Kilka słów o Polakach w Republice Serbskiej Bośni i Hercegowiny, ze szczególnym uwzględnieniem rodziny Jasińskich z okolic Grębowa i Stanów
Moja rodzina przez 40 lat mieszkała na terenie byłej Jugosławii. Dziś jest to teren Republiki Serbskiej Bośni i Hercegowiny. Konkretne miejsce pobytu to okolice wsi Rakowiec i Nowy Martyniec w okręgu Banja Luka.
Zgodnie z postanowieniami Traktatu berlińskiego w roku 1878 Bośnia i Hercegowina znalazła się pod administracją Austro-Węgier. De jure nie została anektowana, lecz de facto stała się w pełni podległa Wiedniowi. Ze względu na liczne nacjonalizmy rodzące się w tym czasie na terenie Bałkanów rząd cesarski postanowił osłabić nastroje narodowe w nowo pozyskanej prowincji. W związku z tym, z terenów głównie Królestwa Galicji i Lodomerii ściągano osadników – zarówno inteligencję do administracji (Uniwersytet Jagielloński i Uniwersytet Lwowski) jak i chłopów żyjących w trudnych warunkach, uprawiających małe poletka na niskiej klasy ziemiach. W związku z tym, iż tematyka osadnictwa chłopskiego jest mi bliższa i lepiej zbadana na niej skupię całą uwagę tego krótkiego tekstu.
Edykt cesarski zezwalał na osiedlenie się w latach 1890-1905, choć końcowej daty nie jestem pewien, ponieważ według rodzinnych przekazów moi przodkowie zamieszkali w polskiej kolonii w Bośni w 1906, a według niektórych źródeł w tym czasie zakończono akcję kolonizacyjną. Rejon w którym zamieszkali Polacy to współczesna Republika Serbska jedno z państw federacyjnych Bośni i Hercegowiny. Największymi osadami polskimi były Nowy Martyniec i Rakowiec, oprócz tego istniało kilkadziesiąt wiosek zamieszkanych przez kilka lub kilkanaście rodzin, dotyczy to osadnictwa rolniczego, gdyż emigracyjna inteligencja mieszkała w przeważającej mierze w Sarajewie, Banja Luce i Prynjavorze, warto zaznaczyć, iż obie grupy społeczne nie utrzymywały ze sobą kontaktów. Każdy z kolonistów otrzymywał ponad 10 ha lasu do wykarczowania oraz zwolnienie z podatków na 10 lat. Na podstawie informacji udzielonych mi przez jednego z członków mojej rodziny, który urodził się, mieszkał i walczył w Jugosławii majątki można było powiększać, przed wyjazdem do Polski w 1946 roku mój pradziadek posiadał ponad 20 ha pola i 2 ha sadu, co więcej zamieszkał w Bośni jako 3 letnie dziecko – można wysnuć wniosek, że miejscowe władze sprzyjały rozwojowi gospodarstw.
Według szacunków, w latach 1890-1905 w Bośni osiedliło się około 830 rodzin polskich, a w 1910 roku podczas spisu ludności 11.000 ludzi zadeklarowało język polski jako język ojczysty. Polacy ze względu na bycie jeszcze jednym narodem "Bałkańskiego kotła" brali udział we wszystkich ważnych dla świata wydarzeniach, a takimi bez wątpienia były 2 wojny światowe. Wiem, że mój przodek Wojciech podczas I wojny światowej służył w sztabie pułku w stopniu plutonowego, przez cały okres trwania Wielkiej Wojny nie został nawet ranny. Mniej szczęścia miało wielu jego rodaków w tym dwóch jego szwagrów, jeden zginał, drugi stracił oko. Po zakończeniu I wojny światowej urzędnicy narodowości polskiej zostali deportowani do Rzeczypospolitej, natomiast osadnicy chłopscy zostali w Jugosławii do maja 1946 roku.
Inny z moich krewnych walczył w stopniu sierżanta w partyzantce komunistycznej jako kurier. Skomplikowaną sytuację – nie tylko Polaków w tym rejonie – poświadcza fakt, iż ta osoba została wcielona do wojska siłą, bez poinformowania rodziny. Od 1942 roku do końca wojny służyła w niebezpiecznej służbie (z 27 kurierów wojnę przeżyło 3). Na tych terenach działało wiele walczących ze sobą organizacji: Ustrasze (ruch popierający hitlerowskie Niemcy), Czetnicy (zwolennicy króla), partyzanci Broz Tity. Wszystkie strony toczyły wojnę przeciw każdemu, powodem była inna religia, narodowość, ideologia. Zbrodnie były codziennością. Dom moich przodków został splądrowany (prawdopodobnie przez Czetników).
Wart wspomnienia jest fakt, iż wielu emigrantów do Bośni traktowało ją jako przystanek przed dłuższą podróżą. W latach 1912-14 korzystając z bezpłatnego transportu przez Atlantyk kilkadziesiąt rodzin emigrowało do Brazylii, następnie w latach 1924-35 około 150 rodzin emigrowało do USA, Kanady, a także około 100 rodzin do Francji i Luksemburga (polacy-w-bosni.pl). Nie każdy, kto wypłynął do Ameryki nie wracał, przykładem jest mój prapradziadek Jan Kubik, który emigrował do Stanów Zjednoczonych i pracował tam przez 15 lat z zakładzie zbrojeniowym w Mineapolis. Urodziła się tam moja prababka Bronisława. Niestety nie wiem, czy pobyt w USA spędził tylko z żoną, czy może z innymi członkami rodziny, nie wiem też w jakich latach przebywali za oceanem. Wiem, że zginął w Bośni w 1942 roku z rąk ruchu czetnickiego.
Parę lat temu historyk Jan Bujak postanowił utrwalić dzieje polskiego osadnictwa w Bośni. Skrzętnie zbierał opowieści, dokumenty, materiały źródłowe, fotografie. W oparciu o nie powstała niezmiernie ciekawa książka „Galicjanie i Serbowie”, pomyślana jako pierwsza część większego cyklu, który stanowić ma zapis życia kilku pokoleń osiedleńców.
– Ta historia jest naprawdę bardzo mało znana – mówi Jan Bujak – przekonałem się o tym osobiście przyjeżdżając do Tarnobrzega i rozmawiając z ludźmi, również takimi, których krewni należeli do grupy emigrantów. Mało kto słyszał cokolwiek na ten temat. Stąd m.in. pomysł by przywołać z zapomnienia jak najwięcej faktów dotyczących tamtych wydarzeń. Myślę, że dla wielu osób zgromadzone przeze mnie informacje mogą być interesujące i zaskakujące.
W 1878 roku, mocarstwa uczestniczące w Kongresie Berlińskim, upoważniły Austro-Węgry do objęcia zarządu nad Bośnią i Hercegowiną, pozostającą wcześniej pod wpływami Turcji. Administracja Franciszka Józefa bardzo sprawnie zaczęła umacniać swoją pozycję na nowych terenach. Jednym z jej pomysłów na to, by osłabić jedność miejscowej, głównie muzułmańskiej społeczności, było sprowadzenie i osiedlenie po sąsiedzku rodzin z biednych rejonów Galicji i Bukowiny.
Machina propagandowa ruszyła z impetem. Po różnych zakątkach cesarstwa rozeszła się wieść o urodzajnych bośniackich ziemiach, a przede wszystkim niezwykle korzystnych warunkach, jakie władze oferowały tym, którzy zdecydują się na wyjazd.
– Z Tarnobrzega, Trześni, Wrzaw i innych miejscowości wyjechało pod koniec XIX wieku kilkaset rodzin – mówi Jan Bujak – pierwsi chłopi zdecydowali się na emigrację już w 1882 roku. Kolejne, liczniejsze już znacznie grupy przybyły do Bośni w roku 1895 i 1896. Ludzie ci osiedlili się w północnej części kraju, w lesistych rejonach góry Kozary, a później również za rzekami Vrbas i Sawa, nieopodal miasta Prnjavor.
Z pism rządowych, które krążyły po wsiach wynikało, że każdy kolonista otrzyma od państwa bezpłatnie i na wieczystą własność obszar ziemi o powierzchni 10-12 hektarów, a do tego drewno budowlane, bo w ciągu trzech lat zobowiązany będzie postawić dom oraz zabudowania gospodarskie. Obiecywano także ziarno na siew i bezprocentowe pożyczki na zakup zwierząt. Koloniści liczyć mogli ponadto na dodatkowe ulgi. Jedną z nich było zwolnienie z podatku na czas „dorabiania się”. A i potem stawki opłat nie przedstawiały się dotkliwie.
Na tym sielankowym obrazku pojawiały się czasem drobne rysy. Ci, którzy wracali ze służby w cesarsko-królewskiej armii i mieli okazję Bośnię widzieć na własne oczy, wspominali, że gospodarowanie w wysokich, gęsto pokrytych lasami górach do łatwych nie należy i wiąże się niemal zawsze z ciężką pracą przy karczowaniu rosłych drzew. Dokuczliwa bieda, jaka panowała w rejonie Tarnobrzega, zwykle przeważała jednak szalę i stawała się impulsem do wyruszenia w daleką drogę.
Rodziny, które decydowały się na emigrację, przygotowywały się do niej najlepiej jak było to możliwe. Po żniwach gromadzono zapasy mąki i ziarna, ziemniaków, a także suszonego mięsa. W tarnobrzeskim starostwie koloniści otrzymywali stosowne dokumenty, a także pieniądze na podróż. Wyprawa zwykle rozpoczynała się uroczystą mszą pożegnalną w rodzinnej parafii. Ksiądz Józef Witkowski – ówczesny proboszcz w Trześni, wszystkim odjeżdżającym dawał na drogę krzyż, obrazki świętych i biało czerwone flagi, by pamiętali o Ojczyźnie i wierze przodków.
– Religia i umiłowanie rodzinnego kraju były dla tych ludzi sprawami najważniejszymi, czymś co pozwoliło im przetrwać trudne chwile w nowym dla nich miejscu – zaznacza Jan Bujak.
Księża, obok urzędników mieli znaczący udział w organizacji wyjazdów osadników. Z jednej do drugiej parafii przesyłane były ciągle listy polecające, w których duchowni prosili swoich sąsiadów o pomoc dla wędrujących i wskazanie im właściwej drogi.
– Udało mi się znaleźć sporo nowych, ciekawych rzeczy – zapewnia Autor książki. W kolejnej książce znajdą się m.in. dokładne wykazy rodzin, które z okolic Tarnobrzega wyjechały na do Bośni. Będą wypisy z ksiąg ślubów, które zawarte zostały już po wyjeździe. Myślę, że wiele osób znajdzie będące dla nich być może niespodzianką informacje dotyczące krewnych i przodków.
Moja rodzina powróciła do Polski w maju 1946 roku na teren powiatu Bolesławiec, Gmina Nowogrodziec (wtedy Gromada Czerna lub Hermanówka, obecnie wieś Kierżno).
Obecnie dotarłem do źródeł pozwalających na dokładne zbadanie historii rodziny na przestrzeni XIX wieku oraz szczątkowe zorientowanie się w jej dziejach w wieku XVIII. Ostatni znany mi przodek to Bartłomiej Jasiński – tkacz ze wsi Stany w powiecie Niżańskim, ur. 1808 syn Walentego i Elżbiety z Bukowskich ze Stanów. Ożeniony w 1829 z Marcjanną córką Józefa Rydla i Ewy Michnówny z Gonianowa.
Genealogiczna problematyka badawcza, którą podejmuję to przede wszystkim historia rodziny Jasińskich (znana mi gałąź rodu mieszkała w końcu XVIII wieku w Stanach, zaś przez cały XIX w i na początku XX w Grębowie). Ponadto, interesuje mnie genealogia rodzin z nią spokrewnionych tj. Bukowskich, Rydlów, Ziółkowskich, a także Saja, Pławiak, Janeczko, Delekta.
Drugim obszarem moich zainteresowań jest obszar dzisiejszej Białorusi (Grodno, Królewszczyzna) oraz Podlasia (Augustów, Suwałki, Mikaszówka). Nazwiska badanych przeze mnie rodzin to Podlach, Szostak i Betko.
* Przy opracowywaniu tekstu korzystałem głównie ze źródeł prywatnych, dostępnych w internecie oraz z książki: Jan Bujak, Galicjanie i Serbowie, Jelenia Góra 2012.