Moja babka lubiła porządek. Dla niej wyszorowana płyta nagrobna była piękniejsza niż rozłożyste, zasłaniające ją liście paproci. Dlatego prawie do śmierci walczyła z owymi paprociami, które najpierw rosły na naszym grobie rodzinnym, a potem, kiedy został przykryty kamienną płytą – wokół niego. Nie pamiętam, czy moja matka prowadziła z nimi wojnę. Była wprawdzie również pedantką, ale z drugiej strony miała naturę romantyczną, więc widok pogmatwanych, cmentarnianych gąszczy – jak w pewnym wierszu napisał Jarosław Iwaszkiewicz – mógł budzić w niej upodobanie. Od pogrzebu mamy już tylko ja zajmuję się tym miejscem, będącym także mogiłą powstańczą, bowiem pochowany w niej jako pierwszy brat babci był uczestnikiem Powstania Warszawskiego. O wyszorowanie grobu proszę czasem mojego młodego przyjaciela, który nie poprzestaje na tym i zawsze bierze się za wyrywanie paproci, na co patrzę ze spokojem, gdyż wiem, że one i tak odrosną. To są rośliny, które pragną żyć na cmentarzu, przemieniając w życie materię umarłych. Dzisiaj uznałem, że trzeba wreszcie dać im spokój, ponieważ prawdopodobnie były tutaj nie tylko w czasach mojego dzieciństwa, ale – jak przypuszczam – nawet przed moim urodzeniem. I nie mam wątpliwości, że będą również po mojej śmierci.