To przepis moich Babć, mojej Mamy i mój: 20 żółtek posypać w misce płaską łyżeczką soli i dodać tyle (przesianej) mąki pszennej "ile zabierze". Ani grama wody. Dosypujemy powoli mąkę i szybko ale dokładnie wyrabiamy ciasto. Ma być błyszczące i elastyczne. Szybko wałkujemy jak najcieniej, podsypując jak najmniej mąki na stolnicę, lekko podsuszamy (kilka minut) leciutko przesypujemu wierzch placka mąką, zwijamy rulon i kroimy jak najcieńsze niteczki. Rozrzucamy je po stolnicy do wysuszenia. Ugotowane od razu - tylko z masłem i ew. zrumienioną tartą bułeczką - to nieopisana rozkosz dla podniebienia. Dodane do porządnego rosołu - nieopisane doznania smakowe. Moja Babcia i Mama robiły najczęściej porcję z conajmniej 40 żółtek, suszyły "na wiór" i przechowywały w lnianych woreczkach. Kto raz spróbuje - nie tknie już dobrowolnie żadnego innego "makaronu"