Liszki, 4 października [1884]. Dziś odbył się pogrzeb śp. Jana Kałuskiego, nauczyciela ludowego w Rącznej, którego życie pełne niewynagrodzonej ofiary zasługuje na kilka słów wspomnienia. Młodym chłopcem, w smutnej pamięci 1846 roku, został na rozkaz ówczesnego tarnowskiego starosty Breidla porwany z VI klasy gimnazyalnej i ubrany mówiąc ówczesnym stylem w kamasze. W wojsku mimo wykształcenia prosty żołnierz, jako politisch verduchtig znosząc niezliczone szykany i maltreacye, dosłużył się przez długie lat 10 zaledwiestopnia kaprala. Dopiero w bitwie pod Solferynem mianowany został porucznikiem, a następnie nadporucznikiem.
Nie długo się cieszył tak krwawo zdobytym stanowiskiem. Nadszedł rok 1863 a śp. J. Kałuski, w którym lat tyle ciężkiej i dodajmy ówczesnej służby wojskowej, zabijającej nietylko wszelkie uczucia patriotyzmu, ale wprost ducha, nie wytępiły miłości ojczyzny - porzuca wszystko i spieszy za kordon, by stanąć w szeregach walczącej za wolność braci.
Moskiewskie kule oszczędziły mu życia z upadkiem więc powstania wraca pozbawiony wszelkich środków utrzymania, poraniony, chory, by się ukryć w domu przyjaciela p. Skirlińskiego w Liszkach.
Za jego radą i pomocą otrzymał skromną posadę nauczyciela ludowego w Rącznej, na której do śmierci pracował.
Umarł nagle 2 b. m. w domu p. Skirlińskiego w Śmierdzącej [dzisiejszym Kryspinowie, który do 1897 roku nosił taką nazwę - wyjaśnienie P.K.] dokąd czując się zupełnie zdrowym przed paru godzinami z Rącznej piechotą przyszedł. Śmierć lekka była mu jedyną nagrodą za życie pełne bólu i trudów.
Pogrzeb jego był wymownym dowodem jaką sympatyą się cieszył, zarówno u ludu licznie zgromadzonego na cmentarzu, jak równie miejscowej inteligencyi i nauczycieli okolicznych, którzy wszyscy na oddanie ostatniej przysługi towarzyszowi do Liszek przybyli. Mowa wypowiedziana nad grobem w imeniu kolegów przez p. nauczyciela ze Zwierzyńca do łez obecnych wzruszyła.
Ziemia zakryła znowu jedną ofiarę wielkiej miłości, niechaj dobremu synowi lekką będzie.