Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Polacy ale ... Nigdy nie byli w Polsce

21.10.2010 23:55
Polacy ale ...
Nigdy nie byli w Polsce

Romanina Jachimowicz ze wsi Stawyszcze w obwodzie żytomierskim.
Wśród Ukraińców sami staliśmy się Ukraińcami. Staramy się jednak zachować polskie tradycje –

Malownicza wioska Stawyszcze położona jest nieopodal trasy szybkiego ruchu Kijów – Żytomierz. Młodzi stąd uciekają.
Kołchoz „Ukraina” zbankrutował. Pracy nie ma. W Stawyszczach mieszka około 100 osób, z nich 20 -to Polacy.
– Pamiętam, jak ojciec uczył mnie polskiego. W szkole nauczyciel języka ukraińskiego Hrynko Klimowicz pokazuje napisaną cyrylicą literę W, a ja wołam: B. Ojciec nigdy nie był w Polsce – wspomina 86-letnia Romanina Jachimowicz. Mieszka w niewielkim drewnianym domu ukrytym za owocowymi krzakami i drzewami. Na ścianie wisi obraz Matki Boskiej. Na piecu suszą się kolby kukurydzy i grzeje się kot Murczyk. – To mój współlokator, nikogo więcej nie mam – śmieje się kobieta. Na Boże Narodzenie chciała jechać do Korostenia do kościoła, ale boi się trzaskającego mrozu. – W dodatku nasypało śniegu i autobus może nie przyjechać – stwierdza, wyglądając przez niewielką zamarzniętą szybę. – W święta nic nie będę robić, będę się modlić i tak je uczczę – dodaje.
Pani Romanina urodziła się w Stawyszczach i przeżyła w tej wsi wszystkie swoje lata. Jej dziadkowie i rodzice byli Polakami. Ojciec Łukasz Jachimowicz, matka – Aniela Skakowska.
Opowiada, że w Stawyszczach mieszkało kiedyś dużo Polaków: Mianowscy, Mostowscy, Soroczyńscy. Co się z nimi stało?
– W latach 30 wielu z nich wywieziono. Chrzestny syn mojej matki, Bronisław Szajdecki uczył się na księdza. W 1932 roku, gdy byłam w pierwszej klasie, często przesiadywał w naszej szkole. Zastanawiałam się, dlaczego to robi? Teraz wiem – chował się przed NKWD – wspomina kobieta. – Ojciec nie chciał pracować w kołchozie, ale jak władza radziecka zabrała nam ziemię, to musiał. Był w brygadzie budowlanej. Ja w kołchozie pracowałam przy uprawie lnu. Za drugiej wojny światowej, gdy ziemia leżała odłogiem, ludzie we wsi mówili – czy będą tu gospodarzami Niemcy czy też nie, siać i orać trzeba. Dziś nikt tak nie mówi i nie uprawia roli. Taka władza – stwierdza. Pani Romanina też nigdy nie była w Polsce. Przepytywała znajomych, którzy tam jeździli, jak tam jest. Odpowiadali, ze polskie gospodynie gotują smaczne zupy. – My, Polacy, wśród Ukraińców mieszkamy i sami staliśmy się jak Ukraińcy i jak prawosławni. Bo jak katolik brał za żonę prawosławną, to ksiądz nie chciał ochrzcić dzieci. Ale prawosławny chrztu nie odmawiał.
– Za Breżniewa było lepiej. Wszyscy mieli zatrudnienie w kołchozach. Ja także. Mam czerwoną legitymację przodownika komunistycznej pracy. Pracowałam na budowie, w radzie wiejskiej, a nawet przy produkcji masła i cegieł – 76-letnia Józefina Łabędzka pokazuje małą książeczkę. Ile przodownik pracy ma emerytury? – 738 hrywien (niecałe 250 złotych – przyp. red.) – wzdycha. 1,5 hrywny miesięcznie pani Józefina otrzymuje za to, że przebywa w strefie skażonej po katastrofie w elektrowni w Czarnobylu. Pani Józefina mieszka w ceglanym domu. Kundel w budzie głośno szczeka, ale nie wyłazi z niej w obawie przed zimnem.
Wejście do domu z dużej sieni z widłami i grabiami. Przy kuchennym ceglanym piecu stoi stół z ławkami, na oknach wiszą niebieskie firanki. Kobieta wygląda przez okno i także narzeka na mróz. – Trzeba przecież na Boże Narodzenie pojechać do kościoła. Do Korostenia albo do Borowej 18 kilometrów stąd. Z rana ksiądz Rusłan Ambrozy odprawia msze po polsku, w południe po ukraińsku, wieczorem po rosyjsku – opowiada. – Mam Pismo Święte, kalendarz katolickich świąt i obrazki papieży – Jana Pawła II i Benedykta XIV – pokazuje. Na wigilię pani Józefina przyrządzi kutię, pierogi, kapustę i grzyby – świętujemy tak co roku. A do kościoła, jak było ciepło, jeździliśmy co niedziela – dodaje.
Dziadkowie i rodzice pani Józefiny byli Polakami. – Dziadkowie Stanisław Łabędzki i Sylwester Chociński. Babcia Anna Szyszkowska. Podczas drugiej wojny światowej, gdy miałam cztery lata, ojca zabrało i rozstrzelało NKWD.
Mama chowała się wraz z pięciorgiem dzieci w ziemiance – wspomina kobieta.
– Nikt z naszej rodziny nie mieszkał i nie mieszka w Polsce.
Nigdy tam nie byłam. Pewnie żyje się tam dużo lepiej? – pyta i stwierdza zarazem pani Józefina.
– Jak świętowałam katolickie Boże Narodzenie, to mój mąż Petro, wyznania prawosławnego, był zły i docinał:
„nie jesteś ani Polaczka, ani Ukrainka. Nie wiadomo, kim jesteś”. Teraz, by uniknąć swarów, świętujemy podwójnie. Na katolicką wigilię przyrządzę pierogi z makiem, kapustę i zupę grzybową – zapowiada 78-letnia Leontina Wysocka.
Mieszka w malowniczym drewnianym domu z niebieskimi i fioletowymi okiennicami. W podwórku studnia z żurawiem i owocowe drzewa przysypane śniegiem. – Mój dziadek Franek Wysocki był stolarzem. Komunistyczne władze uznały go za kułaka i odebrały dobytek – cztery krowy. Zostawili nam taką krowę, co zaraz zdechła. Dziadka zabrali, bo chciał w kołchozie wymienić ją na taką, co dawała mleko.
Wielki Głód jakoś przeżyliśmy. Babcia chowała fasolę do komina, ale i tam ją odnajdywali – opowiada pani Leontina.
– Kiedyś Wysockich tu była cała ulica. Chodziliśmy do spowiedzi do kościoła w Puhacziwce. Podczas wojny został zniszczony.
Gdy zabrakło kościoła, zaczął przyjeżdżać do nas ksiądz z Żytomierza – dodaje.
Leontina Wysocka przez 15 lat pracowała jako dojarka w kołchozie w Stawyszczach. Otrzymuje 800 hrywien (około 270 złotych – przyp. red.) emerytury. Bochenek chleba kosztuje w sklepie 3 hrywny, kilogram mięsa – 40 hrywien. Za wzorową pracę mogła jeździć do różnych radzieckich miast na wycieczki – do Moskwy, Sewastopola, Suchumi i Soczi. Ale do Polski nigdy nie przyjechała. – Słyszałam, że teraz można tam się przeprowadzić, ale ja już nie mam siły. Do Polski na zarobki jeździł mój syn Michał. Mówił, że ludzie tam dobrze żyją i hodują piękne kwiaty – mówi zamyślona pani Leotina.
Tatiana Serwetnyk z Korostenia
Patrz Zdjęciahttp://www.genealogia.okiem.pl/foto2/thumbnails.php?album=1. Józefina Łabędzka- lata 80.źródło: Arch. Rz-lita .

Komentarze (1)

2.02.2016 14:15
Witam!
Moja prababcia to Marianna Soroczyńska ur.1850r.,żona Józefa Janiszewskiego ślub w Grabowej 1882r.Rodzice Marianny Vincenty Sroczyński i Marcella Ostrowska.
Vincenty syn Antoniego Soroczyńskiego kowala z przedmieścia Buska i Cathariny Święcowa de Grabowa
Antoni syn StanisławaSoroczyńskiego i Cathariny dd ?Busk
Milatyn Nowy ; Anna Marcjanna Wysocka żona Jakuba Chałgasiewicza są 3X pradziadkowie Kazimiery Chałgasiewicz żony Józefa Janiszewskiego artysty malarza.
Pozdrawiam Tadeusz Jan Janiszewski
Ta strona wymaga zapisu cookies do prawidłowego działania. Aby móc je zapisać na tym urządzeniu, wymagana jest Państwa zgoda. Jeśli nie wyrażą Państwo zgody - wtedy żaden plik cookie nie zostanie zapisany, ale funkcjonalność strony będzie ograniczona, m. in. nie będzie można się zarejestrować, zalogować, pisać komentarzy, nie będzie dostępu do materiałów dostępnych tylko dla zalogowanych. Ponadto informacja ta będzie pojawiać się na każdej stronie, gdyż zapisanie braku zgody na cookies wymagałoby zapisania braku tej zgody w cookies, a na to nie mamy zgody. Szczegóły na stronie Polityka prywatności. Decyzję tę można w przyszłości zmienić na stronie Polityki prywatności.