Dzień dobry!
uxor = żona
eius = jego
krótko mówiąc: uxor eius = małżonka jego
forma "ejus" - naleciałość łaciny kościelnej
Co do problemu... Podzielę się uwagami, bo pewności nie mam (ale nie wątpię, że znajdzie się tu ktoś bardziej oblatany). W każdym razie moje własne poszukiwania nastręczyły wielu problemów tego samego rodzaju. Poniższe obserwacje dotyczą generalnie Litwy (od Sejneńszczyzny po Żmudź).
(1) Szczególnie w wieku XVIII matki w aktach chrztu dość często nie posiadają własnej tożsamości, traktowane są jako dodatek do nazwiska męża. W początkach wieku XIX pleni się też dość irytujący z dzisiejszego punktu widzenia obyczaj opisywania małżonki jako czyjejś tam żony (na przykład Sędziego Granicznego Powiatu Zawilejskiego), nie tylko bez nazwiska panieńskiego, ale nawet bez żeńskiej formy mężowskiego. To sytuacja, w której kobieta jest już nie tylko swoistym dodatkiem do rodu męża, ale raczej dodatkiem do jego (skądinąd czysto tytularnego) stanowiska. Szkoda gadać, jak to utrudnia rozeznanie się w części przynajmniej koligacji.
(2) Ad rem jednak: mam podejrzenia, że sytuacja opisana w Twoim poście ma kilka przynajmniej przyczyn:
a. Znane i dzisiaj zjawisko pokoleniowych mód na pewne imiona. W jednej miejscowości, jednej rodzinie, jednym pokoleniu może być na przykład kilku Wincentych czy Ignacych tego samego nazwiska (na przykład braci przestryjecznych

), żonatych z różnymi dziewczynami.
b. Możliwość występowania jednej osoby pod dwoma różnymi imionami
- gdy ochrzczona dwoma, posługuje się drugim (tym mniej oficjalnym) w życiu codziennym i z rozpędu podaje się je do akt;
- gdy ksiądz / inny skryba myli się, bo pisze z pamięci i z Agaty robi Agnieszkę (bo imiona zbliżone);
- gdy ówże ksiądz myli się, ponieważ jeden Wincenty ma za żonę Agnieszkę, drugi Agatę (lub wręcz Elżbietę, Katarzynę, Petronelę), a wszyscy noszą to samo nazwisko; piszący odwołuje się do swojej znajomości parafian, ale błędnie itd. (jednemu Wincentemu przypisuje żonę drugiego); trzeba pamiętać, że przy "standardowym" rytmie porodów w tej epoce - co mniej więcej dwa lata - jakiś Wincenty czy Ignacy dosłownie co chwila pojawia się z dzieckiem do chrztu, a skutkiem ogromnej (porażającej) śmiertelności dzieci - równie często następują pochówki... Nawet zasiedziały na parafii ksiądz może się pogubić...
- gdy ów ksiądz myli się, ponieważ skutkiem "gęstych" koligacji dwie siostry wychodzą za dwóch braci, rodzonych czy wujecznych...
c. Duża śmiertelność młodych kobiet przy porodach i obyczaj (lub przymus ekonomiczny) stosunkowo szybkiego powtórnego ożenku wdowca (częsty przypadek - ojciec l. 50, matka l. 20).
W konsekwencji - inne imię i nazwisko małżonki mogą być świadectwem nie błędu, lecz kolejnego ożenku.
Ten ostatni przypadek da się zweryfikować przez równoległą analizę aktów zgonu.
Pewnym sposobem eliminacji takich tożsamościowych "nakładek" jest też analiza narodzin kolejnych dzieci. Siłą rzeczy, jedna para nie mogła mieć ich częściej niż raz do roku (licząc naprawdę minimalny okres na połóg). Najczęściej - jak pisałem - dzieci rodzą się w odstępach dwuletnich. Ergo - jeśli któraś para ma potomstwo za często - to nie jest to ta sama para, tylko imiona mają te same... Brak dziecka po dwóch lub trzech latach od poprzedniego też jest znaczący - może właśnie oznaczać śmierć żony. Późniejsze dzieci tego samego mężczyzny mogą być z innej matki.
Można wreszcie próbować dokonać rozróżnień na podstawie późniejszych aktów małżeństw tych dzieci. Czasem zawierają one imiona rodziców, czasem adnotację, czy byli obecni na ślubie, czy żyją. Lub też ich aktów zgonów. Nawet i tam jednak trafiają się błędy...
W kwestii pomyłek popełnianych przez piszących nie da się chyba zrobić więcej, niż spróbować określić prawdopodobieństwo jakiegoś racjonalnego wytłumaczenia. Na całkowitą pewność chyba nie można już liczyć... I tak cud, że w tym rejonie Europy zachowało się aż tyle dokumentów i jakiekolwiek ślady przeszłości...

Łączę ukłony i serdecznie pozdrawiam!
Maciek