Zbój galicyjski z roku 1846 Władysław Ludwik Anczyc
Wicher północny rwał śniegu tumany, Ponad przepaścią, na urwisku skały; Drżący od zimna, łachmanem odziany, Leżał żebrak wynędzniały.
Broda na piersi rozrzucona spada, Włos siwy-wiekiem daleka siwizna, Twarz wynędzniała pomarszczona blada Przez czoło przebiega blizna.
Martwy boleścią na wszystko niedbały, Choć krew zamarza, głód wnętrze rozdziera: Toczył do koła wzrok błędny zdziczały, Z zimna i głodu umiera.
Śmierć go znachodzi bez żadnéj pomocy; Bez ojców, dzieci, przyjaciół i żony ... Szum wichru niesie po śniegu wśród nocy, Odgłos dzwonka oddalony.
Żebrak się podniósł słucha mimo znoju, Głos coraz bardziéj zbliża się ku niemu, To siwy kapłan wiózł słowa pokoju, Do wsi umierającemu
J sanie cicho śniégiem się suwały Chłop się podnosi, błędnym wzrokiem toczy, Nagle zajęczał, odwrócił do skały, I ręką zasłonił oczy
„Stój! stój! woźnico“ woła ksiądz wzruszony Tu jakiś człowiek pod skała umiera Kto tu ? niech będzie Chrystus pochwalony ... Żebrak siada siły zbiera.
Ha precz! precz! krzyknie precz! straszny upiorze Księże, nie ściskaj ramieniem skostniałem Puszczaj mię puszczaj! miesiąc o téj porze, Ja ciebie zamordowałem .!...
-O moje dziécię porzuć jęk rozpaczy Siadaj tu przy mnie, przyjm słowa pociechy Jam ci przebaczył i Bóg przebaczy, Wracaj pod ojcowską strzechę.
-O nie mój Ojcze, ja tu umrzeć musze Morderca bliźnich, nie ma już pociechy Ja zatraciłem i ciało i dusze Ciężkie, cieżkie moje grzéchy.
Ja mordowałem i starców i matki, Gruchotał czaszki, trzaskałem ramiona Paliłem dwory, a niewinne dziatki, Wypruwałem z matek łona
Za to téz ręka BOGA w proch mię starła Nikt mi nie poda ni ognia, ni wody. Cała rodzina od głodu wymarła, Nie znam spoczynku, swobody.
Z głodu umrę bo: wszystko krwią zbroczone, Chléb krwią polany i woda krwią trąci, Tu trupy nagie, tu dwory spalone, Krew !.. krew !!... ach !.. w głowie się mąci.
Wy to starosty! jegry, urzędniki, Coście do mordów zagrzewali wściekle Czekam was czekam potępieńcy w piekle, Do mnie !.. do mnie !.. rozbójniki
-Synu mój synu! spamiętaj się proszę, BÓG wielki święty, nie słuchaj rozpaczy W Jego imieniu, pokój ci przynoszę Żałuj a On ci przebaczy.
-O nie, nie dla mnie słowa przebaczenia, O nie, nie dla mnie żal święty i skrucha, Jam syn czarta, potępienia !!... Krzyknął morderca i wyzionął ducha.
A ksiądz co mało nie zginął z rak wrogi Wśród czasów rzezi i mordu strasznego Ukląkł i z płaczem modlił się do BOGA Za ZBÓJA GALLICYJSKIEGO.