Iljutowicz Anna -100-lecie pełne łask
Równo przed wiekiem na chrzcie otrzymała imię Anna, co w tłumaczeniu z hebrajskiego oznacza „Pełna łask”. Rzeczywiście łaską była obdarzona. Najważniejszą, że tyle lat w umiłowanym zawodzie przepracowała i tylu dzieci nauczyła.
Obecny świat pani Anny Iljutowicz jest tu, w dwupokojowym mieszkaniu w bloku na Karolinkach. Mieści się w opasłych albumach,starannie zebranych referatach, codziennych konspektach, które robiła szykując się do lekcji. Lekcji języka niemieckiego, które prowadziła aż do 90 lat. Od... dziesięciu jest na emeryturze. Nie prawnej, bo tę, jak i wszyscy otrzymała we właściwym czasie, ale nie mogła się rozstać ze szkołą, uczniami, którzy dla niej byli faktycznie całym światem. Światem tak bogatym, bo przecież to była praca z dziećmi, młodzieżą. Nieważne, w jakiej szkole. Jedna z uczennic, Helena Zakrzewska, nauczycielka szkoły im. I. J. Kraszewskiego, w której to Iljutowicz przepracowała wiele lat, poinformowała naszą redakcję, że pani Anna, Nauczycielka i Człowiek, z dużej litery, 13 sierpnia obchodzi swoje 100 urodziny.
Jakże więc taką datę pominąć...„Proszę zaczekać , ciocia za chwilę przyjdzie” – mówi kuzynka i opiekunka pani Anny, Natasza zapraszając do pokoju. Kiedy za chwilę sama, nie opierając się na żadnej laseczce, do pokoju wchodzi szczuplutka, drobniutka
starsza pani, nasze zdziwienie nie ma granic. A co dopiero mówić, gdy za chwilę się przekonamy, że pani Anna bez okularów czyta, ogląda zdjęcia. Bo przecież o stulatce mówimy.
Pani Anna, gdy pytam o rok urodzenia, zamyśla się na chwilę i jak to każda kobieta figlarnie mówi: „Mam chyba dużo, właściwie sporo lat” – ale nie precyzuje, ile. Co się tyczy życia, nauki, pracy – opowiada bardzo skromnie, a faktycznie prawie nic, co bynajmniej nie oznacza,że nie pamięta. Widocznie długie życie w trudnych okresach nauczyło ją, żeby za dużo nie mówić. Los nie oszczędził także rodziny Maraczuków (to panieńskie nazwisko naszej bohaterki) na różnych etapach życia, które postaramy się z Nataszą, córką rodzonej siostry pani Anny, Wiery - prześledzić, bo nasza bohaterka,jak zaznaczyliśmy, nie jest skora do opowiadań. Folwark w Kamionce obwodu grodzieńskiego był miejscem rodzinnym, gdzie na świat przyszły dzieci - syn i dwie córki nauczyciela Maraczuka - Wiera i o dwa i pół lata młodsza Anna. Wiera umarła przed pięcioma laty, przeżyła też ładny wiek - 97,5 lat. Rodzina Maraczuków w czasie pierwszej wojny światowej została ewakuowana w głąb Rosji. Tam w guberni penzeńskiej, w mieście Insar, a potem w Penzie uczyła się Anna. W roku 1921 wrócili do Nowogródka, gdzie Anna ukończyła gimnazjum rosyjskie, później uczyła się w Gimnazjum im. Adama Mickiewicza w Nowogródku. Potem było Wilno, Uniwersytet Stefana Batorego,wydział humanistyczny, specjalność język francuski. W jakim okresie życia pojawił się u młodej Anny jej wybrany, później mąż Andrzej Iljutowicz – nie mówi, widocznie ta rana jeszcze bardzo mocno krwawi. Jedno jest jasne, że małżeńskie szczęście trwało bardzo krótko, oficer Wojska Polskiego poległ jako pierwszy. Nigdy nie dowiedziała się nawet, gdzie jest jego grób...
Jak się dowiemy od Nataszy, „ciocia nigdy nie założyła nowej rodziny, zawsze pomagała nam, czyli rodzicom i rodzeństwu, którzy zostali wywiezieni do Kazachstanu”. W roku 1952 Anna uniknęła wywózki chyba dlatego, że mieszkała w owym okresie w Wilnie. Całe życie pracowała jako nauczycielka – rozpoczynając od męskiego gimnazjum w Wilnie, potem był staż językowy w Paryżu (1937 r). W czasie wojny mieszkała w Borysowie i Nowogródku, a po jej zakończeniu w latach 1946-1949 wykładała język francuski w Instytucie Pedagogicznym w Grodnie. Cały czas mówimy o francuskim, ale uczniowie wielu szkół Wileńszczyzny, w której tyle lat pracowała Ijlutowicz, pamiętają ją jako świetną germanistkę (bo pani Anna w 1933 uzyskała dyplom magistra romanistyki), o której to jedna z jej uczennic, dziś nauczycielka z 40-letnim już stażem Helena Zakrzewska powie: „To była wspaniała nauczycielka języka niemieckiego, bardzo wymagająca, pracowita i bardzo wyrozumiała i inteligentna wobec uczniów. Nie tylko że nie narzekaliśmy
na jej wymagalność, wręcz odwrotnie - umiała przekonać po cichu, że stała systematyczna praca jest bardzo ważna”.
Najdłużej pani Anna pracowała w szkole im. I. J. Kraszewskiego, ale kiedy przeszła już niby na emeryturę, mając ponad 70 lat, bynajmniej nie ograniczyła się czterema ścianami mieszkania. Do lat 90 pracowała w Pakieńskiej Szkole, dojeżdżając autobusem.
„Ba co tam mówić o 90- leciu, jeżeli jeszcze dwa lata temu ciocia sama wychodziła po zakupy” – mówi Natasza,bynajmniej nie dlatego, że nie miał kto tego zrobić, ale żeby się nie zasiedzieć”. Dziś, niestety, Anna Iljutowicz nie opuszcza już mieszkania,
ale żyje nadal tym życiem, które tak lubiła. Rozkłada na stole jeden album, potem drugi i ogląda zdjęcia. Szkolne, z wycieczek, które bardzo lubiła. W tym świecie, tak bogatym świecie stałej młodości, świecie wspomnień– żyje otoczona opieką rodziny Nataszy, mieszkającej razem z panią Anną. Ilu uczniów w ciągu tylu lat nauczyła nie tylko języka obcego, ale też dobroci, skromności, pracowitości– wszystkiego, co sama posiada- nigdy nie liczyła.
I patrząc na stare pożółkłe zdjęcia uczniów - przywołuje w pamięci Stasia, Marysię, Anię, Helenkę i wszystkich tych, których uczyła...
spisała H. Gładkowska