Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Wincenty Pol - poemat "Mohort"

7.12.2008 19:12
Mohort. Rapsod rycerski z podania - poemat powstał w latach 1840-52, wydany w 1855. Temat zaczerpnął poeta z opowieści swego przyjaciela, Ksawerego Krasickiego. W sześciu rapsodach, posługując się formą gawędy, Pol stworzył model chrześcijańskiego rycerza-patrioty, sytuując dzieje Mohorta na tle panoramy dziejów od czasów Jana III Sobieskiego. Wizja Pola ceniona przez współczesnych konserwatystów i demokratów, inspirowała też malarzy: J. Kossaka, P. Michałowskiego, J. Suchodolskiego

Wincenty Pol
MOHORT
Rapsod rycerski
Lwów 1875

Bo trzeba wiedzieć, choć nie było wojny,
Przecież na kresach rzadki dzień spokojny.
Humańskiej rzezi pamięć była świeża,
A bojaźń dżumy trzymała żołnierza
I dniem, i nocą na czacie granicznej;
Bo potrzeba wielka, a człek nie był liczny.
A że porucznik sobie nie folgował,
Więc i podwładnych w służbie nie żałował,
To i o plaster nie było tam trudno,
I trzeba było stawać nieobłudno.

Tam na dwór jakiś Tatarzy napadli
Na nadgraniczu i cerkiew złupili,
To znów Kozacy tabun nam ukradli,
Czeladź uwiedli lub wioskę spalili,
Czasem i łotry od multańskiej dziczy
Wtargnęli, siłą dostawszy języka,
Czasem też nasi, tak, na ochotnika
Ruszyli sobie na odwet ku Siczy.

Toteż gdy Mohort objeżdżał granicę,
Zawsze wyruszał najmniej we sto koni,
Gotów do boju - i w takiej pogoni,
I tym też razem opuszczał stanicę.

Poczt był prześliczny, gdy ruszył po błoniu
Na przodzie jechał na srokatym koniu
Najstarszy trębacz, sławny nasz Kafarek,
A za nim siedział na kuli Zegarek,
Tak zwał koguta, co go woził z sobą,
Bo był jak sokół na to unoszony,
Aby znać dawał, kiedy nocną dobą
Czas zmieniać straże - jakoż ustrojony
Był czarny kogut w porządny kapturek:
We dnie na głowie, a nocą na sznurek
Wzięty do nogi budził obóz cały
I podług niego czaty się zmieniały.
Tak był łaskawy, że z rąk tylko jadał,
A przy ognisku na ramię nam siadał.

Kafarków srokacz nie dotykał darnią,
A nocą świecił przodem jak latarnia;
Sam zaś Kafarek był myśliwiec sławny,
I do sokołów, i do chartów sprawny;
Tuż przy nim biegło zawsze chartów kilka,
Z których brał każdy pojedynkiem wilka.

Kiedyśmy kresów objeżdżali kraniec,
A noc zapadła nas czasem na stepie,
Wówczas rozpalał Kafarek kaganiec
I nieraz przygrzłl Tatarowi w ślepie,
A mikę przy nim pozwolił zapalić,
I w dobrej zgodzie z granicy oddalić.

Od ujścia Rosi - aż tam, gdzie Siniucha
Na pograniczu już do Bohu wpada,
Szła linia kresów i ziemia tak głucha,
Że tylko czasem pod koniem zagada.

Sześć tam chorągwi pogranicza strzegło,
Daleko było od luki do luki,
I kilka rzędów mogił stepem biegło,
A czort stepowy wyprawiał swe sztuki.

Pan Mohort z dawna miał obyczaj taki,
Że gdy poczt sprawił i wywiódł na szlaki,
Opodal środka sam jechał na boku,
Aby miał ciągle cały poczt na oku,
I gdzie potrzeba, stanął w jednym skoku;
Tutaj poczynał o zorzy porannej
Śpiewać Godzinki do Najświętszej Panny,
A wszystka wiara powtarzała za nim,
I pieśń płynęła po rosie zaraniem, -
Konie parskały, a jakaś otucha
W górę ku niebu podnosiła ducha.

Głos miał potężny i czy tam bywało
Krzyknie przed siebie: „A wolno od czoła!"
Czy na straż tylną w potrzebie zawoła,
To już wyraźnie człeku się zdawało,
Że w ucho mówił, chociaż się nie silił,
A na komendę nawet koń nie zmylił.

Z tego też miejsca było najdogodniej,
Kiedy już w stepach było nieco chłodniej,
W miejscu opatrzyć zająca i strzelić,
Lub się w pochodzie charty rozweselić.
Jeśli Kafarek prześlepił na przedzie,
To już Pan Mohort pewno go dojedzie;
I zawsze bywał, kresy objeżdżając,
Lub na pieczyste, lub do barszczu zając.
A jak Kozacy dostarczali burek,
Tak lisy w rudkach kresowych lisiurek.
Pan Mohort w stepach rad zawsze polował,
I niejednemu i wilki darował.

ako nowicjusz ja na lewym skrzydle
Jechałem zrazu i koń mi się zrywał;
Spostrzegł to Mohort:„- Jak tam koń w wędzidle?
Czy Waść na przedzie zawsze tylko bywał?
Poskocz no ku mnie!" - a więc w jednym skoku
Zebrawszy konia, byłem mu u boku.
„- Basta!" - zawołał - „Śmiało jeździsz, Wasze,
Jeśli tak samo zetniesz się w pałasze,
To nieźle będzie, boś równo osadził,
Byłeś mi konia spokojniej prowadził.
Jakże się Waści w tych polach podoba?
Tu już z konikiem potrzeba od żłoba!
Pierwsze to pierwsze pole na sokole,
Toć poznać trzeba tę rycerską rolę.
Kto w boju legnie, narodowi miły,
Bóg sieje ludzi - człek sypie mogiły...

Kto Boga w sercu, a kord ma przy boku,
Ten znać powinien, że oko puklerzem,
Że cała dusza ma być wiecznie w oku, -
Kto nie ma oka, nie będzie rycerzem,-
A kto rycerzem, ten już po zakonie
Znać to powinien, czego bronić trzeba:
Więc naprzód stawać ma w wiary obronie,
I Marii Panny, tej Królowej Nieba,
Potem w granicy obronie - i basta!
Bo reszta z tego w człowieku wyrasta,
A kto się takim puklerzem uzbroi,
Kto przy Kościele i granicy stoi,
Ten się prócz Boga niczego nie boi.
Tyle słów wszystkich - i pasuję nimi
W Wielkiej Ojczyźnie ciebie na rycerza;
Pilnuj zakonu! Dotrzymaj przymierza,
A wszystko składaj w Bogu albo w ziemi...
Tyle słów wszystkich".
I jakoż ni słowa
Nie rzekł już więcej do końca samego,
Ani następnie, ani dnia owego
Tej treści do mnie - lecz mądrość surowa
Przylgnęła mocno na zawsze do duszy
I nic jej więcej z serca nie wyruszy!

Boć to zaprawdę niezła była szkoła,
Gdzie oprócz nieba i stepu dokoła,
Tylko mogiły świadczyły przeszłości,
I poprzedników pobielałe kości;
A prawdę poznać na rycerskim szlaku,
I ślad poczciwy własnym sercem zmierzyć;
„Hej ptaku, ptaku pancernego znaku!"
To w taką prawdę wiecznie trzeba wierzyć.

Kiedyśmy wyszli na hetmańskie szlaki,
Kazał Pan Mohort narodowe znaki
Odkryć - i z pierwszej stepowej strażnicy
Kazał otrąbić pieśń Boga-Rodzicy
I rzecze do mnie: „- To już grunt klasyczny,
I w ręku dzielnych, jak bułat dziedziczny,
Tu już tradycją trzeba dziatwie matczyć,
Bo ci śpią głucho, co by mogli świadczyć".

I odtąd wszystkie mogiły już liczył,
I wszystkie wały i graniczne kopce,
W których okopach gdzie kto stawał kiedy,
I kto dowodził, kto zwyciężył wtedy,
Wszystko to, wszystko nie było mu obce.
Nieraz to zjechał ze szlaku na milę,
By obóz stawał zawsze przy mogile,
Znał każdy futor, każdy młyn stepowy,
Każdą pasiekę pomiędzy parowy,
Każdą krynicę, każdy krzyż przy drodze -
I kiedy nocą pofolgował wodze,
Sam koń już wiedział, kędy mu potrzeba,
A ty patrz tylko gwiaździstego nieba -
I gdy ta ziemia dla nas wszystkich była
Zaklętą księgą, gdzie tajemnic siła -
O które każdy tylko serca pytał,
To on w tej księdze tylko jeden czytał.

Nie tyle grozą, jak raczej dozorem
Stała chorągiew - bo Mohort był wzorem
Wojskowej służby - i kto pod nim służył,
Służbę pokochał i nią się nie nużył,
I mimo wiedzy nabierał spokoju,
Powagi, hartu i serca do boju

[za Jacek Kolbuszewski "Kresy" Wydawnictwo Dolnośląskie - Wrocław 2006 ]