Witam wszystkich. Bardzo wdzięczny temat. Myślę, że moimi bohaterami są członkowie rodziny godni miana, ukochanych, odważnych i szlachetnych. Tak naprawdę to faktycznie byli Oni wielkimi niepozornymi. Przejawiało się to szczególnie w czasie II WŚ. Moi dziadkowie (Genowefa i Bolesław) mieszkali w Łodzi prawie przy torach kolejowych prowadzących do getta żydowskiego. Babcia za to, że rzucała chleb w okienka wagonów i została przyłapana przez żandarma zapłaciła garść złota i 10 litrów bimbru ( a z czego zrobić bimber z brukwii?). Dziadka, ponieważ "poszedł zabić hitlera siekierą " aresztowano i znów babcia wyłożyła garść złota za okup. Dziadka zabrali z najstarszym 17 - letnim synem (Leszkiem)na roboty do Niemiec a babci została z czworgiem dzieci sama. Najstarszą córkę ( bardzo ładną Czesię)ukrywała w piwnicy na węgiel przed łapankami do burdelu. Młodsi synowie 13 -letni(mój Tato Mieciu i jego bliźniak Stefciu)) pracowali w fabryce i często powracali do domu pokopani w brzuchy przez niemców. Gdy zjawili się niemcy i z ciężkim sprzętem jechali na Warszawę ul. Warszawską najwidoczniej się zdezorientowali w pewnym momencie bo zaczepili pytając o droge akurat właśnie tych pokopanych. Chłopcy skierowali ich w pole, aż się sprzęt i samochody zakopały w piachu.Chłopcy w żyto a niemcy za karabiny maszynowe i rozpętało się piekło. Najmłodsza córka (Tola)w pierwszych dniach wojny została raniona odłamkiem,to było wówczas, gdy tysiące mieszkańców Łodzi w panice uciekało przed niemcami do Warszawy a niemcy bombardowali i ostrzeliwali drogę. Cóż to "tylko" tyle - na razie.