Wolyn i Podole, zawsze brzmialo to dla mnie tajemniczo. Opowiadano mi o tych miejscach w moim dziecinstwie ze byla to ziemia szczesliwa i bogata. Urodzony we Wroclawiu nigdy nie mialem okazji zobaczyc tych miejsc. A do ZSRR sie nie jedzilo. W 1984 wyjechalem na stale do Francji. Potem, wszyscy moi bliscy, ktorzy pochodzili z Kresow, zaczeli odchodzic. Najpierw babcia Wiktoria Dusztkowska-Pienkowska, potem ciocia Iwona Mankiewicz-Pienkowska, potem mama Teresa Klijanienko-Pienkowska. Dziadka ze strony mamy, Antoniego Pienkowskiego, nigdy nie znalem, zmarl w Paryzu kilka lat przed moim narodzeniem. Przed smiercia mamy zdarzylem sie dowiedziec kim byli moi przodkowie, cos tam tez slyszalem w dziecinstwie. Na szczescie zanotowalem kilka waznych informacji. Po smierci mamy znalazlem w dokumantach inne informacje i zaczalem moja przygode z genealogia.
Niewiele zostalo z podwojnej repatriacji, kilka dokumentow, obrazow i zdjec. Zadnych mebli. Zeby odkryc prawde i zlozyc historie mojej rodziny w harmonijna calosc musialem zaczac od zera. W PRL-u nie mowilo sie o tym, nawet niezbyt w zaciszu domowym. Zaczalem od odcyfrowania ze starego rosyjskiego jezyka swiadectwo szlachetnosci mojego dziadka. Zatrudnilem tez genealoga z Polski wyspecjalizowanego w Kresach. Szukalem na internecie. Krok za krokiem, rok za rokiem, znajdywalem lub dostawalem rozne informacje. Duzo trzeba bylo dociekac, porownywac. Wiele rozczarowan i radosci. Pewne logiczne rozwiazywania stawaly sie w swietle nowych dokumentow calkowicie falszywe. Zrozumialem, ze czasami najbardziej niewazne informacje stawaly sie niesamowicie interesujace. Zrozumialem ze genealogii trzeba byc bardzo skrupulatnym, jak w archeologii : trzeba duzo szczescia, nie wie sie dokladnie czego szuka, trzeba sie opierac na informacjach znajdowanych przez przypadek, trzeba bardzo logicznie porownywac fakty. Co gorsze – im wiecej sie wie, tym wiecej ma sie pytan. Po dziesieciu latach szperan i poszukiwan czas przyszedl na podroz osobista.
Podroz ta zaczalem 2 lata temu korzystajac z okazjii znalezienia sie na Wschodzie Europy kiedy zostalem zaproszony na Akademie Medyczna w Jassach w Rumunii zeby wykladac. Wtedy dotarlem tylko do Kamienca Podolskiego, zle obliczylem czas, odleglosci i niekonczace sie problemy z wynajmem auta, czy taksowki, czy znowu wiz dla Rumunow. Tym razem, przy okazji ponownych wykladow w Jassach, zorganizowalem sie lepiej. Auto na rejestracji moldawskiej przyjechalo po mnie pod rumunski hotel. Kierowca, mlody chlopak mial byc moim przewodnikiem (inaczej nie dawalo sie wynajac auta). Jednak, juz w Moldawii okazalo sie ze moge wziasc samochod na caly pobyt, wiec zostrawilem mojego przewodnika w Kiszyniowie i odzyskalem « wolnosc » po przedyskutowaniu atrakcyjnej ceny. Pojechalem na polnoc przez Bielce az do Mohylowa Podolskiego na granice z Podolem. Oby tam dojechac trzeba bylo byc cierpliwym. Niezliczone dziury w nierownym asfalcie i brak drogowskazow. Granica z Ukraina dosc folklorystyczna, moldawski samochod, francuski kierowca mowiacy po rosyjsku z polskim akcentem, wakacje na Ukrainie – cos tam im sie nie kleilo. Jednak 15 minut potem wjechalem do brudnawego Mohylowa caly podniecony. Jestem w koncu na terenie Pierwszej Republiki!
PODOLE
Na Ukrainie drogi sie polepszyly, przynajmniej juz nie bylo tych dziur i moglem czasami jechac w miare szybko. Pierwsze miasto BAR. Zwabiony tam zostalem przez Sienkiewicza. Wyobrazalem sobie ta twierdze, ktora opierala sie Chmielnickiemu, przynajmiej wielka jak Kamieniec Podolski, a zobaczylem brudnawe i podupadle przemyslowo malenskie miasteczko. I ten zapach gnoju nie do wytrzymania. Bialy katolicki kosciol neogotycki, bardzo ladnie odremontowany, mala cerkiew, klasztor i pomnik krasnoarmiejcow. Dwie zakonnice ze spiewnym akcentem kresowym pokazaly mi gdzie trzeba szukac twierdzy. Niewiele zostalo, malownicze miejsce nad rozlewista rzeka – obraz romantyczny. Widzac ze nie ma mozliwosci noclegu wybralem kierunek wiekszego miasta – WINNICY. A ona mnie zaskoczyla swoim dyskretnym urokiem de belle époque. Domy secesyjne, schludne parki, duzo restauracji i ludzi siedzacych, przez niesamowity upal, na tarasach. Pierwsze spotkanie z ukrainska policja. Przez brak znakow drogowych wyjechalem z parkingu hotelowego “pod prad”. Udawalem wiec ze malo rozumiem po rosyjsku, na widok francuskiego paszportu dali spokoj.
Winnica ma wspaniale zachowany kosciol podominikanski. Piekne kopuly oswietlaja miasto swoim zlotym kolorem. Droga dalsza na Chmielnik. Za miastem wjechalem na “ziemiee przodkow”. Pierwszy cel mojej wizyty – KUMANOWCE. Duza wies, do ktorej prowadzila droga przez wertepy. Pierwszy kontakt z ludnoscia miejscowa ze slawna zasada ze koniec jezyka za przewodnika. Kumanowce byly kiedys wlasnoscia Kumanowskich, ktorzy je otrzymali prawem lennym na mocy przywileju Zydmunta I z roku 1539. W tej wsi Kumanowscy w 1802 roku zbudowali kosciol murowany. Byl on kosciolem parafijnym wilu sasiednich wsi, wiec tez rodziny mojej babci po mamie – Wiktorii Dusztkowskiej z domu Brzezinskiej, ktorzy pochodzili z Torczyna i Skarzyniec. Stara babcia mi pokazala dosc dumnie kosciolek bilawaly. Cos mi sie wydawal za maly jak na kosciol parafialny z 865 parafianami w XIX wieku. Popytalem wiec, jakis mlody mezczyzna wskazal mi inny budynek, parterowy, ktory do dzisiaj jest “domem kultury”. To wlasnie ten dom byl kiedys kosciolem (potwierdzono mi pozniej wielokrotnie – nie moglem uwierzyc). Obszedlem go wokol. Stal w parku pelnego starych drzew. Kosciola mi nie przypominal, ale faktycznie moglby pomiescic wiele osob. Prawdopodobnie zostal przebudowany. W dalszej drodze na Torczyn pokazano mi gdzie jest cmentarz katolicki. Jak wszystkie cmentarze tutaj byl zarosniety na 2 metry. Z roslin wystawaly liczne niebieskie krzyze metalowe lub drewniane, prawie zaden nie mial napisow. Najmniejszej mozliwosci znalezienia czegokolwiek. Duza szosa z wybojami dojechalem kilka kilometrow dalej do TORCZYNA. Wies rodzinna ojca mojej babci – Konstantego Korybuta Dusztkowskiego. Posiadali w Torczynie duzy dworek z 6-cioma kolumnami i pietrem. Mam obraz tego dworku u siebie w Paryzu. Jako ciekawostka, Torczyn zostal spustoszony przez Tatarow w XVII wieku. W dworku torczynskim zyla jedna z galezi rodziny az do momentu kiedy Konstanty zabral swoja rodzine do ….. wagonu kolejowego. Byl jednym z licznych inzynierow ktorzy budowali Kolej Transyberyjska. Moja babcia Wiktoria opowiadala mi jak bylo wspaniale podrozowac az do Harbina w Mandzurii. Opowiadala mi tez o Torczynie, lagodnosci zycia tam – czesto plakala jak wspominala swoja ciocie kaleke Joanne, i swoich trzech braci; jeden utopil sie, drugi zginal w wojnie rosyjsko-japonskiej w 1905 w Port Artur i trzeci sie zrusyfikowal. Jako dzielny krasnoarmiejec bral heroicznie Berlin w 1945 roku. Wjezdzajac do Torczyna zapytalem o dworek pierwszego chlopa jakiego zobaczaylem – “nie znaju ot ch…ja” – dostalem odpowiedz. W centrum wioski ladna cerkiew Sw Paraski. Niczego wiecej nie znalazlem, niczego sie nie dowiedzialem.
Dwa kilometry dalej - SKARZYNCE – posiadlosc Brzezinskich – rodzina mamy mojej babci. Stad pochodzila Anastazja Brzezinska, moja prababka. Przed wjazdem do wsi zauwazylem cmentarz. Zajechalem. Po krotkich poszukiwaniach, znowu w roslinnosci 2 metrowej – groby Grocholskich, Gorskich, Domanskich i … Brzezinskich! A moze sa jeszcze jacys Brzezinscy w Skarzyncach? Jazkas mloda kobieta wskazala mi babcie stuletnia “ktora wszystko wie”. Pani skurczona we dwoje siedziala pod wisnia (faktycznie bylo tam chlodniej) i pokazala mi dom gdzie mam szukac. Tam otworzyla mi drzwi starsza pani, typowa chlopka tutejsza. Jak ogromna wiekszosc tutejszych mieszkancow miala polowe zebow ze zlota. Popatrzyla podejrzliwie. Zaczalem lagodnie i spokojnie jej wyjasniac cel mojej wizyty. Slowo za slowej zaczelo sie wkoncu ukladac i zostalem zaproszony do srodka, pies nawet przestal szczekac. Nazywala sie Aleksandra Albinowna Zareba, a po matce Brzezinska. W pierwszym pomieszczeniu klepisko, dalej pokoje pokryte kilimami, zdjeciami i obrazami religijnymi. Maz, starszy mezczyzna z grubymi zmarszczkami sie przysluchiwal naszej rozmowie (Czyzby Zarebowie h Zareba z Ziemii Nurskiej?). Aleksandra Albinowna nie mogla sobie przypomniec wszystkich detali, wiec poszlismy vis-à-vis, do sasiadki pani Malinowskiej. Teraz rozmowa toczyla sie w poprawnej polszczyznie. Malinowska, podobnie ja poprzednia pani, siedziala pod drzewem owocowym i obierala ziemniaki. Scena byla komiczna, poniewaz obie damy zaczely ostro dyskutowac i zastanawiac kto byl dla kogo, kiedy i gdzie. Po wielu dyskusjach, gdzie myslalem ze pekne ze smiechu, udalo mi sie zrekontruowac calosc dosc harmonijnie. Ku mojemu zaskoczeniu Aleksandra Albinowna byla corka Bronislawy Brzezinskiej, a ta byla corka Pauliny Brzezinskiej i Wladyslawa Brzezinskiego (!) a Wladyslaw byl synem … Jana Brzezinskiego, ktory juz istnial w moich dokumentach, wiec bratem mojej prababki Anastazji Brzezinskiej. Mamy wiec wspolniego przodka Piusa Brzezinskiego ze Skarzyniec i jest miedzy nami 8-my stopien pokrwienstwa. Te wiadomosci zlamaly ostateczne nieufnosci do mnie i nie wiem jakim cudem udalo mi sie wyjechac i odmowic propozycji kolacji i spedzenia nocy. Dowiedzialem sie o istnieniu innych osob, szczegolnie dwoch wujow, ktorzy pod pretekstem ze “polskaja szliachta” zotali zaaresztowani przez NKWD i nigdy juz nie wrocili. Smutne wiadomosci mieszaly sie z dobrymi. Malinowska opowiadala mi ze juz od pewnego czasu nie ma mszy po polsku, wiec przestala chodzic do kosciola.
Malo wiem jak na razie o tej galezi mojej rodziny – jest dopiero w opracowaniu. Ale jakos mialem problem ze zrozumieniem tej roznicy socjalnej, patrzac na zdjecia mojej babci. Co sie tu stalo w tym Torczynie i Skarzyncach? Jak jest mozliwe ze moja babcia byla tak zawsze luksusowa i pieknie ubrana? Jak ona mogla pochodzic z tych tak skromnych wiosek? Jakie to zjawiska wywlaszczenia, terroru politycznego przez NKWD zrobily z tych wiosek sredniowiecze? Wyjechalem pelen reflekcji, troche smutny i zadziwiony. Odnalazlem rodzine, ale nie odnalazlem odpowiedzi. Potem zalowalem ze nie zostawilem paru groszy, ale nie wiem czy nalezalo by tak zrobic. Obiecalem napisac i przeslac zdjecia. Jesli sie wiecej dowiem o tych galezich mojej rodziny – tez napisze i je poinformuje.
Uzbrojony w polska mape z nazwami polskimi, stara mape austryjacka wojskowa z poczatku XX wieku z internetu, i w mape z yandex pojechalem na polnoc. Kilka wiosek dalej zaczyna sie WOLYN – ziemie rodziny ojca mojej mamy. Sa te 2 regiony oddalone o jakies 50 km. Nikt z mojej rodziny tam juz nie powrocil. Ani moja babcia do Torczyna, ani moj dziadek do Nikonowki, ani moj wuj do Agatowki. Kazdy czlonek mojej rodziny, w zaleznosci od obywatelstwa mial zaznaczone w dowodzie osobistym ze urodzil sie w ZSRR lub w URSS. Nikt nie urodzil sie w Polsce, nikt nie byl oficjalnie Polakiem, choc wszyscy nimi byli i mowili po polsku. Jedynym ich grzechem byl fakt, ze pochodzili z bogatej szlachty – ziemian. A ta klasa socjalna byla wrogiem kazdego systemu politycznego jakie tu nastapily. Musieli wiec uciekac, najpierw “za kordon” do II Rzeczpospolitej, a potem juz dalej, albo na Dolny Slask, albo do innych krajow. Takie sa dziwne losy ludzi ktorzy pomimo cywilizacji jaka niesli z soba, stali sie wrogami tej ziemii.
Wjezdzam na Wolyn.
WOLYN
BERDYCZOW. Miasto slawnego targu gdzie sie “pisalo by sie odnalesc”. Przepiekny, warowny kosciol barokowy ktory zostal ufundowany przez Tyszkiewicza by podziekowac Bogu za uwolnienie z niewoli tatarskiej. Caly w remoncie, dosc intensywnym, nie mozna zwiedzic. Szeroka i nowoczesna droga z Berdyczowa na Zytomierz. Jest zjazd na AGATOWKE, wlasnosc innej galezi mojej rodziny - Szablowskich h Boncza. W 1859 Jan Szablowski, lekarz na Krymie kupil Agatowke. Mial za zone Teofile z domu Piotrkowska. Mieli 6-scioro dzieci, w tym Konrada – przodka bezposredniego wszytkich Szablowskich jakich znam. Moj wuj, Jerzy Szablowski z Paryza byl prawnukiem Jana. Zajechalem. Domki, niektore ladnie pomalowane, duzo bocianow, dworku nie znalazlem. Wuj opowiadal mi ze w jego dziecinstwie byl tam maly niedzwiadek z ktorym sie bawil. Mam nawet zdjecie obrazu tego dworku z niedzwiadkiem baraszkujacym. Wrocilem na glowne droge i przejechalem trakt na Zytomierz, na jego wschodnia strone. Moj glowny cel podrozy – NIKONOWKA. Ta wies zostala kupiona od Uminskich h Cholewa przez mojego pra-pra-pradziadka Pawla Sebastiana Pienkowskiego h Suchekomnaty w 1817 roku. Wczesniej, w 1782 roku ich poprzedni majatek Pienki w ziemii nurskiej kolo Warszawy zostal sprzedany innemu Pienkowskiemu. Pawel Sebastian oddal sie roznym aktywnosciom i karierom wojskowym. Zostal odznaczony w 1830 roku za rok 1812 “Orderem Sw Wlodzimierza Na Wstedze” za udzial w wojnach przeciwko Napoleonowi (! – zaskakujace) by skonczyc jako marszalek szlachty na Ziemie Zytomierska, i w koncu, pod koniec zycia, zostal sedzia. Ozenil sie ze znana rodzina Holowinskich h wlasnego, pochodzenia kniaziowskiego. Jego syn i wnuk, Kazimierz Jan i Piotr byli dobrze prosperujacymi ziemianamii. Jego prawnuk (a moj dziadek – Antoni) byl adwokatem w Lucku, wspolpracowal z Janem Szablowskim. Siostra Antoniego, Regina wyszla za Szablowskiego. Druga siostra Helena wyszla za znanego przemyslowca – Oskara Hartwiga.
Po jednym z Uminskich, rodzina Morzyckich h Mora odziedziczyla polowe sasiedniej wsi Lachowce (dzisiaj Gliniwci). Rozalia Uminska wyszla za jednego z Morzyckich, a Eufrazyna Morzycka za mojego pra-pradziadka Kazimierza Jana Pienkowskiego. Powstal wiec czworokat rodzin Uminski, Szablowski, Morzycki i Pienkowski. Jedni dla drugich byli swiadkami malzenstw i chrztow, zyli obok siebie, byli rodzina. Chodzili na msze do kosciola parafialnego w Kodni pod Zytomierzem do Augustynow. Z Morzyckich pochodzi slawna Faustyna, dzialaczka oswiatowa i polityczna, opisana w ksiazce Zeromskiego jako “Silaczka”. Jest tez jej ciotka Faustyna, stara panna, znana jako aktywistka w Warszawie (tzn opiekujaca sie wiezniami przed zeslaniem w Cytadeli Warszawskiej). W moich poszukiwaniach genealogicznych odnalazlem tez kuzyna – Pawla Morzyckiego, redaktora z ktorym wspolpracuje do dzisiaj po nawiazaniu przyjazni. Pawel jest potomkiem jednego z braci Morzyckich, ktorzy sie “napowstaniowali” w 1863 przez kilka kilometrow. Zostali na drodze z lachowiec do Solotwina zatrzymani przez wscieklych chlopow, rozbrojeni, pobici. Zostali odprowadzeni na gendarmerie carska do Berdyczowa – sankcja za patriotyzm byla okropna – konfiskata majatku Lachowce, zeslanie i utrata tytulu szlacheckiego. Takie polskie losy.
Nikonowka, serce mi walilo jak przejezdzalem przez pola z zytem. Wies typowa dla okolic. Dluga ulica i wokol domki. Wiekszy budynek to szkola. Zaczalem sie rozpytywac. Na przystanku autobusowym slowo “Pienkowski” poruszylo ludzi. Ale nikt nic nie wiedzial. Zostalem wyslany do domu soltysa z czasow ZSRR. On ponoc “wszystko wie”. Niebieskooki, spalony sloncem mezczyzna 60-paro letni. Wyjasnilem powoli czego szukam i zaskoczenie: “Ach, Pan Pienkowski, dada, oni zili zdies”. Jak zazwyczaj, poczatkowa nieufnosc do zagranicznych zaczela pekac powoli w miare jak toczyla sie dyskusja. “A moze wam pokazac gdzie dom Pienkowskich?” Na to czekalem. – da, konieczno! Poszlismy droga w prawo. Pokazal mi drzewa bardzo stare, ktore nie pasowaly do tutejszej roslinnosci – jodly, kilka akacji. Widac, ze musialy stanowic czesc parku. Pokazal mi za jodlami sad, w nim 2 ponadstuletnie grusze, “- to sa drzewa zasadzone jeszcze przez Pienkowskich, inne sa mlodsze”. Za sadem nie ma domu, jest pole obsiane burakami i ziemniakami pokrytymi stonka. Tu, pokazal mi, byl dom “Pana Pienkowskiego”. Serce mi walilo. Oczywiscie ze tak, tu sa wielkie kamienie, prawdopodobnie dekoracyjne z parku, a tu jest linia drzew ktora wyznaczala granice parku, powoli zaczalem sobie to ukladac w glowie i wyobrazac. Faktycznie, nie trzeba szukac domow ktorych juz nie ma od wieku, trzeba patrzec na drzewa! I nie na topole, zbyt szybko rosna. Powoli zaczalem widziec bardzo dobrze zasieg posiadlosci. Dom wg mojego przewodnika byl duzy z kolumnami i gankiem. Widok na pola, tam dalej jest jezioro. Czulem ze soltys oprowadzajac mnie ma jakis zal ze tak sie to wszystko potoczylo. Wyciagnalem 100 hrywien zeby mu podziekowac za wyjasnienia, ktore byly tak cenne dla mnie. Nie przyjal, ale podal mi reke na pozegnanie az trzy razy. Mysle ze nie powiedzial mi wszystkiego, cos ukrywal. Mieszka tu od urodzenia, jest potomkiem ludzi ktorzy tam tez zyli od pokolen i ktorzy do 1863 roku pracowali dla moich przodkow. Inna osoba mi pokazala liczne fundamenty spichlerzy jakie zostaly pobudowane przez “Pana Pienkowskiego” dla kazdej chlopskiej rodziny.
Z moje strony staralem sie byc jak najbardziej uprzejmy, braterski, szanujacy tych ludzi. Nie pokazywalem za bardzo wzruszenia i mam nadzieje ze mi sie udalo. Zmeczony wrazeniami pojechalem do hotelu do Zytomierza. Jutro tu wroce.
Nikonowka jest na rzeczka Parczocha. Ma drewniana cerkiew z roku 1914. Pienkowscy tam posiadali okolo 300 wloscian. Kraj jest dosc licznie zaludniony. Nazajutrz wrocilem sam na teren ogrodu. Korzystajac z samotnosci odmowilem modlitwy. Na tym miejscu urodzilo sie przeciez az 12 Pienkowskich. Wychodzac natknalem sie na chlopa na rowerze, ktory juz doskonale wiedzial kim jestem. Oczywiscie ze wie duzo o Pienkowskich. Mial 61 lat i jego ojciec urodzil sie w 1896 roku. Duzo mu opowiadano. Potwierdzil mi dokladnie lokalizacje domu. Nadjechal inny chlop, mlody, pijany, na furmance. Bez ceregieli mu wskoczylem do wozu – zaskoczyla mnie “lagodnosc” jazdy. Zaczalem dyskutowac, tak tu wszyscy wiedza i opowiadana im byla historia co sie tu stalo. Wszyscy starannie omijalismy temat zniszczenia i rewolucji bolszewickiej. Chlop na rowerze odprowadzil mnie na droge do Lachowiec. Jechal przed autem. Serdecznie sie pozegnal ze mna w momencie kiedy konczyl sie asphalt i zaczynala droga polna. Dziekuje! Do zobaczenia! Wroce tu.
Przejechalem powoli przez droge polna wyjezdzona przez furmanki. W pol drogi do Lachowiec byla brzezina – napewno granica pol Pienkowskich i Morzyckich/Uminskich.
LACHOWCE maja ladna cerkiew, chyba dosc stara, dawniej bylka tez tu gorzelnia. Po zeslaniu Morzyckich na Syberie i konfiskacie majatku, wies stala sie w polowie wlasnoscia Uminskich a w polowie rzadu. Mimo wszystko popytalem o Morzyckich i Uminskich – nikt nigdy nie slyszal takiego nazwiska. A szkoda, z Morzyckimi tutejszymi jest napewno, choc dosc daleko zwiazany Jan Nepomucen Uminski, general brygady Xiestwa Warszawskiego i swego czasu jednodniowy dyktator powstania z 1830 roku.
Dalszym celem byla ROZKOPANA MOGILA i KODNIA, gdzie byl kosciol parafialny dla calego regionu. Kodnia zaskakuje swoim pieknem. Polozona jest nad Konednka. Notowana juz na poczatku XIV wieku. Augustiani zalozyli tam klasztor, a przebogata rodzina Leduchowskich zbudowala dosc duzy palac. I znowu zasada ze trzeba sie pytac. Trafilem natychmiast na pania Galine Mielnik, pol Polke, dawna nauczycielke w Kodni i historyczke z zamilowania. Napisala nawet ksiazke po ukrainsku na temat ostatniej historii Kodni. Juz lepiej nie moglem trafic. Wyjasnilem jej moja sprawe i pare minut podjechalismy do jej domu na wspanialy sok z brzozy. Juz nawet nie wspominam o gigantycznej czesci babki drozdzowej ktora znalazla sie w moim bagazniku. Zostawilem jej kilka dokumentow i moja mape austryjacka. W zamian dostalem egzemplarz jej ksiazki z ppiekna dedykacja. Wazne to bylo dla mnie, poniewaz jest tam zamieszczona rycina kosciola sprzed I wojny swiatowej. Podczas II wojny swiatowej kosciol byl skladem amunicji i zostal wysadzony w powietrze przez Niemcow. Straszyl ruina do 1980, potem zostal rozebrany. Na rycinie mial 6 gigantycznych kolumn podpierajacych tympanon i kopule centralna. Wygladal mi na styl klasycystyczny, troche podobny do palacu w Lazienkach. Na jego miejscu zrobiono park z aleja centralna prowadzaca do pomnika Tarasa Szewczenki (ufff, a nie jakiegos Lenina). Dwunastu Pienkowskich bylo tam chrzczonych i nawet nie wiem ilu Szablowskich, Uminskich czy Morzyckich. Pani Galina byla niezwyklym przewodnikiem. Zaprowadzila mnie na cmentarz, ktorego nigdy bym sie nie doszukal bez jej bezcennej pomocy. Cmentarz zarosniety, ale wskazala mi gdzie jest polska czesc. Juz widze duzy grob marmurowy – po dotarciu widze ze nalezy do rodaziny Nowakow i ma napis po czesku. Inny grob, dosc dobrze zachowany Grzegorzewskich i Karoliny z Zielinskich. Zrobilem zdjecia. Kilka krzyzy bezimiennych. Poszedlem w jedna strone szukac, a pani Galina w druga. Nagle uslyszalem ze mnie wola. Przedarlem sie do niej. W miejscu malej polany wystaje fragment komumny z czarnego i blyszczacego marmuru. Widze wyraznie “… OWSKIEJ” i “BOGA”. A moze PIENKOWSKIEJ? Decyzja zapadla, wykopywujemy kolumne! Polamalem grubsze galezie i zrobilem z nich narzedzia. Praca mozolna w upale. Powoli bylo widac bylo juz jej czesc. Pani Galina poszla do sasiedniego domu po narzedzia. Teraz praca szla szybciej. Z czarno-weglowej ziemii wylonila sie calosc kolumny. Wykopalem jej u podnoza gleboka dziure zeby mogla stanac stabilnie. Centymetr za centymetrem podnosilem chyba te 80 kg i blokowalem galeziami. Ostatni wysilek i kolumna stanela w diurze pionowo. Resztka wody pitnej umylismy ja. Byla zlamana, akurat tak ze bylo widac podstawy liter nazwiska. Bez problemu sie doczytalem: “SZABLOWSKIEJ. Zyla lat 56. Zmarla 4 grudnia 1875. Prosi o westchnienie do Boga”. Kim jest ta Szablowska? Popatrzylem na drzewo genealogiczne Szablowskich. Oczywiscie ze tak! Jest to fragment grobu Teofilii Szablowskiej, tej wlasnie ktora z mezem Janem kupili Agatowke. Daty sie doskonale zgadzaja. To jest moja kuzynka. Nareszcie jakis slad mojej rodziny na Wolyniu! Zadzwonilem tryumfalnie do kuzynki w Washingtonie. Oznajmilem radosna wiadomosc. Po powrocie do Francji, powiadomie innych Szablowskich. Ale bedzie radosc. Tak jak w Nikonowce wzialem troche ziemii na pamiatke. Rozsypie ja na grobach w Paryzu mojego dziadka i mojej mamy. Zasuszylem tez kilka kwiatow. Spoceni z czarnymi paznokciami poszlismy do studni zaraz obok cmentarza. Wylalem na siebie jak stoje wiadro lodowatej wody. Miala cudowny smak. Bylem bardzo podniecony i dumny z siebie. Nie mialem jednak mozliwosci przez te zarosla szukac lepiej grobow Pienkowskich. Trzeba by bylo zkosic to wszystko. Bede musial wrocic. Poprosilem pania Galine zeby zakupila krzyz. Poprosilem zamiescic na nim napis: “Ku pamieci Pienkowskich, Morzyckich, Uminskich i Szablowskich”. Zostawilem jej pieniadze. Obecala mi przeslac zdjecie krzyza. Stanie zaraz obok kolumny Teofilii Szablowskiej. Taki moj skromny wklad w polska historie. A ja z mojej strony postanowilem powrocic na Wolyn i poszukac wiecej w niedalekiej przyszlosci. Wrocilem do Zytomierza szczesliwy i radosny. Pod nosem sobie spiewalem wszystkie marsze trymfalne jakie znam. Choc jeden grob pozostal za mne nieanonimowy. Kulumna stoi i niech stoi na wieki. Pomyslalem sobie ze w przyszlosci moglbym wykupic teren, gdzie byl dom “Pana Pienkowskiego”. Moze urzadzilbym tam park dla dzieci? Ale jesli to zrobie, to postawie tez tablice, cos za cos.
W ZYTOMIERZU spotkanie z moim przyszlym genealogiem. Bystry, mlody chlopak. Od razu zrozumial czego szukam w tych niewyobrazalnie wielkich archiwach. Potrzebuje dowodow na pokrewienstwa z Morzyckimi i Uminskimi. Wiecej dowodow. Szukam tez, zeby miec dodatkowe dowody ze slusznie sie “podlaczylem” z rodzina Pienkowskich do Macieja i dalej do Kacpra Pienkowskich z XVI wieku.Te galezie sa opisane dosc dobrze w herbarzach. Juz wiem ze trzeba uwazac w genealogii. Nigdy dowodow nie za malo.
Nazajutrz – kierunek Kijow i plaze Odessy.
Dzisiaj lezac na plazy okolo Odessy pisze te slowa. Wiem ze zlote kopuly Kijowa mi sa przyjazne. Tam studiowal prawo moj dziadek. Wiem ze ludzie tutaj sa i mili i zarazem nieufni. Ze gdzies tam, za brudnymi koszulami sa zlote serca, tak jak ich zeby. Narod nieobliczalny, szorstki i piekny, lagodny i agresywny. Zal mi tylko ze bylo tutaj na tej przepieknej ukrainskiej ziemii tyle nienawisci. Byli tu Niemcy, Zydzi, Ormianie, Tatarzy, Rosjanie, Wolosi, Cyganie, Czesi i Polacy. Wielu z nich zniknelo, tak jak prawie calkowicie zniknela moja wlasna rasa. Co ja zyskalem? Trudno powiedziec. Satysfakcje chyba. Jestem pierwszym Pienkowskim (choc po kadzieli), ale tez jestem pierwszym Szablowskim, Morzyckim czy Uminskim ktory mogl tam sie dostac po 100 latach i zobaczyc te miejsca. Przede wszystkim bylem pierwszym, od tych czasow, ktory docenil czarny kolor ziemii. Nie mogl tego zrobic zaden inny czlonek mojej rodziny. Postaram sie przetlumaczyc ten list na francuski, dla moich corek. Ale czy nim sie zaintreresuja? Potrafia docenic? Od dzisiaj bede mial w oczach ta pienka Ukraine i tych Ukraincow na furmankach czy kobiety w kolorowych pieknych chustach. Tu juz nie wroce, moje groby sa we Francji. Ale tez moje groby sa na Wolyniu i Podolu. Tam gdzie sa groby – jest ojczyzna. Radosno i smutno mi.
On ne rentre pas indemne de tel voyage……
Odessa, 05.07.2009