Wcześniejszy fragment z poniższego artykułu o ojcu: Pawle Popielu.
(...) Z takiego to środowiska, z pod takich wpływów wyszedł Jan Popiel.
Wychowany w uczciwej, chrześcijańskiej szkole niemieckiej, której plastyczny obraz pozostawił w naszem piśmie, po przejściu wyższych studiów służył wojskowo. Służył z zamiłowaniem i temperamentem. Jak w ojcu tak i w nim było wiele rycerskiego usposobienia i zacięcia. Przejęty od dziecka katolickiemi tradycjami pośpieszył na pomoc Ojcu Chrześcijaństwa, gdy mu zagroziła sekta, za której wpływem sprzymierzył się królewski Piemont z karbonaryzmem Mazziniego i republikanskim kondotjerstwem Garibaldiego. Bronił Ankony, uczestniczył w bohaterskiej walce pod Castelfidardo, otrzymał od Piusa IX medal wojskowy i order zasługi. Gdy wojna się skończyła we Włoszech, pośpieszył szablę swą oddać na usługi ojczystym szeregom. A gdy już nie mogła przydać się szabla, osiadł na roli i wraz z pługiem, jął się pióra. Odtąd w pracy i posłudze obywatelskiej płynął mu żywot. Był wzorem obywatela. Skromny, nieszukający dla siebie nigdy pożytku ani rozgłosu, ale nie cofają. cy się też nigdy przed otwartem wypowiedzeniem swego zdania, choćby go to narażało na niebezpieczeństwo i szkody największe; wobec ludzi wyrozumiały, w zasadach niezłomny, w wierze niezachwiany, W miłości ojczyzny gotowy zawsze do poświęcenia wszystkiego, w pracy niezmordowany i zawsze ochotny, był to charakter wyjątkowej u nas jednolitości i siły, hartowny jak spiż, a na wszystko dobre i wielkie pełnym odzywający się oddźwiękiem Tę samą jędrność i moc, co jego charakter, miało i jego pióro. Znają je czytelnicy Przeglądu i umieli ocenić tę jasność i trafność sądu, ten styl staropolski jakby z jakiej silva rerum, jakby rąbany mieczem lub ryty ostrzem na miedzi, zbyt czasem zwięzły i zbity, wymagający nieraz chwili zastanowienia, ale wnet odsłaniający myśl, zawsze głęboką, oryginalną a piękną. Wiedział wiele i dobrze, wiedział też coraz to więcej, bo wciąż uczył się, dowiadywał, rozszerzał widnokrąg umysłu. Ten nieustanny kontakt z ruchem myśli i prądami życia był charakterystyczną cechą Jana Popiela: ona to czyniła go człowiekiem tak interesującym dla każdego, z kim się zetknął, jakiekolwiek były jego poglądy, lata, warunki bytu. Szerokość pojęć i stanowczość zasad wziął po ojcu. Był może bardziej odeń zachowawczym; nie był nim bezwzględnie, nie był nigdy aż do zamykania oczu na doświadczenia praktyczne i na dobro, przychodzące z obcego obozu. Z tym, do którego należał, różnił się nie pod jednym względem, przede wszystkiem w przekonaniach swych o Kościele, o stosunku społeczeństwa do tego ostatniego, o powinnościach i konsekwencji w rzeczach wiary. Wiarę rozumiał po staremu, jako rdzeń społecznego życia, życie to zaś wyobrażał sobie nie pod postacią gmachu, o różnorodnych kształtach i zgoła nieraz sprzecznych przeznaczeniach, z krzyżem złocącym się na jednej z wieżyc, z cyrklem, trójkątem i gwiazdą mularską na innej, ale jako świątynię o harmonijnie w jedną całość splatających się szczegółach i ornamentach, z których każdy winien był dostrajać się do wieńczącego kopułę znaku zbawienia. Taką była jego wiara i formuła życia. Nie ustawał nigdy w dawaniu wierze tej świadectwa czynem. Ostatniemi laty widziano go jeszcze w Warszawie na walnych zebraniach Związku Katolickiego i na naradach przygotowujących obchód kanonizacji Apostoła Warszawy. Przeznaczony przez Najdostojniejszego Metropolitę na przewodniczącego delegacji warszawskiej na kanonizację, wybrał się do Rzymu, ale wstrzymany chorobą w Wenecji, nie mógł stanąć na czele warszawskich pątników u stóp Ojca św., ani odczytać lapidarnej łacińskiej przemowy: przygodnie tylko zastąpił go Biskup Przemyski. Była to nieodżałowana szkoda, bo ostatnia już pewnie była to pielgrzymka, której oficer papieskich wojsk, i to tej miary, co Jan Popiel, mógł był przewodzić. Miara jego zbyt była niepowszednią, by nie otrzeć się o niejeden kant i niejednego nie urazić. Nie miał niechętnych mu osobiście, miał wielu niechętnych jego przekonaniom i sądom. Kto go jednak znał bliżej, nie mógł nie ocenić niepospolitych zalet jego umysłu, charakteru, serca, nie mógł odmówić mu czci, nie mógł oprzeć się sympatii. A dopieroż gdy stał z nim w jednym szeregu! Dla nas śmierć Jana Popiela jest stratą nieodżałowaną i niepowetowaną. Tracimy w nim wypróbowanego i niezachwianego przyjaciela, który nas wiernie wspierał piórem, radą, przyjaźnią. Przechowamy też wdzięcznie i trwale jego pamięć. Zasługuje na nią u całego polskiego społeczeństwa jeden z najlepszych synów naszej ziemi, jeden z najwierniejszych sług naszego Kościoła. [Przegląd Katolicki 27.5.1911 - nota pośmiertna]