CZAS ŁASKI W SOKÓŁCE
Podlasie staje się zapleczem duchowym ważnym dla Polski i świata. W czasie kryzysu wiary w realną obecność Chrystusa w Eucharystii Syn Boży odsłania swoje miłujące Serce ludziom, którzy Go kochają i szanują
Duża, pozłacana mozaika Matki Bożej Ostrobramskiej na fasadzie kościoła pw. św. Antoniego w Sokółce lśni w porannych promieniach jesiennego słońca. Jedynie mrużąc lekko oczy, można się jej przyjrzeć. W ubiegłym roku na tym zakątku Podlasia skupiły uwagę krajowe i zagraniczne media. Przyczyniła się do tego mała Hostia upuszczona przez jednego z księży rozdzielających Komunię Świętą, na której wkrótce pojawiła się tkanka mięśnia sercowego. Jak pod wpływem nadprzyrodzonego wydarzenia zmieniło się życie parafii i miasteczka?
Gdy opadły pierwsze emocje, a żądni sensacji dziennikarze się rozjechali, w małej miejscowości znów zapanował spokój. W kościele św. Antoniego tak jak co dzień dokonuje się cud przemienienia chleba i wina w Ciało i Krew Pana Jezusa. Parafianie gromadzą się licznie na Mszach Świętych i przystępują do sakramentów. Coraz częściej pojawiają się też autokary z pielgrzymami, których zainteresowanie wypływa z wiary w to, że to czas i miejsce szczególnej Bożej łaski. W momencie postępującej laicyzacji społeczeństw europejskich i negacji podstawowych wartości chrześcijańskich, gdy nawet wśród licznych katolików coraz bardziej zanika wiara w obecność Pana Jezusa w Eucharystii, otrzymujemy znak: Chrystus żyje, jest wśród nas, błaga o naszą miłość! Czy wobec tak wielkiego daru możemy pozostać obojętni? Jak nie odpowiedzieć na to wezwanie Serca, które umiłowało całą ludzkość, a które jest wciąż obrażane przez grzeszników? Dlatego w kościele gromadzone są świadectwa osób, które wierzą, że dzięki szczególnemu przeżywaniu Eucharystii w tym właśnie miejscu ich prośby zostały wysłuchane.
"Daj się uczcić całemu światu"
Mieszkańcy Sokółki zapytani, dlaczego Pan Bóg wybrał sobie akurat ich małą i spokojną miejscowość, snują różne przypuszczenia. - Może ludzie tu, na Podlasiu, są bardziej wierzący, albo jest to jakiś znak od Boga? - zastanawia się Danuta Pawłowska, która w sobotni pranek odprowadza swoją wnuczkę na próbę śpiewu parafialnej scholi.
Proboszcz ks. Stanisław Gniedziejko uważa, że nie da się na to pytanie jednoznacznie odpowiedzieć. - Widocznie Pan Bóg miał taki plan - mówi. Jako rodowity sokółczanin przypuszcza jednak, że Podlasie obecnie staje się zapleczem duchowym ważnym dla Polski, a być może i świata. Przecież z powiatu sokólskiego wywodzą się błogosławieni - ks. Jerzy Popiełuszko i ks. Michał Sopoćko, spowiednik św. siostry Faustyny Kowalskiej. Ksiądz Gniedziejko z dumą opowiada również o historycznym znaczeniu tego miejsca dla Polski. Wskazuje na zaangażowanie mieszkańców regionu w Powstanie Styczniowe oraz udział w bitwie niemeńskiej podczas wojny polsko-bolszewickiej. Do dziś Sokółka co roku obchodzi rocznicę tej walki.
Z rozmów z parafianami i ich duszpasterzami wyłania się jeszcze jedna istotna kwestia, która rzuca światło na wydarzenie sprzed dwóch lat. W liczącej już 400 lat parafii od bardzo dawna pielęgnowany jest szczególny kult maryjny i eucharystyczny. Kościół św. Antoniego nosił pierwotnie wezwanie Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Dopiero później, prawdopodobnie z inicjatywy budowniczego ks. Jerzego Kryszczuna, który pracował jako wikariusz w Odelsku, gdzie był silny kult św. Antoniego, wezwanie kościoła i parafii zostało zmienione. Niemniej kult maryjny pozostał i ani przez moment nie osłabł. Zauważył to również ks. Filip Zdrodowski, który ponad dwa lata temu został skierowany do pracy w tej parafii. To właśnie podczas odprawianej przez niego Mszy Świętej nastąpiło wydarzenie, które już teraz określane jest jako cud eucharystyczny.
Pełniący obecnie funkcję kustosza Najświętszego Sakramentu ks. Filip jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo Komunikantu oraz zbieranie świadectw dokumentujących szczególne łaski mające potwierdzić autentyczność tego wydarzenia. Przyznaje, że tym, co od razu rzuciło mu się w oczy, była bardzo prosta i szczera pobożność mieszkańców Sokółki wyrażana w szczególnym kulcie Eucharystii. Wspomina, że po jednej z Mszy św. podeszła do niego staruszka i opowiedziała, jak przed laty, kiedy jeszcze była dzieckiem, w kościele św. Antoniego przed każdą Mszą św. odmawiana była Koronka Eucharystyczna. Było to dla niego wielkim zaskoczeniem, ponieważ nigdy wcześniej o takiej modlitwie nie słyszał. Poprosił więc o spisanie słów wezwania.
"O Jezu, utajony w Przenajświętszym Sakramencie, jedyna Miłości nasza, daj się ukochać, uwielbić i uczcić całemu światu" - te słowa odmawiano na małych paciorkach Różańca. Na dużych natomiast modlono się: "Niech będzie pochwalony Przenajświętszy Sakrament, prawdziwe Ciało i Krew Pana Naszego Jezusa Chrystusa".
- Kiedy to przeczytałem, zdębiałem - wyznaje ks. Filip. - Doszedłem do wniosku, że ci ludzie wymodlili sobie to wydarzenie. Jego zdaniem, miejsce cudu nie jest wcale przypadkowe. - Ten znak eucharystyczny to pewien rodzaj odsłonięcia Serca Pana Jezusa przed tymi ludźmi - mówi. - A serce otwieramy przed tymi, którzy nas kochają i szanują. Nie otwiera się go przed osobami, które nas nienawidzą i niszczą - tłumaczy. Zaznacza, iż w kontekście nieodgadnionych planów Bożych jego słowa są tylko hipotezą. Rzuca to jednak zupełnie inne światło na to wydarzenie, które w niektórych mediach przedstawiano głównie jako sensację.
Jeszcze większa gorliwość w modlitwie
Zarówno duszpasterze, jak i parafianie przyznają, że sam fakt nadprzyrodzonego znaku i to, co później nastąpiło, jest dla nich wielkim zaskoczeniem. Bardzo się cieszą, że Pan Jezus właśnie w ich miejscowości w ten szczególny sposób postanowił potwierdzić swoją obecność. Jednak na regularny ruch pielgrzymkowy, jaki może się rozpocząć, kiedy Kościół oficjalnie uzna prawdziwość tego cudu, nie są jeszcze przygotowani. Trzeba wyremontować kaplicę, w której kiedyś wystawiony zostanie Najświętszy Sakrament, oraz rozpocząć remont całego kościoła.
Sokółka nie ma jeszcze odpowiedniego zaplecza logistycznego. Księża mówią, że to, co się wydarzyło w ich parafii, to dla nich duże wyzwanie. - Zostało nam to dane, ale i zadane - twierdzi ks. Filip. - Zmienił się tryb naszej pracy duszpasterskiej. Jeśli chodzi o sferę duchową i modlitewną, to zdaniem księży w parafii, jeszcze bardziej wzrosły szacunek i nabożeństwo do Najświętszego Sakramentu. Jest więcej adoracji, więcej rozważań i modlitw eucharystycznych. Kładzie się większy nacisk na Komunię Świętą jako źródło życia duchowego. Księża cieszą się z jeszcze większej pobożności i zaangażowania wiernych w życie parafii, które i przed tym wydarzeniem było spore. Wyczuwa się większego ducha modlitewnego i jeszcze większe skupienie na Mszach Świętych. - Zaskakujące było jednak zdanie jednej z kobiet wychodzących z kościoła po pojawieniu się tego znaku - wspomina ks. Filip. - Powiedziała mi, że bardzo się cieszy, że się to wydarzyło, ale jej pobożności to nie zmienia, tylko ją umacnia. To piękne świadectwo, bo pokazuje, że ci ludzie naprawdę kochają Pana Jezusa - mówi z radością ks. Zdrodowski.
Potwierdzeniem tych słów jest chociażby liczba wiernych na codziennej Mszy Świętej, sprawowanej tu aż czterokrotnie: trzy razy rano i jeden raz wieczorem. Bardzo dużo ludzi korzysta z sakramentów świętych: regularnie się spowiada i przystępuje do Komunii Świętej. Przed każdą Mszą Świętą odprawiane są Nieszpory do Najświętszego Sakramentu, w czasie których odczytywane są prośby przysyłane listownie lub zapisane w specjalnej księdze wystawionej w kościele.
- Trzeba czekać i obserwować, co jeszcze Pan Jezus chciał nam przekazać - podsumowuje ks. Zdrodowski.
Eucharystia ratunkiem dla ludzi
W to, że Pan Bóg chciał i nadal chce coś przekazać, nie wątpi Celina Łuckiewicz. Jako artysta plastyk od wielu lat wykorzystuje swój talent, malując obrazy do kaplic i kościołów, projektując wystawy sakralne czy też po prostu służąc radą księżom, którzy o to proszą. Jakiś czas temu, zupełnie nieoczekiwanie, dowiedziała się, że jest ciężko chora. Nie odczuwała wcześniej żadnych dolegliwości. - To był rak trzeciego stopnia, guz najgorszy z możliwych. Statystycznie tylko 20 proc. chorych przeżywa dwa lata - mówi pani Celina ze łzami w oczach, wspominając tamte dramatyczne chwile.
Natychmiast trafiła do szpitala, a w Wielki Piątek przeprowadzono operację. Kobietę uratowano w ostatniej chwili. - Przemodliłam wszystkie dni w szpitalu, bardzo cierpiałam i nie wiedziałam, czy następnego dnia jeszcze się obudzę - wspomina. Działo się to w pierwszej połowie 2009 roku. Pani Łuckiewicz nic jeszcze wtedy nie wiedziała o cudownym wydarzeniu w pobliskim kościele. Po wyjściu ze szpitala pewien znajomy ksiądz opowiedział jej o tym i dodał: "Ty jesteś w wyjątkowej potrzebie, a to jest czas łaski. Poproś, aby pozwolono ci zobaczyć ten Komunikant".
Tak też zrobiła. - W momencie, kiedy zobaczyłam Hostię, pomyślałam sobie, że właśnie ujrzałam żywego Pana Jezusa, i to mi wystarczy - opowiada. - Potem po prostu pomodliłam się i powierzyłam Bogu swoje cierpienie. Spełniło się moje największe marzenie, aby zobaczyć Pana Jezusa. Wtedy też zrozumiałam, że wszystko, co najlepsze w życiu, właśnie mnie spotkało - ze wzruszeniem mówi pani Celina. Twierdzi, że dla człowieka, który znajdował się na granicy życia i śmierci, miało to kolosalne znaczenie. Od tego momentu zaczęła odczuwać w sercu wielki wewnętrzny spokój, wiedząc, iż cokolwiek złego by się nie wydarzyło, nie będzie to miało już większego znaczenia.
Choć w tym przypadku ciężko znaleźć dowody, że wyzdrowienie nastąpiło właśnie pod wpływem zjawiska eucharystycznego, to pani Celina wierzy, że swój powrót do zdrowia zawdzięcza Bogu. Jest dumna, że jej dziełem jest piękna kaplica na plebanii, w której aktualnie znajduje się Komunikant. Malowała do niej obrazy znajdujące się teraz w ołtarzu głównym, a także stacje drogi krzyżowej na ścianach. - Przedziwnym zrządzeniem losu pracę, która powinna mi zająć około dwóch miesięcy, wykonałam w ciągu półtora tygodnia - mówi z niedowierzaniem. - Potem okazało się, jak bardzo przydała się ta kaplica - dodaje.
Chwila, kiedy patrzyła na Hostię, na zawsze zmieniła jej sposób postrzegania Eucharystii w czasie przeistoczenia lub wystawienia Najświętszego Sakramentu. - Ten widok zostaje głęboko w sercu - zwierza się. Pani Łuckiewicz bardzo chciałaby, aby wszyscy, którzy przybywają do Sokółki, mogli jak najszybciej na własne oczy oglądać ten cud. - Modlę się o to, ponieważ ten widok jest ogromnym przeżyciem. To pozwala jeszcze głębiej przeżywać Eucharystię i wyraźniej poczuć, że podczas Mszy Świętej do człowieka przychodzi prawdziwy i żywy Pan Jezus. A to jest ratunek, którego każdy człowiek bardzo potrzebuje - mówi z przekonaniem.
Na etacie u Pana Boga
W lewej nawie kościoła św. Antoniego znajduje się kaplica Matki Bożej Różańcowej, w której Komunikant zostanie wystawiony na publiczną adorację. Rozpoczęty na początku tego roku remont prowadzi konserwator z Białegostoku Krzysztof Stawecki. Dwa miesiące temu dramatyczne wydarzenia zmieniły jego sposób patrzenia na świat i sprawy doczesne.
Wraz z żoną i trojgiem dzieci wracali samochodem z Włoch, gdzie ze względu na zainteresowania (żona jest kierownikiem Muzeum Ikon w Supraślu) zwiedzali zabytki we Florencji, Rawennie i Wenecji. Na autostradzie w Austrii zaskoczyła ich potężna ulewa. Samochód stracił przyczepność i obracając się, z ogromną siłą uderzył w skalistą ścianę przy drodze. Mimo że auto uległo całkowitemu zniszczeniu, wszyscy przeżyli i po krótkim pobycie w szpitalu cali i zdrowi wrócili do domu.
- To cud, że żyjemy - mówi pan Krzysztof, wspominając, że kiedy oglądał wrak samochodu na policyjnym parkingu, nogi się pod nim ugięły. - Policjanci, którzy przynieśli mi do szpitala dowód rejestracyjny, wskazywali na obrazek Matki Bożej Licheńskiej, który od zawsze noszę razem z prawem jazdy. Jestem przekonany, że to Ona nas uratowała - opowiada. - Czujemy, że Pan Bóg podarował nam drugie życie - wyznaje.
Zawód konserwatora zabytków to pasja i powołanie pana Krzysztofa Staweckiego. Codziennie spędza wiele godzin w kościołach i cerkwiach. - Kiedy zabieram się do odnawiania starych obrazów, ikon czy rzeźb, czuję, że tkwi w nich jakaś niesamowita siła - mówi. - Są tak omodlone, że mają własną duszę. Pytany, czy cudowne ocalenie jego i jego rodziny ma jakiś związek z pracami, które wykonuje w Sokółce, odpowiada, że być może jest to pewien znak. - Czasem w gronie rodziny i znajomych żartujemy, że św. Piotr postanowił mnie już powołać z tego świata, ale Pan Bóg powiedział: "Nie, nie, Stawecki musi jeszcze kilka rzeczy skończyć" - śmieje się. Na wrzesień przyszłego roku planuje zakończenie prac konserwatorskich kaplicy w kościele św. Antoniego.
"Wysłuchaj nas, Panie"
W sobotnie przedpołudnie na przykościelny parking zajeżdża autokar z pielgrzymami. Od kwietnia tego roku pojawiło się już ponad 160 autokarowych grup pielgrzymkowych - wszystkie są serdecznie witane.
Przybywają z różnych stron Polski i świata. - Nie tak dawno gościliśmy księdza z Buenos Aires, w którego parafii miało miejsce podobne wydarzenie eucharystyczne - mówi ks. Gniedziejko. Przyjeżdżają też pielgrzymi z Włoch, ze Szwecji, a nawet z Australii. Intencje, które zanoszą, są różne, wystarczy przejrzeć wyłożoną pod chórem księgę lub po prostu porozmawiać z pątnikami.
- Postanowiłam sobie, że jeśli tylko będę mogła, to tutaj przyjadę - mówi Marianna Kulig z Międzyrzeca Podlaskiego. Wcześniej czytała o podobnych wydarzeniach na świecie. Wiedziała, że jeżeli tu przyjedzie, może wiele wyprosić. - Główną intencją, w której się będę tutaj modlić, jest zdrowie mojej rodziny.
Jednym z autokarów przyjechała do Sokółki pielgrzymka ze Związku Polaków na Białorusi. Pochodzą z różnych miast: z Mińska, Grodna i Lidy. Niektórzy już byli w Polsce, ale wszyscy pierwszy raz odwiedzają Sokółkę. - Jestem bardzo wzruszona, że mogę tu być. Będę przede wszystkim dziękować za otrzymane łaski. I jestem pewna, że wkrótce znowu tutaj przyjadę - mówi z melodyjnym, wschodnim akcentem Irena Wołożyna.
Andrzej Waszczylak trochę gorzej włada językiem polskim. Do Sokółki przywiodło go zatroskane serce ojca. - Mam ciężko chorego syna. Tutaj chcę prosić o zdrowie dla niego - mówi ze smutkiem, ale jednocześnie z nadzieją w głosie.
Starsza kobieta ze Szczuczyna z płaczem wyznaje, że przyjechała błagać Pana Boga o łaskę nawrócenia dla swojego jedynego syna. - Całkowicie odwrócił się ode mnie i od Pana Boga. Przestał chodzić do kościoła, a ze mną w ogóle nie rozmawia - skarży się. - Wszystkie te intencje są zapisywane, a następnie odczytywane w czasie Nieszporów Eucharystycznych - zapewnia ks. Filip Zdrodowski.
Wielka radość, ale i ostrożność
Jednym z najczęściej pojawiających się pytań jest to, czy zjawisko eucharystyczne w Sokółce zostało już oficjalnie uznane przez Kościół za cud eucharystyczny. Kuria Metropolitalna w Białymstoku po przesłuchaniu świadków i przebadaniu sprawy, opierając się na ekspertyzach patomorfologów z Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, wydała przed ponad rokiem specjalne oświadczenie stwierdzające autentyczność tego wydarzenia. Ale że chodzi tutaj o materię najświętszą i najcenniejszą dla Kościoła, zalecono szczególną ostrożność. Jak zauważa ks. Zdrodowski, Kościół jest bardzo ostrożny w przypadku wszystkich objawień, szczególnie gdy chodzi właśnie o wydarzenia eucharystyczne. Dlatego na bieżąco informuje ks. abp. Edwarda Ozorowskiego, metropolitę białostockiego, o wszystkim, co się dzieje wokół tej sprawy. Zgodnie z zaleceniami kurii organizowany jest kult Najświętszego Sakramentu. O wszystkim została powiadomiona również Konferencja Episkopatu Polski.
Kustosz Najświętszego Sakramentu mówi, że na etapie diecezjalnym badanie tego znaku zostało zakończone. - Jeśli taka będzie wola Watykanu, wtedy wszczęte zostaną dalsze procedury prowadzące do oficjalnego uznania przez Kościół tego wydarzenia za cud eucharystyczny - podkreśla ks. Filip. Jednak pomimo braku takiego stanowiska kuria w wydanym komunikacie jasno stwierdziła, że w Sokółce nie dzieje się nic, co sprzeciwiałoby się wierze Kościoła, a raczej tę wiarę potwierdza. - Na razie przyglądamy się i czekamy - mówi ks. Zdrodowski. - Jako że wiara nie jest kwestią przelotnych emocji, tak też wszelkie decyzje strony kościelnej nie mogą być podejmowane pod ich wpływem - tłumaczy. W tym czasie zbierana jest dokumentacja, która ma potwierdzić trwałość łask i uzdrowień wyproszonych w kościele św. Antoniego. - Bardziej chodzi o uczucie, które rodzi się do Eucharystii, a nie o emocje pod wpływem niezwykłego wydarzenia - objaśnia ks. Filip.
Aby zobaczyć Komunikant, na którym odkryto ślady tkanki mięśnia sercowego, trzeba mieć specjalne pozwolenie z kurii metropolitalnej. Zgodnie z jej zaleceniami, Hostia znajduje się teraz w kaplicy na plebanii. Przybyłym pielgrzymom ks. Gniedziejko tłumaczy: - Relikwia Eucharystyczna nie jest do pokazywania, ale do adoracji. Przecież Eucharystia jest wszędzie taka sama i wszędzie obecny jest ten sam Pan Jezus. Nie można podchodzić do tego w ten sposób, że akurat tutaj jest inny, czy też Jego działanie jest mocniejsze.
Pozwolić działać Panu Bogu
Zarówno księża, jak i mieszkańcy Sokółki z nadzieją patrzą w przyszłość.
- To dopiero początki. Z pewnością idą zmiany, mamy nadzieję, że na lepsze - mówi Danuta Pawłowska. Zwraca jednocześnie uwagę, że jeśli będą pielgrzymi, będą otwierane nowe hotele i punkty gastronomiczne. To oznacza, że znajdą się też dodatkowe miejsca pracy. - A z nią jest w Sokółce bardzo źle, bo wiele zakładów upadło - wzdycha.
Ksiądz proboszcz zastanawia się, czy wystarczy środków na zakończenie remontu kaplicy, w której zostanie wystawiony znak cudu eucharystycznego, oraz na remont całego kościoła. - My nie potrzebujemy rozgłosu. Chcemy tylko stworzyć warunki, żeby ludzie mogli przyjeżdżać i się modlić. A dalej niech Pan Bóg działa - mówi ks. Gniedziejko.
- Teraz, by zobaczyć Komunikant, trzeba mieć specjalne pozwolenie. Jednak być może już niedługo wielu z nas będzie mogło Go oglądać i ucieszyć się tym widokiem - dodaje z nadzieją w głosie ks. Filip. - Ważne jednak, żeby pamiętać, że cud eucharystyczny zawsze potwierdza prawdę odwieczną - cud, który dokonuje się podczas każdej Mszy Świętej - podkreśla ks. proboszcz.
Bogusław Rąpała
Za - "Nasz Dziennik" - Sobota-Niedziela, 9-10 października 2010, Nr 237 (3863)
http://www.naszdziennik.pl/index.php?da ... d=my81.txt