Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Tacikowski Andrzej (1886-1977) ks. kanonik l. Symeona

1.02.2011 21:51
[attachment]PB - ks. Andrzej mł._cr 1.jpg 1.jpgSyn Wincentego Tacikowskiego i Małgorzaty z domu Wojewódzkiej. Urodził się w Stanisławowie w 1886 roku. Matka jego zmarła kiedy miał rok. Druga żona ojca zmarła, kiedy miał 12 lat. Stracił tez kilkoro rodzeństwa. Ojciec jego został przeniesiony służbowo do Lublina. Miał piętnaście lat kiedy ojciec ożenił się po raz trzeci. Przybyło mu sześcioro rodzeństwa, z których dwoje zmarło w dzieciństwie. Andrzej ukończył szkołę średnia w Lublinie. Jako niepozorny uczeń walczył o polską szkołę. Wstąpił do Seminarium Duchownego i ukończył je w 1912 roku. Studiował razem z księdzem kardynałem Stefanem Wyszyńskim. Pracował w kilku placówkach jako wikariusz. Pierwszym jego probostwem była parafia Żdżanne na ziemi chełmskiej. Było to po I Wojnie Światowej, kiedy po 150 latach panowania i prześladowań caratu ziemie te odzyskały wolność. Mieszkał tu razem z rodziną. Otrzymał niewielka placówkę, dawny kościół unicki przemianowany siłą na cerkiew. Wyposażył wewnątrz kościół, pobudował budynki gospodarcze, zorganizował życie religijno-moralne. Po sześciu latach przeniósł się do Podgórza także na ziemi chełmskiej. Przebywał tu w latach 1924-1941. Placówka podobna organizował parafię i życie religijne. Zaraz po wybuchu II wojny światowej 11 listopada został aresztowany przez Niemców i osadzony na zamku w Lublinie, skazany prawie na śmierć. Jakimś cudem przez długie starania matka wydostała go stamtąd. Wrócił, ale wypadki toczyły się bardzo szybko. Teren był bardzo niespokojny, mieszkali tu Polacy, ale także i Ukraińcy, którzy na niego donosili. Otrzymał nakaz oddania kościoła w ręce Ukraińców, ale kluczy nie oddał. Przyjechał oficer, aby wykonać na nim wyrok. Szczęśliwie go nie zastał. W międzyczasie wystarał się, aby nakaz cofnięto. Ale nie na długo. Dowiedział się od życzliwych ludzi, że jest skazany na wywiezienie do Majdanka, jako człowiek, który jest wrogo nastawiony do narodu niemieckiego i władz okupacyjnych. Poszukał kapłana, którego nie ścigano, osadził na stanowisku proboszcza, powiadomił władze kościelne w Lublinie i wraz z rodzina opuścił placówkę. Przybył do Rembertowa, gdzie od roku 1941 pracował jako rezydent, wikariusz i kapelan wojskowy. Po zakończeniu wojny dostał polecenie powrotu do Podgórza. Dzięki znajomości ze Stefanem Wyszyńskim udało mu się pozostać w Rembertowie. Był z nim bardzo związany. Był osobą, która nie miała tytułów urzędowych, ale był kroniką Rembertowa, jego historią. Cieszył się ogromnym autorytetem, szacunkiem i miłością. Znały go wszystkie parafie dekanatu rembertowskiego. Mimo wieku pracował do ostatniej chwili. 18 grudnia 1977 roku spowiadał od godziny 7 do 13. Wracając do domu upadł na ulicy, zanim przyjechało pogotowie już nie żył. Zmarł w wieku 91 lat. Pogrzeb odbył się 21 grudnia na cmentarzu w Rembertowie.