Działo się dawno, dawno temu. Jak dawno nikt już nie pamięta. Mieszkał w okolicy Kałmuk. Kim był, skąd przyszedł i gdzie mieszkał żaden człowiek nie wiedział. Widywano go raz tu raz tam, krążył od wsi do wsi, przyglądał się ludziom, zaglądał na podwórza. Gdy pojawiał się Kałmuk milkły rozmowy, rozchodzono się do domów, a wszyscy czuli na plecach jego wzrok. Rodzice straszyli nim dzieci, wołali:"bądź grzeczny, bo przyjdzie Kałmuk i cię złapie..." Co odważniejsi próbowali go śledzić, ale zawsze udało mu się zniknąć im z oczu. Czasem nie pojawiał się przez kilka miesięcy, a czasem zjawiał się w jednej wsi kilka razy w tygodniu.
Czego szuka?- zastanawiali się ludzie.
Czemu tak ciekawie zagląda do domów? -snuli domysły...
Jedni mówili, że to zwykły żebrak, ale odpowiadali drudzy, czemu nie prosi o datek, czemu do pracy nie chce się nająć.
To pewnie jakiś złoczyńca co z więzienia wyszedł- mówiła sąsiadka sąsiadce.
Albo go baba z domu przegoniła za pijaństwo i bójki, krąży po świecie, bez domu, bez rodziny i pewnie rozum stracił, bo i na takiego wygląda...-odpowiadała jej druga.
Ale prawda była taka, że nikt nic nie wiedział.
Po pewnym czasie po rynkach zaczęły krążyć opowieści. Ludzie z ciekawością słuchali wiadomości przyniesionych z dalszych wiosek. W okolicy huczało od plotek. W jednej z wsi w dziwnych okolicznościach umarł człowiek. Znaleźli go rano w łóżku, wydawało się, że spał. Jednak na jego twarzy zastygło wielkie przerażenie i nikt nie miał wątpliwości, że umarł w strasznych okolicznościach. Mało tego, ktoś spokojnie wszedł do jego domu i wyniósł wszystkie kosztowności, nie zostawiając żadnego śladu.
Jeszcze nie ucichło po tym wydarzeniu, gdy z innej wsi doniesiono o podobnej śmierci. Tym razem jednak znaleziono martwych i męża, i żonę. W ten sam też sposób zostali okradzeni.
Najstraszniejsze było to, że takie przypadki zaczęły się powtarzać. Dziwna śmierć i kradzież. Nikt nie wiedział co robić. Ludzie bali się zasypiać, a po zmroku nikt nie wychodzili z domu. Dawano na Msze w kościołach i wystawiano wiejskie straże. Ale kogo pilnować? Gdzie pilnować? Ludzie żyli w strachu.
Po pewnym czasie do sołtysa jednej wsi o zmierzchu wpadł jeden z sąsiadów. Wszyscy wiedzieli, że popijał, ale tym razem wydawał się całkowicie trzeźwy.
Sołtysie- szeptał z przerażeniem- widziałem, widziałem go.
Kogo?- odparł sołtys- niezadowolony, że mu po nocy głowę zawracają.
Mordercę, tego co ludzi zabija, na końcu wsi jest, ledwo uciekłem-zachrypłym głosem szeptał- szedłem do swojego szwagra, bo u niego dziś córka się zaręczyła i wieczerza była. Patrzę a po drugiej stronie ktoś pod oknem stoi i do szyby puka. Puka i puka coraz natarczywiej...już miałem na niego krzyknąć, że ludzi pobudzi, gdy z domu ktoś zawołał:" Czego tam?" A ten strasznym głosem odpowiedział:" Śpicie czy Boga chwalicie". "A pewnie, że już śpimy, kto o tej porze po nocy chodzi..." I wtedy ten upiór powiedział:" To śpijcie na wieki". A z domu tylko jakiś krzyk dało się słyszeć i wtedy przybiegłem tu...Trzeba coś zrobić, może go jeszcze złapiemy...
Sołtys zrozumiał, że nie ma chwili do stracenia. Kazał mu do innych domów szybko zajść i mężczyzn zawołać. A sam poszedł po widły do stodoły.
Za chwilę pod jego domem spotkało się kilkunastu mężczyzn. Każdy uzbrojony w to, co miał pod ręką i poszli pod wskazany adres. Drzwi do domu były lekko uchylone. Postanowili zaczaić się w rosnących nieopodal zaroślach i czekać, kiedy zbój wyjdzie z chałupy. Czekali dość długo. Słychać było tylko ciężkie oddechy, nikt z nikim nie rozmawiał, tylko czasem we wsi jakiś pies zaszczekał. Po niebie snuły się czarne chmury, a czasem pojawiał się księżyc o wyjątkowo krwawym kolorze. Wszystko to sprawiało, że ludzie coraz bardziej byli przerażeni. Przecież nie wiedzieli, na kogo czekają. Czy na człowieka, czy może jakiś upiór wyjdzie...co by wtedy zrobili.
Nagle otworzyły się drzwi i wyszedł jakiś człowiek. Ubrany był w długi płaszcz i ciągnął za sobą ciężki worek. Najpierw go nie rozpoznano, ale ktoś krzyknął:" przecież to Kałmuk".
Tego, co się potem działo nie sposób opisywać. Rzucili się wszyscy na niego. Nie miał szansy na ucieczkę.
Opowiadają, że na sądzie zebrali się wszystkie rodziny zabitych. Ludzie zjechali z całej okolicy. Dopiero teraz można było zobaczyć ile osób straciło życie z ręki Kałmuka...ale czy z ręki, przecież żaden ze zmarłych nie miał na ciele najmniejszego śladu walki. Gdyby nie przerażenie na twarzy można ich byłoby uznać za spokojnie śpiących. Ludzie zeznawali i zeznawali, ciągle pojawiali się nowi świadkowie. Odkryto, że nie wszystkich Kałmuk zabijał, ale tylko tych, którzy na pytanie: "śpicie czy Boga chwalicie?"- odpowiadali: "śpimy". A od tych, którzy odpowiadali: "chwalimy Boga" odchodził.
Udało się też znaleźć jego kryjówkę, a w niej wszystkie ukradzione dobra. Po co mu one były nikt nie wiedział. Ale nikt tego też brać nie chciał, nawet rodziny zabitych. Wszyscy bali się, że jakieś zło sprowadzą do domu razem ze skarbami.
Uradzono, że Kałmuk za ciężkie zbrodnie powinien umrzeć. On sam przez cały proces się nie odzywał, tylko patrzył, a od jego wzroku wszystkich ogarniało przerażenie.
Opowiadają, że Kałmuk umarł śmiercią straszną. Na jednym z pól wykopano olbrzymią dziurę. Kopano przez kilka dni...i tam wrzucono żywcem Kałmuka. Wydawało się, że jemu jest to obojętne...Zasypano go wszystkimi skarbami odkrytymi w jego kryjówce, zwieziono wozami stosy kamieni i ziemi, i wszystko to wsypano do wykopanego dołu.
Czy tak było naprawdę nikt nie wie. Jedynie nasze pole nosi nazwę "Kałmuk", gdyż tam według tradycji zginął straszny morderca.
I dotąd nikt nie wie kim był i skąd przyszedł i dlaczego zabijał...
( rodzinne opowiadania )