Po dziesięcioleciach przemilczeń i zafałszowań dotyczących wojny polsko-sowieckiej w latach 1919-1920 stopniowo odsłania się coraz pełniejsza prawda o tej tak ważnej dla naszych dziejów i dziejów Europy wojnie. Ciągle jeszcze wśród wielu czytelników utrzymuje się niedostateczna znajomość fragmentów dziejów tej wojny. Stosunkowo najwięcej napisano o samym przebiegu działań militarnych.
Obalono przede wszystkim kłamstwa PRL-owskiej propagandy sugerującej, że wojna polsko-sowiecka zaczęła się dopiero wiosną 1920 roku od rzekomej "polskiej agresji" - "wyprawy Piłsudskiego na Kijów". W rzeczywistości walki z bolszewikami zaczęły się już w początkach 1919 roku od starć z atakującymi Polaków i maszerującymi na Zachód jednostkami Armii Czerwonej. Bolszewickie oddziały pokonały polską samoobronę w regionie Święcian i Lidy, a 5 stycznia 1919 roku polskie oddziały musiały wycofać się z Wilna po trzydniowym boju z bolszewikami. Później walki toczyły się ze zmiennym szczęściem, a samo uderzenie Piłsudskiego na Kijów było tylko próbą uprzedzenia starannie przygotowywanej sowieckiej napaści na Polskę, która miała - według sowieckich planów - ruszyć w lipcu 1920 roku. I wtedy wiosną i latem 1920 roku rozegrały się walki decydujące o losie Polski w tej wojnie, rozstrzygnięte słynną Bitwą Warszawską, nazywaną Cudem nad Wisłą.
W szkicu tym chciałbym wspomnieć o sprawach dużo mniej akcentowanych w mediach, a jakże ważnych, począwszy od roli ogromnego narodowego zespolenia sił w przełomowym dla Polski sierpniu 1920 roku. Wykazane wówczas poświęcenie całego Narodu Polskiego pokazało, jak bardzo dojrzał on do odzyskanej niepodległości, jak bardzo gotów był poświęcić dla niej wszystkie siły. Co najważniejsze, w tym okresie mogliśmy liczyć zarówno na moc ducha milionów prostych Polaków, jak i prawdziwie godne zachowanie ze strony elit, tak wojskowych, jak i cywilnych. Tu chciałbym szczególnie mocno wyeksponować ciągle za mało przypominaną rolę polskiego duchowieństwa w walce o uratowanie Rzeczypospolitej w lipcu i sierpniu 1920 roku. Innym ważnym wątkiem mego szkicu jest zwrócenie uwagi na ciągle za mało docenione międzynarodowe reperkusje polskiego zwycięstwa w Bitwie Warszawskiej i jej rolę w uratowaniu Europy przed bolszewizmem.
Kościół wobec bolszewickiej nawały
Można by długo wyliczać przejawy pełnych poświęcenia wystąpień różnych warstw społeczeństwa polskiego w obronie zagrożonej Ojczyzny. Ze względów objętościowych ograniczę się tu do bardziej szczegółowego przedstawienia ciągle za mało znanej postawy duchowieństwa w najtrudniejszych dniach lata 1920 roku. Jakże wymownym świadectwem bezgranicznego zaangażowania w losy Narodu były rozliczne listy biskupów z lipca i sierpnia 1920 roku apelujące do Narodu o wzmożony wysiłek obronny, a do Ojca Świętego i do biskupów świata o zrozumienie dla Polski znajdującej się w śmiertelnym zagrożeniu, o pomoc i ratunek. W liście do Ojca Świętego Benedykta XV z 7 lipca 1920 roku biskupi prosili m.in.: "Ojcze Święty, w tej ciężkiej chwili prosimy Cię, módl się za Ojczyznę naszą. Módl się, abyśmy nie ulegli i przy Bożej pomocy murem piersi własnych zasłonili świat przed grożącym mu niebezpieczeństwem". W wysłanym tegoż 7 lipca 1920 roku liście do biskupów świata biskupi polscy akcentowali m.in.: "Polska w pochodzie bolszewizmu na świat jest już ostatnią dla niego barierą, a gdyby się ta załamała, rozleje się on po świecie falami zniszczenia". Hierarchowie ostrzegali przed zaślepieniem Europy i świata na rozmiary bolszewickiego zagrożenia. Z goryczą pisali: "Jeszcze nie przebrzmiały echa i wołania, iż bolszewizm zagraża krwawo zdobytemu pokojowi świata, że jest on zarazą, od której wszelkie ginie życie (...).
Jeszcze nie przebrzmiały te hasła, uroczyście wywoływane na usta rządów i dyplomacji, aż oto Europa zaczyna się słaniać do stóp swojego nieprzejednanego wroga (...). Gdy dotychczas piętnowała jego ducha, jako zgubny zaczyn świata, to dziś woła, iż dla zboża i handlu należy rozgrzeszyć sumienie z nadmiernej rzekomo jego wrażliwości (...). Gdy słały narody tak niedawno wojska i amunicje na pokonanie bolszewizmu, to dziś zimnym zdają się patrzeć okiem, jak w krwawych zapasach pławi się Polska, a nieraz odnosi się wrażenie, jak gdyby państwa niektóre, miast odgradzać zarazę wschodu przez Polskę jak najsilniejszą, rade by ją jednak widzieć małą i słabą".
W wystosowanym również 7 lipca 1920 roku liście do Narodu biskupi apelowali o zjednoczenie wszystkich Polaków dla przeciwdziałania bolszewickiej nawale, pisząc m.in.: "(...) Oto wróg zebrał wszystkie swe siły, ażeby zagrodzić nasze granice, zetrzeć naszą bohaterską armię i odebrać Polsce na nowo przecenny skarb jej wolności. Wróg to jest tym groźniejszy, bo łączy okrucieństwo i żądzę niszczenia z nienawiścią wszelkiej kultury, szczególnie zaś chrześcijaństwa i Kościoła (...), szczególniejszą nienawiścią zapałał on do Polski. Bo gdy niektóre mocarstwa zeszły ze swej pierwotnej drogi, aby zawierać z tym wrogiem umowy, własnego niepomne niebezpieczeństwa, Polska jedna oparła się pokuśnym wołaniom tego wroga i jakby murem stanęła, aby mu wstęp do siebie z zachodu Europy zagrodzić. Dlatego to wróg ów poprzysiągł jej zniszczenie i zemstę".
Jakże wymowne było w tych wystąpieniach poczucie polskiej misji bronienia największych wartości chrześcijańskich i Ojczyzny przeciwko bolszewizmowi nawet wtedy, gdy potężne mocarstwa Zachodu poszły na paktowanie z bolszewikami. Dnia 27 lipca 1920 roku biskupi polscy złożyli na Jasnej Górze Akt poświęcenia Najświętszemu Sercu Jezusa i ponownego obrania Matki Bożej na Królową Polski. W wystosowanej tegoż dnia Odezwie do Narodu po konferencji na Jasnej Górze biskupi polscy wystąpili z płomiennym apelem, zagrzewającym do walki w obronie Ojczyzny. Przypominając triumf bohaterskiej obrony Częstochowy sprzed kilku stuleci, dodawali otuchy i wiary w to, że znowu zwycięży "armia narodowego zbawienia".
Warto tu przypomnieć szczególnie dużą rolę odegraną przez ks. kard. Aleksandra Kakowskiego w działaniach na rzecz religijno-patriotycznej mobilizacji ludności stolicy do przeciwstawienia się nawale bolszewickiej. W liście wystosowanym 31 lipca 1920 roku do duchowieństwa archidiecezji warszawskiej ks. kard. Kakowski poza apelem o nieustające modlitwy za Ojczyznę polecał: "Zaoszczędzone przez wiernych z odmówienia sobie przyjemności i zachowania postu pieniądze oraz wszystkie ofiary zebrane na tacę w dniu 8 sierpnia w kościołach winny być przeznaczone w całej archidiecezji na żołnierza polskiego. Pieniądze, złożone przez kapłanów, Kuria prześle do zarządu armii ochotniczej". W dniu 7 sierpnia 1920 roku ksiądz kardynał wystąpił do proboszczów i rektorów kościołów m.st. Warszawy z listem o obowiązku trwania na stanowiskach wobec groźby agresji. Ksiądz kardynał Kakowski akcentował m.in.: "Nie trwoga, nie zemsta pchać nas winna, lecz płomienne wołanie Matki Ojczyzny o pomoc i ratunek. Ze względu na ważność chwili i grożące miastu naszemu niebezpieczeństwo praca około okopów w dni niedzielne i świąteczne jest dozwoloną.
Niech serc nie warzy zwątpienie i małoduszność, bo dopóki tętni w duszy polskiej wiara w opiekę Bożą i prawdziwy patriotyzm, nie masz takiej siły, która by nas złamać mogła".
Te płomienne wezwania księdza kardynała były realizowane na co dzień przez wielką rzeszę duchowieństwa, czego jakże wspaniałym symbolem stała się bohaterska śmierć ks. Ignacego Skorupki pod Ossowem koło Radzymina 14 sierpnia 1920 roku.
Jakże ważne jest przypomnienie tej tak ogromnej więzi Kościoła z Narodem w dobie szczególnego śmiertelnego zagrożenia Polski po przebudzeniu z długotrwałej niewoli. Trzeba o tym przypominać tym bardziej w czasie, gdy tak mocno nasila się ofensywa wrogów Kościoła i religii, gdy tak usilnie próbuje się zacierać zasługi Kościoła dla Polski. Wrogowie Kościoła kontynuują dziś ciągle to samo plugawe kalumniatorstwo antykościelne i antyreligijne, jakie rozpoczęto na szeroką skalę w dobie stalinizmu.
Dość przypomnieć choćby wydawane wówczas w PRL-u paszkwile w stylu "Tysiąca lat zatargów z papieżami" Andrzeja Nowickiego, dziś wielkiego mistrza masonerii w Polsce. Nie będę tu szerzej rozwodzić się na temat, jak oszczercza była głoszona przez Nowickiego i podobnych mu pamflecistów teza o rzekomych ciągłych zatargach Polski z Papieżami. Przypomnę teraz tylko jedną, ale jakże ważną postać spośród licznych Papieży przeczących wspomnianej oszczerczej tezie - Ojca Świętego Benedykta XIV i jego rolę w mobilizowaniu poparcia dla zagrożonej przez bolszewizm Polski. W wystosowanym 5 sierpnia 1920 roku liście do ks. kard. Bazylego Pompili Benedykt XIV dziękował mu za to, że nakazał wzniesienie do Najwyższego uroczystych i gorących modłów "dla ubłagania miłosierdzia Pańskiego nad nieszczęsną Polską". I akcentował: "Przyczyny nader poważne każą nam wyrazić życzenie, aby za przykładem danym przez Ciebie, kardynale, poszli wszyscy Biskupi świata katolickiego" (podkr. - J.R.N., cyt. za "Zwycięstwo 1920. Warszawa wobec agresji bolszewickiej", Paris 1990, s. 111).
W osobnym liście skierowanym do biskupów polskich 8 września 1920 roku Ojciec Święty Benedykt XIV niezwykle mocno uwypuklił znaczenie Bitwy Warszawskiej nie tylko dla Polaków, ale dla wszystkich narodów chrześcijańskiej Europy, pisząc, że uzyskane dzięki modłom zwycięstwo - "dobrodziejstwo Boga Wspomożyciela dziwnie na dobre wyszło nie tylko narodowi waszemu, lecz i innym ludom. Komuż bowiem nie wiadomo, że szalony napór wroga to miał na celu, aby zniszczyć Polskę, owo przedmurze Europy, a następnie podkopać i zburzyć całe chrześcijaństwo i opartą na nim kulturę, posługując się do tego krzewieniem szalonej i chorobliwej doktryny?".
Warto dodać też ważną sugestię prof. Normana Daviesa na temat warszawskich reperkusji ówczesnego pobytu w Polsce dziekana korpusu dyplomatycznego - nuncjusza papieskiego Achille Rattiego. Zdaniem prof. Daviesa: "Wiedza o tym, jak wielkie piętno odcisnął pobyt w Warszawie na siedemnaście lat pontyfikatu monsignore Achille Rattiego (1922-1939), który zasiadał na tronie Piotrowym jako Pius XI, byłaby nader pouczająca. Nie będzie przesadą stwierdzenie, iż encyklika 'Divini Redemptoris', wyklinająca ateistyczny komunizm, stanowiła uogólnienie jego osobistego wyzwania rzuconego armiom bolszewickim pod Radzyminem".
Świadectwo Charles'a de Gaulle'a
Ciągle mało znany jest fakt, że obok A. Rattiego, przyszłego Papieża Piusa XI, w czasie Bitwy Warszawskiej przebywał w Polsce jako oficer francuskiej misji wojskowej największy chyba Francuz XX wieku, słynny później polityk i wódz Francuzów Charles de Gaulle.
Tym bardziej warto więc przypomnieć tu zapiski de Gaulle'a na temat przebiegu zwycięskiej ofensywy polskiej w sierpniu 1920 r., po raz pierwszy przedstawione w zakazanych wówczas w kraju "Zeszytach Historycznych" paryskiej "Kultury" z 1971 r.:
"14 sierpnia: Ogólna ofensywa została postanowiona (...). W tej samej chwili wydaje się, że wszystko do najdrobniejszego szczegółu jest jasne. Wierne wojska polskie, których wyższe kadry były jednymi z najlepszych na świecie, odczuwają natychmiast, że silna i logiczna wola ma zamiar skoordynować wysiłki (...). Jeszcze zanim rozpoczęła się bitwa, czuję, jak tych żołnierzy znaczy powiew zwycięstwa, który tak dobrze znam (...).
17 sierpnia: Ofensywa rozpoczęła się świetnie. Grupa manewrowa, którą dowodzi szef Państwa, Piłsudski, zgrupowana pomiędzy Iwanogrodem a Chełmem, szybko posuwa się na północ. Nieprzyjaciel, całkowicie zaskoczony widokiem na swoim lewym skrzydle Polaków, o których myślał, że są w stanie rozkładu, nigdzie nie stawia poważnego oporu, ucieka w rozsypce na wszystkie strony albo poddaje się całymi oddziałami (...).
20 sierpnia: Tak, to jest zwycięstwo kompletne, triumfujące zwycięstwo. Z innych armii rosyjskich, które groziły Warszawie, niewiele co powróci. Mimo szybkości, z jaką uciekały, Polacy je przeganiali i zachodzili od lasu" (por. Ch. de Gaulle, Bitwa o Wisłę. Dziennik działań wojennych oficera francuskiego, w: "Zeszyty Historyczne", Paryż 1971, zesz. 19, s. 13-16).
Ocaliliśmy Europę
Ciągle za mało mówi się o ogromnym znaczeniu słynnej Bitwy Warszawskiej 1920 roku dla losów całej Europy. Ambasador brytyjski w Warszawie lord Edgar D'Abernon nazwał ją już w tytule swej książki "Osiemnastą decydującą bitwą w dziejach świata". W publikowanym w sierpniu 1930 r. artykule lord D'Abernon pisał: "Współczesna historia cywilizacji zna mało wydarzeń posiadających znaczenie większe od bitwy pod Warszawą w roku 1920. Nie zna zaś ani jednego, które by było mniej docenione... Gdyby bitwa pod Warszawą zakończyła się była zwycięstwem bolszewików, nastąpiłby punkt zwrotny w dziejach Europy, nie ulega bowiem wątpliwości, iż upadkiem Warszawy Środkowa Europa stanęłaby otworem dla propagandy komunistycznej i dla sowieckiej inwazji (...). Zadaniem pisarzy politycznych... jest wytłumaczenie europejskiej opinii publicznej, że w roku 1920 Europę zbawiła Polska".
Francuski generał Louis A. Faury pisał w artykule ogłoszonym w 1928 r.: "Przed dwustu laty Polska pod murami Wiednia uratowała świat chrześcijański od niebezpieczeństwa tureckiego; nad Wisłą i nad Niemnem (
Bitwa nad Niemnem) szlachetny ten naród oddał ponownie światu cywilizowanemu usługę, którą nie dość oceniono". Brytyjski historyk J.F.C. Fuller pisał w książce "Bitwa pod Warszawą 1920" (wyd. podziemne, Warszawa 1980, s. 34): "Osłaniając centralną Europę od zarazy marksistowskiej, Bitwa Warszawska cofnęła wskazówki bolszewickiego zegara (...), zatamowała potencjalny wybuch niezadowolenia społecznego na Zachodzie, niwecząc prawie eksperyment bolszewików".
Warto przypomnieć również, że znany popularyzator historii wojen i wojskowości Simon Goodough w wydanej w 1979 r. książce "Tactical Genius in Battle" ocenił geniusz Józefa Piłsudskiego zademonstrowany w Bitwie Warszawskiej za godny wyróżnienia w kręgu zwycięzców 27 wielkich bitew w dziejach świata. Obok Temistoklesa, Aleksandra Wielkiego, Cezara, Gustawa Adolfa, wielkiego Kondeusza i wielu innych wielkich wodzów!
Zapobieżenie przez polskie zwycięstwo nad Rosją Sowiecką dalszemu rozprzestrzenianiu się bolszewizmu w Europie "zyskało" Polakom trwałą nienawiść różnych środowisk komunistycznych w Europie i świecie, służąc za pożywkę dla różnych zajadłych "czerwonych" siewców antypolonizmu. Niejednokrotnie zauważałem to bardzo silnie w kraju naszych węgierskich "bratanków", dowiadując się, z jaką nienawiścią pisali lub mówili o nas wpływowi komunistyczni weterani dawnej czerwonej Węgierskiej Republiki Rad. Pamiętali bowiem, że Polacy swym triumfem w 1920 roku rozbili im wszystkie nadzieje na ponowne zwycięstwo komunizmu na Węgrzech po obaleniu w 1919 roku żałosnego bolszewickiego eksperymentu - 133-dniowej Węgierskiej Republiki Rad. W 1920 roku w sztabie konnej armii Budionnego przy Stalinie była wielka grupa komunistów węgierskich czekających na triumfalny powrót do Budapesztu wraz z wojskami sowieckimi, które opanują Polskę (por. W. Pobóg-Malinowski, Najnowsza historia Polski, t. II, 1914-1939, Londyn 1967, s. 504).
Polskie zwycięstwo w 1920 roku uratowało od komunizmu Węgry, Czechy, Niemcy i kraje bałtyckie, a może i resztę Europy. Dowodzący armią sowiecką Michaił Tuchaczewski wzdychał z goryczą na myśl o straconych przez Sowietów szansach w 1920 roku: "Nie ulega wątpliwości, że gdybyśmy byli zwyciężyli nad Wisłą, wówczas rewolucja ogarnęłaby płomieniem cały ląd europejski". Czołowa komunistka niemiecka Klara Zetkin uwieczniła swe smętne rozmowy z Leninem (już po zawarciu rozejmu ryskiego) na temat skutków klęski Armii Czerwonej w Polsce: "Przedwczesny przymrozek odwrotu Armii Czerwonej z Polski zwarzył rozwijający się kwiat rewolucji (...). Opisywałam Leninowi, w jaki sposób odbiło się to na rewolucyjnej awangardzie niemieckiej klasy robotniczej (...), kiedy towarzysze z sowieckimi gwiazdami na czapkach, w niewiarygodnie zużytych strzępach mundurów i cywilnych ubrań, w podartych butach, popędzali ostrogami swoje żwawe koniki wprost ku niemieckiej granicy. (...) Lenin przez parę minut siedział w milczeniu, pogrążony w rozmyślaniach.
- Tak - powiedział w końcu - a więc zdarzyło się to, co może musiało się stać (...). Polacy widzieli w czerwonoarmiejcach nie braci i wyzwolicieli, ale wrogów. Polacy myśleli i działali nie jak przystało na socjałów i rewolucjonistów, ale jak nacjonaliści i imperialiści. Ta rewolucja, na którą liczyliśmy w Polsce, nie powiodła się. Robotnicy i chłopi, oszukani przez Piłsudskiego i Daszyńskiego, powstali w obronie swego klasowego wroga, pozwalając, aby nasi dzielni żołnierze z Armii Czerwonej umierali z głodu, zapędzani w zasadzki, pobici na śmierć (...). Gdy Lenin mówił (...), na twarzy jego malowało się niewysłowione cierpienie" (cyt. za N. Davies, Orzeł Biały Czerwona gwiazda. Wojna polsko-bolszewicka 1919-1920, Kraków 1997, s. 270-271).
Największe znaczenie miało polskie zwycięstwo dla małych krajów bałtyckich. Słynny litewski publicysta niepodległościowy Anastar Terleckas pisał w połowie lat 90., że gdyby nie polskie zwycięstwo w 1920 r. Litwa musiałaby przeżyć dodatkowe 20 lat rosyjskiej okupacji i rusyfikacji. Co zaś oznaczałoby to dla małego, kilkumilionowego narodu litewskiego, można sobie łatwo wyobrazić. Pisząc o znaczeniu polskiego zwycięstwa dla krajów bałtyckich, warto przy okazji wspomnieć o mało znanym, a pięknym przykładzie bezpośredniej i bezinteresownej polskiej pomocy wojskowej dla Łotwy. Dnia 3 stycznia 1920 roku dwie dywizje polskie pod dowództwem generała Edwarda Rydza-Śmigłego, wspierając narodową armię łotewską, wyzwoliły z rąk bolszewików jedno z największych miast Łotwy - port Dyneburg. Józef Piłsudski, który przybył pod koniec stycznia 1920 roku do Dyneburga, by osobiście udekorować gen. Rydza-Śmigłego za zwycięską akcję Orderem Virtuti Militari, powiedział podczas uroczystego obiadu z naczelnym wodzem armii łotewskiej gen. Ballodisem oraz gen. Burtem z misji angielskiej: "Przyjemnie mi jest być w oddziale, który spotkało rzeczywiste szczęście walczyć zgodnie z tradycją polską za naszą i waszą wolność - nie tylko za wolność naszego narodu, ale i za wolność naszego sąsiada i przyjaciela" (W. Pobóg-Malinowski, op.cit., t. III, s. 403).
Słynny polonijny naukowiec ze Stanów Zjednoczonych profesor Iwo Cyprian Pogonowski opowiadał mi kiedyś historię o tym, jak po dziś dzień pamięć o polskim triumfie warszawskim 1920 roku jest deformowana przez niektórych zajadłych rzeczników żydowskiego antypolonizmu. Otóż są takie fanatyczne żydowskie środowiska w USA, które obciążają Polaków winą... za dojście Hitlera do władzy w Niemczech. Głoszą one bowiem, że gdyby Polacy nie pobili wojsk bolszewickich pod Warszawą w 1920 roku, to one dotarłyby do Niemiec i połączyły się z tamtymi siłami komunistycznymi. W Niemczech zatriumfowałaby wówczas skomunizowana lewica i Hitler nigdy nie doszedłby tam do władzy. Nie warto chyba nawet komentować tej tak niemądrej antypolskiej "logiki" wywodów!
Skutki klęski 1920 roku dla Sowietów
Poniesiona przez Rosję sowiecką klęska w wojnie z Polską miała bardzo duże znaczenie dla wewnętrznego rozwoju Związku Sowieckiego, decydująco wpływając na przymusową rezygnację Sowietów z tak niszczącego dla ludności systemu komunizmu wojennego i zmuszając do wprowadzenia dużo bardziej elastycznego NEP-u (nowej ekonomicznej polityki). Warto przypominać te fakty, bo są ciągle za mało akcentowane w historiografii polskiej i zagranicznej, choć stanowią jeszcze jeden więcej dowód doniosłości międzynarodowych skutków Bitwy Warszawskiej.
Nader przekonywujące w tym względzie wydają się uwagi Normana Daviesa w książce "Orzeł Biały Czerwona Gwiazda" (s. 278-279): "Wojna polska przyczyniła się bezspornie do kryzysu komunizmu wojennego, a w konsekwencji do wprowadzenia przez Lenina 'nowej polityki ekonomicznej' (NEP).
Latem 1920 roku na froncie polskim walczyło osiem z szesnastu armii bolszewickich.
Wojna polska była poważnym i jedynym zagranicznym przedsięwzięciem Armii Czerwonej, które wyraźnie nadwerężyło program 'komunizmu wojennego' na skutek militaryzacji kolei, nasilenia rekwizycji, wzrostu zapotrzebowania na zapasy i uzbrojenie (...). Prawdą jest również to, że nagła klęska kampanii polskiej spowodowała jesienią 1920 roku szok nie mniej powalający niż chaos, który istniał już wcześniej. Dopóki wydawało się, że Armia Czerwona broni Rosji przed 'polskimi jaśniepanami', dopóty można było usprawiedliwiać i tolerować cierpienia, których przysparzał komunizm wojenny. Wszelako od momentu podpisania rozejmu ryskiego (...) cały ten system stracił sens (...). Komunizm wojenny przestał był użyteczny i trzeba go było zastąpić czymś innym. W okresie trwania kampanii polskiej, kiedy nadzieje na eksport rewolucji były nadal żywe, NEP nie był potrzebny, w momencie klęski tej kampanii stał się logiczną koniecznością".
Dodajmy - stał się logiczną koniecznością, bo klęska pozbawiła Sowietów możliwości złupienia podbitej Polski, a w ślad za nią krajów sąsiednich, które umożliwiłoby dalsze kontynuowanie dotychczasowej polityki "komunizmu wojennego". Jak pisał cytowany już brytyjski historyk J.F.C. Fuller, klęska Sowietów w Bitwie Warszawskiej pozbawiła Rosję "możliwości grabieży, potrzebnej jej bardzo do powstrzymania beznadziejnego kryzysu ekonomicznego".
Był jednak, jak się zdaje, jeszcze jeden szczególnie ponury skutek sowieckiej klęski w wojnie z Polską w 1920 roku. Była to wciąż tląca się, nieugaszona nienawiść sowieckich przywódców bolszewickich na czele ze Stalinem do Polski, która tak mocno przekreśliła ich zaborcze i grabieżcze plany. Słynny rosyjski historyk Dymitr Wołkogonow tak tłumaczył podjętą w 1940 roku decyzję sowieckiego Biura Politycznego o rozstrzelaniu tysięcy polskich oficerów: "Była to zapewne zemsta za sromotną klęskę Rosji Radzieckiej w 1920 roku i upokarzający traktat ryski, którego, jak mówią, Stalin nie mógł Polakom wybaczyć" (D. Wołkogonow, Lenin, Warszawa 1997, s. 474).
Stalin i sowieccy enkawudziści mieli za co się mścić. Polskie zwycięstwo w 1920 roku uratowało Europę na ponad 20 lat przed potwornymi skutkami sowieckiej ekspansji i grabieży.
http://www.polonica.net/jak_uratowalismy_Europe.htm
prof. Jerzy Robert Nowak
Wojna Polsko-Bolszewicka