Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Juliusz Tarnowski

Najmłodszy z pięciorga dzieci Jana Bogdana hr. Tarnowskiego i Gabryeli z Małachowskich, urodził się 26 grudnia 1840 r. Rodzonym jego wujem był Juliusz Małachowski, poległy w 1831 roku pod Kaźmierzem, gdy z odwagą niesłychaną biegł do ataku na czele kosynierów. Na jego pamiątkę siostrzeniec dostał na chrzcie imię Juliusza.
Po przedwczesnej śmierci ojca ster wychowania dzieci przeszedł w ręce matki. Dobra jak anioł, a po męsku rozumna, dzielność i moc ducha czerpała z głębokiej wiary. Dzieci umiała kochać i prowadzić iście po chrześcijańsku — sercem najczulszeni a mądrze. Synom zdołała zastąpić ojca: położyła fundament Boży i polaki pod całe długie, pełne obywatelskich zasług żywoty obudwu starszych. Bohaterska śmierć Juliusza miała okazać, że godzien był takiej matki.
Od maleńkości ulubieniec wszystkich w domu, bo żywy jak iskra, bystry, wesoły i dowcipny, miał w charakterze wrodzoną już niezłomność, która nie ugięłaby się pod surowym przymusem, a jednak miękła jak wosk pod jednem łagodnem i tkliwem spojrzeniem matki. Uwielbiał ją, obawa, by jej nie zasmucić, stawała się dlań bodźcem ku dobremu. Chłopiec figlarny, na pozór trzpiot, wyrobił w sobie poczucie obowiązku nad wiek rozwinięte, które przeszło mu w krew i stało się rysem zasadniczym jego charakteru.
Zdolny bardzo i rozgarniony, czynił szybkie postępy w naukach: gimnazyum kończył u Św. Anny w Krakowie, gdzie matka nieraz długo przesiadywała. Wstąpił potem na Uniwersytet Jagielloński, a po roku przeniósł się na wiedeński. Teraz był już na obczyźnie, pozostawiony sam sobie. Do matki, która się niepokoiła tern oddaleniem, pisał wtedy w jednym ze swoich listów: „Ja do Ciebie wrócę takim, jakim mnie mieć chcesz"... Takim on rzeczywiście nigdy być nie przestał, ale nie miał powrócić tak rychło, jak oboje pragnęli.
Aby się należycie przysposobić do zawodu ziemiańskiego, przeniósł się z Wiednia do najgłośniejszej wówczas rolniczej szkoły w Hohenheimie, gdzie spędził całe dwa lata — niewesołe, bo w osamotnieniu, w które pogrążył się, zajęty wyłącznie pracą. „Szkoda, mój Julku, że na takiego wychodzisz tetryka, ty, którego wesołość chmurne rozjaśniała czoła* — pisała doń matka, on zaś w liście do brata spowiadał się ze swoich smutków i tęsknot: „Nie lepiej to było na koniach karki kręcić, albo po dzikowskich kępach i lasach uganiać?.... Szczęściem rozsądek, który wprawdzie dobrze ukrywa się u mnie, niemniej jednak kolosalnych jest rozmiarów, odpędza zdaleka wszystkie niepotrzebne przypomnienia*1...
Ze studyów hohenheimskich wyrwało go nagłe wezwanie do ciężko chorej matki. Umaiła na zapalenie płuc 23 lutego 1862 r. W kilka tygodni po pogrzebie, nie folgując sobie w okrutnej żałości, powrócił do Hohenheimu dla dokończenia nauk rolniczych, a w jesieni ze starszym bratem Stanisławem, późniejszym profesorem i prezesem Akademii, wybrał się do Włoch. „Bez pretensyi do znawstwa — powiada o nim ten brat i towarzysz podróży — wielkie miał w o- brazach zamiłowanie, a instynkt w ocenianiu ich rzadko go zawodził — Kiedy się czemś naprawdę zachwycił, uniesienie jego nie było hołdem, oddanym na ślepo książkowym powagom, ale wrażeniem pełnem dobrej wiary, wolnem od przesady i udania"... Najdłużej oczywiście zabawili w Rzymie, tu Juliusz brał nawet lekcye śpiewu. Ruszyli w dalszą drogę, do Neapolu. Po tygodniu, ku końcowi stycznia, w jednym z dzienników tamtejszych wyczytali o wypadkach, które wtedy wstrząsnęły: nocna branka, tłumna ucieczka młodzieży w lasy, powalacie!
Juliusz Tarnowski pojechał do Paryża, gdzie wybitni polscy działacze zorganizowali się byli jeszcze w r. 1860 w t. zw. biuro dyplomatyczne, które miało zagranicą działać na rzecz sprawy polskiej a teraz jęło się starać u dworów i rządów europejskich o pomoc dla powstania. Budowano na słowach Napoleona 111, że „w miarę jaką przestrzeń zajmie powstanie, tak wielka będzie Polska44.
Z Paryża, po kilku dniach zaledwie, puścił się do kraju. Zastał powszechną gorączkę, zamęt w głowach, krzyżowanie się najsprzeczniejszych wieści, nadzieje niczem nie uzasadnione przechodzące w nagłe zwątpienie. Tarnowski nie podlegał złudzeniom, dręczył się fatalnym obrotem, który przybierała beznadziejna walka i zdawał sobie sprawę, że prędzej czy później sam weźmie w niej udział: „Po imieniu rachują mnie do tych, co iść mogą i powinni...” — odezwał się do najbliższych.
(...)
Niebawem zaciągnęli się dwaj młodzi przyjaciele, Juliusz Tarnowski i Władysław Jabłonowski, syn Alojzego i Katarzyny z Trzecieskich. Tajemne przygotowania przeciągnęły się do wiosny : szyto mundury, sprowadzano broń, ujeżdżano konie. Równocześnie kapelan zamku dzikowskiego, X. Bartłomiej Hendrzak po cichu znosił się z mieszczanami tarnobrzeskimi i z mieszkańcami w okolicy, w czem najgorliwiej dopomagał Franciszek Uchański, organista w Tarnobrzegu. Prawie ośmiuset ludzi zobowiązało się stanąć w szeregach powstańczych. Zbliżał się 20 czerwca, termin wyprawy za Wisłę. Juliusz nie okazując najmniejszego wzruszenia, sposobił się jak na pewną śmierć. Napisał testament. Sakramentami oczyścił i zasilił duszę. Teraz już gotów był na wszystko. Z humorem sobie właściwym uspokajał otoczenie najbliższe: „Nic mi się nie stanie, jak pójdę tak wrócę!" Czy w to wierzył? Czy niefrasobliwym uśmiechem nie pokrywał złych przeczuć? Czy, gdy śpiewał pieśni Szuberta w ten ostatni wieczór, nie stawał mu przed oczyma tamten Juliusz, brat matki, poległy przed jego urodzeniem, nieznany a taki bliski? (...) Cała wyprawa w sile niespełna ośmiuset ludzi, składała się z dwóch oddziałów. Nad pierwszym objął dowództwo Dunajewski, nad drugim Jan Popiel. (...) Jordan, który Juliusza Tarnowskiego zamianował jednym ze swoich adiutantów, pozostał przy oddziale Chościakiewicza, liczącym 425 ludzi.
(...)
Jenerał uznał, że innej rady niema, tylko trzeba jegrów za wszelką cenę wyparować bagnetami z komorowskich zabudowań.
Czy na ochotnika? Jeśli Jenerał każe, spróbuję... — odezwał się młody adiutant i otrzymawszy pozwolenie zeskoczył z konia, odpasał swój karabin z nasadzonym bagnetem
Jest rozkaz: na ochotnika! Za raną! Na bagnety! – Rzucił się pędem naprzód za nim około czterdziestu śmiałków.
Nie sposób jednak było wręcz uderzyć na ścianę stodoły czy szopy ziejącej kulami. Tarnowski skręcił w bok aby Moskali znienacka napaść od tyłów przez ogród i pasiekę.
Garść ochotników za jego przykładem gnała jak wicher. Już dopadali płotu, w tem gruchnęła salwa, powstańcy pierzchli w popłochu. Siedmiu tylko przeskoczyło przez płot
Prócz Tarnowskiego do tych siedmiu nieustraszonych należał Jan Popiel, Henryk Brockenhausen i Michał Piotrowski — obaj z Sandomierskiego. Nazwiska trzech innych nie zachowały się w pamięci ludzkiej, wiadomo tylko, że był między nimi ksiądz z Przecławia, który dla przykładu poszedł z atakującymi, nie mając w ręku żadnej broni!
Każdy krok naprzód groził śmiercią. Lecz oni w siedmiu, pod wodzą Tarnowskiego przesadziwszy płot pędzili niepohamowani jak burza. Dopadają, z nad ludzkim rozmachem wyrzucają Moskali bagnetami z szopy. Teraz tylko z dalszych zabudowań ogniem wykurzyć nieprzyjaciela, jak borsuka z jamy ! Trzasnęła zapałka, płomień błysnął pod strzechą... Wtem rosyjski oficer opamiętawszy się, wyrywa jegrowi karabin, wychyla się z poza węgła... mierzy... wypalił — a Juliusz Tarnowski runął nieżywy na ziemię. Kula trafiła w oko i ugrzęzła w mózgu.
Zaczęła się walka na śmierć i życie. Sześciu mężnych borykało się do upadłego z przemożnym zastępem wroga. Dwóch zaledwie uszło z życiem: Jan Popiel i Michał Piotrowski.
(...)
Na drugi dzień, gdy rozeszła się wieść o klęsce, najstarszy z braci, Jan Tarnowski, przeprawił się przez Wisłę, chcąc dowiedzieć się o losach Juliusza. Znalazł go w długim szeregu trupów, leżących na wiejskim cmentarzyku w Beszowie, nad świeżo wykopanym wspólnym grobem. Wszystkie ciała były odarte do naga, niektóre pokaleczone okrutnie, tylko na zwłokach Juliusza, prócz owej śmiertelnej rany w oko, nie było nawet zadraśnięcia. Pochowano go z wszystkimi razem, o przewiezieniu ciała do grobów rodzinnych, o publicznym pogrzebie powstańca w tych czasach nie mogło być mowy. Jan postarał się tylko o trumnę dla brata.
Później dopiero przewieziono zwłoki tajemnie do Dzikowa i obok rodziców złożono w podziemiach kościoła Dominikańskiego. Przy wielkim ołtarzu, po stronie Ewangelii stanął piękny pomnik, na którym wyryty jest napis, wyjęty z ksiąg Machabejskich :
I wzmogła się bitwa, aż zapadło słonce i poległ dnia onego
Juliusz Tarnowski • 26 grudnia 1840 20 czerwca 1863.
...a jeżeli przybliżył się nasz czas, umrzyjmy mężnie a nie czyńmy zelżywości sławie naszej.
Młodzieńcom mężny przykład zostawię, jeżeli ochotnem sercem, a mężnie za najpoważniejsze i najświętsze prawa poczciwą śmierć podejmę.
...Bo lepiej nam jest zginąć na wojnie, niżeli patrzeć na niedolę narodu naszego.
Lecz ja duszę i ciało moje dawam za prawa ojczyste, wzywając Boga, aby co rychlej narodowi naszemu miłościwym był.
Źródło
Rydel L., w: Czas 27.06.1913
Nadawca
GP
Uwagi
brak
METRYCZKA REKORDU
Id
58093
Imię
Juliusz
Nazwisko
Tarnowski
Zdjęcie
brak
Artykuł
brak
Nadawca
GP
Źródło
Rydel L., w: Czas 27.06.1913
Link do tego rekordu
Link wewnętrzny GP (BBCode)
Cytowanie naukowe