Druskieniki w r. 1853-Jan Pilecki
Korespondencya Gazety WarszawskIej.
Druskieniki w r. 1853.
Zakłady wód mineralnych w Busku, Ciechocinku, Solcu, Druskienikach, niedawno odkryte wody w guberni Wileńskiéj, w powiecie Trockim, w Stokliszkach i Birsztinach, przy całej, tak licznemi wypadkami stwierdzonej swojej skuteczności, tego oto roku, jedynie dla tego, że je Opatrzność w naszym położyła kraju, skazane miały być na zupełne pustki, a ztąd konieczny upadek i zapomnienie wieczne. Byli tacy, którzy nam to zapowiadali tylko jako fakt koniecznie spełnić się mający; byli jednak i tacy, którzy niemal cieszyć się zdawali, ze ich rodaków dla dobra cierpiącej ludzkości i własnego kraju, wszystkie trudy i prace, prócz gorzkiego zawodu, żadnej innéj nie mogą się spodziewtć przyszłości. Inaczej się wszakże stało. Niezaprzeczona skuteczność krajowych wód naszych, coraz to liczniejszemi sprawdzona dowodami, przemogła tak powszechną do obczyzny słabość, a zakłady wód naszych nietylko zapowiedzianym nie są zagrożone upadkiem, lecz przeciwnie, coraz to większej nabierają wziętości. Najlepszym tego dowodem są zakłady dobroczynne w Druskienikach, do których tak zawsze wielka liczba z rozmaitych warstw społeczeństwa naciska się osób, że na każde prawie niezajęte miejsce, kilku a czasem i więcéj znajdzie się chorych, wołających o pomoc i ratunek. Możnaby powiedzieć, że każda warstwa społeczeństwa ma właściwe sobie tylko choroby i lekarstwa, jak też i jest w istocie: są jednak cierpienia i dolegliwości, którym z usposobienia całego rodzaju ludzkiego, wszyscy jedno stajnie są podlegli, a więc i tychże samych powinniby używać zaradczych środków. Za cóżby w takich oto cierpieniach ubożsi tylko w kraju, a bogatsi już za granicą ulgi szukać powinni? chybaby i cały organizm i sama krew nawet ludzi potwierdzonych przez Heroldyę, a cóż dopiero obdarzonych jakimś tytułem czy mitrą, miały juz być zupełnie inne i różnorodne, czego ani żadna nauka, ani tembardzej żadne chrześcijańskie i postęwe wyobrażenie przypuścić nie może. Czas śliczny i pogodny przez całe prawie lato, wieli się tego roku przyczynił do większej niż kiedykolwiek skuteczności wód Druskienickich, mianowicie w cierpieniach artrytycznych i reumatycznych. Leczących się było: 584 osób, najwięcej na skrofuły, artrytyzmy, reumatyzmy i paraliże. Wanien płatnych wyszło 16,960; bezpłatnych, po zakładach dobroczynnych 3,536. Najwięcej osób składających towarzystwo było: z Litwy i Królestwa Polskiego, trochę z Białéj Rusi, Wołynia, Podola, kilka z Petersburga, z Warszawy, z Królewca; był nawet jedsn Amerykanin z Ńew-Yorku, ciężką reumatyczną złożony słebością, który i pożądane zualazł tu zdrowie i przyjęcie tak gościnne, jakiego nigdy i nigdzie nie doznał, pomimo bardzo wielu po szerokim świecie odbytych podroży. Lekarzy było dziewięciu, to między nimi, zesłużony Professor b. Wiileńskiego Uniwcrsytu Adamowicz, zawsze dbały o dobro wód Druskienickich, kilkakrotnie tego roku powtarzał chemiczny iich rozkład, i w jedném nowo odkrytém źródle znaczną obecność soli żelaznych odszukał. Professor emeryt niegdyś Wileńskiego a później Moskiewskiego Uniwersytetu JP. Kurowicki, człowiek niepośledniej zasługi i pracy, zaszczycił wody nasze bytnością swoją. W samym zakładzie, mianowicie w łazienkach i przy źródłach, poczyniono niektóre ulepszenia.
W miasteczku kilka nowych przybyło domów: z tych dom Prezesa Kiersnowskieg), zbudowany w ogrodzie, odpowiadając wszelkim potrzebnym warunkom prawdziwéj wygody i zdrowia, wielce się za razem przyczynił do upiększenia naszego miasteczka. Z powodu, że ilość stałych mieszkańców w Druskienikach ciągle się znacznie powiększa, starano się też i o stałego kapłana, dotychczas bowiem. latem tylko w kościele Druskienickim odbywało się nabożeńswo. Staraniem pełnego cnót chrześcijańskich i naiszczerzéj dbałego o prawdziwe dobro Druskiernik, Prezesa Izby Cywilnej Grodzisńskiéj, Pana Kiersnowskiego, kupiono dom dla Proboszcza Druskienickiego, a na ten nowy obowiązek władza duchowna naznaczyła Ks. Pawła Tronczyńskiego, który dopełniał go z całą godnością, szlachetnością i poświęceniem się należném swemu powołaniu. Kwesta na kościół przyniosła złp. 2,000; z loteryi fantowej, na tenże sam cel urządzonej staraniem Prezesa Kiersnowskiego i Rotmistrza Siwickiego, zabrano złp. 2,130. Z kwesty na dobroczynność, odbytej przez JW. Marszałkowa Wiktoryę z Ejsmontów Krzywickę, z córkami Józefą i Karoliną, oraz PP. Salamonowiczem i Łopacińskim złp. 1,413 gr. 10; z innych źródeł i ofiar, wpłynęło do funduszu dobroczynności złp. 635. Szpital Żydowski pierwszy rok dopiero otwarty został; przez Jato znalazła tam przytułek osób 64.
Zabawy publiczne we czwartki i niedzielę, w sali Resursy Druskienickiéj, pod dyrekcyą PP. Salamonowicza, Kołakowskiego i Jasieńskiego, były zawsze dosyć liczne,ożywione i zastosowane do koniecznego saosobu życia przy kuracyi wodami minerałnemi. Zaczynały się więc o godzinie siódmej, kończyły się najczęś:iéj między dziesiątą a jedenastą. By się całe towarzystwo bardziej łączyło i prędzej zaznajomić mogło, pierwszych dni czerwca urządzono klub męzki w sali Resursowéj, gdzie wszyscy członkowie, za opłttą 2 rs. na całe lato, codziennie się zbierali i od godziny trzeciéj do siódmej, zajmowali się czytaniem gazet, grą w billard lub też w wista, preferansa czy w szachy, a podobny rodzaj zabawy bardzo dla wszystkich przystępnym i potrzebnym się okazał. Prócz tych publicznych zabaw, było jeszcze kilka składkowych pikników a najbardziej świetnym był bal młodzieży, dany dnia 31 lipca. Hrabia Adam Sołtan, główny gospodarz balu, nie szczędził i trudów i swoich własnych jeszcze koszlów, by najzupełniej odpowiedzieć swojemu przeznaczeniu. Ozdobieniem sali Resursowéj zajął się P. Hoffman|, inżynier z Królestwa Polskiego, powiatu Sejneńskiego, który mając wiele dobrego gustu, zwyczajne i skromne ozdoby z krzewów i kwiatów, w bardzo szykowną estetyczną całość skojarzyć umiał. Na tę zabawę zaproszone było całe towarzystwo; chorzy, niedołężni, których wnoszono lub wprowadzano przy pomocy kilku ludzi, wszystko to choćby chwilowy w ogólnie wesołém usposobieniu musiało wziąść udział. Około godziny dziesiątej mocniej chorzy i bardziéj znużeni, udali się na spoczynek, reszta zaś towarzystwa, ujęta szczególną uprzejmością gospodarzy i ożywiona tańcem maznrów i krakowiaków ochoczej z Królestwa Polskiego młodzieży, bawiła aż do godziny szóstej, a wszelkie hygieniczne i lekarskie przepisy ustąpić na chwilę musiały tak prawdziwie wesołemu usposobieniu całego naszego towarzystwa. Było to jedno tylko przez całe lato nadużycie, wywołane uprzejmą młodzieży naszej gościnnością, zeszta zaś choćby i najbardziej ożywionych zabaw zwykle o swojej kończyła się porze. Przy tylu publicznych zabawach, zabawy prywatne nie mogły nieć miejsca; pomimo to jednak, Pan Jagmin Paweł, Marszałek powiatu Brzeskiego, z każdej swobodniejszej starał się skorzystać chwili, by zaraz całe towarzystwo zebrać w gościnnym domu swoim. Dla rozmaitości i koniecznego po tańcach wypoczynku, Pan Rappo, sławny ze swojéj siły i zręczności dawał nam kilka przedstawień w sali teatralnej.. Nie można nie podziwiać wielu sztuk jego i tej naddzwyczajnéj siły; wszystko to jednak czasem straszne tylko i przykre czyniło wrażenie. Koncertów mieliśmy kilka. P . Wąsówski, rodem z Grodna, uczeń sławnego naszego Moniuszki, dawał w sali Rssursowéj koncert na fortepijanie. Znając oddawna muzykę Pana Wąsowskiego, ze szczerą radością wieleśmy znacznego znależli postępu, wiele gustu i dokładności w wykonaniu, co wszystko, prócz własnej swojej pracy, jest najbardziej obowiązany trudom i poświęceniu się swojego mistrza. Pan Trester, fortepijanista, rodem Węgier, uczeń Konserwatoryum w Pradze, gdzie też i zasłużony stopień artysty otrzymał, w końcu lipca odwiedził Diuskieniki. Dobrze już od niejskiegoś czasu znany w okolicach Wołynia, Podola i niektórych miast Litwy, a zawsze i wszędzie z największém wspominany uwielbieniem, i jako artysta i jako człowiek poczciwego serca i dziwnych losu kolei. Dwa nam dawał koncerta, zawsze z największym przyjęty zapałem i największą seidecznością. Nadzwyczajna czystość gry Pana Trestera, połączona z głębekiém i jakiémś rzewném uczuciem, mianowicie we własnych jego kornpozycyach, wszystkim się podobała; nieszczędzono więc oklasków, po kilkajkroć wołano ulubionego artystę i pomimo słabości zdrowia jego, koniecznie o więcéj jeszcze dopominano się koncertów. Z kompozycyi Pana Trestera "Słowik i Polonez" największe miały powodzenie; jako wykonawca najbardziej się podobał we wszystkich kornpozycyach Beethowena i Mendelsona Bartholdy.
Pan Tropiański, rodem z Wilna, solista Konserwatoryum Paryzkiego, sławny klarynecista i skrzypek, pierwszych dni sierpnia przybył do Druskienik. Poprzedziła przybycie jfgo, ciężkim ośmioletnim trudem i pracą zdobyta za granicą sława, którą mu naseszcie jtk to zwykle bywa i rodacy przyznać musieli. Pomimo znacznie już umniejszonego naszego towarzystwa, głośny talent Pana Tropitńskirgo zdołał poruszyć wszystkich, co tylko z domu dźyfignąć się mogli, do czego się jeszcze nie
mało przyczyniła następująca odezwa, przesłana do publiczności Druakienickiéj, od powszechnie ulubionego i drogiego naszemu sercu Syrokomli. Tem więkrza była ogólna radość nasza z możności słyszenia i podziwienia gry Pana Tropiańskiego, iż to był jego pierwszy koncert po nieszczęśliwym wypadku złamania ręki, a jednak ci co go uprzednio słyszeli, żadnej nie znaleźli różnicy i zawsze jednostajnie zachwycali się cudowną melodyą tak niewdzięcznego jak klarynet instru mentu. Pan Szulc, skrzypek, rodem z Gdańska, prawie jako debiutant wystąpił po raz pierwszy w Druskienikach, po otrzymaniu stopnia artysty w konserwatoryum Lipskiem. Niedokładność gry jego przypisaćby najbardziej można nieśmiałości młodego artysty, któren z przeszłém powołaniem swojémj raczej w rodzinnym kraju niż i a obcyźnie oswajaćby się powinien.
Z artystów malarzy, mieliśmy Pana Juniewicza z Petersburga, rodem z guberni Mińskiej. Pan Juniewicz, uczeń Akademii Petersburskiej, gdzie też i stopień artysty otrzymał, najbardziej pracował w tamecznym zakładzie robót mozajkowych, i za śliczne wykonanie portretu Piotra Wielkiego, 20,000 złp. jednorazowej nadgrody i dożywotnią pensyę 1,000 złp. uzyskał. W Druskienikach zajmował się fotograłiją i oto po raz pierwszy spotkaliśmy naszego rodaka oddanego podobnej pracy. Fotografije Pana Juniewicza, mianowicie wykonane na cérscie, najbardziej były dokładne, najwięcej też i poszukiwane. Pan Badyko, malarz, uczeń sławnego Wańkowicza, znany jako nadzwyczajnie trafny portrecista, jakiś czas bawił w Druskienikach, jedynie dla poprawienia zwątlonego zdrowia. Szkoda, że z powodu cierpień swoich, nie mógł nam dać choćby małą próbkę wielkiego swego talentu.
Dr. Jan Pilecki.
Bibliografia (spis)
http://ebuw.uw.edu.pl/dlibra/docmetadat ... r_id=11805
Helena Sołtan, ur. 1826 Wilno, zm. 21.9.1900 Lubania +(1) Oktawiusz Eyssmont ok. 1810 +(2) Jan Pilecki, 1821-1878