Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Życie rodzinne w dworze ziemiańskim pod koniec XVIII w.

16.12.2008 21:23
KIJOWSZCZYZNA - Jan Duklan Ochocki

Choć szlacheckie dwory (w woj. kijowskim) stały dosyć gęsto przy sobie, mało się nawzajem odwiedzano. Właściciele na I lub 2 wioskach osiedli, zajęci byli gospodarstwem, w pocie czoła i pracy uczciwej szukając dochodu z posiadłości. W dni powszednie mało się kto ruszał, chyba za interesem; ale w święto zawsze się prawie gościa spodziewać było potrzeba. Przeto jegomość, choć zwykle w domu w samym tylko żupanie chadzał, miał na podręczu położony kontusz, który się na pas i żupan wdziewał, co się zwało na opaszki, a jejmość także kontusik drojetowy futerkiem jakim okładany, spadek po babce lub dar pani, u której była na respekcie, a do niego soboli z kitką kołpaczek.
Leżało to pod ręką, aby w skok gotowi być mogli oboje państwo, gdy chłopiec od rana czatujący na drabinie u komina zakrzyknął: — „Goście jadą!"
Naówczas usłyszawszy klaśnięcie z batoga wszystko, co żyło. ruszało się z domu, a hajduk szybko naciągał czekczery i lejbik,żeby się z posługą u butelek nie spóźnić. Jegomość brał co najprędzej kontusz, a jejmość kołpaczek i strój niedzielny. Tymczasem powolnie posuwał się powóz ku dworowi, czy to żeby tłustych nie mordować koni, czy też żeby dać państwu czas do przygotowania się na przyjęcie, a stangret nie żałował ręki i nieustannie z bicza walił a walił. Zajeżdżała tedy kolasa lub gdańska kareta przed ganek, a gdy państwo z dziećmi byli, towarzyszył jej czasem syn pierworodny na kucyku.
Gospodarstwo wychodzili naprzeciw, jegomość wprowadzał uroczyście i ceremonialnie opasłego sąsiada, wystrojonego wspaniale i przy pałaszu, jejmość małżonkę jego — tak wchodzili do bawialnego pokoju. Nie obeszło się to bez komplementów, bez ceregiełów u drzwi, na progu i przy zajęciu miejsca, gdy zasiadali.
Następnie gospodarz powstawszy prosił o odpasanie pałasza, przy czym nie pominiono znowu długich grzeczności i rzekomo oporu, ale w ostatku usilnym naleganiem pokonany gość odejmował broń i w komitywie gospodarza składał ją w głównym kątku pokoju.
Tuż i hajduk wchodził niosąc na tacy parę butelek i jeden mniej więcej półkwartowy kielich. Ten, gdy wzajemnie całując się spełniono, butelki były wprędce suche, a hajduk, który je wyniósł, powracał z czterema, a do nich z kielichem większego rozmiaru.
Czasem się gość wymawiał, ale w tym była sztuka gospodarza uprzejmego, aby tak .przekonywujące wynajdywać zdrowia, a do nich sentencje i teksty łacińskie, żeby gość od wychylenia wiwatu wyłamać się żadną miarą nie mógł.
Jeśli to było czasu wakacji lub świąt, przywoływano synów, którzy w kontusikach i przy pałaszach stawili się na rozkaz pana ojca.
Powitanie łaskawego sąsiada stosowało się do godności jego — stolnikowi, cześnikowi lub tp. ręce tylko ucałować było potrzeba; kasztelanowi, a broń Boże wojewodzie, plackiem do nóg.
Jeżeli sąsiad był z żoną i córkami, jejmość przyjmowała kobiety w drugim pokoju, czyli alkierzu, jak go wówczas nazywano. Tam dla nich podawano kawę, gdyż herbaty nie używano jeszcze, tylko na lekarstwo i to z szafranem; a gdy damy po cichu sobie gwarzyły, w pierwszej izbie pili rozczuleni sąsiedzi. Podchmieleni, już na wyjezdnym, strzemiennego jeszcze na stopniach karety lub kolaski wychylić musieli; gościnność nie ustawała często aż za bramą.
Po wyjeździe gości, jeśli jegomość dobrodziej był w stanie zrobić egzamen z synów przytomnych, quid fuit dictum? — wypytywał ich zaraz — o jakich mówiono materiach z panem sąsiadem? jakich tam pryncypialnie użyto frazesów? jakich sentencyj łacińskich? itp. Jeżeli synowie czego zapomnieli, nie minęły ich pewnie rózgi lub dyscypliny; toteż przez cały przeciąg bytności gościa słuchali pilnie i z największą uwagą, stojąc z daleka, bo ani usiąść, ani się nawet oprzeć nie było wolno.
Z pokoju, bez pozwolenia ojca lub matki nie wolno było wynijść pod żadnym pozorem; w razie otrzymanego zezwolenia wyznaczony był trakt, z którego zboczyć nic godziło się ani na krok, i meta, poza którą występkiem się było posunąć. Z ludźmi służącymi jak z jednej strony zabraniano wszelkiej poufałości i dyskursów, tak znowu z drugiej dziecię im rozkazywać nie miało prawa, a o wszystko prosić musiało grzecznie. Jeśli się trafiło — co i mnie zdarzyło się — połajać kogo lub wyrządzić mu jakiego psikusa , a zaszła o to skarga do wyższej instancji, potrzeba było nie tylko przeprosić, ale i rózgi odebrać, w czym żadne instancje, łzy ani prośby nie pomogły. Nawzajem też słudzy, bez wyjątku, przy pańskim dziecku ani usiąść, ani w czapce na głowie stać nie mogli. Ten zwyczaj poszanowania dla dzieci oddalał od nich, nie dopuszczał zbytniej poufałości, w nas zaś wkorzeniało się poszanowanie szlacheckiego stanu i zbytnie może wyobrażenie o dostojności własnego pochodzenia.
Nie tylko w dziecinnym wieku, ale dorośli synowie i zięciowie przy starszych i rodzicach usiąść nie śmieli, aż im dozwolono. Widziałem raz w Żytomierzu Jana Pauszę, ze stolnika kijowskiego później podkomorzego owruckiego, idącego z 4 dorosłymi synami do kościoła na mszę, otoczonego liczną asystencją przyjaciół i służby. Synowie jego Michał, sędzia ziemski owrucki, Tadeusz szambelan, Jakub porucznik w wojsku, Józef jeszcze w szkołach. szli za ojcem z pokorą. Michał niósł za nim pałasz, który podkomorzy dopiero przed kruchtą przypasał. W kościele ojciec zabrał miejsce w ławce, a synowie przy niej pozostawali wszyscy rzędem, za nimi dopiero służba.
Życie obywateli na wsi było tak jednostajne, monotonne, że dzień do dnia podobien był jak dwie krople wody. Za mojego już dzieciństwa poobiednia kawa stała się zwyczajną, chociażby gości nie było. Jegomość, jak skoro na brzask, obchodził gumna, obory, stajnie, kuchnie i wszystko, co do jego departamentu gospodarskiego należało.
Za nim często dawały się słyszeć krzyki, skutek bolesnych razów, którymi winnych obdzielał nie odkładając; nie przeszkadzało to do odmawiania koronki lub różańca, którego z rąk nie wypuszczał.
Jejmość zimą dobrze przede dniem budziła swoje dziewki i fraucymer do wrzecion i kołowrotków, ale i tu się rzadko bez huku i hałasu obchodziło. Wielka księga w jaszczur oprawna i na klamry zapinana nie odstępowała jejmości; z niej co dzień odbywało się nabożeństwo, potem dosyć rano jeszcze następowała kawa. Czasem się i dziewczynie, która ją przynosiła, placek jaki oberwał, jeśli podana była nie tak, jak potrzeba.
Po mszy św., przed obiadem, który o godz. 12 podawano, oboje państwo z księdzem kapelanem szli na chwilę do apteczki. Za powrotem ich przyjemna woń kminku rozchodziła się po pokoju i każdy piernik lub tłuczeniec miał w ręku. Obiadek bywał skromny, na cynie ; dom szlachecki rzadko miał więcej nad jaki tuzin łyżek i sztućców srebrnych i to chowano w kolbuszowskim biurku pod kluczem jegomościnym dla gościa. Dla pana i pani były sztućce osobne, uprzywilejowane; reszta stołowników domowych, nawet ksiądz kapelan, jedli łyżkami blaszanemi. Barszcz z rurą i kiełbasą lub grochem ze schabem, dobry rósoł z kury, sztuka mięsa, kapłon, to były najpospolitsze potrawy. Wieńczyła obiad duża flasza miodu dla konkokcji (strawienia), do której i ksiądz kapelan był przypuszczany.

Opis pamiętników Jana Duklana Ochockiego
Wigilia w ziemiańskich dworach - pamiętniki
Wygląd dworu w XIXw - pamiętniki

Bibliografia

za - Jan Duklan Ochocki - "Pamiętniki" wyd. Wilno 1857 r.