25 lat w lodach Sybiru. Dzienniki wiedeńskie podają wzruszająca do głębi historję jednej z ofiar carskiego rządu, niejakiego Jakóba Kotona, który po okropnej tułaczce wreszcie dowlókł się niedawno do Wiednia i pozostaje tam bez żadnych środków do życia.
Koton, syn zamożnego niegdyś młynarza ze wsi Ławkowa w Królestwie Polskiem, jako 19 letni młodzieniec stanął w 63 roku w szeregach powstania, niedługo jednak w jednej z potyczek raniony, odwieziony został do Wilna i tam przez Murawiewa na dożywotnie zesłanie na Sybir skazany. W Tomsku przydzielono go do oddziału zesłanych i stamtąd rozpoczął się pochód na Sybir po tej drodze cierniowej, aż nadto dobrze narodowi polskiemu znanej. W Krasnojarsku fotografowano zesłańców. Przez Irkuck, Jakuck, po ośmiomiesięcznem pędzeniu z osady do osady, pozostawiono Kotona wreszcie w Tarbogotai i pozwolono mu tam zarabiać na życie polowaniem. Wkrótce por- wała go tęsknica za ojczystym krajem. Nie zważając na trudy i niebezpieczeństwa, na jakie się narażal, próbował raz ucieczki, próbowal drugi raz i trzeci. Za każdą próbą schwytany, nowe męczarnie znosić musiał. Wreszcie postanowił zebrać znaczniejszy fundusz i po pewnym czasie jeszcze raz próbować szczęścia. Tym razem nie nastąpiło to tak rychło. Przez 20 długich i ciężkich lat siedział spokojnie, odkładając z lichego zarobku zaoszczędzone grosze. Wreszcie znalazł się w posiadaniu 4.000 rubli. Z tym funduszem puścił się po raz ostatni w drogę, tym razem z większem szczęściem. Przez Ural przebijał się i przemykał po nocach. przeważnie i dotarł do Jekaterynburga, a ztamtąd przez Petersburg i Helsingfors przedostał się do Sztokholmu. Nie znalazł jednak nigdzie spokoju i musiał się tułać po Kopenhadze, Lubece, Hamburgu, Berlinie, aż wreszcie znalazł się w Paryżu. Tu jednak wyczerpały się wszystkie jego zasoby pieniężne i tak szczupłe i rząd francuski odstawił go do granicy belgijskiej. Przez Holandje dostał się ten prawdziwy męczennik do Niemiec, skąd pieszo, drogą na Kolonię i Monachium po ośmiu tygodniach wśród śniegu i mrozu przybył do Wiednia. Dzienniki wiedeńskie wzywają mieszkańców do dania pomocy i wsparcia temu nieszczęśliwemu tułaczowi, który po tak cierniowej drodze żywota, dziś na starość pozostaje bez żadnych środków do życia.