Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Walewski Tadeusz (1794-1855)

13.04.2024 08:58
Nekrolog Tadeusza Walewskiego Tadeusz Walewski, h. Pierzchała, ur. 1794, zm. 18.2.1855 Rzym. Syn Adama, kapitan wojsk francuskich i kawalerii narodowej 1793 oraz Józefy Lubomirskiej. Ożeniony z Anną Dunin-Karwicką h. Łabędź. Małżeństwo było bezdzietne.

"Urodził się w jednéj z najmożniejszych rodzin, nie tylko na Wołyniu, ale w całéj Polszcze; matka jego, Księżniczka Józefa Lubomirska wniosła w dom jego, przy wdziękach osoby, kilkunasto-milionową fortunę."[5]

"W złotej epoce wieku, bo w latach młodości zawiązały się moje stosunki z Tadeuszem Walewskim, przylgnąłem całém sercem do człowieka, którego dowcip zachwycał, rozum zadowalniał, szlachetne uczucia serca, miłość ludzkości, poświęcenie się, hołd cnocie, współczucie niedoli, ustaliły we mnie wiarę w wysokie powołanie człowieka"[5]

Hamarnia

Dwór w Hamarnii W 1826 roku Hamarni k. Połonnego na Wołyniu wybudował piękny dwór wraz z założeniem parkowym - ośrodek życia kulturalnego. Wyznaczony był przez władze Powstania Listopadowego na przywódcę na Wołyniu, lecz nie podjął funkcji. Wiele lat spędził w Rzymie. Pomimo niskiego wzrostu uzyskiwał łatwo powodzenie u kobiet i szczerą głęboką przyjaźń u wszystkich. Zapalony miłośnik kultury wołyńskiej, czciciel Wernyhory, gorący patriota.

Rodzina i przyjaciele

"Wuj nasz Tadeusz Walewski niezmiernie kochanv był przez wszystkich, jako człowiek prawy, zacny i najlepszy z Polaków. Mężczyźni lubili go jako wesołego towarzysza, doskonałego myśliwego, wielkiego amatora koni i wszelkiego sportu, i uprzejmego gospodarza w swym własnym domu, w owej Hamerni, do której każdy z radością podążał. Damy zaś widziały w nim ugrzecznionego bardzo kawalera, wykwintnego eleganta o wielkoświatowych manierach, gotowego w każdej chwili na wszelkie, najnieprawdopodobniejsze szaleństwo dla pięknych oczu, które go chwilowo olśniły. Co w nim rzeczywiście tak uroczego te panie widziały, tego dziś prawdziwie pojąć nie mogę, bo był nizkiego wzrostu, bardzo zwinny, o małej twarzy, jakby kobiecej, o drobnej rączce i nóżce, lecz przy tern nadzwyczajnej wy trzymałości fizycznej i śmiałości w dosiadaniu najdzikszych wierzchowców, czem się zawsze rad przed damami po pisywał." [3]

"Nikt, jak ukochany wuj Tadeusz, nie umiał nas tak psuć i tak nam dogadzać, co nawet mamę gniewało, bo za przyjazdem do Hamerni rzeczywiście ustawał wszelki rygor i dyscyplina. Przejażdżki konne na ślicznym karym kucyku z niedawno zmarłym masztalerzem Łukaszkiem, spacery szarabanem, powożonym przez wuja, spacery łodzią po ogromnym stawie, czystym jak łza, polowania z legawcem i rozjazdem na przepiórki - lub ze strzelbiną po parku, nakrywanie siecią wieczorami jesiennymi setek dzikich kaczek, dla których w różnych miejscach przynętę sypano, - a wszystko to pod przewodnictwem kochanego wuja, który tylko wymagał wielkiej ochoty i śmiałości, a ślamazarników nie cierpiał, gdyż, za najmniejszym objawem trwogi, gotów był porządnie szpicrutą skropić. Rozrywki takie stosowne były tylko dla chłopczyka, ale moja siostra Celunia, żywa jak ogień, do wszystkiego się rwała, za co wuj pod niebiosa ją wynosił, wywołując co chwila, dla zawstydzenia mnie: „Tęga Celka! Tęga Celka!” Gniewało to na dobre moją biedną mamę, starającą się wszelkiemi siłami powstrzymać te niewłaściwe dla dziewczynki zapędy. Mnie zaś wuj Tadeusz ośmielał i hartował wszelkimi sposobami. Nie zapomnę, jak raz Cyganie przyprowadzili do Hamerni ogromnego niedźwiedzia na łańcuchu. Rozmówiwszy się poprzednio z nimi, kazał mnie wuj na niedźwiedzia wsadzić i gazon objechać; struchlałem z przestrachu, - lecz wuj krzyknął, a z nim żartów nie było. Wsadzono mię więc na straszną bestyę, prowadzoną przez dwóch Cyganów; wuj wywołał wszystkich na ganek i oprowadzano mnie, rzewnie płaczącego i trzymającego się za kudły, wokoło ogromnego hamerniańskiego gazonu. Ośmieliłem się w końcu i gdy mnie zdjęto z improwizowanego wierzchowca, dostałem w prezencie za to, że nie byłem babą, śliczne siodełko na kuca."[3]

Małżeństwo

"Tadeusz Walewski, herbu Kolonna, syn brygadyera wojsk niegdyś rzeczypospolitéj polskiéj, urodzony z księżniczki Lubomirskiéj, w czasach młodości swojéj, był ulubieńcem najpiękniejszych kobiet. Żywego dowcipu, ukształcony salonowo, mógł się był ubiegać o najświetniejsze ożenienie. Ale gdy wesoło przepędzał dnie swojéj wiosny i w Warszawie, i na Wołyniu, było jedne serce, które powziąwszy raz silne dla niego uczucie, nie spoczęło, aż go przywiodło do siebie. Nie będąc pewna wzajemności, Anna Karwicka, dawnego jenerała polskiego córka, odrzucała partye najświetniejsze imieniem i bogactwami, bo kochała Tadeusza Walewskiego z tą otuchą, że silna jéj miłość, kiedyśkolwiek poruszy jego serce. Lubo późno, bo w 35 roku życia, nadzieja ta jednak spełniła się. Tadeusz Walewski, przebywszy lata burzliwéj młodości, ocknął się, wyznał przed sobą, że przecież szlachetniejszéj duszy, wierniejszego serca, napróżnoby szukał, i że ta, która go stale tyle lat kocha, od Boga jest jemu przeznaczoną na towarzyszkę doczesnego żywota; i w roku zda się 1827 mym, ożenił z Anną Karwicką."[6]

"Trudno nie wspomnieć o domu hamerniańskim ś. p. Tadeuszostwa rodzicami najbliższymi węzłami pokrewieństwa. Stanowiliśmy niejako jedną rodzinę, bo ś. p. ciotka Anna Tadeuszowa Walewska była jedyną i ukochaną siostrą mego ojca. Wiele jeszcze osób pamięta ową zacną i czcigodną panią, zmarłą w 86 r. swego życia w Krakowie, w czerwcu 1881 r .; słynną za młodu ze swej piękności, starannie i bardzo surowo wychowana przez swą matkę, p. generałową Karwicką, odrzucała najpierwsze partye w kraju, bo od dawna pokochała p. Tadeusza Walewskiego, syna Adama, brygadyera wojsk polskich, a urodzonego z Lubomirskiej, po której odziedziczył piękne dobra Połońskie w sąsiedztwie Lubaru (...). Ciotka Anna, oprócz wielkiej i olśniewającej piękności, w epoce, kiedy tyle pięknych kobiet było na Wołyniu, celowała jeszcze niemniej pięknemi i wielkiemi zaletami duszy, niewypowiedzianą dobrocią i łagodnością, którą potrafiła przywiązać do siebie miłego, lecz nadzwyczaj lekkiego i wietrznego męża."[3]

"Na św. Annę byliśmy w Mizoczu, majątku hr. Kazimierza Karwickiego, ożenionego z hr. Klementyna Rzyszczewską. Znałam go ongi, gdy był uczniem abbé Drevel'a, starego przyjaciela mej matki, osiadłego w Warszawie. Śliczne mieszkanie, dwór niezbyt wielki. ale wszystko tam tchnie zbytkiem i wytwornością.
Bylo to przyjęcie z powodu imienin siostry hrabiego, którą również niegdyś znałam. bvła dość ładną i dobrą, zachowała jeszcze kibić wspaniałą. Mąż jej, hr. Tadeusz Walewski. to także mój stary znajomy, piękny kiedyś jak najpiękniejsza kobieta, dość postarzał się zewnętrznie, ale nie z usposobienia, bo jest zawsze wesół, - wyjąwszy niekiedy złe humory z powodu mocno nadwątlonego zdrowia.
Była tam księżna Zeneida Lubomirska, urocza małżonka miłego męża. mająca niepospolity talent do śpiewu. Wcale miła iest siostra jej. Nina. Dzieci pani Karwickiei odegrały coś w rodzaju małego .prologu“, składając życzenia swej ciotce, która jest bezdzietną. Hr. Tadeusz wraz z żoną mieszka w swej posiadłości zwanej Hamernią.
"[8]

"W kilkanaście lat potem objawiły się w Tadeuszu symptomata astmy, któréj uległ ojciec jego, Adam Walewski. Trzeba było pilnego starania przy chorym, po święcenia i cierpliwości. Stan chronicznych słabości ma to do siebie, że chorzy są wielce niecierpliwi, że
najmniejsza rzecz, porusza ich, a to poruszenie, wpływa szkodliwie na zdrowie. Odtąd więc, zaczęło się anielskie powołanie téj kobiety, jéj zapomnienie siebie, skierowanie wszystkich myśli, uczuć, czasu do jednego zamiaru: ulżenia przykrych attaków choroby mężowi, wynajdywania mu najmilszych rozrywek, usuwania wszystkiego, coby chmurkę na jego czoło sprowadzić mogło. Tadeusz lubił rozprawy żywe, wywoływał nawet zdania, któreby sprzeczkę zrodziły; ale żona z anielską cierpliwością słuchała ich; zamilkła, jakby się zgadzała na niepodzielane przez siebie opinie, a wynajdywała w pamięci zdarzenia, treści ubocznéj, mogące ciekawość męża zaostrzyć i odwrócić od poprzedniéj, żywo imponowanéj rozmowy. Wieczorami, nim się zebrali znajomi do utworzenia partyi wista, ulubionéj Walewskiego, czytywała mu gazety, albo nowe książki zajmującéj treści. Walewski lubił wiadomości polityczne i gustował w dzicłach historycznych lub w innym przedmiocie należącym do nadobnéj literatury. Obdarzony olbrzymią pamięcią, z posiedzeń takich czytania żony, zapamiętał wszystko, i często w dwa, albo trzy miesiące, opowiadał komuś z dziwną dokładnością, wszystkie fakta dzieła historycznego, wszystkie sceny interesującéj podróży, albo romansu. Gdy się zaczęła gra wista, a mówię to o czasach pobytu jego w Rzymie i późniéj w Paryżu, - żona wtenczas wybierała chwilę do odwiedzania znajomych sobie, do wizyt w domach zażyłych. O godzinie 10 albo 11, wracała najregularniéj, aby proźbą i błaganiem dopilnować wczesnego spoczynku męża, surowo zalecanego przez doktorów. I ta kobieta, jedynie słodyczą swoją, taktem duszy wyższéj, miała zawsze uroczy wpływ na Tadeuszu nie skłonnym z natury do ulegania, a w licznem i wesołem towarzystwie, zapominającym często o przepisach hygienicznych. Głęboko religijna, pobożna sercem czystem, szczerym była kontrastem ukochanego męża, który należał jeszcze do wolterowskiéj szkoły. Prawdziwe uczucie ma to do siebie, że jeśli nie pociągnie zatwardziałego, nakaże część i pobłażanie. To też Tadeusz, szlachetnych zresztą uczuć, szanował religijność żony i wstrzymywał w sobie uśmiech na te, jak on nazywał, momerye kapucyńskie. Bóg się i nad nim późniéj zmiłował: nie poszedł on przed tron Przedwiecznego, z dawną swoją zatwardziałością
".[6]

"P. Tadeusz, ulubieniec dam ówczesnych, jak motyl przelatywał z róży na różę, lecz zawsze pokorny wracał do stóp swej żony, którą mimo wszystkiego kochał i czcił, jak świętą. Ona zaś dochowała mu miłość i wiarę do grobowej deski i sama zeszła z tego świata otoczona czcią i szacunkiem całego kraju. Mąż, umierając w Rzymie w 1854 r., zapisał jej na własność dobra Połońskie, bardzo piękne i obszerne, które później przeszły do naszej rodziny, (...) Zauważyć też należy, że ów nasz dział familijny dokonany został w 1865 roku, za życia ś. p. ciotki Anny Walewskiej, która oddając w posiadanie nasze, to jest dzieci swego zmarłego brata Kazimierza, te obszerne dobra, pozostała na pensyi dożywotniej, wypłacanej przez każdą schedę przez lat szesnaście, aż po dzień jej śmierci. Jest to piękny, prawie jedyny przykład bezinteresowności osoby bogatej i niezależnej, która za swego życia wyzuła się z posiadania znacznych dóbr na rzecz swych prawnych sukcesorów."[3]

"Uczcił na koniec, uszanował najszlachetniejszą żonę, chociaż się temu sprzeciwiała, cały swój majątek jéj zapisał, usuwając rodzoną siostrę swą, jedyną sukcesorkę. W Rzymie długo przed śmiercią mieszkał, i tam umarł. Żona bardzo się troskała, że się nigdy nie spowiadał, nie modlił, na koniec na usilne proźby żony przyrzekł się żegnać, i mówić: „Ojcze nasz“. „Ale „Zdrowaś Marya“ mówić nie będę; do tego mnie nie namówisz, dosyć będzie jedno „Ojcze nasz“. W Rzymie na koniec, jadąc bardzo dzielnémi końmi, tak go uniosły, że już śmierć lub kaléctwo były najpewniejsze. Cudownie konie się zatrzymały; Tadeusz Walewski, wysiadłszy z powozu, ukląkł na ulicy, i serdecznie się pomodlił. Odtąd się nawrócił, i najpobożniejszym był. Bywał na mszy, modlił się, przystępował do Sakramentów, jako katolik dobry skończył życie. Trzpiot, bałamut, swywolnik, w gruncie zacny człowiek, wpływem najszlachetniejszéj żony, prawdziwego anioła, dał się ukołysać i wprowadzić na najlepszą droge."[7]

==> List - wspomnienie pośmiertne o Tadeuszu Walewskim

Bibliografia

[1] Bon.
[2] Wielka Genealogia Minakowskiego
[3] Dunin-Karwicki Józef, Z moich wspomnień : wstęp, lata dziecięce i młodzieńcze
[4] Gazeta Codzienna 7.3.1855 (oraz przedruki w innych)
[5] Gazeta Warszawska 21.4.1855
[6] Budzyński Michał, Wspomnienia z mojego życia, t. 2
[7] Iwanowski Eustachy, Wspomnienia lat minionych. T. 1
[8] Jezierska Wirginia, Z życia dworów i zamków na Kresach 1828-1844