Andrzej Jaroszewski h. Janina, ur. 13.8.1938 Katowice, zm. 9.7.2003 Brwinów, poch. Warszawa - Powązki, s. Jana Bronisława i Janiny Płońskiej. Małżeństwa: (1) Małgorzata; (2) Anna Suchodolska. Dzieci: (z 2) Helena
Dżentelmen estrady Z artykułu na http://www.diapazon.pl
9 lipca 2003 zmarł Andrzej Jaroszewski. Nie była to śmierć nieoczekiwana - od dłuższego już czasu żył właściwie na kredyt, dotknęło go jakieś niesłychane pasmo nieszczęść.
W niewielkim odstępie czasu przeżył dwa wypadki samochodowe - najpierw ten zimą, kiedy złamał nogę, doznał urazu biodra i musiał odbyć długą rekonwalescencję, a potem latem zeszłego roku w drodze na Warsztaty Jazzowe w Puławach, kiedy wyleciał na zakręcie, doszczętnie roztrzaskał nowy samochód, złamał rękę i obojczyk. No i ta czarna seria chorób: atak serca, rak płuc, rak mózgu, wreszcie rak wątroby. Umierał osamotniony w opuszczonym domu w Brwinowie pod Warszawą, który jeszcze niedawno tętnił życiem trzypokoleniowej rodziny. A jednak nie dawał Andrzej za wygraną, nie tracił pogody ducha, wierzył, że jakoś z tego wyjdzie, że jeszcze wróci na estradę. Nie lubił samotności, miał naturę towarzyską, ciągnęło go do ludzi. Jeszcze jesienią zeszłego roku uczestniczył w Jazz Campingu na Kalatówkach, na jubileusz "Tygmontu" przyjechał taksówką.
Żył prawie 65 lat. 40 lat spędził przed mikrofonami Polskiego Radia, był wybitnym radiowcem, jednym z wielkich głosów naszej anteny, doskonałym konferansjerem, prawdziwym znawcą muzyki, nie tylko jazzowej.
Urodził się 13 sierpnia 1938 roku w Katowicach, ale wychował w Krakowie, gdzie uczył się gry na wiolonczeli w szkole muzycznej - tej samej, do której chodził Zbyszek Namysłowski. Podobnie jak Zbyszek pozostał wierny muzyce przez całe życie, lecz służył jej w inny sposób, jako prezenter, promotor i popularyzator. Jego przygoda z radiem rozpoczęła się dokładnie 1 sierpnia 1964 roku w rozgłośni krakowskiej.
Wkrótce, wiosną 1965 roku jako wysłannik krakowskiego radia pojechał na Festiwal Jazzowy do Pragi, by zobaczyć koncert Armstronga, który w Polsce nigdy wcześniej ani później nie występował. Podczas tego pobytu przeprowadził swój pierwszy i najważniejszy wywiad. Spotkanie z Satchmo zostało uwiecznione na wspólnej fotografii (JF 7-8/2000, str. 51), pozostało też na pamiątkę zdjęcie Armstronga z dedykacją "To Andrzej - Louis Armstrong".
Kilka miesięcy wcześniej, w 1964 roku, poprowadził Andrzej swój pierwszy koncert na warszawskim Jazz Jamboree. Od tej pory był mistrzem ceremonii wszystkich kolejnych Jazz Jamboree przez ponad 30 lat. Jego charakterystyczna sylwetka stała się częścią wizerunku naszego najważniejszego festiwalu, a także wielu innych, jak Kalisz czy Jazz nad Odrą, również festiwali piosenki w Opolu i Sopocie. Był konferansjerem wzorowym, perfekcyjnym. Elegancki, powściągliwy w gestach, rzeczowy w zapowiedziach, posługiwał się piękną polszczyzną. Swoją kulturą estradową kształtował gust publiczności, jej smak. Był dżentelmenem sceny.
"Mój zawód?" - na pytanie Marcina Kydryńskiego w JF 5/1989 odpowiedział: "Na pewno nie konferansjer. To zajęcie traktuję oczywiście zawodowo, ale raczej jako dodatek do pracy dziennikarsko-radiowej. Jazz jest moją pasją, ale zawodem - praca w redakcji muzycznej radia. Moją troską jest nieustanne dbanie o podnoszenie poziomu polskiej muzyki rozrywkowej."
Udzielał się również jako działacz środowiska jazzowego. W tej roli szedł tym samym śladem co Jan Byrczek, krok za nim. Gdy Byrczek przeniósł się z Krakowa do Warszawy, by objąć prezesurę Polskiej Federacji Jazzowej, Andrzej został po nim prezesem Krakowskiego Klubu Jazzowego; gdy Byrczek jako sekretarz generalny EFJ wyjechał do Wiednia, Andrzej zamieszkał w Warszawie i został wybrany na prezesa PSJ; gdy Byrczek wyjechał do USA, Andrzej został wiceprezesem Międzynarodowej Federacji Jazzowej. Z tym że, w przeciwieństwie do Byrczka nie pełnił, lecz piastował wszystkie kolejne stanowiska.
Apogeum jego kariery przypadło na koniec lat 70., kiedy Andrzej był szefem redakcji muzycznej Polskiego Radia i TV, stał się postacią medialną (wraz z Bogumiłą Wander witał w telewizji Nowy Rok), wyjeżdżał do USA na spotkania z Willisem Conoverem - w Nowym Jorku, Waszyngtonie i Nowym Orleanie. Willis Conover, na którego audycjach się wychował, był jego wzorem. Oczywiście głos zupełnie inny, lecz podobny smak, podobne gusta, podobna lansowana muzyka. Przez kilkanaście lat opracowywał cotygodniowe audycje "Muzyka wśród przyjaciół", przygotowywane przez Willisa specjalnie dla polskiej publiczności, nadsyłane na taśmach z Waszyngtonu. Był jednym z współtwórców radiowych "Sygnałów dnia". Jeszcze niedawno prowadził swoją własną audycję "Andrzej Jaroszewski prezentuje" - jedyną jazzową audycję w Programie I PR (jak powiedział mi Andrzej, został odgórnie poinstruowany, by nie używać słowa "jazz" w tytule, nawet jeśli prezentował będzie głównie ten rodzaj muzyki).
Za swoją wieloletnią pracę i wybitne osiągnięcia uhonorowany został w 1999 roku Złotym Mikrofonem, a rok temu podczas wieczoru w klubie "Tygmont" odebrał z rąk wiceministra kultury Złoty Medal Zasługi. Andrzej Jaroszewski należał do ludzi wyjątkowych i niezastąpionych, wraz z nim odeszła cała epoka.
Pogrzeb Andrzeja Jaroszewskiego odbył się 21 lipca o godzinie 12 w Warszawie na cmentarzu na Powązkach.