Szanowny Panie Marcinie,
coś ja mam dziś dzień polemik z Panem
Postaram się krótko, w miarę polubownie i głównie w odniesieniu do mojego tu wystąpienie.
(1) Oddaję Panu pierwszeństwo w wypowiedziach na temat Galicji. Ja się nie znam na tym i nie myślę się mądrować.

Prawda przy Panu i ostatnie słowo.
(2) Rozumiem, że rozgoryczyła Pana treść (a może i ton) mojej wypowiedzi o ziemiaństwie, więc postaram się to nieco złagodzić.
(a) Na pewno nie próbowałem obciążyć polskiej warstwy ziemiańskiej odpowiedzialnością za całe historyczne zło, które kraj spotkało w dobie zaborowej. Nie próbowałem też rozmydlić historycznej odpowiedzialności państw zaborczych.
(b) Nie jestem też histerycznym "szlachtożercą" - uważam tylko, w duchu Żeromskiego, że trzeba rozdrapywać niektóre rany, żeby się "nie zabliźniły błoną podłości". Otóż wcale nie robię tego po to, by spotwarzyć polską tradycję szlachecką. Wprost przeciwnie - chciałbym ocalić jej pamięć i schedę, chciałbym ją przeto widzieć w postaci oczyszczonej z przywar, przypadłości, usterek, czyli właśnie takiej, w jakiej warto kultywować jej pamięć, a ethos przekazywać dalej. To wymaga konfrontacji ze stanowiskami krytycznymi, z faktami niemieszczącymi się w polu bałwochwalczego kultu szlachetczyzny wziętej
in toto (czego akurat - broń Boże, nie zarzucam tu Panu, sądzę jednak, że to jest jedna z polskich przywar narodowych). To wymaga wzięcia pod uwagę także - pisałem wszak, iż przykrych - faktów swoiście rozumianego "stanowego" sojuszu w niektórych sprawach między ziemiaństwem a władzą zaborczą. Nie twierdzę przecież ani że dotyczyło to wszystkich, ani też że miało charakter jakiejś powszechnej zmowy czy zadekretowanego działania. Patrzę na to raczej w kategoriach konfliktu ekonomicznego i stanowego w łonie niejednorodnej warstwy szlacheckiej, który na ogół przesłania nasza wiara, że ziemiaństwo polskie kierowało się we wszystkich swoich poczynaniach wyłącznie patriotyzmem, ethosem niepodległościowym etc. A nieprawda, bo przecież i o ekonomiczną podstawę własnego istnienia dbać musiało, co musiało prowadzić do różnych form konkurencji w walce o byt. Z liczb się wycofam, chętnie też przeproszę (co niniejszym czynię) i Autora pierwszego postu, i Pana, i wszystkich, którzy się mogli poczuć dotknięci ostrym (za ostrym?) postawieniem sprawy. Proszę jednak na to spojrzeć jak na krytykę historii polskiej podejmowaną niegdyś przez krakowskich Stańczyków (wszak nikt od niej nie umarł). W tego rodzaju działaniach widzę też sens istnienia polskiej inteligencji (przedwcześnie pochowanej przez miłośników różnych okcydentalnych nowinek

). I widzę w tym także swój obowiązek stanowy (po mieczu i kądzieli na mnie spadający

). Silna polaryzacja poglądów sprzyja poza tym dyskusji, a ta jest niezbędnym warunkiem dochodzenia do jakiejś zgody na temat prawdy. Dla dobra tejże (dyskusji) - wycofuję się z liczb, których dochodzić powinni specjaliści-historycy.
(c) No, ale mam nadzieję, że pisząc o "radosnej twórczości historycznej rodem z KGB" użył Pan tylko figury retorycznej (powiedzmy hiperboli), dla podkreślenia swojej niezgody na zaprezentowane tezy. Bo chyba nie myśli Pan o Danielu Beauvois? Pierwszą wymienioną przeze mnie książkę wydał mu Giedroyc, inną (której nie przywoływałem) - Fundacja Jana Pawła II w Rzymie wespół z KUL-em. No przecież nie jest to zły patronat.
Jest kontrowersyjny (toż pisałem, że może wkurzyć, mnie też czasem wkurza), to prawda, ale w końcu to dobry historyk, poza tym - i to ma swoją wagę - prezentuje spojrzenie z zewnątrz (nie mówię, że obiektywne: subiektywne, ale inaczej). A w ogóle przecież historiografia to właśnie wielka walka różnoimiennych dyskursów i częstokroć sprzecznych tez, których sens polega na stopniowym dochodzeniu do jakiejś prawdy. Wina za tę naszą dyskusję moja, bo napisałem post, tak jakbym usiłował ustanowić jakiś obiektywny obraz. Przewekslujmy to właśnie na głos w dyskusji.
Krótko mówiąc - bronię Daniela Beauvois, podobnie jak chętnie będę bronić Arkadiusza Pacholskiego, który stawia bardzo ostre tezy na temat dziejowej winy, jaką szlachta polska ponosi za zniewolenia polskiego chłopa (i nie przebiera on bynajmniej w słowach). Mimo wszystkich kontrowersji - warto chyba zdań takich wysłuchać? KGB to organizacja zbrodnicza, a autorzy książek to tylko uczestnicy wielowątkowego i trudnego sporu (a jakie inne spory istnieją?).
I już kończę - w poczuciu winy, żeśmy nie bardzo pomogli "hmm" w uzyskaniu potrzebnych mu informacji (za co też przepraszam).
Serdecznie pozdrawiam!
Maciek