicy Kraszewskiego 9 i „aptekarz” zamieszkały w Podgórzu, przy ulicy Kołłątaja. Fakt zamieszkania Stanisława w Podgórzu potwierdza nawet synowa, wspominając, że syn Stanisława – Sławomir, uczęszczał tam do „trzeciej klasy”. Według innych podań rodzinnych, magister Karwacki miał także pracować w Drohiczynie, nie wiadomo jednak czy chodzi tu o miejscowość o tej nazwie na Polesiu, czy też nad Bugiem. W czasie ofensywy wojsk rosyjskich rodzina wyjechała z tego miasta, powróciła jednak po cofnięciu się frontu.
Pierwsza pewna informacja o Stanisławie Karwackim pochodzi z 27 października 1918, kiedy to zakupił wyposażenie apteki „Pod Kościuszką” Juliana Zielińskiego w podkrakowskich Liszkach, a w – 1920 uzyskał prawomocną koncesję na prowadzenie tejże apteki. Wówczas to, ulegając namowom żony, wydzierżawił aptekę na pięć lat i przeniósł się w rodzinne strony Martyny, do stolicy Wielkopolski – do Poznania. Tu, wynajął kilkupokojowe mieszkanie i… postanowił żyć dostatnio z dzierżawy apteki! Decyzja ta przypadła nieszczęśliwie na okres hiperinflacji: dzierżawa nie przyniosła oczekiwanych dochodów, a magister Karwacki związany umową dzierżawną, nie mogąc pracować we własnej aptece, zmuszony był udać się na tułaczkę po dawnej Galicji. Podejmował się kilkutygodniowych zastępstw i prac czasowych w aptekach, m.in. w Bieczu, Suchej Beskidzkiej, Krakowie. Cierpiały na tym najbardziej kilkunastoletnie dzieci państwa Karwackich – Witold i dwa lata młodszy Sławomir. Bardzo zdolni chłopcy, przez ciągłe zmiany miejsca zamieszkania, nie mogli uczyć się w żadnej szkole. Po wygaśnięciu kontraktu dzierżawy apteki „Pod Kościuszką” Karwaccy powrócili do Liszek. Apteka znajdowała się wówczas w budynku stanowiącym własność ciotki Stanisława Rosponda, wieloletniego przyjaciela młodszego syna Stanisława – Sławomira, późniejszego polonisty, docenta Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie i profesora Uniwersytetu Wrocławskiego. Prowadzenie apteki zapewniło rodzinie dostatek, a synowie – Witold i Sławomir, szczęśliwie zdali maturę w krakowskim liceum im. Augusta Witkowskiego.
Ilustracja 3
Odcisk pieczęci apteki „Pod Kościuszką” w Liszkach.
Ze zbiorów Stefanii Karwackiej.
Kontakt z potomkami Stanisława Karwackiego pozwolił na szczegółowe odtworzenie postaci tego aptekarza, dodajmy od razu – postaci nietypowej i niezwykle interesującej! Magister Karwacki, w przeciwieństwie do wielu innych ówczesnych farmaceutów, nie stawiał w swym życiu na pierwszym miejscu prowadzonej przez siebie apteki, lecz… podróże! Był wiecznie głodny nowych wrażeń i ciekawy świata. Praca w aptece była jedynie środkiem do uzyskiwania środków finansowych, które przeznaczał potem na kolejne, dalekie jak na przełom XIX i XX wieku, wyprawy. W zarobkowaniu jako aptekarz pomagał mu zapewne fakt, że był doskonałym fachowcem. W chwilach wolnych od aptecznych obowiązków zagłębiał się w lekturze książek i czasopism podróżniczych, słuchając przy tym radia. Przed samym wyjazdem był już tak doskonale obeznanym z interesującym go terenem, iż znał lepiej zabytki i osobliwości, niż zagadywani przez niego miejscowi! Czytał również rozmówki językowe, aby ułatwić sobie bezpośredni kontakt. Po kilkunastu miesiącach planowania i przygotowań, wyruszał w drogę, zadowalając się zaledwie małym tobołkiem, w którym znajdował się cały turystyczny ekwipunek. Magister Karwacki był człowiekiem wygodnym i wolał zapłacić za pranie lub kupić w trakcie podróży nową garderobę, niż dźwigać ze sobą walizy. Z najważniejszych, jeszcze XIX-wiecznych, podróży Karwackiego wymienić należy wypady do Budapesztu w roku 1897 (z okazji tysiąclecia Państwa Węgierskiego) oraz do Frankfurtu i Hamburga (1898). W roku 1900 magister Karwacki odbył długą podróż, niemal przez całą Europę: przez Heidelberg, Antwerpię, Brukselę, Paryż, Fontainebleau, Monte Carlo, Genuę, Lucernę, Innsbruck, Kolonię i Monachium. W rok później odwiedził Wenecję. Włochy musiały pozostawić na nim wielkie wrażenie, skoro już w roku 1907 przemierzył cały półwysep Apeniński, od Wenecji, poprzez Sorrento, Turyn, Mediolan, Rzym z Watykanem, aż po Neapol. Po tej wyprawie nastąpiła długa przerwa, przypadająca na okres I wojny światowej i organizowanie własnej apteki w Liszkach. W trasę wyruszył Karwacki dopiero w 1924. Był wówczas we Wiedniu. W roku 1931 odwiedził Norwegię, a w 1933 – Kopenhagę. W 1934 miała miejsce ostatnia podróż – do Sztokholmu. Wielkim, niespełnionym marzeniem Stanisława Karwackiego, była podróż do Palestyny, której na przeszkodzie stanął wybuch II wojny światowej. Wiedzę na temat podróży Stanisława Karwackiego rodzina czerpie z nie datowanego albumu, zatytułowanego Świat w obrazach. Zbiór fotografii najbardziej uwagi godnych miast, okolic i dzieł sztuki z Europy, Azyi, Afryki, Australii, Północnej Południowej Ameryki, wydanego nakładem „Dziennika Polskiego” we Lwowie. Karta tytułowa opatrzona jest adnotacją, dokonaną ręką magistra Karwackiego: „Wspomnienia z moich podróży”. Na poszczególnych stronach albumu, przedstawiających np. kasyno w Monte Carlo czy przesmyku Naerodal w Norwegii, znajdujemy adnotacje „Zwiedziłem w roku…”.
Drugą pasją Stanisława Karwackiego było badanie dziejów rodziny, kultywowanie tradycji i udział w zjazdach familijnych. Sympatie polityczne magistra Karwackiego kierowały się ku BBWR-owi.
Ilustracja 4
Stanisław i Sławomir Karwaccy.
Zdjęcie ze zbiorów Stefanii Karwackiej.
W roku 1936 część rodziny Karwackich wyjechała z Liszek do pobliskiego Czernichowa, gdzie przeniesiona została apteka. Oficjalnie aptekę w Czernichowie otwarto 17 kwietnia 1936 roku i od tego też dnia, także przez cały okres II wojny światowej, aż do śmierci, Stanisław Karwacki był właścicielem apteki i koncesji na aptekę w Czernichowie.
Magister Stanisław Karwacki zmarł 17 lutego 1949 roku, w wieku 82 lat, wciąż pracując w aptece. W zawodzie był czynny aż 64 lat, co podkreślała w nekrologu redakcja „farmacji Polskiej”: „W zmarłym zawód stracił jednego z seniorów, zacnego i powszechnie szanowanego kolegę. Cześć Jego pamięci!”.
***
Ilustracja 5
Odcisk pieczęci apteki w Czernichowie. Okres okupacji niemieckiej.
Zdjęcie z witryny internetowej Andrzeja Karwackiego (strona „Karwacki.org”)
Jak wcześniej wspomniano synowie magistra Karwackiego – Witold i Sławomir, po osiedleniu się ojca w Liszkach, uzyskali pomyślnie świadectwa dojrzałości. Stanisław Karwacki postanowił udać się po poradę w sprawie dalszego toku nauki do swego dawnego szkolnego kolegi: profesora Tadeusza Estreichera, dyrektora krakowskiego Oddziału Farmaceutycznego Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu Jagiellońskiego. Panowie zdecydowali, że dla starszego Witolda najlepszym kierunkiem będzie farmacja, zaś dla młodszego Sławomira – studia medyczne. Decyzje te wydawać się mogły bardzo kontrowersyjne. Sławomir bowiem, już od najmłodszych lat, towarzyszył ojcu w pracy, kochając bez reszty aptekę i aptekarstwo… Ponadto posiadał duszę i uzdolnienia typowego humanisty, był oczytany, interesował się historią, filozofią, znał łacinę i grekę.
Jak się jednak okazało Sławomir Karwacki, nie mógł patrzeć na sekcje zwłok i przerwał studia na Wydziale Lekarskim, pomimo pomyślnego ukończenia pierwszego nauki. Rozpoczął studia prawnicze, uczęszczając jednocześnie m.in. na wykłady ze swej ulubionej historii. Z kolei jego brat, zamiast oddawać się studiom farmaceutycznym, myślał tylko i wyłącznie o nowinkach technicznych, rozczytywał się w czasopismach motoryzacyjnych, śledził rozwój przemysłu lotniczego i fotografii, próbował szczęścia jako motocyklista i pilot-szybownik… Te ostatnią dyscyplinę uprawiał na górze Żar w Międzybrodziu Żywieckim pod Porąbką, w organizującej się tam Szkole Szybowcowej. Już przed wojną był zwycięzcą licznych konkursów fotograficznych, a specjalizował się w unikalnej technice fotografii trójwymiarowej.
Ilustracja 6
Sławomir Karwacki w Tatrach, prawdopodobnie na grani nad Czarnym Stawem.
Zdjęcie ze zbiorów Stefanii Karwackiej.
Ilustracja 7
Sławomir Karwacki oddaje skok na nartach.
Zdjęcie ze zbiorów Stefanii Karwackiej.
Studiujący prawo Sławomir Karwacki coraz częściej zastępował ojca w pracy w aptece i stopniowo poszerzał swoją wiedzę z zakresu farmacji. Posiadając żyłkę do interesów, rozpoczął produkcję specjalnych mieszanek ziół leczniczych według własnego przepisu, które nazwał „Ziółkami Doktora Dietla”. Opublikował także kilka nie datowanych wydań książeczki pod tytułem O znaczeniu ziół w lecznictwie, którą podpisał imieniem i nazwiskiem ojca – Stanisława. Z katalogu Biblioteki Jagiellońskiej wynika, że kolejne wydania książeczki ukazywały się w latach: 1926, 1928 i 1929. Każde z wydań składało się z obszernego wstępu oraz reprodukowanych „listów dziękczynnych” od wyleczonych pacjentów. W każdym z wydań zmieniały się listy dziękczynne, a także – w pojedynczych akapitach – wstępy.
Książeczce O znaczeniu ziół w lecznictwie warto poświęcić więcej uwagi, gdyż dobitnie świadczy o zjawiskach, zachodzących w ówczesnej farmacji. Jest także obrazem praktykowanych w okresie dwudziestolecia międzywojennego sposobów reklamowania małej, prowincjonalnej apteki. We wstępie autor kwestionował wartość klasycznych metod terapeutycznych, opierających się na leczeniu syntetycznymi związkami chemicznymi, „które łagodziły wprawdzie chwilowe przykre objawy, lecz wyleczenie z całą stanowczością opóźniły i choroby ostre w chroniczne zamieniały”. Nauka odeszła niestety od wypróbowanych przez lecznictwo ludowe roślin leczniczych, „będących w stanie przywrócić utracone zdrowie”. Winne temu były nauki medyczne, które „odrzuciły wszystko, co się nie dało zważyć”. Odrzuciły także i zioła lecznicze, „ponieważ działania ich nie można było stwierdzić na poczekaniu, natychmiast, jak to bywa n.p. z taką morfiną, antypiryną, bromem”. „Gdyby – pisze autor – ludzkość naraz ujrzała ten ogrom charłactwa, wytworzonego leczeniem dużemi dawkami rtęci, bromem, morfiną i tym podobnymi specyfikami, toby oniemiała z przerażenia”. Jeszcze więcej szkód naturalnym metodom leczenia przyniosła bakteriologia, gdyż „choroby niemal wszystkie poczęto przypisywać wyłącznie działaniu drobnoustrojów, czyli bakterii. Aby więc chorobę usunąć, poszukiwano środków, któreby owe bakterye niszczyły, zabijały”.
Ilustracja 8
Okładka jednego z wydań książki „O znaczeniu ziół w lecznictwie”
Ze zbiorów rodzinnych.
Przemyślenia młodziutkiego Sławomira Karwackiego na temat terapii chorób zakaźnych były zdumiewająco głębokie: „Nie pomyślano o tem, że przecież owe bakterye rozwijają się zazwyczaj tylko wówczas, gdy osłabiony organizm straci swoje siły. – Zapomniano, że gdyby nawet udało się zniszczyć, to znajdą się jutro te same lub inne, które dokonają tak samo dzieła zniszczenia. – Zapomniano więc, że zdrowie musi być zdobyte w walce z czynnikiem chorobotwórczym, i że tylko zdrowie zdobyte w walce jest trwałe. – Zapomniano, że doświadczenie w ciągu wieków nabyte ma większą wartość, niżeli teorje paru naukowych odkryć (…)”. Takie nihilistyczne – choć w pełni uzasadnione – podejście do „nowoczesnej” nauki, kierowało wprost do naturalnych metod leczenia, a szczególnie do ziołolecznictwa.
Autor „O znaczeniu ziół w lecznictwie” we wzruszający sposób kontempluje doskonałość świata roślin: „Skład chemiczny pierwszej lepszej roślinki leczniczej wykazuje szereg składników leczniczych, z których jedne stanowią dla tkanek zwykłe pożywienie, jak białko, tłuszcz, cukier, węglowodany; inne zawierają pierwiastki niezbędnych w organiźmie soli, krwi, wreszcie olejki eteryczne i różne ciała złożone, przyspieszające przemianę materii, czyszczące krew, działające moczopędnie, rozwalniająco, napotnie i t.d.”.
W książeczce, w sposób niezwykle odkrywczy, podkreślano synergistyczne i wielokierunkowe działanie zespołu substancji czynnych, zawartych w roślinach: „nie ma więc tu owego jednostronnego działania przetworów chemicznych medycyny szkolnej”. Kolejną zaletą ziół leczniczych jest zdaniem autora omawianej książeczki „ich specyficzne działanie na cały organizm, a w szczególności na pewne organy, działanie tak wybitne i tak w różnych roślinach różnorakie, że wątpliwą rzeczą, czy kiedykolwiek chemia naśladować je potrafi”. Następnie wymienione i omówione zostają podstawowe grupy roślinnych substancji czynnych, takich jak: olejki eteryczne, „składniki ściągające”, „sole wapniowe”, „żelazo”, „kwasy roślinne”, „goryczki”, „sole potasowe” oraz „najrozmaitsze (…) połączenia węgla, siarki, fosforu, chloru i mnóstwo innych pierwiastków”.
Czym wobec powyższych rozważań były „Ziółka Doktora Dietla”? Ich wynalazcą miał być wybitny klinicysta profesor Józef Dietl. On pierwszy, „po kilku wiekach upadku” zastosował z nadzwyczajnym powodzeniem ziołolecznictwo, wykorzystując do tego celu „skombinowane specjalnie” ziółka żołądkowe. Według relacji autora książeczki, ziółka te pomogły tysiącom chorych, a sława Dietla obiegła cały stary kontynent, czyniąc go „najpopularniejszym lekarzem w Europie”. Zdaniem autora po zastosowaniu ziółek Dietla „osoby od szeregu lat chore na żołądek, którym żadne lekarstwa nie pomagały, po dłuższym stosowaniu wspomnianych ziółek, zupełnie odzyskiwały zdrowie. Nic też dziwnego – podsumowywał Sławomir-Stanisław Karwacki – albowiem ziółka te są niemal idealnym na wszystkie choroby żołądkowe i im pokrewne środkiem”.
Najlepszy rezultat odnosiły w zwalczaniu następujących schorzeń: „katar żołądka, wzdęcie, kurcze i bóle żołądka, zgaga, niestrawność, brak apetytu, uderzenia krwi do głowy, kurczowe wymioty, cuchnący oddech, ataki nerwowe, kolka wątrobowa, febra, malarya, skrofle, ogólne osłabienie”. Sposób użycia był prosty: „wsypuje się do porcelanowego naczynia dwie łyżki ziółek, zalewa się litrem wrzącej wody i pozostawia się przez pół godziny w ciepłem miejscu. Po przecedzeniu można osłodzić je łyżeczką miodu i pić trzy razy dziennie, początkowo po jednej czwartej szklanki, stopniowo dawkę zwiększając”. Ważnym było jednak, aby „uzbroić się przedewszystkiem w cierpliwość i używać ziółka żołądkowe przez czas dłuższy”. Jak zapewniał autor „Już po kilku dniach doznaje się znacznej ulgi; należy jednak prowadzić kurację wytrwale”.
Ilustracja 9
W aptece „Pod Kościuszką” w Liszkach. Na zdjęciu Sławomir Karwacki, z prawej - zasłonięta jego matka, Martyna Karwacka.
Zdjęcie ze zbiorów Stefanii Karwackiej.
Sposób leczenia, który proponował Sławomir Karwacki, był kompleksowo przemyślany i cechował się dużym, jak na owe czasy, nowatorstwem. Poza stosowaniem „ziółek” chorzy byli bowiem zobowiązani do przestrzegania ścisłej, lekkostrawnej diety (szczegółowo omówionej w książeczkach) oraz wzmożonej aktywności fizycznej, która polegać miała m.in. na „gimnastyce szwedzkiej, przechadzkach po świeżem powietrzu, zmywaniu ciała zimną wodą”.
„Ziółka doktora Dietla”, jak ostrzegał Sławomir Karwacki, działają jednak tylko wtedy, gdy są „świeże i nie sfałszowane”. A najwyższej jakości „ziółka”, „zupełnie świeże i gwarantowanej jakości” otrzymać można było „jedynie w Aptece po Kościuszką w Liszkach w powiecie Krakowskim”. Cena za jedno pudełko „łącznie z broszurą pouczającą” wynosiła 2 złote i 50 groszy.
Każde z wydań omawianych książeczek opatrzone było kilkudziesięcioma, autentycznymi listami od wdzięcznych za uleczenie pacjentów. Listy te, pochodzące z całej Polski, przechowywał Sławomir Karwacki jeszcze długie lata po zakończeniu produkcji „Ziółek Doktora Dietla”. Oto zaledwie kilka z kilkudziesięciu cytowanych w O znaczeniu ziół w lecznictwie listów:
Wielmożny Panie Aptekarzu!
Jestem ogromnie wdzięczna WPanu Aptekarzowi za tak znakomite ziółka; po których używaniu mąż mój nadspodziewanie dobrze się czuje. To też każdemu ziółka te radzę i polecam.
Z głębokim poważaniem
Julia Kotulska, Lwów, ul. Bajki 39.
------------------------------------------
Szanowny Panie!
Za nadesłane ziółka Dra Dietla ślę serdeczne dzięki, działają nowiem rzeczywiście zdumiewająco!
Z poważaniem
Karolina Berezowska w Śniatynie
-----------------------------------------
Odkąd używam ziółka Dra Dietla, z każdy dniem czuję się zdrowsza. Wdzięczna za wyzdrowienie, starać się będę rozpowszechnić tę świetną kurację w całej okolicy.
Z poważaniem
Wik. Sławikówna, poczta Konojady, p. Brodnica
-----------------------------------------------------------
Szanowny Panie!
Piszę po raz drugi po ziółka Dra Dietla dla moich znajomych, gdyż oni wszyscy nadziwić się nie mogą poprawą mojego zdrowia. Przedtem byłem aż żółty skutkiem zaburzeń żołądkowych i ogólnego wycieńczenia. Obecnie po przeprowadzeniu gruntownej kuracji Pańskiemi ziółkami, odzyskałem w zupełności zdrowie i cerę posiadam czerstwą i rumianą. Niechaj Bóg Wielmożnemu Panu za to błogosławi.
Z poważaniem
Idzi Krukowski, Edwardów, powiat Piotrkowski
------------------------------------------------------------
Już po kilkakrotnem użyciu Pańskiej herbaty Dra Dietla, uczułem dużą ulgę w moich cierpieniach za co zasyłam Panu serdeczne: „Bóg zapłać”.
Z najwyższym szacunkiem
Wawrzyniec Głębocki, Janowiec
---------------------------------------
Ziółka Dra Dietla podziałały na mnie zadziwiająco, już po jednorazowem ich użyciu, odczułam znaczną ulgę. Obecnie jestem dzięki nim zupełnie wyleczoną. Jeszcze raz dziękuję za nie stokrotnie
Z poważaniem
M. Kuhmanowa, wieś Struś, poczta Rychnowo
--------------------------------------------------------
Ja zaś ze swej strony składam WPanu serdeczne podziękowanie za niezwykle szybkie i gruntowne wyleczenie mojej zony swemi ziółkami. Fakt ten, tak się rozniósł po całej okolicy, że wciąż ludzie chorzy na żołądek spieszą do mnie, żebym dla nich takie ziółka zamówił, zatem proszę jeszcze raz o szybkie ich nadesłanie, za co będziemy niepomiernie wdzięczni.
Z poważaniem
St. Buchat, Mikorzyn, powiat Inowrocław
Książeczkę kończyła adnotacja „Ku uwadze”: „Oprócz ziółek Dra Dietla, apteka pod Kościuszką w Liszkach utrzymuje również stale na składzie rozmaite inne gatunki niemniej skutecznych ziół leczniczych, które chętnie wysyła każdemu za zaliczką, albo też po uprzednim otrzymaniu należytości”. Na ostatniej stronie okładki autor książeczki zwracał się do czytelników z prośbą: „Po przeczytaniu proszę podać drugiemu”
Już w kilka lat przed II wojną światową drogi życiowe braci Karwackich rozeszły się. Wskutek interwencji posła na Sejm RP, będącego dyrektorem szkoły rolniczej w Czernichowie, władze przeniosły koncesję udzieloną na aptekę w Liszkach do dalej położonego od Krakowa Czernichowa. Stanisław Karwacki został tym samym zmuszony do przeniesienia apteki i zamieszkania w Czernichowie, pomimo zakończonej właśnie nadbudowy kamienicy nad apteką w Liszkach. Do Czernichowa przeprowadził się wraz z Witoldem, który poślubił Zofię Stefańska, córkę naczelnika poczty w Liszkach, przez pewien okres czasu nauczycielkę w Milówce. Ponieważ w roku 1936 Witold ukończył studia farmaceutyczne na krakowskim Oddziale Farmaceutycznym , nie był zainteresowany dalszą produkcją „Ziółek Doktora Dietla”, tylko prowadzeniem wraz z ojcem apteki. Po wybuchu II wojny światowej, zmobilizowany do jednostki wojskowej pod Lidą, dostał się do niewoli. Do Czernichowa powrócił w roku 1940 i od razu też rozpoczął pracę w aptece ojca.
Ilustracja 10
Stanisław Karwacki wraz z synem Sławomirem i wnuczką Haliną
Zdjęcie ze zbiorów Stefanii Karwackiej.
Tymczasem Sławomir pozostał w Liszkach, gdzie po ślubie w roku 1935, zamieszkał w nadbudowanym nad apteką mieszkaniu, wraz ze swą żoną – Stefanią z domu Szeliżanką, pochodzącą z Kościeliska-Szeligówki. Ojciec Stefanii – Józef Szeliga, był absolwentem Szkoły Przemysłu Drzewnego w Zakopanem. Posiadał także pracownię stolarską, której rozwój powstrzymała śmierć na froncie włoskim w czasie I wojny światowej. Stefania ukończyła krakowskie seminarium nauczycielskie, w szkole zawodowej przy ulicy Syrokomli. Przed ślubem pracowała w szkole zakonnej sióstr kanoniczek w Stopnicy, koło Buska Zdroju. Bywała także na zastępstwach w Krakowie w szkole, którą sama niedawno ukończyła.
Ilustracja 11
Przed apteką Stanisława Karwackiego w Czernichowie. Na zdjęciu Stanisław Karwacki z synową Stefanią i wnuczką Haliną.
Zdjęcie ze zbiorów Stefanii Karwackiej.
Sławomir pomimo przeniesienia apteki do Czernichowa nie mógł wyzbyć się swej miłości do farmacji. W dalszym ciągu prowadził produkcję „Ziółek Doktora Dietla” pomimo, że ukończył już studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim i rozpoczął praktykę u adwokata w Liszkach. Posiadając talent do interesów, masowo sprowadzał składniki do produkcji „Ziółek…” z Wileńszczyzny. Następnie łączył je w specjalnej maszynie mieszającej. Do każdego opakowania „Ziółek…” załączał broszurę informując, że po przesłaniu przez chorego listu ze szczegółowym opisem choroby, odeśle specyfik przygotowany specjalnie do leczenia tej dolegliwości. Do produkcji „Ziółek…” zatrudnił również dyplomowanego pomocnika aptekarskiego, Irenę Budzynowską, absolwentkę kursu pomocnikowskiego w Krakowie w roku 1927. Według rodzinnych opowieści Sławomir chciał wielkością sprzedaży i jakością swych wyrobów pokonać niedościgniony wzór zielarzy – „Zioła Magistra Wolskiego”. Stał się osobą majętną, a uzyskany kapitał przeznaczył na zakup parceli na ulicy Łokietka w Krakowie, którą sprzedał w czasie wojny, a za uzyskane środki nabył dzięki staraniom szwagra Kazimierza, wówczas urzędnika miejskiego, kilkunastopokojową willę „Nasza”, położoną w centrum Zakopanego przy ul. Zamoyskiego. Jej sprzedaż, ze względu na wprowadzenie lokatorów przez władze komunistyczne, do dzisiejszego dnia traktowana jest w rodzinie jako „błąd życiowy”.
Na przeszkodzie dalszej produkcji „Ziółek Doktora Dietla” stanęło sygnalizowane już wcześniej przeniesienie apteki z Liszek do Czernichowa, a dodać należy również, że Witold Karwacki nie patrzył zbyt przychylnie na sukces brata. Na studia farmaceutyczne było dla Sławomira już zbyt późno, pozostawała jednak inna możliwość: prowadzenie drogerii.
Kurs drogistowski Sławomir Karwacki ukończył w roku 1938 i pomyślnie zdał egzamin końcowy przed krakowskim inspektorem farmaceutycznym, magistrem Adamem Filemonowiczem. W tym samym roku postanowił, aby z Liszek przenieść się do Myślenic i tam odkupić od dotychczasowego właściciela drogerię „Pod Aniołem”, zlokalizowaną w samym rynku, pod numerem 13. Jednocześnie zamieszkali z żoną w Myślenicach. Rok 1938 był pod wieloma względami przełomowy dla młodego małżeństwa, gdyż wkrótce przed opuszczeniem Liszek, na świat przyszło ich pierwsze dziecko córka Halina.
Początkowo koncesja na prowadzenie drogerii należała do Stefana Hodura, narzeczonego kuzynki Stefanii, gdyż Witold musiał przed dwa lata od ukończenia kursu praktykować w drogerii, jako zwykły pracownik. Faktycznie jednak drogerię prowadził całkowicie samodzielnie, gdyż posiadał duże doświadczenie, pochodzące jeszcze z czasów pracy w aptece „Pod Kościuszką”. Również i Stefania, za radą męża, ukończyła kurs drogistowski i 1 sierpnia 1939 zdała stosowny egzamin. Po upływie dwóch lat koncesja na drogerię stała się w majestacie prawa własnością Sławomira Karwackiego. Z tego też czasu pochodzi zachowany w zbiorach rodzinnych odcisk pieczęci „Głównego składu materiałów aptecznych i Drogerii Pod Aniołem Mra Sławomira Karwackiego w Myślenicach”. Sławomir, niezależnie od pracy w drogerii, chciał rozpocząć aplikację sędziowską, przeszkodził jednak temu wybuch II wojny światowej, który zastał Karwackich w Myślenicach, w wynajmowanym budynku obecnego pogotowia ratunkowego. Wskutek propagandy wierzyli w zwycięstwo Polski, machając radośnie nadlatującym samolotom… Uważali, że są to spieszące krajowi z odsieczą maszyny francuskie, do czasu, aż oddały serię z karabinów maszynowych. Później, będąc świadkiem masowego odwrotu wycieńczonych wojsk polskich „Zakopianką” przez centrum Myślenic w stronę Krakowa, Stefania Karwacka częstowała żołnierzy… pomadkami, pozostałymi z jej imienin oraz sokiem, sporządzonym przez starsze małżeństwo lwowiaków przebywające w Myślenicach na letnisku! Następnie Karwaccy, zgodnie z rządowymi komunikatami, próbowali ewakuować się na wschód, docierając poprzez Zakliczyn do Czechówki i Jankówki. Jednak, gdy stało się jasne, że Polska wojnę przegra, powrócili do Myślenic.
Ilustracja 12
Sławomir Karwacki w drogerii „Pod Aniołem”.
Zdjęcie ze zbiorów Stefanii Karwackiej.
Drogerię „Pod Aniołem” zastali częściowo zniszczoną, a wszystkie towary były rozkradzione. Jednak dzięki wytężonej pracy i zapobiegliwości Sławomira, drogeria szybko wznowiła działalność. Z pomocy państwa Karwackich korzystali partyzanci z oddziałów stacjonujących w pobliskich lasach, otrzymując leki i materiały opatrunkowe. Często jednak zdarzało się, że partyzanci zachodzili do drogerii i w niewybredny sposób żądali pomocy, co pozostawiało bardzo przykre wrażenie. Współpraca z polskim podziemiem była tym bardziej niebezpieczna, że Sławomira władze niemieckie wyznaczyły dwukrotnie jako zakładnika, który w razie jakichkolwiek akcji sabotażowych lub wystąpień zbrojnych, będzie rozstrzelany… Ponadto Stefania już raz, rozgłaszając wśród okolicznych mieszkańców pozyskaną informację o łapance, sama została zatrzymana i tylko dzięki zasłabnięciu i interwencji Sławomira u władz niemieckich została wypuszczona. Uniknęła także wraz z córką pacyfikacji w trakcie wizyty w Liszkach i Czernichowie, gdyż skróciła ją wracając w przeddzień do Myślenic! W owym trudnym, wojennym czasie, szczególnie uciążliwe były wyjazdy po towar dla drogerii, do krakowskich hurtowni farmaceutycznych. Odbywała je Stefania autobusem lub furmanką, 2-3 razy w tygodniu.
Kolejny niezwykle ciekawy epizod z czasów okupacji wspomina pan Sebastian Wójcik-Jackowski, wnuk Sławomira: „Dziadkowie w czasie wojny pomagali finansowo swojemu ukrywającemu się znajomemu pochodzenia żydowskiego – dentyście Stefanowi Postawie, który przed wojną zmienił nazwisko i przeszedł na katolicyzm, wcześniej nazywał się Gross. Po wojnie wszystkich, którzy mu pomagali, zaprosił w podzięce na raut, w którym dziadkowie oczywiście uczestniczyli”.
Dnia 22 sierpnia 1942 roku Sławomir i Stefania Karwaccy byli świadkami wywiezienia myślenickich Żydów, którzy przed wyruszeniem w drogę do obozów koncentracyjnych zaopatrywali się masowo w drogerii „Pod Aniołem” w podstawowe leki, nie wiedząc, że czeka ich natychmiastowa eksterminacja… Podczas wkraczanie do miasteczka wojsk radzieckich drogeria została ponownie okradziona i już po raz drugi trzeba było kompletować całe wyposażenie.
Powojenne losy braci Karwackich były znamienne dla losów polskiej inteligencji. Po śmierci Stanisława, Witold został zarządcą czernichowskiej apteki, a po jej nacjonalizacji w roku 1951 – kierownikiem, aż do lat siedemdziesiątych.
Ilustracja 13
Kamienica w myślenickim rynku, mieszcząca niegdyś drogerię „Pod Aniołem”.
Zdjęcie współczesne.
Witolda Karwackiego zapamiętała doskonale pani Krystyna Moździerzowa, jedna z najstarszych mieszkanek Czernichowa. Wspomina, że jako aptekarz był niezwykle ciepły i życzliwy w kontakcie z pacjentami, cieszył się także sławą doskonałego fachowca. Jeszcze z czasów przedwojennych słynął z ekstrawagancji, sensację budził np. paradując przez Czernichów i drogami wzdłuż Wisły w stroju kąpielowy, a następnie spływając tą rzeką o własnych siłach. Na gruncie towarzyskim znany był z całkowitej abstynencji od alkoholu, jedynie w czasie znaczniejszych uroczystości pijał wino. Wielką i znaną pasją magistra Karwackiego było szybownictwo. Każdy wolny czas, każdy urlop spędzał na wspomnianej już górze Żar, gdzie latał na szybowcach „Szkoły Szybowcowej Żar” przy Instytucie Szybownictwa w Bielsku, a od 1956 Szkoły Szybowcowej Aeroklubu PRL „Żar”. Latał jednak tylko dla przyjemności, nie biorąc udziału w zawodach. Z czasem zasłynął jako najstarszy polski pilot szybowców.
Ilustracja 14
Witold Karwacki.
Zdjęcie ze zbiorów Stefanii Karwackiej.
Kolejnymi pasjami czernichowskiego aptekarza była wspinaczka górska. Jeszcze przed wojną zdobywał wraz z żoną najwyższe szczyty tatrzańskie. Nadal fotografował. Na strychu, nad swoim mieszkaniem i apteką, urządził obserwatorium astronomiczne, w którym potrafił spędzać długie godziny. W czasie dobrej widoczności lub podczas ciekawych zjawisk astronomicznych zapraszał do obserwacji najbliższych znajomych, snując jednocześnie pasjonujące opowieści o ciałach niebieskich. Z czasów przedwojennych pozostała Witoldowi pasja do motoryzacji i majsterkowania. Jako anegdotę powtarza się w Czernichowie, że pewnego razu zakupił bardzo drogi motocykl, z którego następnie próbował zbudować… samochód! Rezultatów czytelnik może się domyślić.
Magister Karwacki, według informacji pani Moździerzowej, w Czernichowie nie udzielał się społecznie. Jedynie przed wojną uczestniczył w zebraniach elitarnego Towarzystwa Kasynowego, w których uczestniczyli także nauczyciele słynnego technikum rolniczego.
Przez pewien czas Witold Karwacki brany był pod uwagę jako kandydat na kierownika powstającej w Myślenicach nowej apteki, przy ulicy Żeromskiego. Bracia Karwaccy wiązali z tym nadzieje odnowienia więzów rodzinnych, ostatecznie jednak Witold nie zdecydował się na objęcie tej placówki. Witold Karwacki zmarł bezpotomnie, 13 lutego 1982 roku. Pochowany jest na Cmentarzu Rakowickim.
Sławomir i Stefania Karwaccy w pierwszych powojennych latach prowadzili nadal swą drogerię, aż do upaństwowienia i przejęcia jej przez PSS w roku 1950. Stefania przez kilkanaście miesięcy była kierownikiem upaństwowionej już placówki, a następnie pracowała jako główna księgowa nadzoru weterynaryjnego. Sławomir tymczasem powrócił do zawodu prawnika, nie chcąc jednak pracować w zdominowanym przez władze komunistyczne sądownictwie, zatrudnił się myślenickim Banku Rolnym, gdzie był starszym inspektorem.
Warto jeszcze raz odwołać się do pamięci potomków rodziny Karwackich i przedstawić niezwykle charakterystyczną postać Sławomira Karwackiego. Był człowiekiem bardzo spokojnym, opanowanym, wyważonym w sądach i głoszonych opiniach, taktownym i subtelnym. Cechował się wielką kulturą i wszechstronnym wykształceniem. Oddawał się licznym dyscyplinom sportowym: grał w siatkówkę (był jednym z założycieli Towarzystwa Krzewienia Kultury Fizycznej „Uklejna” ), pływał, był zapalonym taternikiem, zdobywcą najwyższych szczytów polskich i słowackich Tatr. Codziennie odbywał wielokilometrowe spacery. Pomimo zerwania związków z farmacją, zachował z tego zakresu szeroką wiedze, czemu wielokrotnie dawał wyraz redagując w języku łacińskim dla swego zięcia-lekarza, składy recept i zalecenia stosowania leków. Podobnie jak brat stronił od alkoholu, a nawet wystosowywał w sprawie walki z alkoholizmem liczne memoranda do najwyższych władz państwowych
Ilustracja 15
Sławomir i Stefania Karwaccy z córką Marią „Rysią”, urodzoną już w Myślenicach w roku 1941.
Zdjęcie ze zbiorów Stefanii Karwackiej.
Sławomir Karwacki zmarł 29 lipca 1981 roku, wskutek odniesionego dwa dni wcześniej urazu – został potrącony przed własnym domem przez samochód dostawczy, podczas powrotu ze spaceru. Jego potomkowie, wzorem Stanisława Karwackiego, kultywują rodzinne tradycje i przechowują najdrobniejsze nawet pamiątki przeszłości, dzięki którym mógł powstać niniejszy artykuł. Większość wspomnień przekazała, za pośrednictwem wnuka – Sebastiana Wójcika-Jackowskiego, żona Sławomira – pani Stefania Karwacka, która pomimo ukończenia 96 lat pozostaje w doskonałej kondycji.
Styczeń 2009 r 60
Maciej Bilek — ur. 3 I 1980, absolwent studiów farmaceutycznych na Wydziale Farmaceutycznym Collegium Medicum UJ, doktor nauk farmaceutycznych z zakresu historii (praca „Historyczne apteki południowej Małopolski”, 2008). Zastępca redaktora biuletynu Okręgowej Izby Aptekarskiej w Krakowie „Farmacja Krakowska”, sekretarz redakcji „Rocznika Muzeum Farmacji”.
Na łamach kilkudziesięciu czasopism, głównie biuletynów izb aptekarskich i periodyków regionalnych, opublikował liczne artykuły naukowe i popularnonaukowe, dotyczące historii aptek Małopolski, wybitnych aptekarzy tego regionu, historii nauczania farmacji w Krakowie, historii organizacji i stowarzyszeń aptekarskich oraz historii działań sanitarnych i przeciwepidemicznych w Małopolsce.
Jest współautorem czterech pozycji książkowych: „Słownika biograficznego Rabki” (2007), monografii „Od królewskich edyktów do Inspekcji Sanitarnej. Historia działań sanitarnych i przeciwepidemicznych w Krakowie i Małopolsce” (2008), monografii „225 lat Farmacji na Uniwersytecie Jagiellońskim” (2008) oraz książki „80-lecie Katedry Technologii Postaci Leku i Biofarmacji. Pamięci prof. dr. hab. Marka Gatty-Kostyala” (2008). W trakcie prac redakcyjnych pozostaje książkowe wydanie pracy doktorskiej.