Jan Bohdan GLIŃSKI
MÓJ ZGORZELEC
Był początek 1945 roku. Pozbawiony dotychczasowej pracy żyłem życiem chwilowym, jakby w zawieszeniu. Wychowanek Rydzyny1, Kleeberczyk2, po klęsce Powstania Warszawskiego, ucieczce z transportu do obozu, a następnie po wyzwoleniu i połączeniu się z żoną i córką (co nastąpiło w lutym 1945 roku w Kielcach, u moich teściów, rozdzieliło nas Powstanie Warszawskie), podjąłem prace w Szpitalu Miejskim św. Aleksandra w Kielcach. Wciąż rozglądałem się w nowej rzeczywistości - gdy moja teściowa Helena Olesiowa, pracująca w kieleckim szpitalu przyniosła wiadomość, że wojewoda dolnośląski angażuje w Kielcach ludzi do pracy na Dolnym Śląsku. Jeszcze wojna trwała, jeszcze krwawo bronił ale Wrocław - lecz dzień ostatecznego zwycięstwa nadchodził, powstawała nowa rzeczywistość.
Nie wahałem się ani chwili. Nie posiadaliśmy tu nic naszego. Widziałem w Warszawie ruiny, raczej gruzy naszego domu. Miałem żonę i roczną córeczkę, Zosię. Mogłem zostać w Kielcach, mogłem objąć pracę przy moim ojcu, wspaniałym człowieku i lekarzu w Opatowie Kieleckim -lecz chciałem sam zarabiać na swoje dobre imię. Krótka więc była nasza z żoną rozmowa. To wspaniała kobieta, kochająca żona i matka, wierna towarzyszka mojego życia. Postanowiliśmy. Jadę, a Krysia z małą Zosią wkrótce do mnie dołączą.
Do pociągu na stacji Kielce Herby odprowadziła mnie żona ze szwagrem. Długi pociąg był wypełniony takimi jak ja, ludźmi - szukającymi swego losu na nieznanej, dopiero co odzyskanej ziemi słowiańskiej.
Pociąg dowiózł nas do stacji w Oleśnicy. Dalej tory były pozrywane. Po drodze oglądaliśmy zniszczenia dokonane niedawno przez burzliwie przewalający się front. Wówczas doszła nas nowina; Niemcy skapitulowali i jutro podpiszą akt kapitulacji! To jutro zastało nas już w Oleśnicy. Stąd przygodnymi, przeważnie wojskowymi ciężarówkami rozwożono przybyłych ludzi w różne strony. Ja pojechałem do Trzebnicy, gdzie mieścił się Urząd Pełnomocnika Rządu na Okręg Administracyjny Dolnego Śląska - był nim mgr Stanisław Piaskowski, farmaceuta z wykształcenia. Dla jasności obrazu trzeba podkreślić, ze Pełnomocnik Rządu na Okręg Administracyjny miał większa uprawnienia niż wojewoda, a Pełnomocnicy Rządu na obwody większe niż starostowie.
Do Trzebnicy przyjechałem pod wieczór, po około 30 godzinach jazdy. Miasto zostało zdobyte już 16 stycznia 1945 roku. Odszukałem dr Jerzego Popiela, który - także z Kielc -przybył tu wcześniej. Mieszkał w opuszczonym przez Niemców mieszkaniu, przy nim też zamieszkałem. Dr Popiel był znajomym moich teściów oraz mojego ojca, w czasie wojny lekarzem oddziałów partyzanckich AK w Kieleckiem. Był chirurgiem, a tutaj jedynym lekarzem w miejscowym szpitalu sióstr zakonnych cystersek. To w ich klasztorze jest piękny, barokowy grobowiec św. Jadwigi. Kierownikiem Wydziału Zdrowia Urzędu Pełnomocnika Rządu był tu dr Bohdan Snarski.
2
Nazajutrz zameldowałem się u dr Snarskiego. Przyjął mnie, młodego lekarza, życzliwie. Początkowo miałem pracować w szpitalu przy doktorze Popielu. Obwody jeszcze nie były zorganizowane, działały tam tylko Grupy Operacyjne Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów, zabezpieczając fabryki i zakłady, opuszczone przez Niemców. W tym czasie często słyszało się o zbrojnych wystąpieniach ukrywających się w lasach i miasteczkach Niemców, głownie z rozbitych oddziałów SS. Były to oddziały Wehrwolfu. Osobiście się z nimi nie spotkałem.
W maju 1945 roku w Trzebnicy było niewielu mieszkańców stałych. Niemcy w znacznej większości uciekli przed zbliżającym się frontem. Na ulicach widziało się wojskowych Polaków i Rosjan, stopniowo coraz więcej przybywało cywilów. Byli to pracownicy Urzędu Pełnomocnika Rządu oraz rosnący w liczbę ludzie, którzy zamierzali osiedlić się na tych terenach.
Wśród nich kryli się też ci, co szukali drogi na Zachód, nie mogąc pogodzić się z nową rzeczywistością. Wszyscy nocowali w mieszkaniach opuszczonych przez Niemców. Rabowano przy tym co się dało. To masowe plądrowanie opuszczonych mieszkań nazywano wówczas szabrem. Szaber był zakazany, ale nie było komu skutecznie dopilnować opuszczonego miasta.
Pracy w szpitalu nie było dużo. Pozostał mi w pamięci dzień wyjazdu ekipy polskich władz do zdobytego Wrocławia. W tej ekipie i ja się znalazłem. Jeszcze tu i ówdzie tlił się ogień, ruiny domów straszyły surowością, ulice zawalone gruzem, czuć było zewsząd swąd spalenizny. Miasto było jednak mniej zniszczone niż Warszawa, oglądana przeze mnie w końcu października 1944 roku, gdy Niemcy systematycznie rabowali, burzyli i podpalali ocalałe w Powstaniu budynki.
Na ulicy, zwanej obecnie Oławską, poszedłem z dr Snarskim obejrzeć szpital. Mieścił się on w piwnicach kilku domów, połączonych wewnętrznymi przejściami. Pełno leżało tu rannych i chorych, trudno było się poruszać. Personel niemiecki w mundurach wojskowych w krótkich zdaniach informował nas o sytuacji - o braku żywności, wody, środków leczniczych i sanitar¬nych. Jedynym oświetleniem były świece i lampki karbidowe Zaraz w maju Pełnomocnik Rządu na Okręg Administracyjny Dolnego Śląska mgr Piaskowski rozpoczął mianowania i wysyłanie z Trzebnicy w nieznany teren Pełnomocników Rządu na Ob¬wody. Było ich 35.
W pierwszych dniach czerwca zaczęli wracać z terenu pierwsi nowo mianowani Pełnomocnicy Rządu w Obwodach dalej położonych. Przywozili pierwsze szczegółowe informacje, dotychczas znane były tylko najbliższe okolice. Powrócili też dwaj Pełnomocnicy mianowani na Obwody Zgorzelice Miasto i Zgorzelice Powiat. Tym drugim był por. Witold Janiszewski, liczący około 26-30 lat. Dowiedzieliśmy się, że polska część miasta Görlitz, wyzwolona w dniu 8 maja 1945 r., stanowiła zaledwie jedną siódmą około stutysięcznego miasta. Wobec tego połączono oba te Obwody, początkowo planowane jako oddzielne, w jeden, nadając mu numer 35. Pełna więc jego nazwa brzmiała; „Obwód Okręgowy nr 35 w Zgorzelicach”. Por. Janiszewski został
3
pełnomocnikiem na ten Obwód. Jego zastępcą był Leon Kobierski. Por. Janiszewski3 przyjechał do Zgorzelic wraz e szefem Urzędu Bezpieczeństwa Tkaczykiem4 oraz komendantem Milicji Obywatelskiej Jerzy Namysłem5. Wraz z nimi przyjechali też dwaj oficerowie, byli jeńcy wojenni, którzy rozpoczęli pracę przy por. Janiszewskim w Zgorzelicach. Byli to por. Kazimierz Gostyński i por. Zbigniew Buss. Obaj czas wojny spędzili w Oflagu II B w Woldenbergu, obaj pochodzili z Kielc.
Od nich dowiedzieliśmy się, że w Moys (dzielnica Zgorzelic, obecnie Ujazd) był obóz jeniecki Stalag VIII A, a w nią znajdowała się duża grupa polskich jeńców, przywiezionych tu z jenieckiego Szpitala Przeciwgruźliczego w Tangerhütte. Janiszewski zaproponował mi objęcie w Zgorzelicach funkcji lekarza powiatowego. Nie musiał mnie namawiać. Już w czasie wojny przez prawie rok pracowałem w Warszawie na Oddziale Gruźliczym dr Jana Stopczyka. Szczególnie właśnie los chorych na gruźlicę nie był mi obojętny. Z czasem też specjalizowałem się w tej dziedzinie medycyny.
Poszliśmy z Janiszewskim do mgr Piaskowskiego z prośbą o jego zgodę. Wysłuchał nas, wyraził zgodę na naszą prośbę. Dostałem pisemną nominację, wystawioną 10 czerwca 1945 roku z szerokimi uprawnieniami, wypisaną w językach polskim i rosyjskim. Było to wówczas konieczne ze względu na dużą ilość wojsk radzieckich w tej strefie przygranicznej. Musiałem jeszcze krótko odczekać na okazję samochodową, bo żadne pociągi nadal nie kursowały. Prawie wszystkie mosty były zwalone.
Niedługo czekałem. Czternastego czerwca zameldowałem ale u Pełnomocnika Rządu na Obwód nr 35 w Zgorzelicach. Przyjął mnie z otwartymi rękoma. Zakwaterowano mnie w tzw. pokojach hotelowych nad jego Urzędem. Były to pokoje wyposażone w łóżka z materacami i kocami - bez pościeli. Mieszkało się wspólnie z innymi pracownikami Urzędu. Dano mi też zaraz pokoje na urządzenie biura, znalazła się również pracownica, pani Jadzia Piórek. Wracała ona z robót w Niemczech razem ze swoją schorowaną matką i zrezygnowały z dalszej podróży w głąb kraju. Pracowałem z nią do końca mego pobytu w Zgorzelcu. Była bardzo solidną pracownicą. Urządzenie biura należało zacząć od zbierania po różnych mieszkaniach odpowiednich mebli. Zajęła się tym pani Jadzia przy pomocy referenta gospodarczego Urzędu.
W tym czasie na terenie powiatu-obwodu było już około 200 Polaków oraz pozostałych jeszcze kilkadziesiąt tysięcy Niemców. Przemysł nie działał, handlu nie było. Była już czynna apteka przy ul. Mostowej6, prowadzona przez mgr Marię Trutyńską. Przybyła ona tu z Grupą Operacyjną Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów. Dla Polaków w suterenie Urzędu została
.4
utworzona stołówka, w której wszyscy dostawaliśmy (nieodpłatnie) obiad. I jedynie przy obiedzie, raz dziennie, po dwie kromki chleba. Więcej pieczywa nie było, bo działała tylko jedna piekarnia w sąsiedniej wsi Łagów, pracująca początkowo wyłącznie dla naszego Urzędu.
Wspomniana wyżej Grupa Operacyjna była tworem specyficznym dla tego czasu. Komitet Ekonomiczny Rady Ministrów delegował na Ziemie Odzyskane specjalnie tworzone Grupy Ope¬racyjne, które - idąc tuż za wojskiem i zaraz po przejściu frontu - zabezpieczały obiekty przemysłowe i gospodarczo ważne do czasu objęcia ich przez tworzone stopniowo władze administracji cywilnej. Do Zgorzelic, zajętych 8 maja, taka dziesięcioosobowa Grupa przybyła w dniu 10 maja 1945 roku w składzie:7
inż. Stanisław Krause - Pełnomocnik Powiatowy do Spraw Gospodarczych
na rejon Zgorzelice
inż. Stanisław Czort -
inż. Bronisława Jarema - przemysł chemiczny
mgr Miłosz Chmiel - prokuratura
mgr Maria Trutyńska - apteki
dr Stanisław Szarota -
inż. Kazimierz Czarnecki - gospodarstwa rolne
Kazimiera Herot - transport samochodowy
Tadeusz Szeliga - transport samochodowy
Pamiętam, że mgr Trutyńska prowadziła aptekę przy ulicy Mostowej do 1949 roku, inż. Jarema chyba zajmowała się Fabryką Odczynników Chemicznych i z nią przeniosła się do Gliwic, a w Zgorzelcu do dziś pozostał Tadeusz Szeliga.
Mgr Trutyńska po pewnym czasie wyszła za mąż za aptekarza Wolfingera, zamieszkiwali nad apteką przy ul. Mostowej 14 (obecnie Świerczewskiego 6). W dniu 8.10.1949 r. sprzedała aptekę mgr Michałowi Ostaszewskiemu, a sama wraz z mężem wyprowadziła się do Wrocławia. Mgr Ostaszewski prowadził tę aptekę początkowo jako jej właściciel, a po upaństwowieniu jej w styczniu 1950 roku nadal jako jej kierownik, do 1957 roku, tj. do chwili przejścia na emeryturę.
Przy mianowaniu oraz obejmowaniu przeze mnie stanowiska nie było w ogóle rozmowy na temat mojego wynagrodzenia. Miał je ustalić Pełnomocnik Obwodowy Janiszewski. Tak samo było i z innymi pracownikami. Wszystkim chodziło o pracę, nie o zarobki. Sprawy wynagrodzenia były regulowane odpowiednimi przepisami i to nam wystarczało.
Moim zadaniem było:
.5
- Zabezpieczyć obiekty, sprzęt i aparaturę poniemieckiej służby zdrowia.
- Zorganizować opiekę nad chorymi na gruźlicę byłymi jeńcami wojennymi, Polakami.
- Zorganizować ambulatorium dla polskiej ludności.
- Zorganizować szpital.
- Zorganizować cały pion służby zdrowia Obwodu.
- Zorganizować administrację służby zdrowia w biurze Pełnomocnika Rządu.
Uprawnienia miałem szerokie.
Zacząłem od zorganizowania swojego biura, które - na wzór przedwojenny - nazwałem Powiatowym Wydziałem Zdrowia. Mój szef nazwę tę zaakceptował.
Pani Irena Ciechanowicz, rodem z Kielc, przybyła wraz z małym synkiem Jackiem do Zgorzelic dnia 14 czerwca 1945 r. i została zaraz sekretarką tworzonego Wydziału Zdrowia. Pan Henryk Ogrodowski, przed wojną student medycyny (skończył 3 lata studiów), w czasie wojny jeniec w stalagach (w ostatnim okresie w Stalagu VIII A w Görlitz), kilkakrotnie próbował ucieczki z obozu. Przy ostatniej próbie został postrzelony w kręgosłup. Długo chorował, teraz chodził o lasce. Od początku był moim głównym pomocnikiem. Rozumny, bardzo prawy i prostolinijny, pracowity i pełen inicjatywy, lojalny w stosunku do przełożonych, koleżeński wobec podwładnych, był lubiany i szanowany. Wkrótce tez zaczął intensywnie działać w Stronnictwie Demokratycznym, które wyniosło go na stanowisko Przewodniczącego Powiatowej Rady Narodowej.
W okresie urzędowania w lokalu przy ul. Warszawskiej 8 moja pracownica Jadzia Piórek wyszła za mąż za Mariana Trzcionkowskiego, również pracownika Starostwa. Miło mi było, że mnie zaprosili na wesele, w którym wraz z żoną brałem udział.
W pierwszym okresie organizacji administracji, w wielu sprawach konieczne były osobiste kontakty z sowiecką komendanturą po drugiej stronie Nysy oraz z władzami miasta Görlitz. Sprawił to sztuczny podział aglomeracji miejskiej na dwa odrębne miasta. Każde z nich musiało wypracować sobie zupełną niezależność. Gazownia miejska była po naszej stronie, a wodociągi czerpały wodę ze strony niemieckiej. Tam administracja funkcjonowała bez przerwy, tam była elektrownia, kursowały tramwaje, a u nas trzeba było życie organizować od podstaw. W związku z tym wielu kierowników władz i urzędów miało stałe przepustki na przekraczanie granicy. Były to przepustki krótkotrwałe, zwykle z miesięcznym terminem ważności, po czym były przedłużane lub wymieniane na nowe. Stopniowo wydawano ich coraz mniej. W pierwszym okresie i ja taką miałem. Przepustki te były podpisywane przez naszego Pełnomocnika Rządu oraz przez Komendanta Wojennego miasta Görlitz płk. Nestorowa.
W związku z coraz liczniejszymi zachorowaniami na dur brzuszny i plamisty udałem się do lekarza miejskiego niemieckiego Zarządu Miasta i omówiłem z nim zasady współdziałania w zwalczaniu epidemii. Muszę jednak stwierdzić, że niemiecki lekarz miejski nie przejawiał zainteresowania w nawiązaniu z nami kontaktów i współpracy, jedynie godził się na istniejący wówczas stan faktyczny. Zresztą nie mógł inaczej. To był mój jedyny kontakt z niemiecką administracją służby zdrowia.
6
Kolejność Pełnomocników Rządu, Starostów i Przewodniczących Powiatowej Rady Narodowej była następująca:
Pełnomocnicy Rządu. od - do. .Zastępcy
Witold Janiszewski. maj 1945 - październik 1945. .Leon Kobierski
Roman Wojciechowski. listopad - grudzień 1945. (ok.6 tygodni) .Władysław Zaporowski
Julian Gawroński. styczeń 1946 - czerwiec 1946 .mgr Lucjan Krajewski, Osiński
Z dniem 1 lipca 1946 r. zostały zniesione urzędy Pełnomocników Rządu, ich miejsce zajęli wojewodowie i starostowie:
Starostowie. od - do .Wicestarostowie
Julian Gawroński. lipiec 1945 - luty 1947. .mgr Lucjan Krajewski
Stanisław Watras. marzec 1947 - wrzesień 1948. .p.o. Adolf Białogrodzki
Stanisław Reszuto. 1 października 1948 – 30 czerwca 1950 .Stefan Kotara, Tadeusz Robak
Z dniem 1 lipca 1950 r. zostały zniesione urzędy wojewodów i starostów. Ich funkcje przejęły Prezydia Rad Narodowych.
Przewodniczący Prezydium Rady Narodowej. od - do Wiceprzewodniczący
Henryk Pondo. od 1 lipca 1950 (krótko). .Jan Frankiewicz Franciszek Kacprzak
Eugeniusz Kotaś .1950 - poza 1954. .Franciszek Kacprzak Zygmunt Gliński
Później przewodniczącymi Prezydium Powiatowej Rady Narodowej byli kolejno Jerzy Zając (1960-1962), Jan Pietrzak, Edmund Feliński, Leon Warchał, ponownie Edmund Feliński, Antoni Trembulak, Stanisław Antoniszyn. Kolejnymi burmistrzami miasta Zgorzelca byli: Czesław Domin, Turlej, Eugeniusz Kotaś (do VIII.1950 r.), Stanisław Gadacz.
***
W Urzędzie Pełnomocnika Rządu od początku było czynnych kilka referatów, następnie powstawały inne. Wydział Kultury prowadziła Halina Gdesz, a po niej przejął go Wacław Spiechowicz. Przez pewien czas Referat Wojskowy prowadził komandor Aleksander Mohuczy, były dowódca flotylli okrętów podwodnych w Gdyni, jeden z jeńców wojennych uwolnionych w Zgorzelcu-Ujeździe (Moys). Do pomocy miał kpt. Mąkowskiego oraz kpt. Kazimierza Żylińskiego, również jeńców tego obozu. Komandor Mohuczy po kilku miesiącach przeniósł się do Gdyni i wrócił do marynarki, a referat wojskowy przejął po nim kpt. Żyliński, także nie na długo, bo przeszedł na stanowisko urzędnika Stanu Cywilnego. Referat Organizacyjny prowadził ppor. Zaniewski. Wydział Aprowizacji prowadził przez krótki czas Zdzisław Karyszkowski, a po nim przejął go Aleksander Pichelski. Był to brat warszawskiego aktora teatralnego. Urząd Ziemski
7
prowadził Michał Piechocki. Urząd ten mieścił się na sąsiedniej ulicy zwanej obecnie ulicą Bohaterów Ghetta. Obok niego ulokował się Inspektorat Oświaty prowadzony przez Inspektora szkolnego Klaudiusza Śnieżkę. Sekretarzem Inspektoratu był Roman Dmowski. Śnieżko prowadził go chyba do 1949 roku. Referat Oświaty i Kultury przez krótki czas prowadził Bronisław Lewonik, po nim objął go Leon Myszkowski, a Referat Opieki objął Franciszek Dominik. Obaj zostali uwolnieni z obozu w Moys. Po Dominiku referat ten prowadzili kolejno Edward Rygier i Halina Niebieszczańska. Pierwszym lekarzem weterynarii był Bolesław Waszczuk. Stanisław Linowski prowadził Referat Rolny. Referat Przemysłowy prowadził inż. Worobecki. Komisarzem Powiatowego Urzędu Ziemskiego był Ignacy Hnatiuk. Referat Ogólny prowadziła pani Egelmanowa, Propagandy pan Kowalczewski, Kultury i Sztuki Bronisław Lewonik, Paszportowo-Przepustkowy Ruchu Granicznego Tadeusz Mąkowski, Drogowy Tadeusz Kiefler, a wydział Budżetowo-Gospodarczy początkowo prowadził Henryk Stawicki. Pierwszym urzędnikiem Stanu Cywilnego był Kazimierz Życieński, starszy pan, który z dużym dostojeństwem sprawował swój urząd. Inspektorem Osadnictwa Wojskowego był kpt. Jan Rojek, zaś jego brat, płk. art. Józef Rojek był Kierownikiem Powiatowej Komisji Planowania. Kierownikiem Referatu Osiedleńczego był Hubert Jasiewicz, a po nim referat ten prowadziła Kazimiera Moszoro.
Halina Gdesz, Józefa Adamska, Stanisława Seklecka, Helena Domicz i Danuta Olsztyńska były więźniarkami politycznymi w Torgau. Po przybyciu do Zgorzelic zostały zatrudnione przez Pełnomocnika Rządu. Adamska, stenografistka sądu we Lwowie, po kilku miesiącach zmarła. Gdeszowa doczekała się powrotu męża, więźnia w Dachau. Był on ciężko chory i Amerykanie przewieźli go do Szwecji, tam był operowany, został inwalidą. Pracował później w Spółdzielni Inwalidów „Delta”, zmarł w 1959 roku. Jego żona ponownie wyszła za mąż za kierownika Biura Organizacyjnego Prezydium PRN Woronieckiego, zmarła w 1982 roku. Seklecka pracowała w Spółdzielni Inwalidów „Delta”, zmarła w 1983 roku.
Struktura organizacyjna Urzędu Pełnomocnika Rządu, potem Starostwa, wreszcie Powiatowej Rady Narodowej ulegała dość częstym zmianom, zależnie od aktualnych potrzeb i według oceny szefa urzędu. Z okresu 1945 roku pamiętam dziesięć referatów, później ich było co najmniej dwanaście. W październiku 1948 roku było szesnaście referatów, a w czerwcu 1950 roku siedemnaście referatów, lecz struktura ich była każdorazowo nieco zmieniona.
Przez cały ciąg tych lat kierownikami referatów byli Halina Gdesz (zmieniając swój przydział pracy), Jan Gliński (Zdrowie) i Bolesław Waszczuk (Weterynaria). Długo pracowali też Franciszek Szarata (Referat Pomiarów), Stanisław Linowski (Rolnictwo) i Stanisław Barbasiewicz (Agronom Powiatowy).
Przewodniczącym Powiatowej Komisji Odbudowy był inż. Marian Werner, a sekretarzem Społecznej Komisji Cen przy Powiatowej Radzie Narodowej Stanisław Lewiński.
Pierwszym Sekretarzem PPR był Bronisław Gorący, z późniejszych pamiętam jeszcze sekretarzy Dyczkę i Janickiego. Inicjatorami zawiązania organizacji PPS byli Józef Tarnopolski z Aleksandrem Pichelskim oraz Zdzisławem Karyszkowskim. Zebranie założycielskie Stronnictwa Demokratycznego odbyło się w grudniu 1945 roku z inicjatywy Kazimierza Gostyńskiego, który wraz z Klaudiuszem Śnieżką i Franciszkiem Dominikiem doprowadził do jego zawiązania. Kolejność przewodniczących i sekretarzy Zarządu Powiatowego Stronnictwa Demokratycznego
8
była następująca: (wg Archiwum SD):
Przewodniczący . Sekretarz Okres urzędowania
Kazimierz Gostyński . . Franciszek Dominik .18.12.1945 - 30.08.1946
Stefan Marcinkiewicz . . Edward Piórek .1.09.1946 - lipiec 1947
Henryk Ogrodowski . .Kazimierz Gostyński . lipiec 1947 - 20.03.1949
Wojciech Czubak . . Wiktor Nawratil .20.03.1949 - 1.04.1950
(był to pierwszy Zarząd Powiatowy wybrany na I Zjeździe Powiatowym SD)
Marian Wyszatycki . . Mikołaj Sadowski .2.04.1950 - lipiec 1953
Czesława Bogdańska . . Jerzy Morozow .lipiec 1953 - 6.02.1955
Janusz Wołk . .Stefan Żybort .6.02.1955 - 12.08.1958
Jako jedną z pierwszych zorganizowano placówkę Państwowego Urzędu Repatriacyjnego przy ulicy Warszawskiej 17. Jego Punkt Etapowy organizował pomoc dla wszystkich powracają-cych do kraju tak z zachodu, jak i ze wschodu. Spełniał on w tym okresie ogromnie ważną rolę i, niezależnie od różnych niedociągnięć, był wielką pomocą dla ogromnej rzeszy ludzi dotkniętych wysiedleniem w czasie i zaraz po wojnie. W okresie do 1 sierpnia 1945 roku przez Punkt Etapowy w Zgorzelcu przeszło ponad 1200 osób, z czego znikomy odsetek osiedlił się na miejscu. Reszta odjechała w głąb kraju.
Państwowy Urząd Repatriacyjny miał własne Ambulatorium, nie podlegające lekarzowi powiatowemu. Było ono prowadzone przez dr Józefa Kantorskiego, pielęgniarką była Irena Mły-narczyk, był też sanitariusz. Z ramienia PCK współpracowała z nimi pielęgniarka Maria Patraszewska. Ambulatorium mieściło się przy ulicy Warszawskiej 9. Lekarz z pielęgniarką pro¬wadzili przeglądy sanitarne transportów z Zachodu. Zadaniem dr Kantorskiego było też sprawdzanie, czy u badanego nie ma tatuaży SS pod pachą lub pod językiem. Dr Kantorski jeździł na kontrole do Węglińca, którędy większość transportów przychodziła.
Warto podkreślić, że wśród tych powracających ludzi były dwie grupy po 40 dzieci polskich w wieku od 5 do 12 lat, powracających z obozu hitlerowskiego w Górach Harzu do Katowic. Wobec braku środków lokomocji dzieci te przebywały tu po tygodniu, po czym odesłano je samochodami do Legnicy. Przypomina o tym Witold Janiszewski w swoim wywiadzie w „Gazecie Robotniczej” z marca 1970 r.
Kierownikiem Państwowego Urzędu Repatriacyjnego był Zbigniew Otwinowski, były oficer, który potem wiele lat pracował w szkolnictwie warszawskim jako nauczyciel. Zmarł na początku 1986 roku.
Referat Osadnictwa Wojskowego w Państwowym Urzędzie Repatriacyjnym prowadził kapitan Jan Rojek.
Pierwszym prezesem Sądu był Stanisław Kohen-Marcinkiewicz, który z ramienia Stronnictwa Demokratycznego został przewodniczącym Powiatowej Rady Narodowej. W lecie 1947 roku na jednym z posiedzeń Prezydium PRN tak się zdenerwował, że wkrótce dostał zawału serca i zmarł. Po nim prezesem Sądu był sędzia Witold Neuman. Przewodniczącym Powiatowej Rady Narodowej - też z ramienia SD - został Henryk Ogrodowski, wówczas przestał pracować w moim Wydziale Zdrowia. Powiatowa Rada Narodowa od początku działała energicznie.
9
W okresie przewodniczenia przez Ogrodowskiego Rada ta podjęła uchwałę o zakazie wywozu mebli i urządzeń z terenu powiatu. Była to obrona przed ogałacaniem mieszkań, fabryk, zakładów z urządzeń, co było wówczas nagminnym zjawiskiem. Tego rodzaju szabrownicy mieli często pisemne upoważnienia, wydane przez różne wojewódzkie lub centralne instancje, urzędy. Uchwała Rady Narodowej postawiła tamę temu procederowi. W związku z tym przypominamy sobie następujące zdarzenia. Do władz Zgorzelca przyszła alarmująca wiadomość o zabieraniu urządzeń jednej z fabryk w Bogatyni. Bardzo szybko fabryka została otoczona przez milicję i wojsko. Ciężarowe samochody szabrowników były już załadowane i gotowe do odjazdu z całym urządzeniem fabryki. Zatrzymano ich - musieli zładować z powrotem wszystko co mieli na samochodach i wypuszczono ich z pustymi samochodami. Jednocześnie wysłano obszerną depeszę do Ministra Ziem Odzyskanych Władysława Gomułki, w której podkreślano, że Niemcy obserwują, jak Polacy niszczą fabryki i wywożą cały sprzęt, wszystkie urządzenia fabryczne i zachowują się jakby uważali, że ich tu bytność będzie krótkotrwała. Na tę depeszę przyszła szybko odpowiedź zakazująca rabowania fabryk i wywozu sprzętu z całego terenu. Podobne zatrzymywania szabrowników miały miejsce i w Zgorzelcu. Pierwszym prezesem Związku Zawodowego Pracowników Państwowych był od 1947 roku lekarz weterynarii Bolesław Waszczuk, a skarbnikiem Franciszek Szarata.
We wrześniu 1945 roku zjechał do Zgorzelic spod Warszawy Zbigniew Wyrożębski z zadaniem utworzenia Urzędu Skarbowego. Odpowiednią nominację otrzymał w Legnicy, gdzie mieściły się urzędy wojewódzkie. W październiku tegoż roku utworzył ten Urząd i prowadził go do jesieni 1948 roku, wówczas przeprowadził się do Wrocławia, a następnie do Warszawy. Przez wiele lat był naczelnikiem wydziału Ministerstwa Finansów. Zmarł we wrześniu 1986 roku w wieku 72 lat. Jego żona była nauczycielką w Gimnazjum w Zgorzelcu do końca roku szkolnego 1948/1949. Była to młodziutka, drobna, bardzo piękna brunetka.
Pierwszym kierownikiem (w 1945 roku) Zakładu Energetycznego Okręgu Zgorzeleckiego był inż. Leszek Gaszyński, po nim funkcję tę przejął Aleksander Aleksiejew, działacz, partyjny PPR. Inż. Gaszyński przeniósł się w 1947 roku do Jeleniej Góry. Przez długi czas prąd otrzymywano kablem podwodnym z Niemiec. Pierwszy prąd polski otrzymano w listopadzie 1945 roku z elektrowni w Leśnej (wówczas Marklissa), a potem, w 1948 r. uruchomiono generatory w Kaławsku. Z przetwornic tramwajowych w Zgorzelcu dawano prąd dla tramwajów w Görlitz do lat sześćdziesiątych. Kierownikiem administracyjnym Okręgowych Zakładów Energetycznych był początkowo Stanisław Lewiński. Gazownia, położona na peryferiach Zgorzelic, funkcjonowała od 1945 roku z niewielką tylko przerwą w okresie działań frontowych. Zaopatrywała ona przez wiele jeszcze lat obie części miasta, polską i niemiecką. Za to my korzystaliśmy z zaopatrzenia w wodę z drugiej strony rzeki do lat siedemdziesiątych, to jest do czasu wybudowania wieży ciśnień na placyku przy ulicach Górnej i Kilińskiego. Kanalizacja ściekowa ze Zgorzelca odprowadzała ścieki do oczyszczalni ścieków w Görlitz do lat siedemdziesiątych, gdy wybudowano własną oczyszczalnię ścieków w Jędrzychowicach. Fabryka Makaronu i Młyn Wodny wcześnie rozpoczęły pracę; kierownikiem Fabryki Makaronu był Franciszek Nawratil, a Młyna Tomasz Dacko. Również fabryki walizek i kartonaży dość szybko ruszyły. Dyrektorem Fabryki Walizek był Sergiej Sydelnikof. Fabryka Odczynników Chemicznych dłużej czekała na uruchomienie. W grudniu 1945 roku już funkcjonowała. Wkrótce potem przeniesiono ją do Gliwic.
10
Urząd Pocztowy uruchomiono w dniu 25 września 1945 roku, jego naczelnikiem był Augustyn Dorazil. Od początku mieścił się on przy ulicy Wolności. Komendantem Straży Przemysłowej był Jan Kurzępa.
Urząd Celny został zorganizowany przez Feliksa Sawickiego, skierowanego w tym celu przez Dyrekcję Ceł w Gliwicach w listopadzie 1945 roku. Pod koniec stycznia 1946 roku po Sawickim objął ten urząd Antoni Ludyga, a od maja 1946 roku przez szereg lat kierował Urzędem Celnym Franciszek Zielezny, początkowo kontrole graniczne były dorywcze, bo było tylko dwu pracowników: Fr. Sawicki i Andrzej Jamróz. W czerwcu 1946 roku zaniechano wydawania przepustek granicznych, od tej pory wydawano tylko zezwolenia na przekroczenie granicy.
W 1946 roku utworzono w Zgorzelcu Urząd Likwidacyjny, który wyceniał wszelkie mienie poniemieckie i sprzedawał je, w pierwszym rzędzie jego dotychczasowym użytkownikom. Kie¬rownikiem urzędu był mgr Marian Lasota, który przybył do Zgorzelic z Buczacza. Po opłaceniu wyznaczonej za każdy mebel, sprzęt itp. ceny stawaliśmy się jego pełnoprawnymi właścicielami. Lasota był też pierwszym adwokatem w Zgorzelcu, pracował tu wraz z mecenasem Romanem Antonowem.
Powstawały też wcześnie różne organizacje społeczne. Jako jeden z pierwszych powstał w jesieni 1945 roku Związek Osadników Wojskowych. Mieścił się on początkowo przy ulicy Warszawskiej 11, obok Ambulatorium. Pierwszym prezesem Związku był zdemobilizowany z 35 pułku 7 Dywizji oficer, Józef Kardasz, jego następcą był Kazimierz Klatka. Po roku nastąpiła zmiana, prezesem został kpt. Dmowski, który przeniósł siedzibę Związku do budynku na rogu ulic Langiewicza i Bohaterów Ghetta. Trzecim z kolei prezesem był za mojej bytności mjr Gryzani. Józef Kardasz przez wiele lat był nauczycielem w Szkole Podstawowej Nr 1 przy ul. Mostowej. Byłem członkiem Związku Osadników Wojskowych. Kolejnymi przewodniczącymi Oddziału Związku Nauczycielstwa Polskiego w Zgorzelcu byli Stefan Marecki, Kazimierz Klatka (brat Edwarda), Piotr Kokoryk i Edward Palider. Harcerstwo zostało zorganizowane w Zgorzelicach w 1945 roku we wrześniu przez Edwarda Klatkę. Początkowo były dwie drużyny: chłopców i dziewcząt, skupiające uczniów gimnazjum oraz trzech starszych klas Szkoły Podstawowej Nr 1. W grudniu 1945 roku odbył się w Jeleniej Górze pierwszy zjazd komendantów hufców Chorągwi Dolnośląskiej. Edward Klatka był na nim jako p.o. komendanta hufca zgorzeleckiego (pełnił tę funkcję przez trzy lata). Ligę Kobiet założyła w Zgorzelcu Wanda Watras, żona starosty.
Już w dniu 15 grudnia 1945 roku z inicjatywy Mariana Dąbrowskiego zawiązano Teatr Ziemi Łużyckiej. Po skompletowaniu aktorów i przeprowadzeniu prób teatr wystąpił w marcu 1946 roku z premierą „Rewii”. Potem wystawiano w sali tego teatru w Domu Kultury różne sztuki, przyjeżdżał też doskonały Teatr Dolnośląski z Jeleniej Góry. W 1963 roku Teatr Ziemi Łużyckiej przemianowano na teatr Ziemi Zgorzeleckiej. Sprawami kultury, a szczególnie przygotowaniem i wystawianiem sztuk teatralnych przez szereg lat zajmował się Marian Dąbrowski, któremu wada słuchu nie przeszkadzała w tej działalności.
11
W mieście był jeden kościół, a przy ulicy Bohaterów Ghetta mieściła się kaplica - bożnica żydowska. Proboszczem był Niemiec, ks. Franciszek Scholz, opiekun jeńców polskich w Stalagu.
Ciekawym ale i charakterystycznym dla tego okresu chaosu i migracji ludności był fakt, że pierwszą po wojnie procesję Bożego Ciała prowadził ks. Scholz podtrzymywany pod ramię przez polskiego oficera oraz przez wyższego urzędnika miejscowego starostwa, a baldachim był niesiony przez polskich żołnierzy. W czasie tej procesji były śpiewane na zmianę pieśni polskie i niemieckie. A jednocześnie granica na Nysie została całkowicie zamknięta dla Niemców chcących powrócić z zachodu do swoich domów na Śląsku. Pisze o tym ks. Scholz w swoich wspomnieniach. W końcu kwietnia ksiądz Scholz opuścił Zgorzelice, zdając parafię ks. Rogożowi a w połowie maja wyjechał do Niemiec. Pisze o tym szczegółowo w swoich wspomnieniach.
Później władze polskie proponowały jeszcze ks. Scholzowi powrót i pozostanie w Polsce, ale on twierdził, że „nie może się wyrzec swojej niemieckiej tożsamości” (czego wymagały polskie władze), i tam już pozostał. Następnie przeniósł się do Niemiec Zachodnich. Tam został profesorem etyki trzech uniwersytetów (Frankfurt nad Menem, Fulda, Augsburg). Po wojnie wielokrotnie przyjeżdżał do Polski. W swoich bardzo licznych publikacjach wielokrotnie porusza sprawy polsko-niemieckie, sprawy etyki współżycia naszych dwu narodów. Szereg jego artykułów zostało opublikowanych w Polsce.
Na skutek wystąpień polskiej Rady Parafialnej (jej członkiem był m.in. Zbigniew Wyrożębski), w kwietniu 1946 roku przybył do Zgorzelca ks. Józef Rogoż, skierowany przez wrocławskiego Administratora Apostolskiego do pomocy księdzu Scholzowi. Obaj księża wkrótce się zaprzyjaźnili i zgodnie współpracowali. Ks. Rogoż był tu skierowany na okres Wielkanocy i związane z tym nasilenie obowiązków duszpasterskich. Ks. Rogoż był początkowo wikarym przy proboszczu ks. Scholzu, a po jego wyjeździe został proboszczem w tej parafii.
***
W początkowym okresie nie było papieru, do wszystkich więc pism często wykorzystywano różne druki poniemieckie z czystą jedną stroną, albo np. poniemieckie kwitariusze. Używano też niemieckich formularzy, np. pocztowych, finansowych itp. Ogólne zarządzenia, zwłaszcza wywieszane w formie plakatów, w pierwszym okresie drukowane były w dwu językach: polskim i niemieckim. Nie trwało to jednak długo. Przystąpiono też zaraz do spolszczania nazw miejscowości, ulic itp. Początkowo było to postępowanie żywiołowe, chaotyczne. Starano się nawiązać do starych słowiańskich nazw. Ale nie zawsze je znano. Czasem po prostu spolszczano niemiecką nazwę (Kuhna – Kunów), czasem je tłumaczono na polski (Florsdorf - Kwiatów, Rotwasser - Czerwona Woda). W połowie 1946 roku pod wpływem wystąpień znawców, w tym działaczy Polskiego Związku Zachodniego, nastąpiło definitywne uporządkowanie i ujednolicenie wszystkich nazw. Wtedy zamieniono Pęczek (niem. Pentzig) na Pieńsk, Zgorzelice na Zgorzelec, Rychwałd na Bogatynię, Leopoldów na Łagów, Schönberg na Sulików, Królewszczyznę na Działoszyn, Kohlfurt-Kaławsk na Węgliniec. Było to chyba jedno z ostatnich dokonań Pełnomocników Rządu. Wtedy przemianowano ich na wojewodów i starostów.
Pozostałością po przejściu frontu i krwawych walkach związanych z forsowaniem Nysy były
12
miny - pułapki i niewypały. Zaraz po przejściu frontu wojskowe oddziały saperskie przystępowały do wyszukiwania i rozbrajania min i niewypałów. Przede wszystkim patrolowano drogi oraz zabudowania mieszkalne i gospodarcze. Po ich przebadaniu i usunięciu min, na budynku białą farbą wypisywano dwa słowa: „Min niet”. Widzieliśmy je wszędzie. Pozwalały one wchodzić do tych zabudowań bez obaw. Napisy te jeszcze wiele lat widniały na budynkach, póki ich deszcz nie zmył.
Mimo tej generalnej akcji, pozostałości wojny były przyczyną wielu tragedii, nie dało się usunąć wszystkich bez wyjątków pocisków z terenu. Początkowo często zdarzało się, że pociski, granaty czy inne niewypały wybuchały, gdy dzieci, podrostki, a nawet dorośli mężczyźni przy nich manipulowali. Przywożono ich potem do szpitala. Tu wraz z Oliwą (na zmianę, ten z nas, który był akurat w szpitalu) czyściliśmy rany i opatrywali. Raz zostałem wezwany przez milicję do Ruszowa z powodu takiego wypadku. Tam w lesie znaleźliśmy miejsce świeżego wybuchu pocisku artyleryjskiego. Dwu gospodarzy ze wsi chciało go rozebrać. Usiedli na ziemi z obu stron pocisku i manipulowali przy nim. Nastąpił wybuch. Rozrzucone szczątki ciał znajdowaliśmy w dużym promieniu od miejsca wybuchu. Takich miejsc tragedii oglądałem wiele.
Lato 1948 roku było w całym kraju bardzo urodzajne w pomidory. Olbrzymie ich ilości zwożono wagonami do wszystkich czynnych w kraju przetwórni owoców. Zwożono je również do Bogatyni. Przetwórnia pracowała tam pełną parą, magazyny owoców były ciągle pełne a nadchodziły nowe transporty dojrzałych pomidorów. Był to problem krajowy - co robić z tym delikatnym owocem. Składano go pod gołym niebem wprost na ziemi. I w Bogatyni czerwieniły się wysokie na kilka metrów sterty dorodnych pomidorów. Niestety wielkie ich ilości zgniły, zanim je wzięto do przerobu. Pola na Dolnym Śląsku zostały obsiane wiosną 1945 roku przez ówczesnych mieszkańców. W większości nie było ich już w porze zbiorów. Polskich osadników było jeszcze bardzo niewielu, nie posiadali też oni jeszcze żadnej siły pociągowej ani maszyn. W rezultacie nie miał kto zbierać plonów, wytężona praca nielicznych mieszkańców i pomoc jednostek wojskowych - przy braku koni i sprzętu - nie wystarczała.
W rezultacie z większości pól zboża nie zostały zebrane. Na niektórych polach przez parę jeszcze lat widziało się szczerniałe pokłady zmarnowanych plonów. W 1946 roku została zorganizowana wielka akcja ekshumacji żołnierzy polskich, poległych przy forsowaniu Nysy i dalszych bojach w Niemczech. Ekshumowane zwłoki zwożono do Zgo¬rzelca i tu grzebano na nowym, wojskowym cmentarzu. W związku z tym specjalna grupa grabarzy zwoziła trumny z tymi szczątkami spod Drezna, Cottbus i wielu innych miejscowości. Przy tej grupie pracował dr Grünszpan i doglądał prac. Do naszej służby zdrowia nie włączał się, ja też nie byłem angażowany do tej działalności. Cała akcja trwała kilka miesięcy. Do 1948 roku było w powiecie wiele odłogów. Postanowiono je zlikwidować. Starosta Reszuto wystosował w listopadzie 1948 roku apel do wszystkich rolników w powiecie, aby stawi¬li się z posiadanymi końmi i pługami w ustalonym dniu i miejscu celem zaorania odłogów. Akcję likwidacji tych odłogów prowadził Stanisław Barbasiewicz, agronom powiatowy. W wyz¬naczonym dniu stawiło się nadspodziewanie dużo ludzi - aż kilkuset. Nie wszyscy posiadali potrzebny sprzęt czy konia. Byli to głównie osadnicy wojskowi, którzy dobrze rozumieli potrzebę wykorzystania każdego kawałka ziemi. Takie było wówczas nastawienie ludności do ważnych spraw gospodarskich. W tej akcji jeden ciągnik uszkodziła mina, więc akcję przerwano.
***
13
Codziennie przybywali nowi ludzie. Wracali Polacy z robót w Niemczech, z obozów, z różnych wędrówek. Przez ciasto przewijało się ich tysiące. Ciągle też powstawały nowe urzędy, instytucje, prowadzono prace nad uruchomieniem elektrowni, gazowni, fabryki makaronów, młyna i wielu innych pomniejszych zakładów. Powstające urzędy szybko się rozrastały, za¬trudniając coraz więcej polskiego personelu. Przy uruchomieniu podstawowych produkcji dużo pomagało wojsko polskie i radzieckie, które też było tym zainteresowane. W samych Zgorzelicach w zasadzie nie było wojsk radzieckich, ich siły były skoncentrowane w innych rejonach Dolnego Śląska oraz za graniczną rzeką Nysą, też przez nie strzeżoną, od strony nie¬mieckiej. Z naszej strony straż graniczną pełniły od początku oddziały wojska polskiego. Wobec zerwania obu wysokich mostów - kolejowego i drogowego - komunikacja z niemiecką częścią miasta odbywała się przez niski most, wybudowany przez wojsko obok jedynej po tej stronie Nysy, transformatorowni elektrycznej tramwajowej, obsługującej całe miasto po obu stronach rzeki. Jedyna linia tramwajowa, biegnąca od zburzonego mostu na Nysie poprzez ulicę Mostową aż daleko na Ujazd, była nieczynna. Jej tory z czasem rozebrano. Po tej stronie rzeki nie było ani jednego wozu tramwajowego. Komunikacja miejska odbywała się więc głównie pieszo, często na rowerach - a rzadko samochodami, wysokie, strome wzgórza i kilka stromych ulic nie sprzyjały jeździe na rowerze, zwłaszcza jeśli ktoś musiał zboczyć z biegnącej wzdłuż Nysy ulicy Daszyńskiego.
Czerwcowe referendum w 1946 roku przeżywaliśmy głęboko. Potem przyszły styczniowe wybory do Sejmu w 1947 roku. Wszyscy w nich uczestniczyliśmy z wiarą, że ich efektem będzie lepsza gospodarka w kraju i bujniejszy rozwój we wszystkich kierunkach, sprawiedliwa ocena pracy, trudu i zaangażowania wszystkich pracowników we wszystkich działach gospodarki narodowej. Wierzyliśmy w sprawiedliwe uhonorowanie ofiar życia, krwi i trudu społeczeństwa, poniesionych w ponad 5-letniej walce z hitleryzmem. Dlatego też z mieszanymi uczuciami przyjęliśmy ustawę amnestyjną z 1947 roku. Przyszło się tłumaczyć ze swej aktywnej postawy wobec śmiertelnego wroga, ze spełnienia swego patriotycznego obowiązku. Ja nie pełniłem w Armii Krajowej żadnej ważniejszej funkcji, a swoją tam przynależność ujawniłem w lutym 1945 roku na Komisji Poborowej w Kielcach. Nie wiedząc, czy i mnie wobec tego obowiązuje ponowne ujawnienie się według przepisów nowej ustawy zagadnąłem o to szefa Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Dość długo się zastanawiał - wreszcie wydał salomonowy wyrok. Lepiej ponownie to zrobić, niż wejść w konflikt z ustawą. I tak stałem się posiadaczem zaświadczenia o ujawnieniu swej konspiracyjnej działalności w czasie wojny.
We wrześniu 1945 roku zapadła ostateczna decyzja o przejęciu przez polską administrację tzw. worka żytawskiego z Bogatynią i Turowem. Były to dwie gminy Rychwałd (obecnie Bogatynia) oraz Królewszczyzna (obecnie Działoszyn). Poprzednio, już od maja stacjonował tu
14
37 pułk piechoty 7-ej Dywizji Łużyckiej8, jednak żadne cywilne władze polskie tam wówczas nie wkraczały. Pod względem administracyjnym była to niejako „ziemia niczyja”, jedyną władzą było Wojsko Polskie. Teraz teren ten miał ostatecznie przejąć Janiszewski, jako przedstawiciel naszej władzy administracyjnej, toteż pojechał tam zaraz w towarzystwie innych władz Obwodu. Od tego przyłączenia powiat zgorzelecki ciągnął się z północy na południe na od-ległości około 90 km, a Zgorzelec znalazł się w jego środku. Najwęższa część powiatu od Nysy do granicy polsko-czechosłowackiej była u „wlotu” do worka żytawskiego i liczyła poniżej 5 km. Przez wiele lat istniejąca w tym miejscu, we wsi Bratków stanica Wojsk Ochrony Pogranicza kontrolowała ruch między dwoma częściami powiatu. Okresowo kontrole te były łagodniejsze lub ostrzejsze. W takim ostrym okresie zdarzyło się, że kontrolujący patrol kazał wysiąść z samochodu do kontroli wojewodzie dolnośląskiemu. Zaraz potem kontrole te złagodniały.
Rejon Bogatyni był od początku interesujący z wielu powodów. W pobliżu Bogatyni znajduje się niewielka wioska Opolno-Zdrój. Próbowałem, lecz wówczas daremnie, uruchomić ją do celów lecznictwa. Starałem się zainteresować Ubezpieczalnię Społeczną walorami leczniczymi tej miejscowości. W roku 1950 starosta Reszuto zwrócił się w tej sprawie do Edwarda Osóbki-Morawskiego, który był wówczas dyrektorem Przedsiębiorstwa „Uzdrowiska Polskie”. Ten zaraz przydzielił odpowiednie kredyty, które pozwoliły odremontować w Opolnie to, co było konieczne. W dniu 3 czerwca 1950 roku nastąpiło uroczyste otwarcie tego uzdrowiska. W Opolnie mieszkał wówczas dr Jarmała, który optował za Polską i tu pozostał do swej śmierci.
Na wracających z uroczystości starostę i wojewodę urządzona została na drodze zasadzka, przeciągnięto w poprzek drogi gruby drut. Drut ten ześlizgnął się po dachu niskiego wozu, którym jechał starosta Reszuto. Jadący później tą drogą autobus z ludźmi zerwał linę i przewrócił się, byli ranni. Uchroniło to jeszcze później jadących. Nigdy nie wykryto sprawców tego zbrodniczego czynu.
W dołączonej części południowej ziemi, obok Niemców było sporo Czechów. W Bogatyni osiedliło się małżeństwo lekarskie niemieckie - Felicja i Rudolf Joschko. Pracowali oni tutaj przez szereg lat.
Pierwszym burmistrzem w Bogatyni był Jakub Malik, jego zastępcą był Jan Krasucki. Następnie burmistrzami byli kolejno Stanisław Czop i Jakub Olechnik. Kierownikiem referatu rolnego w Zarządzie Miejskim od stycznia 1946 roku był Zenon Dowgiałło. Komendantem Straży Granicznej w tej części powiatu-obwodu był Beniamin Brauschweig-Rachwalski, późniejszy prezes PZGS w Zgorzelcu. Z dyrektorów fabryk przypominam sobie Leona Warchała, dyrektora Fabryki Bawełnianej, późniejszego przewodniczącego Prezydium Powiatowej Rady w Zgorzelcu.
Wielkim bogactwem tego rejonu była odkrywkowa kopalnia węgla brunatnego Turów-Turoszów, ściśle sprzężona z elektrownią Hirschfelde, znajdującą się obok, lecz już po drugiej stronie Nysy Łużyckiej. Jej rozległe wykopy nadawały charakterystyczny wygląd całej okolicy. W kilkadziesiąt lat późnej bardzo rozbudowana i unowocześniona, znacznie większemu obszarowi ziemi nadała wygląd księżycowego krajobrazu. W 1950 roku wydobywano z niej 10.000 ton węgla brunatnego na dobę.
cdn.