Było to za wojen szwedzkich. Potężny wróg opanował ziemie polskie, które oddawały się prawie bez walki. Nie we wszystkich jednak upadł duch, znaleźli się na polskiej ziemi gotowi do stawienia oporu najeźdźcy. Do takich należeli właśnie mieszkańcy nowego Sącza, którzy gotowi byli bronić się do upadłego niż poddać się wrogom.
Sądecki zamek był potężny, warowny a jako że mieszkańcy miasta na wieść o zbliżających się Szwedach chronili się do zamku, obrońców w nim nie brakowało. Sądeczanie jęli więc przygotowywać się do obrony, wystawiwszy wcześniej czaty, które miały ostrzec gdy tylko wróg pojawi się blisko miasta.
I stało się! Pewnego dnia na sądecki Rynek wpadł zdyszany jeździec, krzycząc ile sił w płucach
-Szwedzi idą! Jutro najdalej będą tu pod bramami miast, a siła ich wielka!
Popłoch padł na mieszkańców, ten i ów zaczął głowę tracić, mało brakowało a wszyscy, ratując swój dobytek, zapomnieliby o obronie miasta.
-Ładem, waszmościowie, ładem!- zagrzmiał nagle głos silny i imć pan Dobek z Łowczowa,
rycerz znamienity stanął pośród ludzkiej gromady-Powoli jeno, Szwed o dzień drogi jeszcze więc przygotujmy się dobrze na spotkanie z nim.
Jako że pan
Dobek rycerzem był znamienitym, od razu ład zapanował, a spokój świetnego rycerza otuchą natknął wszystkich. Jedna tylko dzieweczka nie zdradzała lęku, wzrok miała jasny i wieść o nadejściu Szwedów nie wzbudziła w niej prawie lęku żadnego.
-Któż to ta dzieweczka rycerna?- zaczął się pan Dobek zastanawiać-Omen o boży, nic innego, że w czasie gdy mężowie bez walki łeb w jarzmo kładą, w dziewkach rycerne serce się budzi....
A była to Magdalenka, córka Balcera płatnerza która jako że jedynaczką była, całe dzieciństwo w warsztacie ojca spędziła i widok broni nie był jej obcy.
Tymczasem ludność Sącza kończyła obrony przygotowanie, a rajcy miejscy do pośpiechu naglili gdyż słonko zniżyło się znacznie , a przed nocą trzeba było wszystkiego dopilnować.
Noc nadeszła spokojna jak i dzień następny, nad wieczorem dopiero nadbiegły czaty zdyszane.
-Szwedzi idą!- zahuczało wokół.
Kto żyw, rzucił się na mury. Wieczór zapadł, nie można było więc dojrzeć wroga, dopiero gdy na rozkaz wodza wojska szwedzkie zapaliły ogniska, ujrzano ogrom szwedzkiej potęgi.
Nazajutrz Szwedzi przystąpili do ataku, myśląc że i to miasto łatwo zdobędą. Przeliczyli się jednak, bo dzielni Sądeczanie bronili murów jak lwy. Wśród walczących na murach była i Magdalenka. Nagle pośród wojennej wrzawy usłyszała krzyk, gdy zwróciła się w stronę z której dochodził, zobaczyła kilku młodych wojaków biegnących ku murom. Zaciekawiona pobiegła za nimi i ujrzała młodego Szweda, który widać osunął się z murów a teraz bezradnie próbował uwolnić się od ostrza jednego z obrońców zamku, którym ten przygwoździł go do ziemi.
-Bij Szweda- krzyczeli inni i błyszczące ostrza mignęły w powietrzu.....
Ale nim zdołały dopaść nieszczęśnika, Magdalenka jednym skokiem już była przy nim i zasłoniła go własnym ciałem.
-Jak wam nie wstyd dobijać leżącego?! Wstyd powiadam, wstyd!
-Słusznie, dzieweczko- ozwał się nagle głos życzliwy.
Był to pan Dobek, który patrzał teraz na nią z uznaniem.
-Podziękujcie panowie tej dzieweczce że wam zbójami zostać nie dała, bo tylko prości zbóje bezbronnych mordują!
Oddano żołnierza szwedzkiego pod opiekę niewiast, które opatrzyły jego rany na tyle, że mógł do swego obozu powrócić. Przed odejściem jednak pragnął pożegnać się z Magdalenką, której zawdzięczał życie.
-Daj Boże odwdzięczyć się wam!- rzekł.
-I owszem-roześmiała się dziewczyna- idźcie wszyscy precz z Polski, a wdzięczna wam bardzo będę!
Młody Szwed spoważniał , obejrzał się lękliwie wokoło, a widząc że są sami, zaczął gorączkowo szeptać.
-Tajemnicę wam straszną zdradzę- powiedział-zguba nad wami! Nasi kują przewody pod zamkiem aby tam prochy umieścić, które jutro wysadzą,...na nic wasza obrona, kamień na kamieniu z twierdzy tej nie zostanie!....
-Jezu-szepnęły zbielałe wargi Magdalenki.
-Nie powinienem wam tego mówić, aleście mi życie uratowali....Uchodźcie z rodziną swą z zamku, w naszym obozie nikt wam nic nie zrobi... jestem bratankiem wodza, ochronię was....
Magdalenka słuchała jak nieprzytomna. Wieść straszna dzwoniła jej w uszach bez ustanku.
W pierwszej chwili chciała wszystkim powiedzieć co ich czeka, ale wnet odsunęła tę myśl. To wzbudziłoby tylko popłoch wśród obrońców i nic już wtedy nie uratowałoby zamku.
Długo tak rozmyślała, aż nadszedł pan Dobek i o powód frasunku zapytał.
Dzieweczka nie namyślała się długo i wszystko mu wyjawiła, a w miarę jak mówiła jej twarz pokrywała się rumieńcem gorącym. Pan Dobek patrzał na nią z niedowierzaniem ąż w końcu powiedział:
-Idź dziecko, ale bacz że możesz zginąć w tej przeprawie.....niech cię Bóg prowadzi!
Magdalenka wskoczyła na koń i pognała co sił w nieznanym kierunku.
Całą noc pan Dobek i rajcy którzy znali straszliwą nowinę, czegoś wypatrywali.
-Jak się dziewka spóźni, wszystko stracone...- szepnął ktoś zbielałymi wargami gdy zaczęło świtać.
Wtem z oddali huknęło, słychać było wrzawę i rżenie koni.
-Co to?- wołano ze zdumieniem.
Pan Balcer na to ruszył na koń wołając- tam Szwedów biją! Czyż im nie pomożemy? Za mną, kto w Boga wierzy!
Szwedzi wzięci w dwa ognie, nie bronili się już długo. Niedobitki pouciekały a zwycięzcy w tryumfie wracali do sądeckiego zamku.
Świtało. I oto ukazały się szeregi, w których mało było żołnierzy, a widać było gęsto sukmany kmiece... zamiast zaś rusznic i samopałów połyskiwały złowrogo kosy ostre, krwią poplamione... Na czele tego pochodu jechała Magdalenka, która w noc przez obóz szwedzki się przekradła i chłopów z pobliskiej Nawojowej uzbroiła i na Szweda powiodła, ocalając zamek, jako że wróg napadnięty nie myślał o wysadzaniu zamku ale o obronie.
Wieki minęły i pamięć żyje wśród ludzi. Do dziś na Podhalu opowiadają legendę o dzieweczce rycerskiej, której odwaga i poświęcenie całe miasto od zguby zachowały.
[www.cit.com.pl]