Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Wojna ludzie i medycyna

2.01.2018 00:07
Wojna ludzie i medycyna
Adam Majewski

PRZEDMOWA DO WYDANIA PIERWSZEGO
Od zakończenia moich wojennych wędrówek minęło już sporo lat. Kilkakrotnie - ulegając namowom przyjaciół i znajomych, wśród nich swego dawnego wykładowcy, kierownika katedry historii medycyny we Wrocławiu profesora doktora Witolda Ziembickiego - zamierzałem przystąpić do pisania wspomnień z okresu wojny.
Niestety, codzienna, szara praca zawodowa, sprawy rodzinne, szarpanie się z losem absorbowały mnie całkowicie. Uporządkowanie i spisanie swoich przeżyć wojennych odkładałem z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc. Tak upływały całe lata. W ciągu tego okresu wielokrotnie przeglądałem swoje notatki i wracałem myślą do tego, co przeżyłem i widziałem. Ale... na tym się kończyło.
Na przełomie roku 1958/59 przybył na leczenie do naszej I Kliniki Chirurgicznej w Lublinie znany historyk medycyny, pamiętnikarz i bibliofil doktor Zygmunt Klukowski. Dowiedział się w jakiś sposób o moich peregrynacjach wojennych, o moich notatkach i sprowokował mnie do realizacji przyrzeczenia, które przed laty złożyłem profesorowi Ziembickiemu.
Pod wpływem jego namowy, zachęty i pomocy przystąpiłem do pisania. Trudno, bardzo trudno było wyrwać z przeładowanego dnia pracy chirurgicznej chociaż kilka godzin, w czasie których można by się całkowicie wyłączyć ze spraw bieżących i wrócić myślą i wszystkimi odczuciami do tamtych lat. Przenieść się całkowicie w minioną, choć tak niedawną epokę i znaleźć się całym swoim „ja" pośród dawnych kolegów, przyjaciół i towarzyszy przygód wojennych. Pisanie dorywcze, „na zimno", według chronologii dat i miejscowości nie odpowiadało mi. Opowiadane wydarzenia i przeżycia nie byłyby wówczas tafcie, jak wtedy, gdy je przeżywałem bezpośrednio, kiedy nie znałem jeszcze swoich dalszych losów.
Chwilami ogarniało minie zwątpienie, czy w ogóle warto? Tyle o tym już napisano. Ale ja widziałem i przeżywałem te sprawy zupełnie inaczej. Liczne publikacje apoteozowały sprawy proste i codzienne dla żołnierza w sposób pompatyczny, sztuczny i teatralny. Nienaturalność scen i opisów wydarzeń, w których brałem osobiście udział, byłą w nich tak oczywista, że aż niesmaczna. Pokazały się również opisy znanych mi wypadków, odziane w piękną szatę literacką, które w swej istocie nie były niczym innym, jak kompilacją materiałów z archiwów sztabowych, przeplataną wypożyczonymi opowiadaniami różnych, diametralnie od siebie odmiennych osób biorących udział w żołnierskich przeżyciach i zmaganiach. Te ostatnie publikacje robiły historię i, być może, dzięki temu spełniały swoje zadanie. Ale gdy się je czytało, to mimo woli na usta pchał się okrzyk: - Gdzieś ty, człowieku, widział żołnierza, który by się tak zachowywał lub choćby tylko tak odzywał iw czasie walki! - Inne znów, czerpiąc dane ze zbiorów i archiwów, odsłaniały nieraz obrzydliwe kulisy politycznych i gabinetowych rozgrywek. O tych sprawach my w czasie walk najczęściej nie wiedzieliśmy. Gdyby było inaczej, to prawdopodobnie postępowanie wielu z nas byłoby również zupełnie inne.
Pragnąłem, aby moje wspomnienia wniosły do tych spraw coś nowego. I wtedy nasunęła mi się myśl, aby spisać je po prostu, bardzo bezpośrednio i osobiście, bez jakichkolwiek prób beletryzacji. Chodziło mi o to, żeby fakty były podane w taki sposób, w jaki w szeregach je oglądano, a nie w taki, w jaki powinny być przez żołnierza widziane według oficjalnej opinii. Jest to o tyle ważne, że te dwa punkty widzenia przeważnie się nie pokrywały. Inaczej przeżywał tę samą rzecz sztabowiec i autor planu akcji, gdy przynajmniej kilkanaście kilometrów za pierwszą linią, po kolacji zjedzonej w kasynie, wyspał się w łóżku i rano przed podsumowaniem i charakterystyką działania jednostki zjadł bez pośpiechu smaczne śniadanie, a inaczej ci z linii, bez względu na swój wojskowy stopień, którzy bezpośrednio wykonując zadanie leżeli w błocie, na deszczu przez całą noc lub nacierali pod ogniem nieprzyjacielskim.!
Tak się zwykle składa, że zdarzenia wojenne utrwalają i dokumentują ci, co je służbowo interpretują. Nic więc dziwnego, że żołnierz, uczestnik wykonania, często nie poznaje literackiego opisu bitwy, choćby nawet ten opis bardzo mu schlebiał.
Jako lekarz w stopniu podchorążego, a potem podporucznika i porucznika, obracałem się przez całą wojnę prawie wyłącznie pośród szarej masy wykonawców. Ze sztabowcami stykałem się bardzo mało, a polityków nie widziałem chyba wcale. Tam, gdzie byłem ja oraz moi koledzy, najczęściej ich - 2 -
nie było... To, że odbyłem dalekie podróże, widziałem egzotyczne kraje i poznawałem ciekawych ludzi nie było w tamtym czasie wyróżnieniem. Posyłano nas tam dlatego, że wtedy te miejsca i okolice, jak mówiono między żołnierzami, były „śmierdzące".
Z tych też przyczyn moje wspomnienia nie pretendują do oficjalnego spisu zdarzeń historycznych, ale są moim osobistym pamiętnikiem z lat wojny. Piszę tylko o tym, co sam widziałem, co sam przeżyłem i co przeżyli ci, z którymi dzieliłem strawę, miejsce w namiocie i wspólne losy.
Piszę tym językiem, jakiego używaliśmy komentując codzienne wypadki i wydarzenia. Starałem się oddać wiernie wszystkie nastroje, jakie panowały w wojsku między szeregowymi i młodszymi oficerami. Nie prostuję nawet niektórych naszych błędnych poglądów, czy krążących wiadomości. One bowiem były motywem naszego postępowania. Retusz historii przyniosły dopiero lata powojenne.
Pedantów i skrupulatów przepraszam na wypadek, gdy znajdą czasami błędnie cytowaną nazwę miejscowości. Szkieletem chronologicznym dla snucia wspomnień były moje notatki, robione często w warunkach polowych, tak że obecnie znajdowałem przed sobą nazwę skreśloną wyblakłym atramentem lub zatartym śladem ołówka. Starałem się sprawdzić nazwy geograficzne w dostępnych mi atlasach. Nie wszystkie jednak udało mi się odszukać. Zdarzało się nawet niejednokrotnie, że te same miejscowości w różnych atlasach nosiły odmienne nazwy lub miały inną pisownię.
Jeżeli chodzi o ludzi, to starałem się w czasie wojny notować nazwiska osób, z którymi spotykałem się rzadko lub przypadkowo. Większości nazwisk ludzi, z którymi spotykałem się stale lub tych, z którymi się zaprzyjaźniłem, nie notowałem. Czasami znajduję nazwiska tych osób zapisane w moich notatkach z powodu jakichś zdarzeń lub wypadków. Innych nie znajduję wcale. Stało się tak dlatego, że wtedy nie przeszło mi nawet przez myśl, że mógłbym kiedyś o nich zapomnieć. Rzeczywiście nie zapomniałem, ale niektóre z nazwisk zatarły się zupełnie.
Chciałbym także podziękować wszystkim osobom, które okazały mi w trakcie mej pracy pomoc, ia szczególnie panu pułkownikowi Władysławowi Decowi, kierownikowi Biura Historycznego Ministerstwa Obrony Narodowej za skrupulatne sprawdzenie wszystkich danych faktograficznych z dziedziny wojskowej oraz panu profesorowi doktorowi Stanisławowi Konopce za umożliwienie sprawdzenia nazwisk kilkuset wymienionych w tekście lekarzy. Atmosfera życzliwego zainteresowania oraz bezinteresowna pomoc były dla mnie poważną zachętą.
Lublin, czerwiec 1960
DOKTOR MEDYCYNY ADAM MAJEWSKI

PRZEDMOWA DO WYDANIA DRUGIEGO I TRZECIEGO
Po ukazaniu się pierwszego wydania otrzymałem ponad tysiąc listów od czytelników z całego świata. Były to przeważnie listy od byłych żołnierzy, od ich rodzin lub czytelników, którym opis przedstawionych przeze mnie zdarzeń przemówił do serca. W swoich listach dziękowali za wzruszenia przeżywane w czasie czytania książki, za ścisłe i obiektywne przedstawienie zdarzeń i za moją wiarę w człowieka, która im się udzieliła po przeczytaniu książki.
W miarę upływu czasu i coraz większych trudności w nabyciu lub po prostu uzyskaniu do przeczytania Wojny, ludzi i medycyny - książka już po kilku tygodniach zniknęła z półek księgarskich - czytelnicy zaczęli się domagać wznowienia nakładu. W tym roku dz;ęki staraniom Wydawnictwa Lubelskiego można było przystąpić do nowego wydania. Na marginesie chciałbym poinformować czytelników o pewnych, zresztą niewielkich zmianach, jakie zaszły w nowym wydaniu.
Kiedy w roku 1959 pisałem swoje wspomnienia, nie miałem żadnego kontaktu z moimi kolegami, współuczestnikami przeżyć wojennych. Po ukazaniu się Wojny, ludzi i medycyny odnalazło mnie kilkadziesiąt osób, które mieszkają obecnie w kraju lub za granicą i które uczestniczyły w opisywanych przeze mnie wydarzeniach. Wśród nich są główni bohaterowie książki. A więc, okazało się, że pułkownik Józef Sokol nie wyjechał do Australii, a wiedziony tęsknotą wrócił do kraju. Zgłosił się także mieszkający obecnie w swojej rodzinnej Łodzi „Dzidzio" Mrugalski, sławny dowódca oddziału rozpoznawczego w Batalionie Strzelców Karpackich. W Warszawie odnalazł się magister Tadeusz Radwański, były kapitan Radwański, którego opłakiwaliśmy w batalionie jako zaginionego. Dopiero teraz dowiedziałem się, że kiedy go Niemcy ciężko rannego zabrali z pobojowiska pod Marovalle, po wielu przygodach wylizał się z ran, został wywieziony przez nieprzyjaciela w głąb Niemiec, by po pewnym czasie trafić do obozu jenieckiego w Szubinie koło Bydgoszczy. Pod koniec wojny, w czasie ewakuacji obozu, uciekł. Z Kanady przyjechał Zdzisław Płachcińskii, dawny dowódca plutonu w naszym batalionie. W roku 1964 odwiedził Polskę mieszkający stale w Argentynie Mieczysław - 3 -
Kruszewski, były oficer techniczny batalionu. Od nich i od innych - niepodobna wszystkich wymienić w tym krótkim wstępie - dowiedziałem się niektórych nowych, nie znanych mi lub zatartych w pamięci, szczegółów. Usłyszałem znów nazwiska niektórych naszych wspólnych kolegów, których sylwetki pamiętałem, ale których nazwisk nie mogłem sobie w żaden sposób przypomnieć.
Dzięki tym spotkaniom i konfrontacjom naszych wspomnień mogę w obecnym wydaniu uzupełnić niektóre fakty, sprostować pewne nazwiska, opatrzyć je imionami, skorygować podane nieścisłe nazwy geograficzne, bądź przeciwnie pozwoliły mi one upewnić się, że większość szczegółów zapamiętałem dokładnie i nie myliłem się. Na przykład potwierdziło się, że nazwa Quassasin, oznaczająca miejsce postoju mojego batalionu w szczerej pustyni w Egipcie, jest ścisła, choć nie jest tym samym Quassasdn, gdzie znajdował się gęsto zaludniony obóz tyłowych formacji 2 Korpusu, jak sobie tego życzy jeden ze zbyt autorytatywnych recenzentów mojej książki. Wydaje mi się, że po tych uzupełnieniach znacznie wzrośnie wartość historyczna moich wspomnień. Należy także zaznaczyć, że od wyżej wymienionych kolegów otrzymałem niektóre fotografie osobiste z tamtych czasów, zamieszczone w obecnym wydaniu.

Toruń, maj 1967
AUTOR
Towarzyszom broni z 3 Batalionu strzelców Karpackich książkę tę poświęcam.

Tom pierwszy .
Rozdział I. WRZESIEŃ .
Rozdział II. PRZEJŚCIE NA WĘGRY .
Rozdział III. FÖLSEHANGONY .
Rozdział IV. PRZEZ TRZY GRANICE.
Rozdział V. ZAPOZNANIE Z FRANCJĄ.
Rozdział VI. SZKOŁA PODCHORĄŻYCH W COMBOURG.
Rozdział VII. OD COETQUIDAN DO 10 BRYGADY.
Rozdział VIII. ODWRÓT .
Rozdział IX. NA ZIEMI BRYTYJSKIEJ .
Rozdział X.- RESWALLIE HOUSE .
Rozdział XI. W STANIE CHORYCH .
Rozdział XII. „SEFA" .
Rozdział XIII. ZNÓW W BRYGADZIE .
Rozdział XIV. 10 BATERIA PRZECIWLOTNICZA.
Rozdział XV. W LONDYNIE .
Rozdział XVI. PRZYGOTOWANIA DO WYJAZDU NA WSCHÓD.
Rozdział XVII. KONWOJEM PRZEZ ATLANTYK.
Rozdział XVIII. Z BRAZYLII PRZEZ UNIĘ POŁUDNIOWO-AFRYKAŃSKĄ DO SUEZU.
Rozdział XIX. W PALESTYNIE .
Rozdział XX. W PUSTYNI I BAGDADZIE.
Rozdział XXI. 15 PUŁK UŁANÓW POZNAŃSKICH.
Rozdział XXII. MOSUL .
Rozdział XXIII. 28 SZPITAL BRYTYJSKO-HINDUSKI.
Rozdział XXIV. 2 KOMPANIA SANITARNA 3 DSK.
Rozdział XXV. W 3 BATALIONIE STRZELCÓW KARPACKICH.
Rozdział XXVI. INDRAPOERA .
Rozdział XXVII. NA ZIEMI WŁOSKIEJ .
Tom drugi .
Rozdział I. NAD VOLTURNO .
Rozdział II. ODCINEK RIONERO .
Rozdział III. PRZYGOTOWANIA DO OFENSYWY.
Rozdział IV. BITWA O MONTE CASSINO .
Rozdział V. PO BITWIE .
Rozdział VI. POŚCIG .
Rozdział VII. BITWA NAD CHIENTI .
Rozdział VIII. POWRÓT DO PRACY SZPITALNEJ.
Rozdział IX. CZOŁÓWKI I SZPITALE .
Rozdział X. POD FLORENCJĄ .
Rozdział XI. ZIMA W MELDOL! .
Rozdział XII. W RZYMIE .
Rozdział XIII. NATARCIE NA BOLONIĘ .
Rozdział XIV. CZOŁÓWKA CHIRURGICZNA NR 350. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Rozdział XV. ROSETO NAD ADRIATYKIEM.
Rozdział XVI. W POLSKICH SZPITALACH WOJENNYCH.
Rozdział XVII. LAMMIE CAMP - POWRÓT DO WIELKIEJ BRYTANII.
Rozdział XVIII. DO KRAJU.
Do pobrania
https://docer.pl/doc/n50cs8.