Dzisiejszy spacer, zainicjowany przez Adriana, wciąż wyrywał mnie z obecnego i oddawał we władanie minionego czasu. Idąc ulicą Oboźną, minęliśmy boczne wejście do enklawy uniwersyteckiej, z którego niegdyś korzystałem niemal codziennie. Z czasów studenckich pamiętam małą fontannę, do której schodziło się po schodach. Dzisiaj nieczynna, a dawniej z paszczy lwa wypływała obficie woda. Niespodziewanie przypomniałem sobie pewną odległą chwilę, pozornie tylko zapomnianą. Jest wyjątkowo upalny dzień, a ja chcąc się ochłodzić, wkładam głowę pod zimny strumień. Ooo, jakaż ulga! Ciekawe, że cząstka tamtej przyjemności wróciła teraz do mnie, mimo braku wody. Nasyciwszy wzrok widokiem lwiej głowy, kamiennej wanny i błękitnej ściany, poszliśmy dalej. Kiedy zbliżyliśmy się do ulicy Tamka, skręciłem sobie w Tamkę wspomnień. I stanąłem przed starym domem, który tutaj do niedawna był, póki nie został rozebrany. Plan rozbiórki kamienicy z lat 50. XIX wieku doprowadził do niezłej awantury, ale skończyło się na tym, że zabytkowy budynek zastąpiono jakąś atrapą. Pamiętam dobrze tamten wcześniejszy dom z drewnianymi, brązowymi okiennicami. Mieszkała w nim największa przyjaciółka mojej babki. Do mieszkania pani Jadwigi wchodziło się wprost z ulicy, ponieważ pierwotnie, jeszcze „za cara”, mieściło ono sklep modystki. W czasie okupacji niemieckiej odbywały się tu ustawiczne libacje, oczywiście całonocne, bo rzadko kto wychodził przed godziną policyjną. Wśród gości nie brakowało chłopców z AK. Oni wszak święci nie byli! Po wojnie Jadwiga też się lubiła zabawić. Więc często w towarzystwie męża Bolesława i mojej babci Teofili chodziła na dancingi do pobliskiej restauracji „Złota kaczka”. Umarła podczas pobytu w sanatorium. Grała akurat w brydża, a tu karty lecą jej z rąk… Przyjechała karetka pogotowia, gdzie padły ostatnie słowa Jadwigi: „Czuję się jak żywy trup”. Nie mogłem się powstrzymać, żeby o tym wszystkim nie opowiadać. Adrian mnie słuchał, ale – czemu się właściwie nie dziwię – niezbyt uważnie. Bardziej pochłaniało go to, co widział wokół: klasztor Sióstr Szarytek, otoczony dużym ogrodem i sadem, a dalej pałac hrabiów Zamoyskich, utrzymany w eleganckim stylu Ludwika XIII. Kiedy spojrzałem na Adriana przemknęło mi przez myśl, że on teraz, choć może nie do końca świadomie, PRZYGOTOWUJE SWOJE PRZYSZŁE WSPOMNIENIE, buduje własną narrację. Dlatego nie może się skupić na mojej, z której zapewne niewiele zapamięta. Przeto wydało mi się sensowne, żeby ją zapisać.