Kazimierz Straszewski
20 stycznia. Przyjechali dzisiaj młodzie S. [Straszewscy] z sąsiedztwa [niedaleko Kocmyrzowa], Kazio i Władzio. Ojczuś bardzo się przyjaźni z ich ojcem, a Kazia ogromnie lubi. Wysoki bardzo i dosyć tęgi, blondyn. Władzio szczuplejszy i podobno gorzej się uczy. Przyjechali dziś i tylko z ojczusiem przy zamkniętych drzwiach rozmawiali. Przyłożyłam ucho do klamki i słyszałam jak ojczuś wołał, ale takim głosem, jakby naprawdę płakał:
- Dzieci, na miłość Boską, co wy robicie, porywacie się z motyką na słońce
A Kazio Straszewski, miwił też jakimś dzinym głosem
- Panie kochany, my zwyciężymy - pójdziemy wszyscy, Polska, Litwa, Ruś, a Francja i Anglia nam pomogą.
(...)
Zrobił się ruch w przedpokoju, podbiegłyśmy i przez troszkę uchylone drzwi, widziałyśmy jak mama błogosławiła Kazia i Władzia, i ojczuś ich ściskał i wszyscy zdaje mi się płakali, choć później obydwa i Kazio i Władzio wesoło wykrzyknęli: Niech żyje Polska! Ale ojczuś powiedział - cicho, cicho - żeby służba nie słyszała, bo przecież wszędzie pełno Moskali i mogli by tych powstańców złapać.
(...)
28 lutego. Podobno Kazio Straszewski zginął - co za szkoda, taki dobry i mądry chłopiec.