Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Tołłoczkowie

18.10.2013 10:15
TOŁŁOCZKOWIE

Był na Polesiu możny ród Tołłoczków. Początki znanego na ziemi brzeskiej książęcego rodu Tołłoczków sięgają połowy XVII wieku, kiedy to kniaziówna Teresa Szujska wyszła za mąż za Piotra Tołłoczkę i wniosła w posagu majątki: Rakowica, Czelejew, Czerwińce, Terebuń i Zaburze. Terebuń i Zaburze zostały po pewnym czasie rozparcelowane, a pozostałe majątki przechodziły kolejno z dziada na ojca, z ojca na wnuka itd. W połowie XIX w. przypadły w udziale Janowi Tołłoczko, który ożenił się z Karoliną Jaskłowską.
W 1863 r. Jan Tołłoczko wraz ze swoim teściem Antonim Jaskłowskim brał udział w powstaniu styczniowym. Po klęsce powstania obaj dostali się do niewoli i zostali skazani na 10 lat zesłania na Syberii. Żona Jana Tołłoczki, Karolina, była bardzo energiczną kobietą i w ciągu tych 10 lat dwukrotnie odwiedziła męża i ojca na zesłaniu, co w tamtych czasach było nie lada wyczynem. Najpierw trzeba było uzyskać zgodę władz rosyjskich na odwiedzenie zesłańca, a to nie takie proste, a potem pokonać kilka tysięcy kilometrów różnymi środkami lokomocji i w niezwykle trudnych warunkach. W czasie pobytu Jana Tołłoczko na zesłaniu urodziła dwóch synów. Jeden z nich, Stanisław, był potem wybitnym uczonym, chemikiem we Lwowie, a drugi, Ludwik, ministrem Poczt i Telegrafów w wolnej Polsce.
Po powrocie z zesłania Jan Tołłoczko musiał odbyć dalszą część kary tzw. banicję, polegającą na przymusowym osiedleniu poza miejscem zamieszkania. Nie było więc mowy o powrocie do rodzinnej Rakowicy. Jan i Karolina Tołłoczkowie wyjechali z synami na Podlasie, gdzie wydzierżawili majątek Klonowica. Tam urodziło się dwóch kolejnych synów: Teodor i Kazimierz. Po skończonej banicji Tołłoczkowie wrócili wreszcie pod koniec XIX w. do swojej Rakowicy. Majątek był w bardzo złym stanie, a dwór nie nadawał się do zamieszkania. Dlatego też pani Karolina wraz z dziećmi zamieszkała w sąsiednim majątku Szczytniki u dalekiego krewnego Tadeusza Panikwickiego, a Jan zajął się odbudową dworu i gospodarstwa w Rakowicy. W Szczytnikach synowie Tołłoczków wychowywali się razem z córką gospodarza Jadwigą Panikwicką. Wspólne zabawy i wieloletnia przyjaźń zakończyły się małżeństwem Jadwigi i jednego z Tołłoczków – Teodora. Ślub odbył się w lutym 1901 r. Teodor miał już wówczas ukończone studia rolnicze i był dzierżawcą, a później właścicielem majątku Sycze, położonego w odległości kilku kilometrów od Rakowicy. Dzięki przedsiębiorczości i pracowitości Teodora, Sycze stały się znanym w całej okolicy dużym i nowoczesnym przedsiębiorstwem rolniczym przynoszącym spore zyski właścicielowi i zapewniającym dobrze płatną pracę, wielu mieszkańcom okolicznych wsi. Była tam gorzelnia, obora pełna rasowych krów i chlewnia. Były też nowoczesne maszyny rolnicze, nieznane jeszcze na Polesiu, a sprowadzone przez Tołłoczkę z Poznania. Teodor Tołłoczko cieszył się powszechnym szacunkiem i autorytetem. Przez wiele lat pełnił funkcję prezesa Związku Ziemian. W Syczach urodziło się Tołłoczkom troje dzieci; Tadeusz, Kazimiera i Zdzisław.
Czasy dobrobytu i stabilizacji skończyły się w chwili wybuchu I wojny światowej. Na polecenie władz rosyjskich Tołłoczkowie, podobnie jak inni mieszkańcy okolic Brześcia, musieli przenieść się w głąb Rosji. Wybrali Kijów. Tam Teodor Tołłoczko kolejny raz dał dowód swojej przedsiębiorczości i pomysłowości. W porozumieniu z właścicielami polskich majątków ziemskich w okolicach Kijowa, którzy hodowali bydło, zajął się przetwórstwem mleka i sprzedażą jego produktów. Miał w Kijowie trzy sklepy mleczarskie, które mimo wojny dobrze funkcjonowały i przynosiły rodzinie niezłe dochody. Rodzina zaś powiększała się. W lutym 1917 r. urodziła się kolejna córka – Zofia.
Wkrótce do Kijowa zaczęły docierać echa rewolucji bolszewickiej. Tołłoczkowie cudem uszli z życiem, i gdy tylko nadarzyła się okazja wyruszyli w drogę powrotną do kraju. Jechali pociągiem, w bydlęcym wagonie, razem z niańką, mamką i z... krową. Podróż z Kijowa do Brześcia trwała kilka tygodni. Można sobie wyobrazić co się w tym czasie działo z pociągiem i pasażerami, gdy dokoła szalały rewolucyjne bandy.
Tołłoczkowie szczęśliwie dotarli do domu, ale majątek był zrujnowany. Budynki gospodarskie zniszczone, brak inwentarza, pusta gorzelnia, zepsute maszyny. Najbardziej jednak dawał się we znaki brak ludzi do pracy. Okolica była zupełnie wyludniona. Dlatego też Tołłoczko kupił mieszkanie w Warszawie, gdzie ulokował rodzinę, a sam zajął się gospodarstwem. Próbował dźwignąć Sycze z ruiny, ale warunki życia były wówczas na Polesiu bardzo trudne i ostatecznie postanowił sprzedać majątek. Ironia losu sprawiła, że tego dnia, kiedy dokonał transakcji była wymiana waluty (słynna reforma Grabskiego) i wartość pieniędzy, które otrzymał za Sycze spadła niemal do zera. Tołłoczkowie znaleźli się nagle w bardzo trudnej sytuacji materialnej. Pani Jadwiga chcąc podreperować budżet rodzinny, zaczęła nawet w Warszawie prowadzić coś w rodzaju jadłodajni, wykorzystując przy tym produkty otrzymywane od krewnych ze wsi. W końcu Teodor Tołłoczko podjął desperacką decyzję. Sprzedał tysiącletnie dęby z odziedziczonego po przodkach lasu i zrobił to wbrew woli swoich braci. Dzięki temu jednak zapewnił byt rodzinie. Kupił kawałek łąki i założył stawy rybne. Założył również sad czereśniowy i ogród warzywny. Znalazł także dobrą gospodynię, która prowadziła mu małe gospodarstwo hodując kury i świnie na potrzeby rodziny. Sytuacja materialna znacznie się poprawiła. Mijały lata. Dzieci dorosły, usamodzielniły się. Każdego lata i na każde święta cała rodzina gromadziła się w ojczystym gnieździe Tołłoczków – w Rakowicy. Przyjeżdżali bracia Teodora, ich rodziny, przyjaciele. Zdarzało się, że do stołu w rakowickiej jadalni siadało ponad 30 osób. Tak było również ostatniego, przedwojennego lata w 1939 r. Ostatnie, rodzinne spotkanie...
Początek września był jeszcze spokojny, ale Teodor Tołłoczko, który przeżył rewolucję 1917 r. w Rosji i znał bolszewickie metody działania, szybko zorientował się, że coś niedobrego dzieje się i tuż przed 17 września. Zdążył wywieźć wszystkich domowników i gości za Bug, w okolice Białej Podlaskiej, gdzie mieszkał jego brat. Było tam już pełno uchodźców z Zachodu, toteż Teodor wynajął dwa skromne pokoiki w Białej Podlaskiej i tam przeżył z żoną i córką całą okupację. W 1944 r. kiedy zaczęto mówić o zbliżaniu się Armii Czerwonej i rychłym zakończeniu wojny, Tołłoczkowie wyjechali do Warszawy, gdzie wciąż mieli swoje mieszkanie i gdzie mieszkała ich starsza córka z trójką dzieci.
Obie córki Tołłoczków od początku należały do Armii Krajowej i obie walczyły w powstaniu warszawskim. Starsza, Kazimiera zginęła od razu na początku powstania, młodsza, Zofia, przeżyła powstanie, przeszła przez obóz w Pruszkowie, a następnie udało jej się zbiec z transportu do Oświęcimia. Zatrzymała się u krewnych w Łowiczu, odszukała rodziców i siostrzenicę, a następnie pojechała do Radomia szukać jakiegoś mieszkania. W Radomiu mieszkała przyrodniasiostra pani Jadwigi i Tołłoczkowie mieli nadzieję, że u niej znajdą schronienie do czasu wyzwolenia Warszawy. W międzyczasie Teodor Tołłoczko został aresztowany i osadzony w słynnym więzieniu na Montelupich w Krakowie. Dzięki staraniom brata znanego przed wojną uczonego, został po kilku tygodniach zwolniony i dołączył do rodziny mieszkającej już w Radomiu. Jednak pobyt w ciężkim więzieniu, chociaż krótkotrwały, spowodował pogorszenie stanu zdrowia, tego zmęczonego już różnymi przeciwnościami losu, 70-letniego człowieka i w 1946 r. Teodor Tołłoczko zmarł. Troska o losy rodziny spadła teraz na barki córki Zofii. Trzeba było zaopiekować się matką i 12-letnią siostrzenicą, a także siostrzeńcem, który po trzech latach pobytu w Oświęcimiu, po stracie narzeczonej i po śmierci matki, przeżywał głęboką depresję.
Wojna nie oszczędzała rodziny Tołłoczków. Zabrała ośmiu jej członków, a drugie tyle przeszło przez więzienia i obozy. Jeden z członków tego rodu był delegatem Rządu Londyńskiego na kraj i tym chyba należy tłumaczyć szczególną zawziętość najpierw Niemców, a potem Sowietów w ściganiu Tołłoczków. Rodzina rozproszyła się po świecie. Pani Zofia została w kraju i próbowała budować swoje życie na nowo. Spadkobierczyni książęcej niegdyś fortuny i absolwentka przedwojennej Wyższej Szkoły NaukPolitycznych zaczęła pracę w radomskiej uczelni i dźwigała bańki z mlekiem. Potem był powrót do Warszawy i praca w spółdzielni „Społem”, gdzie dzięki życzliwości dyrektora została nawet przodownicą pracy, co w tamtych, stalinowskich czasach dawało poczucie bezpieczeństwa i ułatwiało zdobycie mieszkania. Wyszła za mąż. Opiekowała się matką, która dożyła sędziwego wieku, gromadziła rodzinne pamiątki. A kiedy po prawie pół wieku pojawiła się możliwość wyjazdu w rodzinne strony, pojechała, żeby zobaczyć zrujnowany cmentarz, rozkopane groby swoich przodków i ojcowskie stawy z napisem: „rybnoje hozjajstwo”. Po domu nie zostało ani śladu. Nie ma już Rakowicy, nie ma Sycz, Szczytnik, nie ma tylu innych, ziemiańskich dworów. Historia okrutnie się z nimi obeszła, a przecież były to miejsca, gdzie rodziły się i wychowywały kolejne pokolenia polskich patriotów, ludzi, którzy służbę ojczyźnie zawsze stawiali na pierwszym miejscu.
Pani Zofia opowiadając swego czasu historię rodu Tołłoczków dyrektorce polskiej szkoły w Brześciu pani Lilii Potonii, mówiła o swoim udziale w powstaniu warszawskim i Armii Krajowej, jako o rzeczach zupełnie oczywistych. Dla jej pokolenia nie było innej alternatywy, tak jak nie było jej dla pokolenia dziadka pani Zofii Jana Tołłoczko, który zostawił świeżo poślubioną żonę i poszedł do powstańczej partyzantki. Siostra pani Zofii idąc do powstania warszawskiego zostawiła w domu 10-letnią córeczkę, bo taką hierarchię wartości „wpoili” jej rodzice. Dzisiaj taka postawa byłaby źle przyjęta, krytykowana, bo dzisiaj kwestionuje się nawet sensowność wszystkich powstań narodowych.
Pani Zofia ma świadomość jakie niesie ze sobą współczesny relatywizm i mimo podeszłego wieku próbuje ocalić od zapomnienia przeszłość poleskich dworów. Kilkakrotnie już odwiedziła swój „kraj lat dziecinnych” w towarzystwie młodszych przedstawicieli rodu Tołłoczków, którzy przyjeżdżają z Kanady i Stanów Zjednoczonych, żeby poznać ziemię swoich ojców. Chętnie również dzieli się swoimi wspomnieniami i opowiada o ludziach i zdarzeniach dawno minionej epoki. Pamiętajmy o nich, bo „ojczyzna to pamięć i groby. Narody, które tracą pamięć, tracą życie”


Lilia Potonia,
Eugeniusz Lickiewicz
1. Autorstwo tej sentencji przypisuje się na ogół Norwidowi,
ale być może Norwid cytował w tym przypadku któregoś z pisarzy
antyku.