Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Dzieje Budowy Kościoła w Kolonii Wileńskiej

5.04.2011 11:31
Fragment
Dzieje budowy
Kościoła i cmentarza żołnierzy
Armii Krajowej w Wileńskiej Kolonii Kolejowej
Warszawa 2006
Wileńska Kolonia Kolejowa
1. Dzieje budowy kościoła p.w. Chrystusa Króla i św. Teresy od Dzieciątka Jezus wg opracowania: „Złota Księga Kościoła w Wileńskiej Kolonii Kolejowej.” .
Dzieje kwatery żołnierzy Armii Krajowej na przykościelnym cmentarzy w Wileńskiej Kolonii Kolejowej na podstawie relacji uczestników
walk i sanitariuszek w opracowaniu Janusza Bohdanowicza „Czortek” Adres kontaktowy: Janusz Bohdanowicz 02-647 Warszawa ul. Bachmacka 4 m. 66 Tel.
22-854-05-23, kom.662-249-166
E-mail: janusz40 małpa poczta.onet.pl
Księga niniejsza powstała na skutek uchwał Walnego Zgromadzenia Członków Towarzystwa Spółdzielczego „Wileńska Kolonia Kolejowa” i Komitetu Budowy
Kościoła w tejże Kolonii. Główną intencją tych uchwał było: 1) utrwalić historię powstania kościoła w Wileńskiej Kolonii Kolejowej i 2) przekazać
następnym pokoleniom pamięć o tych wszystkich, którzy swoją pomocą materialną lub też własnym ciężkim nieraz trudem wydatnie przyczynili się do
wzniesienia świątyni. Dobry przykład ofiarnej pracy dla dobra ogólnego powinien zawsze budzić żywy oddźwięk w sercach ludzkich i zachęcać do
naśladowania. Członkowie Komitetu Bud. Kościoła.
Jak wynika z dokumentów archiwalnych, posiadanych przez Zarząd Towarzystwa Spółdzielczego „Wileńska Kolonia
Tytułowa „Złotej Księgi Budowy Kościoła”
myśl o budowie kościoła bądź też kaplicy w Kolonii Kolejowej została powzięta przez Zarząd T-wa jeszcze w roku
1927. Świadczy o tym protokół posiedzenia Zarządu z dnia 7 kwietnia 1927, kiedy to uchwalono powierzyć członkowi Zarządu, Ludwikowi Chaklowi sprawę
gromadzenia środków materialnych na budowę kaplicy. W dniu zaś 21 lipca tegoż roku Zarząd ze swego grona powołał komisję organizacyjną w osobach
prezesa Zarządu Jana Galijewskiego, wiceprezesa Józefa Szmita i czł. Ludwika Chakla. Podczas obrad Walnego Zgromadzenia członków Towarzystwa w dniu
20 maja 1928 roku sprawa budowy kaplicy w Kolonii została poddana dyskusji tegoż Zgromadzenia, w wyniku której zapadła jednogłośnie uchwała:
„wybudować kaplicę na działce Towarzystwa przy skrzyżowaniu ulic Wędrownej i Czystej; wykonanie tej uchwały powierzyć Zarządowi T-wa, który
upoważnia się w razie potrzeby do powołania Komitetu budowy; na zapoczątkowanie budowy kaplicy opodatkować się po 10 złotych od każdej posiadanej w
Kolonii działki ziemi z tym, że od chwili powzięcia powyższej uchwały osoby, które nabywać będą w Kolonii działki ziemi, o ile są pracownikami
kolejowymi wpłacać winne na rzecz budowy kaplicy jednorazowo 25 zł., wszyscy zaś inni nowonabywcy jednorazowo po 50 zł.” Dla rozszerzenia placu pod
budowę kościoła czł. T-wa Maria Szczepańska zgłosiła, iż odstępuje ze swej działki odpowiedni kawałek ziemi.
W dniu 5 października 1928r. Przez proboszcza parafii po- Bernardyńskiej, do której należała Koloni Kolejowa, zaproszony został przedstawiciel
Zarządu Józef Szmit, z którym proboszcz, ks. kanonik Jan Kretowicz, szczegółowo omówił kwestie związane z zamierzoną budową kaplicy. Na skutek
przeprowadzonych rozmów przez wiceprezesa Szmita z architektem inż. Trojanem, Zarząd T-wa w dniu 4 stycznia 1929 roku uchwalił powierzyć
inżynierowi Trojanowi wykonanie projektu kaplicy za cenę 500 złotych z tym, że tenże inż. Trojan przeprowadzić w odpowiednich urzędach
zatwierdzenie planu. Przed wykonaniem projektu inż. Trojan winien był przedstawić Zarządowi kilka szkiców, na podstawie których Zarząd
zadecydowałby, jaki projekt ma być przyjęty. Ze swoich zobowiązań inż. Trojan wywiązał się, ale sporządzone przezeń szkice nie znalazły aprobaty w
urzędzie wojewódzkim. W dniu 3-go sierpnia 1929r. Na wniosek ówczesnego prezesa Zarządu Edwarda Kwiatkowskiego uchwalił Zarząd budować nie kaplicę,
lecz kościół, któryby z czasem stał się kościołem parafialny. Ponadto zaś uchwalono powołać Komitet Budowy Kościoła, składający się z
przedstawicieli duchowieństwa i okolicznych miejscowości, jak wieś Góry, Podjelniaki, Rekanciszki itd. Do komitetu organizacyjnego powołano:
Edwarda Kwiatkowskiego, Stanisława Kryszczukajtisa, Jana Andrzejewskiego, Jana Forkiewicza i Józefa Michela. Na skutek tej uchwały do Komitetu
budowy kościoła zaproszono księdza kanonika Jana Kretowicza, proboszcza parafii, Józefa Stankiewicza – jako przedstawiciela wsi Góry, kapitana
Władysława Polnika – jako przedstawiciela osadników wojskowych z Rekanciszek. Z ramienia Kolonii do Komitetu weszli Stanisław Kryszczukajtis i
Józef Michel. Na prezesa Komitetu wybrano Stanisława Kryszczukajtisa.
W okresie czasu od końca 1929 do 1932r. akcja, zmierzająca do budowy kościoła, powraca do myśli budowy tylko kaplicy. Od czasu do czasu miejscowa
młodzież na własną rękę urządza przedstawienia z przeznaczeniem zysku na budowę kościoła. Ukazują się w prasie słowa zachęty do budowy, wreszcie
zaś w dniu 23 sierpnia 1931r. Walne Zgromadzenie członków Towarzystwa domaga się od komitetu sprawozdania z dotychczasowej działalności. Komitet usprawiedliwia się brakiem funduszów.
W dniu 28 lutego 1932r. na Walnym Zgromadzeniu członków Towarzystwa został powołany inny Zarząd Towarzystwa Spółdzielczego „Wileńska Kolonia
Kolejowa”. Jako jeden z głównych celów swojej pracy ten Zarząd postawił sprawę budowy kościoła Na jednym z najbliższych swych posiedzeń Zarząd
postanowił nabyć w Nadleśnictwie w Landwarowie dębowe słupy oraz okazyjnie siatkę drucianą na ogrodzenie działki kościelnej.
W dniu 1 lipca 1932r. Zarząd zaprosił na swoje posiedzenie Komitet budowy kościoła. Prezes Zarządu Stanisław Szczepański oświadczył , że
pragnieniem Zarządu jest przyśpieszyć akcję budowy kościoła i dlatego prosi Komitet, by w miarę posiadanych w Towarzystwie na swym rachunku środków
prowadził prace. Zarząd ze swej strony obiecał wydobyć i przekazać Komitetowi zamrożone w Towarzystwie fundusze kościelne. Prezes Komitetu
Stanisław Kryszczukajtis nie podziela optymizmu Zarządu i oświadcza, że dopóki Komitet nie będzie rozporządzał pokaźniejszą sumą w gotówce do
budowy nie przystąpi, nie decyduje się bowiem na wystawianie weksli. Ks. kan. Kretowicz zaproponował, aby, zanim kościół zostanie wybudowany, dać
możność miejscowej ludności korzystania z nabożeństw, odprawianych w gmachu miejscowej szkoły powszechnej, o ileby Komitet wybudował tam ołtarz.
Prezes Zarządu – Szczepański wypowiada się przeciw tej koncepcji zarówno ze względu na specjalne przeznaczenia funduszów zbieranych na budowę
kościoła, jak i na to, że podobne częściowe zaspokojenie potrzeb duchowych miejscowego społeczeństwa może osłabić zapał do budowy
świątyni. Obaw prezesa komitetu odnośnie podpisywania weksli prezes Zarządu nie podziela, dowodząc konieczności korzystania z kredytu zwłaszcza za
nabywane materiały budowlane. Po dłuższej wymianie zdań na tymże posiedzeniu uchwalono przystąpić do budowy kościoła drewnianego, a to ze względu
na znacznie niższe koszta budowy. Pod koniec posiedzenia Stanisław Kryszczukajtis złożył rezygnację z piastowanej godności prezesa Komitetu.
Motywując swój krok tym, że nie mieszka w Kolonii i wobec tego będzie miał utrudnioną pracę. Rezygnację przyjęto i uchwalono na prezesa Komitetu
zaprosić Ludwika Chakla. Następne, wspólne z komitetem, posiedzenie Zarządu odbyło się 8 lipca 1932r. z udziałem nowo-wybranego prezesa Komitetu,
Ludwika Chakla. Na posiedzeniu tym uzgodniono między Zarządem a Komitetem szereg kwestii dotyczących budowy kościoła oraz wzajemnego stosunku. Od
tej pory w skład Komitetu wchodzą: prezes Ludwik Chakiel, sekretarz Gustaw Malawko, skarbnik Dymitr Gulewicz i członkowie: Stanisław Szczepański (z
urzędu jako prezes Zarządu T-wa), ks. kan. Jan Kretowicz, kapitan Władysław Polnik, Józef Stankiewicz, Stanisław Kryszczukajtis i Józef Michel. O
objęcie protektoratu nad budową kościoła postanowiono prosić J.E. ks. Arcybiskupa Romualda Jałbrzykowskiego, Wojewodę Wileńskiego Beczkowicza i
Dyrektora Kolei Państwowych w Wilnie Kazimierza Falkowskiego. Kościół uchwalono budować pod wezwaniem Chrystusa Króla i św. Teresy od Dzieciątka
Jezus. Uporawszy się w ten sposób z pracami organizacyjnymi, Komitet na posiedzeniu w dniu 11 października 1932 roku postanowił rozpocząć zbiórkę
kamienia na fundamenty kościoła. Ponieważ nie można było liczyć na zbiórkę w drodze ofiar pokaźniejszej ilości kamienia, przez to postanowiono
odpowiednią ilość kamienia zakupić. Urzeczywistnienie zamierzonej budowy fundamentów już na jesieni 1932r. nie doszło do skutku wobec nie
zatwierdzenia planu kościoła przez Urząd Wojewódzki. Do sporządzenia nowego projektu zaofiarował się bezinteresownie architekt miejski m. Wilna
inż. Narębski z tym, by Komitet opłacił tylko koszty rysownika, który wykona związane z tym prace kreślarskie. Wykonany według szkicu inż.
Narębskiego projekt zatwierdzony został przez Wileński Urząd Wojewódzki w dniu 25 marca 1933 roku. Projekt sporządzony na „kaplicę” w celu
łatwiejszego uzyskania zatwierdzenia go przez odnośne władze. Nabyty za sumę 763zł 20gr. Kamień w ilości 111m3 w ciągu zimy zwieziony został na
plac budowy, tak samo dostarczony został materiał na ogrodzenie, zakupiony przez Zarząd T-wa. W pierwszych dniach kwietnia 1933r. złożył rezygnację
z godności członka Komitetu Józef Michel, motywując swe ustąpienie brakiem w Komitecie środków materialnych na budowę kościoła oraz sił
technicznych-fachowych. Wyjaśnienia przewodniczącego, że właśnie zadaniem Komitetu jest gromadzenie środków i zaangażowanie sił fachowych,
potrzebnych do budowy, nie przekonały ustępującego.
Z nastaniem ciepłych wiosennych dni rozpocząć się miały prace przy budowie fundamentów kościoła i ogrodzenia kościelnej działki. Wykonanie
fundamentów z przetargu oddane zostało murarzowi Filipowi po cenie 3,50zł od metra sześciennego, budowa zaś płotu-stolarzowi Butowiczowi za cenę
155 złotych. Pierwsze grudy kamienia złożono w fundament dn. 5 maja 1933r. Dozór techniczny przy robotach powierzony został inż. Edmundowi
Dąbrowskiemu i technikowi Stanisławowi Klementowiczowi. Po upływie 2 miesięcy fundamenty były już gotowe. W
czasie budowy fundamentów i potem wiele osób zwracało uwagę, że lepiej byłoby przystąpić do budowy kościoła murowanego. Na kilku z rzędu
posiedzeniach Komitetu rozważano czy są możliwości budowy kościoła murowanego. Jednak zarówno przeprowadzone kalkulacje jak i opinie fachowców
przekonały Komitet, że o murowanym gmachu myśleć niepodobna.
Na początku listopada 1933 roku ustąpił z Komitetu prezes Ludwik Chakiel, motywując swoje ustąpienie warunkami służbowymi, a ponieważ w tym czasie
również i sekretarz Gustaw Malawko na przeciąg jednego roku zmuszony był wyjechać w celach naukowych do Warszawy, ponadto zaś członek Komitetu
Stanisław Kryszczukajtis przeniesiony został służbowo do Lwowa, prezes Zarządu T-wa zwołał na dzień 18 listopada 1933r. posiedzenie Zarządu, na
które zaprosił pozostałych członków Komitetu wraz z nowo kaptowanymi członkami Komitetu: Władysławem Zakrzewskim, Józefem Andruszkiewiczem i
Stanisławem Jewcichiewiczem. Po przedstawieniu ogólnej sytuacji w Komitecie przewodniczący Stanisław Szczepański postawił wniosek wybrania nowego
prezesa i sekretarza Komitetu. Zwrócono się z prośbą do ks. kanonika Kretowicza o objęcie godności prezesa Komitetu. Ks. kanonik odmówił, motywując
tym, że mieszkając w Wilnie miałby utrudnioną pracę. Ze swej strony ks. kanonik Kterowicz wysunął na stanowiska prezesa Komitetu kandydaturę
Stanisława Szczepańskiego, co zostało jednogłośnie przyjęte. Na sekretarza wybrano Józefa Andruszkiewicza. Na wniosek prezesa Komitetu uchwalono,
że od tego czasu w pracach Komitetu weźmie udział pewny Zarząd T-wa, tj. oprócz wspomnianych już wyżej osób: Kazimierz Makowski, Julian Połoński,
Aleksander Kwiatkowski, Stanisław Klementowicz i Michał Kużys. W celu zdobycia funduszów na budowę kościoła uchwalono rozesłać listy ofiar do związków
kolejowych oraz wydrukować znaczki z zaprojektowaną boczną elewacją kościoła po 20 i 50 groszy, które będą naklejane na wszelkiego rodzaju
zaświadczeniach wydawanych przez Zarząd T-wa. Jednocześnie postanowiono poczynić starania w celu nabycia na spłatę budulca w Dyrekcji Lasów
Państwowych. Po dłuższych pertraktacjach i przy pośrednictwie Dyrektora Kolei Państwowych inż. Kazimierza Falkowiskiego uzyskano zezwolenia
Dyrekcji Lasów na sprzedaż budulca ze spłatą należności w 24 ratach miesięcznych. Ponieważ należną na budulec kwotą Komitet nie rozporządzał, na
wniosek Michała Kużysa uchwalono zaproponować członkom T-wa, posiadającym w T-wie znaczniejszy dług, by przyjęli na siebie zobowiązania Komitetu
względem Nadleśnictwa za budulec, każdy do wysokości sumy długu, Towarzystwo zaś, spisując taki dług uiściłoby Komitetowi należną mu sumę.
Zaznaczyć należy, iż w tym czasie Zarząd T-wa posiadał na rachunku budowy kościoła sumę około 5,500 zł, której w gotówce Komitetowi przekazać nie
mógł, gdyż były te pieniądze użyte na różne inwestycje T-wa. W ten sposób szczęśliwie rozwiązano kwestię braku gotówki na spłacenie budulca.
W styczniu 1934 r. nabyto budulec w Nadleśnictwie wileńskim i kieńskiem w ilości 308 m2 za sumę 4171 zł. 23 gr. i przystąpiono do jego zwózki. W
dniu 1 maja 1934 r., po uprzednim przeprowadzeniu przetargu, zadecydowano roboty budowlane powierzyć cieśli przedsiębiorcy Józefowi Lachowiczowi
vel Lechnowiczowi ze ryczałtową sumę 2440 zł. W celu należytego zabezpieczenia się przed ewentualnymi
niedoskonałościami w budowie zaproszono inż. Edmunda Dąbrowskiego do objęcia ogólnego kierownictwa budową, zaś bliższy techniczny nadzór powierzono
czł. Kom. Technikowi Stanisławowi Klementowiczowi. Nadzór gospodarczy objął członek kom. Julian Połoński. W ten sposób z nastaniem cieplejszych dni
wiosną 1934 roku rozpoczęto budowę zrąbu kościoła. Na posiedzeniu Komitetu w dniu 26 maja tegoż roku po wprowadzeniu szeregu zmian do projektu
kościoła Komitet postanowił w dniu 1 lipca 1934 r. dokonać uroczystego poświęcenia kamienia węgielnego, łącząc tę uroczystość z obchodem 25-lecia
założenia Wileńskiej Kolonii Kolejowej. Przygotowania do uroczystości poszły w szybkim tempie, zwłaszcza dzięki wydatnej pomocy okazanej Komitetowi
ze strony grona miejscowych pań, a w szczególności pp. Kużysowej, Cedrowskiej, Chaklowej, Otrębskiej, Szczepańskiej, Wrześniowskiej M.,
Klementowiczowej, Kwiatkowskiej, Balcewiczowej, Garbaczewskiej, Girjotasowej, Plepowiczowej, Grodziówny, Wierzbickiej, Rózgo, Połońskiej,
Michałowskiej i innym. W piękny pogodny dzień 1 lipca 1934 r. o godz. 10 rano przy udziale licznie przybyłego duchowieństwa, przedstawicieli władz
w osobach starosty Kowalskiego, zastępcy Dyrektora kolei Narkowicza i innych oraz przybyłej z Wilna z kościoła po-Bernerdyńskiego procesji, a także
bardzo licznie zgromadzonej ludności Kolonii i okolicznych wsi J. E. Ks. Arcybiskup Metropolita Wileński Romuald Jałbrzykowski dokonał uroczystego
poświęcenia fundamentów kościoła i pierwszy złożył swój podpis na akcie erekcyjnym. Kazanie wygłosił ks. kan. Kretowicz, zaś pierwszą Mszę Św. Na
stopniach budującego się kościoła odprawił ks. dziekan Adamowicz. W czasie tego nabożeństwa śpiewał wileński chór „Echo” pod batutą prof
Kalinowskiego oraz przygrywała orkiestra wojskowa stacjonującego naówczas w Nowej Wilejce pułku ułanów. Po zakończeniu uroczystości w miejscowej
szkole powszechnej odbyła się uroczysta akademia, połączona z przyjęciem przybyłych gości. Akademia poświęcona była uczczeniu 25 rocznicy założenia
Kolonii. Podniosły nastrój uroczystości tego dnia pozostawił na uczestnikach niezatarte wrażenie, potęgując ogólny zapał do pracy dla dobra
ogólnego. Toteż mimo piętrzących się ciągle trudności, budowę prowadzono dalej z dużym rozmachem. Szczególne zasługi położył tu prezes Zarządu T-wa
i Komitetu Budowy Kościoła w jednej osobie, Stanisław Szczepański, jego zapobiegliwej i umiejętnej pracy, a także niezmordowanej energii i
bezgranicznemu wprost poświęceniu się, ze szkodą nieraz spraw osobistych i własnej rodziny, zawdzięczać należy, że praca nad budową kościoła nie
uległa zahamowaniu ani na chwilę, pomimo różnych trudności natury materialnej i dużych osobistych przykrości z tym związanych. Wobec wyjazdu na
początku lipca da dłuższy czas z Wilna techn. Stanisława Klementowicza , bezpośredni nadzór techniczny nad budową objął technik Władysław
Zakrzewski. Dla zdobycia środków materialnych na dalszą budowę postanowiono rozesłać do wszystkich dzielnic Polski około 1000 list ofiar. Panie
Anna Chaklowa, Wiktoria Makarska i Maria Platas- Plepowiczowa raz po raz urządzały rozmaite imprezy dochodowe, jak loterie fantowe lub
przedstawienia, przeznaczając zyski na zasilenie funduszów kościelnych. Sytuację materialną Komitetu szczególnie ułatwiał fakt, że w skład tegoż
Komitetu wchodził cały Zarząd T-wa, a zatem wszelkie troski Komitetu stawały się troskami Zarządu, który dysponując pokaźnym majątkiem T-wa miał
możność uzyskania potrzebnych do budowy kredytów.
W miarę postępu robót okazało się, iż przedsiębiorca nie był w stanie wykończyć budowy za umówioną cenę. Komitet przez to, zbadawszy istotny stan
rzeczy, postanowił po wyczerpaniu sumy umownej opłacać nadal zatrudnionych przez przedsiębiorcę robotników bezpośrednio, tym bardziej, że
przedsiębiorca miał już pewne zaległości w opłacaniu robotników, w co wdał się już nawet inspektor pracy. Winy jednakże w tym przedsiębiorcy
Lachowicza Komitet nie stwierdził. Roboty pod jego kierownictwem postępowały dość szybko naprzód tak, że w październiku 1934r. ustawiono już
wiązania dachowe, a w listopadzie pokryto już nawę główną i prezbiterium dachem gontowym. Pokrycie dachem powierzono przedsiębiorcy Jachimowiczowi.
Na pokrycie kościoła Komitet uzyskał dotację w sumie 1000 złotych z Ministerstwa Komunikacji. Równocześnie z kryciem dachu przystąpiono do budowy
wieży. Plan konstrukcji wieży i wiązań dachowych wykonał bezinteresownie inż. Edmund Dąbrowski. Ponieważ głowica wieży według zatwierdzonego
projektu kościoła musiała ulec zmianie jako zakwestionowana przez Urząd Wojewódzki, zwrócono się przez to do projektodawcy inż. Architekta Stefana
Narebskiego o opracowanie nowego projektu głowicy z zastosowaniem do gontu. Prośbę Komitetu inż. Narębski spełnił natychmiast i naszkicowany
projekt wręczył przedstawicielowi Komitetu. Przy budowie wieży Komitet ustanowił stały dozór techniczny w osobie technika Sperańskiego za osobnym
nagrodzeniem, a to w celu uniknięcia jakichkolwiek niedokładności w budowie tak skomplikowanych wiązań, jakie posiada wieża. Po zakończeniu już w
porze zimowej budowy wieży i pokrycia kościoła, Komitet postanowił niezwłocznie przystąpić do wykonania robót stolarskich, a w szczególności okien.
Wzór okien, zaprojektowany przez czł. Komitetu Stanisława Klementowicza, zaakceptowano i rozpisano przetarg na wykonanie roboty. Po zebraniu ofert
na posiedzeniu w dniu 25 stycznia 1935r. Komitet postanowił wykonanie okien powierzyć przedsiębiorcy – stolarzowi Janowi Mużyckiemu. W celu
pokrycia kosztów okien postanowiono zwrócić się z prośbą do miejscowego społeczeństwa, by poszczególni obywatele zechcieli przyjąć na siebie koszt
każdego okna z osobna.Jako pierwszy ofiarodawca na pokrycie kosztów okien zgłosił się ks. kan. Jan Kretowicz, przyjmując na siebie koszt okien trzech w prezbiterium.
Apel Komitetu i tym razem znalazł w społeczeństwie należyty oddźwięk: koszt okien pokryto prawie w ciągu jednego miesiąca. Równocześnie z
wykonaniem okien w ciągu zimy, wewnątrz kościoła rozpoczęto przybijanie sufitów, ocieplanie ścian na chórze oraz wykonanie schodów. Szybkie tempo w
robotach w dużej mierze zawdzięczać należy całkowitej harmonii w Komitecie i zaufaniu, jakim darzono prezydium Komitetu, toteż z całego szeregu
protokołów posiedzeń Komitetu widać, że bardzo wiele robót wykonano na skutek zleceń prezydium, uzgodnionych z dozorem technicznym, a Komitet
akceptował je post factum,. Z postępu robót do dnia 5 kwietnia 1935r. można było zorientować się, że w rocznicę poświęcenia kamienia węgielnego
możnaby przy dalszej wytężonej pracy dokonać poświęcenia kościoła. Dlatego też już w dniu 5 kwietnia uchwalono, by poświęcenia kościoła dokonać 7
lipca 1935 roku. Od tej chwili poczęto robić gorączkowe przygotowania do tej uroczystości. Dalszy apel do poszczególnych instytucji i osób sprawił,
że ambonę postanowiło ufundować Zrzeszenie techników Kolejowych, a to za pośrednictwem członka Komitetu i
niestrudzonego współpracownika w dziele budowy kościoła, technika Władysława Zakrzewskiego. Ołtarz główny według projektu tegoż Zakrzewskiego
ufundowali własnym kosztem Leontyna i Gustaw Malawkowie. Obraz Chrystusa Króla w głównym ołtarzu i sygnaturkę ufundował prezes Komitetu – Stanisław
Szczepański, zaś obraz św. Teresy w tymże ołtarzu namalowała Wiktoria Makarska. Drzwi główne ufundował Chrześcijański Bank Spółdzielczy na
Antokolu. Lichtarze na ołtarz główny ufundował Kazimierz Rutski. W ten sposób data poświęcenia kościoła 7 lipca stała się zupełnie realna. Dla
zasilenia kasy Komitetu ponownie rozesłano listy ofiar do wszystkich pań zamieszkałych w Kolonii, prosząc je o dokonanie zbiórki. Niezależnie od
wysiłków Komitetu na miejscu w Kolonii na terenie Wilna pod przewodnictwem ks. kan. Kretowicza zawiązał się Komitet, który powziął sobie za cel
uświetnienie uroczystości poświęcenia kościoła w Kolonii przez zaofiarowanie mu w tym dniu dzwonu, jako daru Wilna. Akcję zbiórkową ujął w swe
sprężyste dłonie ks. Aleksander Lachowicz, wikariusz kościoła po Bernardyńskiego. Akcja ta dała wynik bardzo pomyślny, zebrano bowiem sumę 1213zł
96gr, która dała możliwość zakupienia w firmie Uciechowskiego na Podlasiu nie jednego, lecz dwóch dzwonów. Trzeci dzwon do kompletu Komitet Budowy
kościoła postanowił opłacić z własnych funduszów. Pierwszy dzwon, największy, nadesłany został przed dniem 7 lipca, wobec czego konsekracja jego
mogła się odbyć równocześnie z poświęcenie kościoła. Monstrancję zaś ofiarował inż. Stanisław Andrzejkowicz. Nadszedł wreszcie upragniony przez
wszystkich dzień 7 lipca. Pomimo niepewnej pogody, a nawet przelotnych deszczów, od samego rana wokół kościołka i na przyległych ulicach zaczęły
się gromadzić tłumy wiernych. Z Wilna, z kościoła po-Bernardyńskiego przybyła liczna procesja. Punktualnie o godzinie 9:30
rano przybył samochodem z Wilna Arcypasterz, by dokonać aktu poświęcenia zarówno kościoła, jak otrzymanego w darze od Wilnian dzwonu. Przy udziale
licznego duchowieństwa J.U. ks. Arcybiskup Metropolita Wileński, Romuald Jałbrzykowski, przystąpił najpierw do konsekracji dzwonu, nadając mu imię
„Józef”, następnie zaś dokonał poświęcenia kościoła i udzielił zgromadzonym u stóp ołtarza rzeszom swego pasterskiego błogosławieństwa. W
przemówieniu zaś swoim Arcypasterz wyraził radość z powodu powstania nowej świątyni, zaznaczając, że jest jego pragnieniem, by nowo poświęcony
kościół stał się w krótkim czasie kościołem parafialnym. Po wysłuchaniu Mszy św., odprawionej przez ks. dziekana Adamowicza, w czasie której
kazanie okolicznościowe wygłosił ks. kan. Jan Kretowicz, Arcypasterz wziął udział w zorganizowanej przez Komitet herbatce w Domu T-wa, poczym
żegnany serdecznie przez zebranych opuścił Kolonię. Od tej chwili w nowo wybudowanym kościółku w niedziele i święta odprawiane są nabożeństwa bądź
to przez ks. kan. Kretowicza, bądź też przez delegowanych przezeń każdorazowo księży parafii po-Bernardyńskiej. Prace Komitetu z chwilą zakończenia
głównych robót budowlanych zostały sprowadzone do zaopatrywania kościoła w niezbędne przedmioty i szaty liturgiczne itd. Nabyto za 1200 zł
fisharmonię, którą ustawiono na chórze. Obowiązki organisty bezinteresownie objął Jan Cedrowski i już w końcu sierpnia 1935 roku zaczął organizować
chór kościelny. Zakrystianem został Romuald Stankiewicz z Gór.
Dnia 1 czerwca 1936 roku przybył do Kolonii na stałe i zamieszkał w wynajętym przez Komitet mieszkaniu ks. Jan Matulewicz, któremu władze
kościelne powierzyły pieczę nad kościołem, władze zaś szkolne funkcję katechety w miejscowej szkole podstawowej. W roku tym, a mianowicie 5 lipca
ponownie przybył do Kolonii Arcypasterz, aby dokonać konsekracji dwóch następnych dzwonów, dopiero wtedy wykończonych i nadesłanych, a mianowicie
dzwonu średniego – ufundowanego przez mieszkańców Wilna i mniejszego zakupionego przez Komitet. Dzwonom tym nadano imiona: I-mu „Stanisław Kostka”
i II-mu „Kazimierz”. W tym też roku 1936 dziatwa szkolna po raz pierwszy w nowym kościele przystąpiła do I-szej Komunii Św. Na wiosnę 1937 roku
Komitet przystąpił do oszalowania kościoła. Na ten cel ponownie rozesłano do urzędów kolejowych listy ofiar i przystąpiono do forsownego zbierania
składek wśród miejscowej ludności. Potrzebną sumę w ciągu kilku miesięcy zebrano ze znaczną nadwyżką, co dało możność nie tylko oszalowania
kościoła, ale też i pomalowania. Z dniem 1 października 1937r. ks. Jan Matulewicz został przeniesiony do Wilna, zaś do Kolonii wyznaczony został
wikariusz kościoła św. Jana, ks. Lucjan Pereświet-Sołtan. Przybył on do tutejszego kościoła z określoną misją utworzenia tu nowej parafii. Od tej
chwili inicjatywa w pracy i ogólny jej kierunek przeszły w ręce ks. Sołtana, jako
rektora i przyszłego proboszcza parafii. Nowe życie rozpoczęło się w Kolonii z chwilą przybycia tu ks. Sołtana i rozpoczęcia przez Niego gorliwej
pracy nad utworzeniem mocnej i głęboko przenikniętej duchem chrześcijańskim społeczności. Kościół, dzięki Jego niezmordowanej i pełnej poświęcenia
pracy pasterskiej, zaczął promieniować dokoła i przyciągać do siebie coraz liczniejsze rzesze. Zaczęły powstawać organizacje kościelne, rozpoczęta
została praca nad utworzeniem parafii,co stało się gorącym pragnieniem wszystkich mieszkańców Kolonii i okolicznych wsi. Komitet w miarę swych sił
i najlepszych chęci służył pracy księdzu Sołtanowi – jednak siła rzeczy funkcje jego malały i istnienie jego stawało się coraz mnie potrzebne, gdyż
faktycznie budowa kościoła została ukończona. Z tych też względów dalsze prowadzenie tej księgi Komitet przekazuje wspomnianemu wyżej Wielebnemu
Księdzu Lucjanowi Pereświet – Sołtanowi z prośbą, by zechciał ją łaskawie prowadzić i przechować jako pamiątkę.
Plebania od strony ulicy. Na zapleczu której od 8 lipca 1944 r znajduje się cmentarz parafialny na którym są zbiorowe mogiły żołnierzy Armii
krajowej którzy polegli lub zmarli z odniesionych ran w walce o Wilno.
Minęło 18 lat od chwili, gdy Komitet Budowy kościoła w Wileńskiej Kolonii przekazał niniejszą „Złotą księgę” na ręce jednocześnie organizatora i
pierwszego proboszcza parafii, ks. Lucjana Pereświet – Sołtana dla przechowania i kontynuowania jej. W ciągu tego
kilkunastoletniego okresu czasu nie poczyniono w tej księdze żadnych nowych zapisów. Zrządzeniem losu niniejszą notatkę już o charakterze
historycznym wypadło pisać autorowi poprzedniego zapisu, jako jedynemu na miejscu członkowi dawnego Komitetu Budowy kościoła. Osiemnaście lat –
niewielki stosunkowo szmat czasu, ale jakież duże zmiany zaszły na świecie i u nas w Wileńskiej Kolonii Kolejowej. Zmieniła się przede wszystkim
nazwa miejscowości z Kolonii na Pavilnys. Pierwszy proboszcz parafii, nieodżałowany ks. Lucjan Preświet – Sołtan nie żyje,zmarł jako męczennik za
wiarę na dalekiej północy w Incie. Zmarł pierwszy organista ś.p. Jan Cedrowski, z jedenastu członków Komitetu Budowy Kościoła pozostają obecnie
przy życiu tylko cztery osoby. Znaczna liczba parafian została rozproszona szeroko po świecie na wschodzie i na zachodzie, bowiem druga Wojna
Światowa, rozpoczęta 1 września 1939r. napadem hitlerowskich Niemiec na Polskę, przeorała boleśnie całą polską ziemię, niszcząc mnóstwo bogatego
dorobku kulturalnego i przyprawiając o śmierć liczne rzesze mężczyzn, kobiet, młodzieży i dzieci. W rezultacie tej zawieruchy wojennej Wilno
odpadło od Polski i stało się stolicą Litwy Radzieckiej.
Z poprzedniego szkicu historycznego widać, z jakim zapałem i poświęceniem parafianie Kolonii i okolicznych wsi wraz ze swym proboszczem ks.
Lucjanem Pereświet – Sołtanem na czele pracowali nad stworzeniem i ugruntowaniem nowej bożej placówki. Bóg widocznie błogosławił temu dziełu i ono
od razu zaczęło pięknie się rozwijać. Duszą parafii stał się ksiądz proboszcz, człowiek młody, energiczny, inteligentny i całkowicie oddany swej
pracy duszpasterskiej. Pod jego kierownictwem zaczęły powstawać organizacje i bractwa kościelne: kółko ministrantów, chór kościelny, kółko żywego
różańca, tercjarzy, nieustającej adoracji Serca Jezusowego, czyli tzw. „straż honorowa” i in. Kościółek wkrótce zapełnił się wiernymi, nie mogąc
pomieścić od razu wszystkich modlących się, tak że ks. proboszcz zmuszony był co niedzielę binować mszę świętą. Wkrótce inni księża zaczęli coraz
częściej zaglądać do Kolonii, a nawet osiedlać się tutaj na stałe (ks. Smarzewski, benedyktyn ks. Stanisław Sołtan, brat ks. Proboszcza), to też
można było codziennie wysłuchać trzy msze św. Dla podniesienia ogólnej pobożności ks. Proboszcz wprowadził nowe dodatkowe nabożeństwa kościelne:
każdego pierwszego czwartku miesiąca godzinę świętą z rozważaniem Męki Pańskiej i w każdy pierwszy piątek miesiąca uroczystą mszę s. Do Serca
Jezusowego (dla członków straży honorowej, przede wszystkim), nie mówiąc już o nabożeństwie majowym, czerwcowym, czy październikowy. Często w
godzinach wieczornych ksiądz proboszcz sam osobiście ćwiczył w kościele wiernych w zgodnym i poprawnym śpiewaniu kościelnych pieśni. Ludzie tłumnie
garnęli się do kościoła i wypełniali go po brzegi podczas nabożeństw rannych i wieczornych. Składki i datki na zakup bielizny kościelnej, szat
liturgicznych i paramentów kościelnych popłynęły obficie i nasz kościółek stawał się coraz zasobniejszy. Ksiądz proboszcz lubił swoją pracę, swych
parafian, lubił uroczyste i wystawne nabożeństwa; częste były msze św. z asystą, powstało bardzo liczne kółko ministrantów, którzy brali udział w
tych uroczystych nabożeństwach. Nabożeństwa były uświetniane śpiewem chóru, zorganizowanego przez p. Cedrowskiego, a potem prowadzonego przez p.
Mieczysława Sakowicza. Ze szczególną starannością przygotowane były zawsze kazania niedzielne i świąteczne, a także rekolekcje wielkopostne. W swej
działalności ksiądz proboszcz dążył do stworzenia w nowoutworzonej parafii takiej atmosfery, w której wszyscy parafianie, jako wzajemnie kochające
się dzieci boże, stanowiliby jedną wielką chrześcijańską rodzinę z proboszcze, na czele. Ta jego myśl przewodnia działalności duszpasterskiej
przejawiła się osobliwie w czasie trudnych doświadczeń podczas wojny.
Nastąpił dzień 1 września 1939 roku. Dzień ten stał się momentem zwrotnym w dziejach nie tylko naszej Ojczyzny, ale i w dziejach świata: wkrótce
miały nadejść wypadki kształtujące stosunki w świecie na innych niż dotychczas zasadach. Skończyło się spokojne sielankowe życie: katastrofa
państwa Polskiego była katastrofą wszystkich jego obywateli. Mężczyzn powołano do walki w obronie Ojczyzny, z nimi razem i księdza proboszcza, jako
kapelana wojskowego. Zastępstwo po nim w parafii objął ks. Pilecki. Wszystko zrazu jeszcze szło w parafii i w kościele dawnym trybem, ustanowionym
przez ks. Sołtana. Skończyły się działania wojenne, ludzie zaczęli powracać do swych gniazd rodzinnych, wielu jednak
brakowało, a pomiędzy nimi i księdza proboszcza. Parafianie z niepokojem i utęsknieniem oczekiwali jego powrotu, modląc się o to do Boga. Bóg
łaskawie wysłuchał tych modłów, bowiem pewnego jesiennego poranka ukazała się w kościele sterana, wynędzniała postać drogiego wszystkim księdza
Lucjana. Wrócił gospodarz parafii. W kościele zapanował dawny duch ładu, porządku i gorliwości w służbie bożej. Ciosy spadały na kraj i miasto
jeden po drugim, Wilno kilkakrotnie zmieniało swych gospodarzy, a każda taka zmiana pociągała za sobą wciąż nowe ofiary. Życie stawało się coraz
bardziej skomplikowane, trudne i niebezpieczne: egzystencja materialna licznych rzesz obywateli zniszczona lub dotkliwie nadwerężona, sytuacja
mocno zaostrzona pod względem politycznym, życie społeczne i towarzyskie ustało zupełnie, coraz bardziej szerzył się ucisk narodowościowy. Jedyną
ostoją wśród burzy dziejowej w tych ciężkich czasach stał się kościół, wokół którego skupiło się całe życie duchowe rozbitków wojennych i całej
naszej ludności. Kościół podczas nabożeństw zapełniał się po brzegi wiernymi, zanoszącymi gorące modły o opiekę i ratunek. Przybyło w parafii nie
tylko wiernych, lecz i szeregi duchowieństwa w naszym mały kościółku zwiększyły się, bowiem oprócz wspomnianych wyżej księży Stanisława Sołtana i
Smaszewskiego, do pomocy ks. proboszczowi stanęli kolejno ks. Eysmont, ks. Łazowski, ks. Stanisław Zdanowicz i O. Jacek Matusewicz, benedyktyn;
duszą parafii jednak był zawsze ks. Lucjan Pereświet-Sołtan. Zawsze pełen optymizmu, energii, zapału – siał on wokół siebie otuchę, nadzieję na
pomoc bożą, nie załamał się w najtrudniejszych czasach. Deportowany przez władze litewskie w 1940 r. do pow. Olickiego na Litwę, wraca stamtąd
niezłamany na duchu i z dawną gorliwością staje znowu do pracy.
Okupacja niemiecka: kościoły zamknięte na przeciąg kilku miesięcy pod pozorem jakiejś „kwarantanny”, „pasterka” na Boże Narodzenie odprawia się
przy zamkniętych drzwiach, a na msze święte, odprawiane potajemnie, dopuszcza się ściśle poufne grono ludzi – pomimo to wszyscy w parafii odczuwają
obecność proboszcza. Pomimo trudnych warunków ze smutnej, może nawet opłakanej rzeczywistości, niestrudzony ks. Proboszcz snuje plany na
przyszłość. Przede wszystkim przystępuje do budowy plebani, zaprojektowanej jeszcze przed wojną przez grono parafian, murowanej, okazałej, choć sam
ks. Proboszcz nie zgadzał się z przedłożonym mu projektem, żądając plebani drewnianej, tańszej i skromniejszej. Przy technicznej fachowej pomocy
inżyniera Muzolfa z Rekanciszek i przy materialnej pomocy ofiarnych parafian, budowa plebani w ciągu jednego lata dokonana została całkowicie i w
jesieni tegoż roku ks. Proboszcz wprowadził się do niej na mieszkanie.
Jednocześnie z budową plebani ks. Proboszcz snuł plany nowego, większego kościoła murowanego i domu parafialnego; projekt kościoła już był w
opracowaniu, a urzeczywistnienie jego było zamierzone na czasy powojenne, gdyż wysiłek przy budowie plebani i tak był duży i należało zrobić
przerwę, tym bardziej, że trwało także wykańczanie w szczegółach istniejącego kościoła, jako to: pokostowanie ołtarzy, mebli kościelnych, malowanie
podłogi, drzwi, stopni ołtarza, budowanie konfesjonałów. Na frontonie wieży kościelnej umieszczona została drewniana płaskorzeźba, malowana
kolorowo, przedstawiająca św. Krzysztofa oraz emblemat „pax Christi”, zbudowane zostały duże schody cementowe, a nad nimi wsparty na stylowych
kolumnach zakopiański dach, pokryty gontem, bardzo wygodny i ozdabiający kościół. W celu zdobycia funduszów na
wykończenie i konserwację kościoła były urządzane w kościele koncerty pieści religijnych, wykonane siłami miejscowego chóru kościelnego. Najwięcej
jednak pieniędzy zdobywał ks. Proboszcz osobista kwestą, tak np. zamieszkujący w Kolonii bogaty człowiek, p. Dąbrowski, który jednorazowo ofiarował
na potrzeby kościoła i budowę plebanii dziesięć tysięcy marek niemieckich.
W ciężkich momentach życia orędownikiem i opiekunem ks. Proboszcza był św. Józef, któremu wotum dziękczynne za pomoc w wybudowaniu plebanii
widnieje w postaci srebrnej tabliczki na ołtarzu tegoż Świętego zawieszone. Wielkim czcicielem i propagatorem czci św. Józefa był ks. Lucjan
Sołtan, i pomimo trudnych warunków okupacji niemieckiej ufundował własnym staraniem piękną kamienną (odlewaną) figurę św. Józefa z Dzieciątkiem
Jezus, jako cieślę spracowanego i odpoczywającego po pracy. Obecnie figura ta z placu przed plebanią, gdzie była pierwotnie umieszczona na wysokim
cokole, została przeniesiona na cmentarz kościelny, gdzie ma być podobno ustawiona na pomniku ks. Lucjana Pereświer-Sołtana.
Nie wszystko tak gładko i łatwo szło w rzeczywistości, jak to wygląda w opisie na papierze. Czasy były ciężkie i niebezpieczne, osobliwie
niebezpieczne dla wszystkich osób, które swym stanowiskiem społecznym, osobistymi przymiotami charakteru i działalnością wybijały się ponad
przeciętność. Gdzieś, ktoś zamordował w Wilnie w sierpniu - wrześniu 1943 r. nieznanego nikomu litewskiego agenta gestapo, niejakiego Padabę;
władze niemieckie okupacyjne w drodze represji wzięły z miasta w charakterze zakładników 100 osób z pośród wybitniejszych osób miasta, wyłącznie
Polaków, a w tej liczbie i ks.Sołtana; 10 osób z pośród nich od razu rozstrzelano ( w liczbie tych dziesięciu zginął wtedy prof. Pelczar, znakomity
uczony, badacz raka i mecenas Mieczysław Engiel), pozostawionych zaś przy życiu 90 osób wywieziono do obozu koncentracyjnego w Prowiniszkach pod
Kownem, dokąd razem z innymi pojechał i ks. Sołtan. Obóz koncentracyjny – ta nazwa mówi sama za siebie. Życie każdego więźnia wisiało na włosku,
nie mówiąc już o rozmaitego rodzaju udręczeniach moralnych i fizycznych, których oprawcy nie szczędzili swoim ofiarom. Wymodlony po prostu u Boga
przez parafian, szczęśliwie wrócił do domu i nie złamany na duchu znowu oddał się swej duszpasterskiej pracy z całym zapałem. Własnym sumptem
ufundował obraz Najświętszego Serca Marii Panny i opiece tegoż Najświętszego Serca polecił parafię w dniu 15 sierpnia 1944 roku.
Dzień 7 lipca 1944 roku był pamiętny w dziejach naszego miasta Wilna, a szczególnie w naszej parafii, w tym dniu bowiem oddziały AK z terenu Nowej
Wilejki, Kolonii i Rekanciszek zaatakowały oddziały niemieckie zajmujące Wilno. Walka rozpoczęła się przed świtem, około godz. 2 rano, a już po
wschodzie słońca zaczęto znosić na cmentarz kościelny ciała poległych. W niektórych obszerniejszych i wolnych domach władze wojskowe urządziły
szpitale, grzebaniem zabitych zajął się ks. Sołtan, urządzając cmentarz w lesie tuż za plebanią – ten cmentarzyk stał się zaczątkiem cmentarza
parafialnego, bowiem do tego czasu parafia nie posiadała własnego cmentarza. Dziś to piękne dzieło ks. Sołtana jest całkowicie zaniedbane; cmentarz
pierwotnie ogrodzony drutem kolczastym, dziś i tej niedostatecznej ochrony brakuje, bydło pasące się w lesie brodzi samotnie pomiędzy mogiłami.
Szczególnie w smutny widok przedstawiają mogiły żołnierzy. W czasie walk o Wilno ks. Sołtan z całym poświęceniem się udzielał posług duchowych
potrzebującym, spowiadając, grzebiąc zmarłych, odprawiając za dusze poległych żałobne nabożeństwa. Burza działań wojennych odsunęła się na zachód,
na miejscu wszystko wracało do normalnego trybu życia. Z biegiem czasu szarzyzna życia codziennego zaczęła się przerywać, czasy stawały się coraz
trudniejsze, zaczęły się masowe niemal areszty jednych i masowy wyjazd do Polski drugich, rozpoczęło się życie dotychczasowe, ludzie tracili
orientację, nie wiedząc co robić, jak żyć dalej.
I właśnie w tym ciężkim czasie parafii znowu zabrakło przewodnika i najlepszego opiekuna, bowiem 31 grudnia 1944 roku ks. Sołtan został aresztowany
i wyjechał daleko na północ, do Workuty, niemal na całe dwa lata, bo do września 1946 roku. W parafii obowiązki duszpasterskie w zastępstwie
nieobecnego księdza proboszcza sprawowali, kolejno się zmieniając, ks. Sylwester Małachowski i ks. Jeleński.
Ks. Sołtan wrócił z Workuty sterany i osłabiony fizycznie, ale z dawną energia i zapałem. Znowu, jak nieustraszony żołnierz, zabrał się do pracy,
do walki o dusze ludzkie; znowu parafianie odczuli dobroczynny wpływ jego działalności, a ci, co pozostawali w więzieniach, obozach lub na zesłaniu
odczuli jego troskę i opiekę w postaci pokrzepiających listów i wsparcia materialnego. Niejeden z młodych więźniów, b. Parafian, dziękował potem
listownie ks. Proboszczowi za uratowanie życia. Nabożeństwa, kazania, rekolekcje, niesienie posług duchownych i pomocy materialnej dla wielu – oto
środki, którymi przy pomocy Bożej potężnie oddziaływał na wiernych i poddawał ich swemu dobroczynnemu wpływowi. Ale i ta zbożna praca została
przerwana, bo w dniu 20 maja 1949 r. ks. Sołtan znowu został aresztowany przez organa MGB i opuścił miłowaną placówkę pracy, tym razem na zawsze.
Osądzony na 25 lat pracy w obozach karnych, zmarł w obozach Inty 21 stycznia 1951 roku. Przybyły potem jeden z towarzyszów niedoli ks. Sołtana,
opowiadał, że w ostatnich chwilach życia myślał o swych parafianach, prosząc o przekazanie tego po jego śmierci parafianom. Cześć Jego Pamięci! Po
wyjeździe ks. Sołtana parafię po nim objął ks. Julian Jankowski, potem ks. Bronicki, a obecnie proboszczem jest ks. Konstanty Molis. Jeżeli celem
tej „złotej księgi” jest zachować w pamięci potomków zasługi poszczególnych osób dla parafii, to pierwsze miejsce należy się osobie ś.p. ks.
Lucjana Pereswiet-Sołtana, to też Jemu najwięcej poświęciłem uwagi w tej pobieżnej kronice. Brak danych biograficznych nie pozwala mi na skreślenie
życiorysu tego kapłana-męczennika. Wiadomym mi tylko jest, że urodził się on w 1906r. w Pereświetowie, Reżyckiego powiatu (Mohylowszczyzna na
Białorusi), wyższe studia zakończył w Wilnie wyświęcony na księdza, czasowo sprawował obowiązki proboszcza w Knyszunie, a następnie pracował jako
wikary u św. Jana w Wilnie, skąd przybył do Kolonii z poleceniem zorganizowania tu parafii, co uskutecznił w ciągu niecałego jednego roku. Jego już
nie ma, ale czyny Jego trwają i pamięć o nim będzie żyć wiecznie.
Długo letnim proboszczem tejże parafii był ksiądz Aleksas Konczius, jak sam określał się „żmudzin”. Parafię objął 26 maja 1975 roku i ptzewodził
jej do 19 sierpnia 2002 roku przez 29 lat. Mając parafian ludzi narodowości polskiej, opanował do perfekcji język polski. W żadnych sprawach nie
wyróżniał którejkolwiek narodowości ani pośród parafian i spotykanych ludzi. Otoczył opieką cmentarz parafialny i w nim groby
poległych i zmarłych z odniesionych rak żołnierzy Armii Krajowej. Zmarł 10października 2004 r i pochowany został na posesji kościelnej w Wileńskiej
Kolonii Kolejowej.
http://www.akwilno.pl/pdf/Kolonia-Kolejowa.pdf

Komentarze (3)

5.04.2011 11:33
Fragment
Formatował, uzupełnił fotografiami i przygotował do druku Janusz Bohdanowicz „Czortek” Adres kontaktowy: Janusz Bohdanowicz 02-647 Warszawa
ul. Bachmacka 4 m. 66 Tel. 22-854-05-23, kom.662-249-166
E-mail: janusz40 małpa poczta.onet.pl
I. Powstanie Wileńskiej Armii Krajowej
Szpital Powstańczy Armii Krajowej w Wilnie – Kolonii Wileńskiej powstał w lipcu 1944 roku podczas akcji „ Burza „, a ściśle w wyniku Operacji
Wileńskiej „ Ostra Brama „, zwane inaczej Powstaniem Wileńskim. Oddziały wileńskiego i nowogródzkiego Okręgu AK pod dowództwem ppłk Aleksandra
Krzyżanowskiego ( „ Generała Wilka „ ), zaatakowały załogę niemiecką zamienionego na obszar warowny Wilna, wprost z marszu w nocy z 6 na 7
lipca 1944 roku, od wschodu, szerokim frontem od Belmontu na północy do Lipówki na południu. Przynajmniej w trzech obszarach doszło do bardzo
zaciętych walk: na Dolnej Kolonii Wileńskiej, w odległości 150 – 200 m. na wschód od przystanku kolejowego i na samym przystanku w ataku na
niemieckie transporty kolejowe; na zachodnich krańcach wsi Góry, w okolicach cmentarza, podczas ataku na niemieckie bunkry oraz w starciach
wręcz w wąwozach Lipówki. Największe straty poniosły oddziały polskie po nastaniu świtu dnia 7 lipca, kiedy dobrze wstrzelana artyleria
niemiecka położyła ogień na atakujące formacje AK, a z lotniska na Porubanku leżącego na południowych rubieżach miasta, wystartowały eskadry
samolotów wsparcia taktycznego 5-tej grupy bojowej 4 D Lot. Luftwaaffe, czyniąc duże spustoszenie ze względu na brak w oddziałach polskich
obrony przeciwlotniczej. Atak Armii Krajowej na Wilno załamał się. W tej sytuacji komendant akcji „ Ostra Brama „, ppłk Aleksander
Krzyżanowski („ Generał Wilk”) wydał rozkaz odwrotu. Odwrót dokonany za dnia, pod ogniem artylerii i lotnictwa niemieckiego, pociągnął za sobą
dalsze straty w zabitych i rannych.
Kolonia Wileńska – ośrodek sprzeciwu niemieckiej okupacji.
Naturalnym zapleczem oddziałów AK walczących z niemiecką załogą wileńskiego obszaru warownego była Kolonia Wileńska, duże osiedle rozlokowane
na wschodnich krańcach aglomeracji miejskiej. Było ono do tej funkcji bardzo dobrze przygotowane. Przez cały okres okupacji funkcjonowała
tutaj bardzo silna organizacja ZWZ – AK, Kedyw oraz harcerskie drużyny Szarych Szeregów. Organizacje te obejmowały prawie
całą miejscową społeczność oraz społeczność innych okolicznych osiedli i wsi. Dzieci i młodzież miały możność nauki w tajnych kompletach na
poziomie podstawowym, średnim a nawet wyższym. W Koloni Wileńskiej funkcjonowała przez cały okres okupacji niemieckiej nie tylko szkoła
podstawowa, ale również tajne gimnazjum i liceum. Na zajęcia w tajnych kompletach uniwersyteckich młodzież dojeżdżała do centrum miasta.
Naturalnym oparciem organizacji podziemnych była służba liturgiczna oraz chór miejscowej parafii kierowanej przez proboszcza, kapelana AK i
nauczyciela tajnego nauczania, ks. Lucjana Pereświata – Sołtana. Zespół ministrantów liczył około 60 chłopców. Mniej więcej tyle samo było
bielanek. Chór parafialny skupiał około trzydziestu osób z młodego i starszego pokolenia. Informacji niezależnych od totalitarnej propagandy
narodowo – socjalistycznej dostarczał Biuletyn Informacyjny AK. Jeszcze pewniejszym i bardziej aktualnym źródłem były audycje BBC w języku
polskim. Lampowe aparaty radiowe zostały przez Niemców skonfiskowane. Wiele takich aparatów pozostało jednak w ukryciu. Michałowiczowie przy
ul. Wędrownej przechowywali swój aparat w psiej budzie. Wyjmowano aparat z tej budy jedynie dla wysłuchania polskiej audycji radiowej z
Londynu. Audycji słuchało grono zaufanych osób. Była to za każdym razem wielka uczta duchowa. Jan Dawidowicz, radioamator mieszkający w
Podjelniakach, miał do dyspozycji jedynie prymitywny, kryształkowy aparat radiowy własnej produkcji. Posiadanie takiego aparatu było legalne.
Pan Jan udoskonalił swój aparat w taki sposób, że odbierał na nim bez trudu audycje BBC po polsku w nocy. Uczył się ich na pamięć i potem
powtarzał je wielokrotnie w ciągu następnych dni spotkanym osobom. W miejscowym klasztorze sióstr dominikanek, usytuowanym tuz przy Kolonii
Wileńskiej, za lasem, w Strelczukach, przechowywano wielu Żydów. W klasztorze tym przebywało wówczas przynajmniej osiem sióstr po ślubach
zakonnych oraz postulatki. Wszystkie one były związane z Armią Krajową poprzez ówczesną przełożoną s. Bertrandę (Anna Borkowska, zmarła w
wieku 88 lat w Szczytnie dnia 24 czerwca 1988 roku ). Pozostałe siostry czynnie zaangażowane w pomocy Żydom to: s. Cecylia ( Maria Roszak ),
s. Stefania ( Stanisława Bednarska ), s. Jordana ( Maria Ostrejko ), s. Bernadetta ( Julia Michrowska ), s. Imelda ( Maria Neugebauer ), s.
Małgorzata ( Irena Adamek ) i s. Diana ( Helena Frąckiewicz).
W klasztorze tym uratował się min. Aba ( Adam ) Konwer, znany pisarz żydowski, marksista, zamieszkały po wojnie w Izraelu ( zmarł we wrześniu
1087 roku ). Zamieszkali w klasztorze Żydzi, przebrani w habity mniszek, uprawiali w celach rekreacyjnych i gospodarczych ogród
przyklasztorny. Kobiety żydowskie pomagały w kuchni. Po rozwiązaniu klasztoru i przejęciu budynków klasztornych przez ówczesne władze, po
zajęciu Wilna przez wojska radzieckie, część sióstr dominikanek udała się z transportem przesiedleńców do PRL. Dwie z nich przebywają nadal w
klasztorze ss. Dominikanek w Krakowie. Żydzi byli ukrywani również na Górnej Kolonii Wileńskiej przez Gustawa i Leontynę Malawków ( lekarka –
dentystka Ajzensztad ) i przez Józefę Adamską ( Lewin, adwokat Bunisowicz, Hela Kapłanówna, która w roku 1941 przedostała się do Warszawy oraz
jej siostra Janka Kapłanówna, która przeżyła okupację , wyszła za mąż i pozostała na Litwie). W Podjelniakach Żydówkę o nazwisku Halicka,
przechowywała Anna Stawryłło. W Rękaciszkach Żydzi byli przechowywani przez kapitanową Baranowską, Wiercińskich, Polników, Dreszerów oraz
nauczycielkę Eleonorę Andrzejewską. Uratowanymi z getta dziećmi żydowskimi zaopiekowały się rodziny z Dolnej Kolonii Wileńskiej. Żołnierze
niemieccy, antyfaszyści, dezerterzy, ukrywali się m.in. u Aleksandra Dawidowicza, seniora i jego syna Kazimierza w Podjelniakach oraz u
Jerzego Romańczyka w Tupaciszkach. W poszczególnych domach ukrywano i leczono rannych i chorych żołnierzy AK z oddziałów leśnych. Anna
Stawryłło przechowywała oficera AK, Jerzego Białokura („Korda”) chorego wówczas na żółtaczkę w domu mjr Bietkowskiego przy ulicy Czystej na
Górnej Kolonii Wileńskiej.
Mjr Bietkowski wraz z żoną i synem został w roku 1941 deportowany na Wschód. Rannego żołnierza AK o pseudonimie „Lok” przechowywała rodzina
pułkownika, późniejszego generała Fieldorfowa. „Lok” zginął podczas ataku na Wilno i został pochowany na cmentarzu Rossa. Wielu rannych,
rekonwalescentów i „spalonych” żołnierzy AK było przechowywanych w Rękaciszkach, dużym osiedlu osadników wojskowych, przylegającym do Kolonii
Wileńskiej. Pomocy udzielały tam rodziny kpt Polnika, Ignacego Krakowskiego, Zygmunta Jakowickiego (brata Władysława, profesora Wydziału
Lekarskiego USB, aresztowanego na początku wojny przez NKGB i zaginionego ) oraz ówcześni mieszkańcy domu b. Wojewody, Stefana Kirtyklisa. W
osiedlu tym, u rodziny kpt Baranowskiego, byli też przechowywani m.in. dwaj lotnicy francuscy należący do 6 Brygady Wileńskiej AK. Jeden z nich miał
pseudonim „Leroche”. Obaj przeżyli wojnę, a jeden z nich opublikował we Francji wspomnienia o walkach toczonych przez AK na Wileńszczyźnie. Z
domu kpt Baranowskiego przerzucano żolnierzy AK do Alteracji, majątku Czepulonisów, znajdującego się koło wsi Piłokańce opodal Jaszun i dalej
do oddziałów leśnych. Pomiędzy Rękaciszkami i Alteracją znajdował się punkt wyżywienia i zaopatrzenia w folwarku Samołówka, należącym również
do rodziny Czepulonisów. W akcji tej brała udział m.in. Bogumiła Baranowska („Boba”) i jej starsza siostra Irena Baranowska, dziewczyna –
legenda o nieustraszonej odwadze i bohaterskiej przedsiębiorczości, uczestniczka niezliczonych, brawurowych wypraw partyzanckich i akcji
bojowych, godnych specjalnej monografii i filmu. Ojciec Ireny i „Boby” był kapitanem zawodowym. We wrześniu 1939 roku został internowany na
Litwie, skąd uciekł do domu w Rękaciszkach. Aresztowany przez NKGB w sierpniu 1940 roku, znalazł się w łagrze w rejonie Workuty. Uciekł
stamtąd i przepadł bez wieści. Pomocy lekarskiej żołnierzom AK przebywającym w kryjówkach w Kolonii Wileńskiej i Rękaciszkach udzielała m.in.
dr Halina Łobzowa, zamieszkała w Kolonii Wileńskiej i dr Świtalska z Wilna. Leków i środków opatrunkowych dostarczali m.in. Jan Żebryk,
felczer zamieszkały w Nowej Wilejce i Tadeusz Rynkiewicz („Stryjek”), absolwent medycyny z Wilna. Wielu mieszkańców Kolonii Wileńskiej oraz
wsi i osiedli ją otaczających brało bezpośredni udział w walkach poszczególnych formacji AK na Wileńszczyźnie. Dużą aktywność wykazywał
dziewczęcy zastęp Szarych Szeregów „Czarownice”. Należały do niego: Marysia Krakowska, Regina Mażanowiczówna, Irena i Krystyna Sosnowskie,
Halina Paszkiewiczówna, Danuta Pieńkowska, Waleria Benicewiczówna i Jadwiga Sarnowska. Zastępową była Weronika Winter, zamieszkała na
Zarzeczu. Dziewczęta te, podobnie jak ich rówieśnice zorganizowane w innych oddziałach, m.in. w Kedywiwe AK, przeszły tajne szkolenie w
zakresie łączności i sanitariatu. Umiały posługiwać się pistoletami i karabinami oraz znały ich konstrukcję. Były obeznane z mapami
sztabowymi. Przeszły one szkolenie marszu na azymut. Były zapoznane z pierwszą pomocą na polu walki, z opatrywaniem i transportem rannych.
Szkolenia odbywały się w Kolonii Wileńskiej w domach Reginy Mażanowiczówny i Halinki Paszkiewiczówny, w Rękaciszkach w domach Marysi
Krakowskiej, Danusi Pieńkowskiej, w domu należącym do Mariana Zyndrama – Kościałkowskiego, b. premiera i ministra R.P. oraz u Weroniki
Winterówny na Zarzeczu. Szkolenia te prowadziły m.in. polonistka, Katarzyna Piotrowiczówna, Jadwiga Muzolfówna i Krysia Fieldorfówna, córka
późniejszego generała. Za ostre strzelanie z pistoletu był odpowiedzialny kpt Stanisław Tejnarski („Lech Gorzyński”). W wykładach swych
wspominał on często o niezbędnym morale żołnierza i dlatego uzyskał u dziewcząt przydomek „Morale”. Strzelania odbywały się w lesie w
Rękaciszkach koło krzyża, nieopodal domu Krakowskich oraz w lasach w rejonie Werek i Zielonych Jezior pod Wilnem. Termin kolejnych spotkań
konspiracyjnych był przekazywany podczas zajęć na tajnych kompletach licealnych. Dziewczęta, a zwłaszcza Marysia Krakowska, Regina
Mażanowiczówna, Halina Paszkiewiczówna i Danuta Pieńkowska utrzymywały stały kontakt z obszarami wyzwolonymi przez AK pod koniec 1943 i w 1944
roku szczególnie zaś z Turgielami, miasteczkiem stanowiącym podobnie jak Dziewieniszki, niekwestionowane przez okupanta terytorium Wolnej
Polski. Przewoziły tam one broń, żywność i pocztę. Środkiem lokomocji były najczęściej furmanki chłopskie. Broń znajdowała się w koszyku z
produktami żywnościowymi albo we własnym ubraniu. Dziewczęta rozszyfrowywały poza tym miejsca pobytu osób podejrzanych o kolaborację i pełniły
dyżury na dworcu kolejowym w Wilnie, podczas których zbierały informacje dotyczące transportów niemieckich jadących na front i wracających z
frontu. W leśnych oddziałach AK walczyli w różnym okresie m.in. rodzeństwo Irena, Bogumiła i Jerzy Baranowscy („Jur”), bracia Gustaw i Robert
Klementowiczowie, Henryk Kużys, Leszek Szczepański, Michał Krakowski, Zbigniew Młodkowski („Malicki”), Staszek Pikielski, Stasio Michałowicz,
Jurek Tyman („Jerry”), Czesław Romańczyk i inni. Dwaj z wymienionych Zbigniew Młodkowski („Malicki”) i Stasio Michałowicz polegli na polu chwały.
Chłopcy ci, jeśli pozostawali u rodziców w Kolonii Wileńskiej lub Rękaciszkach zajmowali się z zapałem zdobywaniem, magazynowaniem i
transportem broni. W zajęciach tych towarzyszyli im również najmłodsi. Tak np. 14-letni wówczas Staś Malawko nawiązał kontakt z żołnierzami
Wehrmachtu, Ślązakami, pełniącymi służbę w jednostce obsługującej reflektory w Markuciach, na przedmieściu Wilna. W zamian za żywność uzyskał
od nich pokaźne ilości amunicji i karabiny. Podobnych transakcji było wiele. Zabudowania gospodarcze Gustawa i Leontyny Malawków, prof. USB dr Władysława Jakowickiego w Kolonii
Wileńskiej oraz Kopertowiczów w Rękaciszkach były zawsze pełne broni pochodzenia niemieckiego, radzieckiego i francuskiego, zarówno pistoletów
maszynowych, jak też karabinów. Podobnie zdobywano duże ilości granatów zaczepnych i odpornych produkcji niemieckiej i francuskiej. Zdobyto
nawet granatnik i ręczny karabin maszynowy. Miejscowym rusznikarzem był Kowalewski, bardzo uzdolniony człowiek, który potrafił zreperować
wszystko. Jego zasługą było m.in. zreperowanie uszkodzonego RKM-u. Dom Kowalewskiego i zabudowania gospodarcze spełniały rolę dużego magazynu
broni. Spory magazyn broni sięgający swą historią Pierwszej Wojny Światowej, znajdował się w specjalnej skrytce na strych domu Aleksandra
Dawidowicza, seniora, syna i wnuka powstańców 1863 r., legionisty, uczestnika wojny 1920 roku ( w załodze legionowego pociągu pancernego ). W
Kolonii Wileńskiej działał dobrze zorganizowany Kedyw AK. Jego dowódcą terenowym był ppor. rez. Włodzimierz Kochanowski, zamieszkały przy ul.
Krętej, opodal schodów prowadzących z Dolnej na Górną Kolonię. Szczególnie aktywnie działała Anna Stawryłło, nauczycielka tajnego nauczania,
uczestnicząca bezpośrednio w akcjach dywersyjnych na linii kolejowej Wilno – Dyneburg. W Tupaciszkach, osiedlu przylegającym do Dolnej Kolonii
Wileńskiej rezydowali pracownicy wywiadu AK „Cecylii”, Edward Petrulewicz i Władysław Subortowicz. Po wojnie zostali oni już na terytorium PRL
aresztowani, skazani na śmierć. Wyrok wykonano. W tajnym nauczaniu podstawowym pracowali Gustaw i Leontyna Malawkowie, Anna Stawryłło, Maria
Głuszczakowa, Aniela Głębocka i Maria Nowicka. W tajnym gimnazjum i liceum na terenie Kolonii Wileńskiej nauczali: Regina Chakiel – Illukowicz
– matematyka, Aleksander Dawidowicz jnr – chemia i nauka o człowieku, Antoni Gołubiew, pisarz – historia, Jacynowa – polski, Stanisław
Kozaczenko – fizyka, Teodozja Koziełł – Poklawska (siostra kapitanowej Dreszerowej) – przedmioty humanistyczne, Kuncewiczowa – francuski,
Gustaw Malawko – geografia, chemia, biologia. Tadeusz Młodkowski (b. Senator ) – matematyka, historia, Władysława Muzolfowa – francuski, ks.
Lucjan Pereświat – Sołtan – religia, Katarzyna Piotrowiczówna – polski, Irena Rogowska – łacina, Leon Sienkiewicz (b. Nauczyciel gimnazjum OO.
Jezuitów w Wilnie) – matematyka, ks. Józef Zawadzki – religia, ks. Stanisław Zdanowicz – religia.
Zajęcia tajnego nauczania odbywały się w Kolonii Wileńskiej w domu Chaklów, Kozakiewiczów, Gołubiewa, Mażanowiczównej, Pieńkowskiej,
Miniewskich, w Rękaciszkach w domu kpt. Dreszera, u Katarzyny Piotrowiczównej, u Młodkowskich i u Krakowskich oraz w Tupaciszkach w domu Leona
Sienkiewicza. W dwóch ośrodkach w Kolonii Wileńskiej prowadzono zajęcia z zakresu muzyki. Przy ulicy Wędrownej, niedaleko Szkoły Powszechnej,
lekcji gry na fortepianie udzielała Łucja (Lusia) Danielczuk, absolwentka Konserwatorium Wileńskiego. W ośrodku tym uczyło się około 20
dziewcząt i chłopców. Byli to m.in. Zofia Szyszkówna, Andrze i Krysia Łobzowie, Stefan, Marian i Ryta Żyndowie, Stanisław, Tadeusz i Krzyś
Malawkowie, Bożena Sadowska, Zosia i Basia Kuryłówne, Janina Kopertowiczówna, Mirek i Jola Jacynowie, Boba Baranowska, Janina Tymonowska i
Tatiana Pokrowska. Lekcje odbywały się w miłej, rodzinnej atmosferze. Częstowano, mimo dużych trudności aprowizacyjnych, herbatą, a nawet
kanapkami. Pani Lusia organizowała popisy gry na dwa fortepiany, w których wyróżniali się Mirek Jacyna ze Stasiem Malawko oraz Boba Baranowska
z Janką Kopertowiczówną. Drugi ośrodek nauczania muzyki znajdował się w domu Zygmunta Jakowickiego. Lekcji udzielała dojeżdżająca z centrum
miasta , Tarwidówna, uczennica profesora Stanisława Szpinalskiego. W domu tym odbywały się też kameralne akademie z okazji 3 maja i 11
listopada. Zgromadzały one około 15 osób. Na fortepianie grała Danusia Pieńkowska. Deklamowały Marysia Krakowska i Hala Paszkiewiczówna.
Spotkania muzyczne odbywały się również w domu b. Premiera i ministra Mariana Zyndrama – Kościałkowskiego. Uczestniczył w nich niekiedy Ludwik
Sempoliński. „Chłop i poeta” oraz „Lekka kawaleria” na fortepianie, na cztery ręce, były popisowym repertuarem Danusi Pieńkowskiej i Irki
Rakowskiej. Marysia Kościałkowska recytowała wiersze Leopolda Staffa, m.in. „O szyby deszcz dzwoni...”, przy akompaniamencie fortepianowym
Danusi Pieńkowskiej – preludium deszczowym Chopina. Kolonia Wileńska była również dobrze zorganizowanym ośrodkiem administracyjnym.
Nieprzerwanie, przez cały okres okupacji, działał w niej samorząd z energicznym i posiadającym duży autorytet prezesem Stanisławem
Szczepańskim. Było więc oczywiste, że po uderzeniu Armii Krajowej z 6 na 7 lipca na Wschodnie dzielnice Wilna, ośrodek ten stał się naturalnym zapleczem frontu.
Organizacja zaimprowizowanego Szpitala Powstańczego AK w Kolonii Wileńskiej.
Już w dwie godziny po wschodzie słońca w dniu 7 lipca 1944 roku zaczęto znosić z rozległego pola walki rannych i zabitych żołnierzy AK i
układać przy kościele, który był punktem centralnym osiedla. Pierwszego zabitego żołnierza AK przyniósł z przystanku kolejowego z Dolnej
Kolonii Wileńskiej, Grzegorz Romańczyk z kolegami. Pierwszego rannego żołnierza AK opatrzył na murawie przykościelnej prezes Stanisław
Szczepański, którego dom był usytuowany tuż obok kościoła. Natychmiast ukonstytuował się nieformalny sztab operacyjny – triumwirat, składający
się z prezesa Stanisława Szczepańskiego, miejscowego proboszcza, kapelana AK i nauczyciela tajnego nauczania ks. Lucjana Pereświata – Sołtana
oraz Gustawa Malawki, nauczyciela tajnego nauczania, specjalisty pedagogiki specjalnej, członka Zarządu Towarzystwa Spółdzielczego Kolonia
Wileńska i prezesa miejscowej Ochotniczej Straży Pożarnej.
Stanisław Szczepański Ks. Lucjan Piereświet- Prezes Sołtan . Proboszcz. Prezes Stanisław Szczepański postanowił utworzyć szpital powstańczy w
Kolonii Wileńskiej i oddał swój dom do dyspozycji tego szpitala.Szpital był całkowitą improwizacją.
W ciągu kwadransów opróżniono z domu Stanisława i Marii Szczepańskich przy ulicy Wędrownej, wszystkie pięć
pokoi na parterze. Właściciele domu przenieśli się na strych. Sąsiedzi z własnej inicjatywy zaczęli znosić łóżka, materace, bieliznę
pościelową, materiały opatrunkowe i lekarstwa. Do pracy przystąpiły miejscowe dziewczęta przeszkolone w służbie sanitarnej. Jako pierwsze
nadbiegły, ubrane już w białe fartuchy, z czepkami na głowie, Kalina Kuzysówna i Bogumiła Usajewiczówna (Batorowiczówna). Ojciec Bogumiły,
Batorowicz, został aresztowany i deportowany do łagru w ZSRR jeszcze przed wybuchem wojny radziecko – niemieckiej w 1941 roku. Chroniąc się
przed deportacją Bogumiła uzyskała wówczas dzięki pomocy podziemnej ZWZ dokumenty osobiste na nazwisko rodowe swojej matki – Usajewiczównej.
Przy tym nazwisku pozostała. Szpital rozpoczął swą działalność podczas trwających walk Armii Krajowej, w okresie zaciekłej bitwy toczącej się
na Dolnej Kolonii Wileńskiej z niemieckimi transportami kolejowymi oraz zaciekłych walk na zachód od wsi Góry, w rejonie Kuprianisze i
Lipówki. Na Kolonię padały pociski wystrzelone przez artylerię niemiecką zajmującą stanowiska w centralnym schronie dowodzenia na Bakszcie
opodal kościoła księży Misjonarzy, na Belmoncie oraz w rejonie Żelaznej Chatki i Lipówki. Nad domami przelatywały falami eskadry samolotów
wsparcia taktycznego startujące z lotniska na Porubanku, rażąc ogniem karabinów maszynowych i armatek pokładowych.
Do pracy w zaimprowizowanym szpitalu, obok wymienionych wyżej Bogumiły Usajewiczównej i Haliny Kużysównej, przystąpiły: Walentyna
Jeremiczówna, studentka trzeciego roku medycyny USB w Wilnie, Wera Jaremienko, Lusia Mackiewiczówna, Hanka Halutówna. Lusia Wasiutowiczówna
oraz Marysia Kalinowska. Dołączyły do nich Renia Adamska, Antonina (obecnie Bednarczyk) z czołówki sanitarnej Inspektoratu „F”, Henia
Bakaszyńska („Koza”), Bogumiła Baranowska („Boba”), Regina Błociszewska, Stefcia Borowska, Nula Chakiel – Illukowiczowa, Ludmiła
Doroszewiczówna, Janka Dużniakówna, Marysia Dzięgielewska, siostry Hanka i Myszka Felanki, Marysia Fieldorfówna, „Halina” z czołówki
sanitarnej oddziałów leśnych, Jadwiga Jabłońska, Maria Janina Kiełczewska („Jagoda” z czołówki sanitarnej Inspektoratu „F”), Jagoda Hołubówna,
Marysia Krakowska, siostry Janka i Halina Kopertowiczówne, Krysia Kozłowska, Łapinówna z Kowna, Jadwiga i Maria Łukaszewicz (matka i córka),
Krysia Mackiewiczówna, Irka Nomejkówna, Danuta Pieńkowska, Irka Rakowska, Regina (siostra
nauczycielki Eleonory Andrzejewskiej), Grzegorz Romańczyk, Julcia Sorokówna, siostry Irena i Krystyna Sosnowskie, Danuta Szczepańska (córka
prezesa), rodzeństwo Irena i Tolek Wardeccy, rodzeństwo Halina i Mieczysław Wiśniewscy, Regina Winconówna, siostry Halina i Bronisława
Zabłockie, Żemojtel („Siostra Zosia”, żona lekarza) i Janek Żukowski („Janula”). Spośród starszego pokolenia pracowali w szpitalu mgr
filozofii Eugeniusz Aniszczenko, Anna Chaklowa, Gluzowa, kapitanowa Jankowska, małżeństwo Michał i Henrietta Kużysowie, „Mancia”, Stanisław
Pietrolewicz, Janina Putowska, Janina Rynkiewiczowa, Maria Szczepańska – żona prezesa, Anna Stawryłło i Kazimierz Wnuk. Krwawa bitwa z
niemiecką załogą Wilna trwała. Padali zabici i ranni. Transportem tych żołnierzy zajął się proboszcz Kolonii Wileńskiej, ks. Lucjan
Pereświat-Sołtan. Rannych i zabitych przenoszono na prowizorycznych noszach sporządzonych z drągów wyciętych w lesie i owiniętych kocami. W
miejsce koców używano też płaszczy wojskowych. Legendarnego partyzanta AK, plutonowego Henryka Iwaszkiewicza („Ojca”), dowódcę plutonu 3
kompanii 3 Wileńskiej Brygady „Szczerbca” przyniesiono na cmentarz na „bokówce”, tzn. na zbitej z desek bocznej ścianie furmanki chłopskiej.
Jeden z zespołów transportujących tworzyły trzy dziewczęta: studentka medycyny Wala Jeremiczówna, Renia Adamska i Janka Dużniakówna. W innym
zespole pracowały Bogumiła Usajewiczówna ( Batorowiczówna ), Halinka Kużysówna i Krysia Mackiewiczówna. Zespoły te podczas swej akcji były
ostrzeliwane przez samoloty. Halince Kużysównej kule przedziurawiły żakiet. Ciężko rannego żołnierza AK, Jean Charles Maffre, Francuza z Lyonu
(„Michela”) wyciągnęła z pola bezpośredniego rażenia ogniem niemiecka pielęgniarka Władysława Pawłowska ( „Sława” ). Sama przy tym została
ranna w okolice łopatki. Francuz niebawem zmarł na polu walki. Renia Adamska zapamiętała z tych wypraw pod ciężkim obstrzałem niemieckim,
przeraźliwy krzyk jednego z partyzantów pod adresem patrolu dziewczęcego: „ kładźcie się , bo wystrzelają was jak kaczki „.
W ferworze walki transportem rannych i zabitych zostały obciążone głównie patrole dziewczęce, które przenosiły żołnierzy z Dolnej na Górną
Kolonię Wileńską, pokonując wielokrotnie wzniesienie kilkudziesięciu metrów. Patrole dziewczęce transportujące żołnierzy na prowizorycznych
noszach składały się tylko z trzech osób. Chłopcy brali oczywiście udział w walce. Transport odbywał się z reguły grzbietem gęsto zalesionego
wzgórza, ścieżką biegnącą tamtędy w kierunku plebani i kościoła, do szpitala zlokalizowanego w domu Stanisława i Marii Szczepańskich. Niebawem
ks. Pereświat-Sołtan skierował do pracy w transporcie również młodszych chłopców, ministrantów, niezaangażowanych w walce, a wśród nich
Tadeusza Malawkę i Janka Żukowskiego („Janulę”), późniejszego proboszcza, kanonika i dziekana w Jackowie koło Warszawy. Janula niósł razem z
dziewczętami ciężko rannego, nieprzytomnego partyzanta z raną postrzałową brzucha. U rannego były widoczne jelita. Dziewczęta szlochały przez
całą drogę, a Janula razem z nimi. Potem wstydził się mody chłopak swej niemęskiej postawy. W skład jednego z patroli noszowych
transportujących rannych wchodzili na pewnym etapie walki, Bogusia Usajewiczówna („Batorowiczówna”) i Tadeusz Malawko. Patrolom noszowym
przyszły nieco później z pomocą furmanki. Zabitych i rannych przewoził z pola walki prezes Stanisław Szczepański zaprzęgiem, który stanowił
własność jego i Józefa Łukaszewicza. Innym wozem powoził Mieczysław Grodź (Wołodzik). W akcji wziął również udział niemiecki wóz taborowy
zdobyty przez Krysię Mackiewiczównę w Kolonii Wileńskiej oraz zaprzęg konny zdobyty w opuszczonym obozie własowców w Rękaciszkach przez Stefę
Borowską i Henię Bakaszyńską („Kozę”). W godzinach rannych tego samego dnia, zgodnie z rozkazem wydanym uprzednio, piątka dziewcząt,
sanitariuszek i łączniczek AK, udała się w okolice bardziej odległe od pola walki w Kolonii Wileńskiej, w kierunku Hrybiszek, Kropiwnicy i
Żelaznej Chatki. Piątkę tę stanowiły: Regina Mażanowiczówna, Marysia Krakowska, Danuta Pieńkowska oraz siostry Irena i Krystyna Sosnowskie.
Atakowane przez nisko lecące samoloty wsparcia taktycznego, udały się one do domu Reginy Mażanowiczównej przy ulicy Wesołej w Górnej Kolonii
Wileńskiej w kierunku cmentarza w Górach i skręcając w stronę dawnej cegielni i wieży ciśnień, doszły w pobliże Żelaznej Chatki i cmentarza
Rossy. Drogę zagrodziły im bunkry niemieckie. Znalazły się w zasięgu niemieckiej broni maszynowej. Rozkaz nakazywał im dotarcie do centrum
miasta. Nie mogły go wykonać. Wróciły więc, penetrując przy okazji teren i ustalając miejsca, gdzie znajdowali się ranni i zabici. Opodal
drogi prowadzącej ze wsi Góry na Rossę, niedaleko znajdujących się tam glinianek, leżał żołnierz AK z ciężkim postrzałem brzucha, z
odsłoniętymi jelitami. Był przytomny. Miał świadomość, że umiera za Polskę.
5.04.2011 11:35
Formatował, uzupełnił fotografiami i przygotował do druku Janusz Bohdanowicz „Czortek” Adres kontaktowy: Janusz Bohdanowicz 02-647 Warszawa
ul. Bachmacka 4 m. 66 Tel. 22-854-05-23, kom.662-249-166
E-mail: janusz40 małpa poczta.onet.pl
I. Powstanie Wileńskiej Armii KrajowejI. Powstanie Wileńskiej Armii Krajowej
Na polu, w widłach Czarnego Traktu prowadzącego przez wieś Góry do Wilna i ulicy Dalekiej w Kolonii Wileńskiej, natknął się patrol dziewczęcy
na ciała zabitych żołnierzy AK i na liczne zabite konie. Było to dzieło dobrze wstrzelanej artylerii niemieckiej. Dziewczęta szczęśliwie
ominęły wycofującą się z Gór jednostkę niemieckiej psiarni policyjnej i dotarły do Kolonii. Wszystkie obserwacje zostały przekazane do sztabu
operacyjnego, a ten zorganizował transport sanitarny. Wziął w nim udział Mietek Grodź ze swoją furmanką. Ranni napływali do Szpitala
Powstańczego nieustannie. Przed południem dnia 7 lipca było ich około 40. Straty poniosła również ludność cywilna. Cała Kolonia Wileńska i
okolice były w zasięgu artylerii niemieckiej. Ugodzony pociskiem artyleryjskim zginął dnia 7 lipca Szałomski na podwórzu swego własnego domu,
na rogu ulicy Krańcowej i Kłosowej. Dnia 9 lipca zginął przysypany ziemią w prowizorycznym schronie 9-letni Krzyś Malawko, miejscowy
ministrant. Pochowano go tuż przy prezbiterium kościoła w Kolonii Wileńskiej. Ranny w biodro został 7-8-letni syn ppor. Włodzimierza
Kochanowskiego, dowódcy placówki Kedywu AK w Kolonii Wileńskiej. W Tupaciszkach opodal Kolonii powierzchowne rany brzucha odniósł Grabowski. W
Kolonii Wileńskiej i jej najbliższym otoczeniu przebywali w tym czasie lekarze Adolf Grosberg, Halina Łobozowa i Maria Dec, , ftyzjatra i
neurolog Antoni Borowski, ginekolog Alina Erdmanowa i stomatolog Anna Andrzejkowiczowa. Wszyscy oni starali się otoczyć opieka rannych.
Niestety , nie było wtedy w Kolonii żadnego chirurga, a zabiegi chirurgiczne u rannych z postrzałem brzucha, klatki piersiowej i kończyn
decydowały o życiu. Liczyła się każda minuta. Sytuacja była dramatyczna. Centrum miasta było odcięte od Kolonii Wileńskiej. Mowy nie było o sprowadzeniu stamtąd chirurga.
W tej sytuacji męską decyzję podjęła 18-letnia Regina Adamska. Wiadomo było, iż w odległej o 4 km od Kolonii Nowej Wilejce mieszkał młody, 30
-letni chirurg, Mieczysław Starkiewicz, pracujący wówczas w szpitalu niemieckim dla Ostlandu w Nowej Wilejce (Kriegslazaret 943). Istniało
duże prawdopodobieństwo, że znajduje się on u siebie w domu. Regina postanowiła sprowadzić go do Kolonii Wileńskiej. Bała się pójść tam sama.
Sytuacja w okolicach Kolonii była bardzo zawikłana. Poszczególne jednostki niemieckie przebijały się wciąż ze wschodu do Wilna. W lasach mogli
być maruderzy. Nadciągała Armia Czerwona. Pobiegła więc Regina Dolna Kolonią do swej przyjaciółki
Lodzi Michniewiczównej. Lodzia pracowała razem z dr Mieczysławem Starkiewiczem w szpitalu w Nowej Wilejce. We dwie było raźniej. Dziewczęta
przedostały się szczęśliwie pieszo do Nowej Wilejki i zastały doktora w domu. Zgodnie z otrzymanym od swych przełożonych z AK rozkazem dr
Starkiewicz przygotowywał się właśnie do wyprawy do puszczy Rudnickiej. Dziewczęta przedstawiły mu sytuację w zaimprowizowanym szpitalu w
Kolonii Wileńskiej. Dr Starkiewicz nie wahał się ani chwili. Do dwóch toreb załadował wszystko czym rozporządzał w domu, a więc instrumenty
chirurgiczne, materiały operacyjne i opatrunkowe, szyny Dessaulta, środki usypiające itd. Ze względu na bezpieczeństwo doktór udał się do
Kolonii rowerem bez żadnego bagażu. Dziewczęta poszły tam pieszo z materiałami chirurgicznymi. Szły najkrótszą drogą przez las. Szczęściem już
na skraju lasu spotkały oddziały AK, które zabezpieczyły im powrót do szpitala. IV, Działalność Szpitala Powstańczego AK.
Zmagania się z trudnościami.
W ciągu kwadransów zorganizowano salę operacyjną. Stół znajdujący się w pokoju stołowym przejął funkcję stołu operacyjnego. Doktor Mieczysław
Starkiewicz operował przez kilka kolejnych dni i nocy, do 11 lipca, sam, non stop, bez wytchnienia. Asystowali mu Jan Szczęsny, student
medycyny USB, również zamieszkały w Nowej Wilejce i pielęgniarki. Nie brakowało materiałów opatrunkowych, chloroformu i eteru. Nie było
morfiny. W nocy operacje odbywały się przy świetle lampy naftowej, przy zasłoniętych oknach.
W szpitalu w Kolonii Wileńskiej, na początku jego działalności, nie było pojęcia dyżurów. Pracowano, zarówno dr Mieczysław Starkiewicz, jak
też personel pielęgniarski, przez 24 godziny na dobę. Nie było rozróżnienia pomiędzy pracą ściśle pielęgniarską, a inną bezpośrednią lub
pośrednią pomocą dla rannych i chorych. Te same dziewczęta i ci sami chłopcy zbierali i transportowali na noszach rannych z pola bitwy,
pielęgnowali pacjentów, przenosili ich na opatrunki, pomagali po operacjach, sprzątali, pomagali przy przyrządzaniu posiłków, karmili i
dostarczali zaopatrzenie do szpitala. Spali, jeśli to można nazwać snem, po kilka kwadransów przy chorych na podłodze, gotowi w każdej chwili
na każde wezwanie. Dyżury wprowadzono dopiero w drugim tygodniu działalności szpitala w okresie pewnej stabilizacji, gdy najpilniejsze
potrzeby pacjentów zostały zaspokojone. Wokół centrum Wilna trwały ciężkie walki. Na Kolonię Wileńską padały od czasu do czasu pociski
artyleryjskie. Nad Wilnem, w różnych dzielnicach, wznosiły się kłęby gęstych, czarnych dymów. Płonęło miasto. Noc rozświetlały łuny pożarów
oraz błyski pocisków rakietowych i rakiety. Przerażające wrażenie robiła w tych ciężkich dniach młoda Litwinka, umysłowo chora, biegająca po
ulicach osiedla, na tle płonącego miasta, w strzępach ubrania, z rozwianymi włosami i nieludzkim skowytem. Istna Kasandra Powstania
Wileńskiego. Kobieta udała się prawdopodobnie na linię frontu i tam zginęła. Dom Stanisława i Marii Szczepańskich nie mógł pomieścić
wszystkich rannych i chorych. Dlatego utworzono dwie duże filie szpitala: w Szkole Powszechnej Nr 23 im. Władysława Syrokomli, znajdującej się
na rogu ulicy Wędrownej i Kłosowej. Obie filie znajdowały się w odległości około 250 m od szpitala głównego. To też okazało się za mało. Do
dyspozycji szpitala oddała przeto swój dom Wera Jeremienko, pielęgniarka. Dom ten znajdował się na rogu ulicy Czystej i Wodnej, naprzeciwko
sklepu spożywczego, w odległości około 70 m. od domu Szczepańskich. Lżej rannym oddała również swój dom Lechowska, kobieta w bardzo podeszłym
wieku, matka pułkownika z 85 pp w Nowej Wilejce. Dom Lechowskiej był usytuowany na samym końcu ulicy Czystej, pod lasem, w pobliżu posesji mjr
Bietkowskiego oraz Dawidowiczów i Borkowskich. Opiekę pielęgniarską nad rannymi roztoczyły tam: Janina Putkowska oraz Julcia Sorokówna.
Wyżywieniem chorych oraz praniem bielizny zajęła się Janina Rymkiewiczowa. Trzech chorych na tyfus umieszczono w domu Platas-Plepowiczów przy
ulicy Wodnej. Opiekował się nimi dr Antoni Borowski z Rękaciszek. Obowiązki sanitarne spełniało tam m.in. rodzeństwo Irena i Tolek Wardeccy z Wilna.
Kilku rannych, jeden z nich miał pseudonim „Ta joj” ( Andrzej Wiśniowski ze Lwowa ), przebywało przez około dwóch dni w domu Ignacego
Krakowskiego w Rękaciszkach „przy krzyżu”. Zostali oni następnie przeniesieni do szpitala w domu Szczepańskich w Kolonii Wileńskiej.
Do domu dr Antoniego Borowskiego w Rękaciszkach trafił 7 lipca
rano żołnierz AK, zaraz po postrzale nogi. Rana nie była groźna. Aż do czasu rekonwalescencji przebywał on u dr Borowskich, a następnie udał
się do swej rodziny w Wilnie na Antokolu lub Zarzeczu. Stefa Borowska, córka doktora, zaopiekowała się swą przyjaciółką z Wilna, która
znalazła się w szpitalu w Kolonii Wileńskiej z powodu ropowicy goleni. Zabrała ją ze szpitala do swego domu. Dziewczyna ta przebywała u dr
Borowskich przez wiele tygodni, ponieważ dom, w którym mieszkała w Wilnie, został zburzony podczas bombardowania miasta. Żołnierza AK, Witolda
Nowodworskiego, syna profesora USB, w stanie szoku psychicznego, umieszczono na plebani u ks. Lucjana Pereświata-Sołtana, a następnie w domu
Gustawa i Leontyny Malawków na rogu ulicy Wędrownej i Głośnej. Po kilku dniach zaopiekował się nim osobiście Leon Beynar ( Paweł Jasienica ) i
przekazał do majątku żony chorego w okolicach pod Oszmianą.
Gustaw Malawko Leon Bejnar (Paweł Jasienica)
Improwizacja, praca, bohaterstwo.
Zacięte walki o Wilno trwały cały czas od nocy 6/7 lipca 1944 roku, kiedy Armia Krajowa w akcji „Burza” zaatakowała pozycje niemieckie, do co
najmniej 13 lipca, kiedy miasto zostało w zasadzie zdobyte w tzw. Operacji Wileńskiej III Frontu Białoruskiego Armii Czerwonej. Operacja
Wileńska Armii Czerwonej został zakończona 20 lipca 1944 roku. Przez cały ten czas wschodnie dzielnice miasta i rozległe tereny podmiejskie
były odcięte od kwalifikowanej pomocy lekarskiej, jakiej miasto to, będące wielkim ośrodkiem szpitalnym i klinicznym zwykle udzielało. Siłą
rzeczy cały ciężar opieki lekarskiej nad rozległymi obszarami spadł teraz na szpital w Kolonii Wileńskiej. Opiekę uzyskiwali tam nie tylko
żołnierze AK biorący bezpośredni udział w walkach o Wilno, ale także ludność miejscowa oraz żołnierze radzieccy. Dnia 8 lipca zostali
dostarczeni do szpitala w domu Stanisława i Marii Szczepańskich dwaj Kałmucy, czołgiści, słabo znający język rosyjski, z rozległymi
oparzeniami, których doznali podczas walk o Wilno w palącym się wozie bojowym. Po kilku dniach przejęła ich radziecka służba zdrowia. W
szpitalu tym przebywał również major radziecki ze zgorzelą ręki i trzy Rosjanki radzieckie. Dwie z nich były chore na tężec, jedna została
dostarczona do szpitala ze zgorzelą nogi. W Szkole Powszechnej przebywali ranni lejtnant i żołnierz radziecki. Przy stale wzrastającej ilości
rannych i chorych ogromnym problemem było właściwe zaopatrzenie w meble szpitalne, bieliznę, leki, środki usypiające i przeciwbólowe,
narzędzia chirurgiczne i środki opatrunkowe, łóżka i bieliznę pościelową dostarczali samorzutnie sami mieszkańcy Kolonii. Nie było domu, ani
rodziny, która by czegoś nie ofiarowała. Sporo eteru, chloroformu, narzędzi chirurgicznych , leków i środków opatrunkowych przyniosły Regina
Adamska i Lodzia Michniewiczówna z domu dr Starkiewicza w Nowej Wilejce. Całą partię leków przechowywanych w domu dostarczyła mgr farmacji
Łucja Adamska-Aniszczenko zamieszkała w Górnej Kolonii Wileńskiej przy ulicy Krańcowej. Brakowalo morfiny. Jedną ampułkę morfiny dla żołnierza
AK „Kropki” z ciężkim postrzałem brzucha zdobyła Danusia Szczepańska po dramatycznych poszukiwaniach u mieszkańców Kolonii.
Akcją zdobywania zaopatrzenia dla szpitala kierował ks. Pereświat-Sołtan. Na zlecenie ks. Sołtana Krystyna Mackiewiczówna i Henia Bakszyńska
(„Koza”) dostarczyły zakonspirowany w Kolonii Wileńskiej sprzęt i inne zaopatrzenie sanitarne zdobyte uprzednio w szpitalach niemieckich w
Wilnie i w Nowej Wilejce. Personel polski pracujący w tych należący niemal w 100% do siatki organizacyjnej AK, dokonywał stale przerzutów
leków i środków opatrunkowych do baz zaopatrzenia AK. Zajmowała się tym m.in. Halina Kużysówna pracująca w szpitalu administrowanym przez
Niemców w Nowej Wilejce oraz 16-letnia wówczas Maria Łukaszewiczówna (obecnie dr med. Dowgiałło), pracująca w Kriegslazarecie mieszczącym się
w dawnym Szpitalu Wojskowym opodal kościoła św. Piotra i Pawła w Wilnie.
Prof. Stanisław Cywiński Prof. Kościałkowski Dwaj studenci czwartego roku medycyny USB, Tadeusz Rymkiewicz i Henryk Popławski, działając w
porozumieniu z polskim personelem szpitala, weszli do Kriegslazaretu w Nowej Wilejce. Były to godziny popołudniowe. Na sali operacyjnej nie
było już nikogo. Studenci ubrani w białe kitle udali się na tę salę, zapakowali do toreb narzędzia chirurgiczne, środki usypiające i leki,
które tam się znajdowały, przenieśli je przez strzeżoną przez uzbrojonych wartowników bramę do wozu konnego będącego własnością Henryka
Popławskiego, zamieszkałego w pobliskich Rękaciszkach i szczęśliwie odjechali, przekazując całą zdobycz do bazy w Kolonii Wileńskiej. Akcję tę
przeprowadzili na trzy dni przed ewakuacją tego szpitala przez Niemców.
Ppor. Gustaw Ptak („Cyprian”), komendant AK w Nowej Wilejce, a jednocześnie pracownik administracyjny wymienionego szpitala, przekazał część
zdobyczy do szpitala AK w Dworze Czarne pp. Wołejszów, którzy byli jego przyjaciółmi. Dwór Czarne znajdował się o kilkanaście kilometrów na
wschód od Wilna, a szpital w nim uruchomiony odegrał dużą rolę w pierwszym etapie walk o Wilno. Z pomocy jego skorzystali głównie żołnierze
UBK (Uderzeniowego Batalionu Kadrowego ppor. Bolesława Piaseckiego – „Sablewskiego”), walczący w rejonie wsi Góry, na przedpolu Wilna. W
okresie poprzedzającym akcję „Ostra Brama” znaczne ilości leków dla oddziałów leśnych AK przekazała m.in. dr Grobicka. Zdobywała je ona stale
w Wilnie w aptece mgr Pleskaczewskiego przy ul. Wiłkomierskiej. Szczęśliwym wydarzeniem było zdobycie przez Krystynę Mackiewiczówną
porzuconego przez Niemców w Kolonii Wileńskiej wozu taborowego z koniem. Wóz ten przyprowadziła ona do swego domu i ku wielkiemu zdziwieniu
znalazła w nim ćwiartkę świeżo ubitego wołu i dwie skrzynie solonej słoniny. Działo się to w południe dnia 7 lipca . Zorganizowano natychmiast
przewóz wózkiem dwukołowym zdobytej żywności do szpitala, a Krystyna Mackiewiczówna pojechała zdobytym wozem na pole bitwy, dla zbierania i
transportu do szpitala rannych polskich żołnierzy. Mniej więcej w tym samym czasie analogicznego wyczynu dokonały Stefa Borowska wraz ze swą
przyjaciółką Henią Bakaszyńską ( „Koza” ). Udały się one do opuszczonego obozowiska własowców znajdującego się na południowych krańcach
Rękaciszek, opodal posesji kpt Baranowskiego oraz Korzeniewskich i Jarmoszów. Dziewczęta zdobyły tam wóz z zaprzęgiem konnym i przyprowadziły
go do domu dr Borowskich w Rękaciszkach. Wóz ten służył następnie do transportu poległych żołnierzy AK z pola walki na nowo założonym
cmentarzu powstańczym w Kolonii Wileńskiej. Rolę woźnicy w tym wozie pełnił niekiedy 13-letni wówczas Bohdan Borowski, kuzyn dr Antoniego
Borowskiego, zamieszkały stale w Wilnie, przejściowo zaś, podczas działań wojennych przebywający w Rękaciszkach. Dziewczęta pojechały również
tym wozem do opuszczonego przez Niemców Kriegslazaretu W Nowej Wilejce. Szpital był już całkowicie splądrowany. Nie znalazły tam niczego
godnego uwagi poza kartami gorączkowymi. Znaczną ich ilość zabrały ze sobą i dostarczyły szpitalowi AK w Kolonii Wileńskiej. Karty te były
wykorzystywane aż do końca istnienia poszczególnych oddziałów tego szpitala.
Drugiego dnia istnienia szpitala, tzn. 8 lipca zaczynało brakować ketgutu i nici chirurgicznych, Krystyna Mackiewiczówna dostała wówczas
polecenie udania się do czołówki sanitarnej znajdującej się w Dworze
Czarna pod Wilnem. Atakowana przez samoloty niemieckie, szczęśliwie dotarła do celu i przyniosła pożądany materiał chirurgiczny do szpitala w
Kolonii. Szczególną aktywność w zaopatrywaniu szpitala wykazała 18-letnia Henia Bakaszyńska („Koza”). Za cel swych starań obrała ona
poszczególne dowództwa jednostek radzieckich, które po południu dnia 7 lipca nadciągnęły w okolice Wilna. Dzięki jej interwencji uzyskano
pewne ilości bielizny szpitalnej i leków. Nie wszyscy ranni na polu walki trafili do zaimprowizowanego szpitala w Kolonii Wileńskiej. Część z
nich, z zachodnich krańców wsi Góry, z Hrybiszek i wąwozów Lipówki była ewakuowana na wschód, do istniejących tam szpitali Armii Krajowej. W
ramach przygotowań do akcji „Ostra Brama” zostały zorganizowane tzw. czołówki sanitarne, czyli ruchome chirurgiczne szpitale polowe, które
mogły być rozwinięte w każdym miejscu, zależnie od sytuacji na polu walki. Tak więc przy Komendzie Okręgu Wileńskiego i Nowogródzkiego AK
znajdowała się czołówka „K”. Jej komendantem i głównym chirurgiem był dr Władysław Żemojtel („Jan”, „Znachor”). Ponadto zespół sanitarny
tworzyli: pielęgniarka dyplomowana Żemojtelowa, żona doktora („Zosia”), studentka trzeciego roku medycyny USB, Helena Sawicka „Basia” (obecnie
Szostakiewicz, profesor anatomii w Akademii Medycznej w Warszawie), Janka Kiełczewska („Jagoda”), Maria Łukaszewiczówna - „ Kalina” (obecnie
dr med. Dowgiałło – neurolog), stud. med. USB Danuta Hillerówna (“Ilia”) odpowiedzialna za przetaczanie krwi oraz “Krysia”. Obowiązki kucharki
pełniła „Kasia”. Miejscem postoju czołówki „K” przed akcją „Ostra Brama”, podobnie jak miejscem postoju Sztabu Komendy Okręgu były Taboryszki,
a następnie Dziewieniszki, położone około 60 km na południowy-wschód od Wilna. Inne czołówki znajdowały się przy zgrupowaniach terenowych.
Czołówka I zorganizowana przy Zgrupowaniu I mjr Antoniego Olechnowicza („Pohoreckiego”)w Inspektoracie „A”, który obejmował powiat wileńsko-
trocki. Komendantem tej czołówki był dr Stefan Cierpiński („Konrad”, „Korwin”), a chirurgiem dr Michał Juszczyński . Czołówka II znajdowała
się przy Zgupowaniu II mjr dypl. Mieczysława Potockiego („Węgielnego”) w Inspektoracie „B” i „C”, obejmującym powiaty: święciański, brasławski
oraz postawski i dziśnieński. Komendantem Czołówki był stud. med. Tadeusz Ginko.
Czołówka IV znajdowała się przy Inspektoracie „F“ mjr Czesława Dębickiego („Chudy“, „Jarema“) obejmującym powiaty: oszmiański, wilejski i
mołodeczański. Jej komendantem był dr Michał Holak ( „Bonifacy” ). Czołówka ta rozwinęła chirurgiczny szpital polowy w Antoniszkach koło
Klewicy, a następnie w Onżadowie, na północny-zachód od Dziewieniszek w kierunku Wilna ( komendant dr Jan Maciej Brzozowski - „Mietek” ).
Podczas samej akcji wileńskiej czołówka utworzyła nieduży szpital chirurgiczny w Szwajcarach, we dworze Kuleszów, już na przedpolu Wilna
(komendant dr Tadeusz Wiszniewski – „Hel”). Szpital ten towarzyszył 12 Brygadzie Oszmiańskiej por. Hieronima Romanowskiego („Cerbera”). Jak
już wspominaliśmy szpital polowy zorganizowano również w pobliżu Wilna, we dworze Wołejszów – Czarna. Szefem służby sanitarnej Okręgu
Wileńskiego i Nowogródzkiego był dr Michał Reicher („Sosna”), profesor anatomii w USB, wychowawca wielu pokoleń lekarskich, postać bardzo
barwna i lubiana przez studentów. Z wykształcenia był biologiem. Stanowisko szefa służby sanitarnej w oddziałach leśnych skutecznie chroniło
go przed nazistowskim holokaustem. W okresie poprzedzającym uderzenie na Wilno decyzją Dowództwa Okręgu Wileńskiego i Nowogródzkiego AK, celem
zwiększenia sprawności bojowej oddziałów, nakazano przetransportowanie rannych i chorych z poszczególnych brygad do szpitala czołówki „K” w
Dziewieniszkach. Bezpośrednio przed atakiem na Wilno szpital w Dziewieniszkach wraz z personelem i pacjentami (około 40 rannych i chorych)
został przetransportowany na kilkunastu furmankach o 35 km na północny zachód w kierunku Wilna, do istniejącego już tam szpitala w Onżadowie.
W tym czasie do pracy w czołówce sanitarnej „K” została włączona Maria Łukaszewicz („Kalina”). W Onżadowie rannych i chorych umieszczono w
dwóch dużych stodołach, z tym iż większa część z nich pozostawała nadal na furmankach. Wobec zagrożenia przez cofające się na zachód formacje
niemieckie przetransportowano większość rannych na trudno dostępne bagna, na odległość około 2 km od Onżadowa. Pozostawali oni tam nadal przez
około 4 dni pod gołym niebem na furmankach. Do Onżadowa przewieziono również rannych znajdujących się w szpitalu w Szwajcarach oraz we dworze Czarna opodal Wilna.
Podczas transportu rannych z Dziewieniszek do Onżadowa miał miejsce niezwykły incydent. Któregoś dnia wieczorem zauważono zbliżający się do
polskiego transportu szpitalnego wojskowy, niemiecki łazik. Na spotkanie temu pojazdowi wyszli: mjr dypl. Maciej Kalenkiewicz („Kotwicz”),
wtedy już po amputacji ręki, prof. Michał Reicher i zawodowy sierżant („Sokół”), pełniący obowiązki kwatermistrza szpitala i jednocześnie
dowódcy oddziału osłonowego, składającego się z 8 żołnierzy. W łaziku była zamontowana radiostacja, a załogę stanowiło 3 żołnierzy
niemieckich. Załoga łazika na wezwanie mjr dypl. Kalenkiewicza poddała się. Zdobyto dwa pistolety automatyczne i sporo żywności: boczek,
konserwy i czekoladę. Rozbrojeni żołnierze niemieccy udali się pieszo na zachód. Celem operacji zgrupowania rannych w Onżadowie, położonym o
zaledwie 25 km na południowy-wschód od Wilna było przybliżenie bazy szpitalnej do pola walki. Sytuacja ta była dobrze znana w
zaimprowizowanym, ale dobrze funkcjonującym szpitalu w Kolonii Wileńskiej, w szczególności zaś znana wspomnianemu triumwiratowi, sztabowi
operacyjnemu, który od pierwszych godzin ataku na Wilno przejął sprawę służby sanitarnej i zaopatrzenia gospodarczego szpitala w swoje ręce.
Sztab ten wystąpił z propozycją objęcia opieką lekarską wszystkich rannych i chorych żołnierzy AK, przebywających w terenowych szpitalach
polowych. Dnia 10 lipca udała się z tym posłaniem do sztabu ppłk. Aleksandra Krzyżanowskiego („Gen. Wilka”) w Wołkorabiszkach, emisariuszka z
Kolonii Wileńskiej, Krystyna Mackiewiczówna. W sztabie tym, zaraz po przybyciu emisariuszki, zapadła decyzja o przeniesieniu do Kolonii
Wileńskiej najciężej rannych ze szpitala w Onżadowie. Selekcji rannych żołnierzy AK do transportu przeprowadzili obecni w Onżadowie lekarze:
dr Michał Holak („Bonifacy”), szef sanitarny Inspektoratu „F” i dr Wysocki. Część przebywających w Onżadowie znalazła się później również w
szpitalu miejskim w Oszmianie. Do transportu do Kolonii Wileńskiej uzyskano przynajmniej trzy wojskowe ciężarówki radzieckie z radzieckimi
kierowcami. Ranni byli transportowani sukcesywnie. Do Kolonii Wileńskiej z Onżadowa było zaledwie 20 km . Jedna z ciężarówek z transportem
rannych przewróciła się na skutek niewłaściwego manewru mijania, ale nie spowodowało to ciężkich następstw dla znajdujących się w niej żołnierzy AK.
W sumie przetransportowano do szpitala w Kolonii Wileńskiej około 70 rannych, umieszczając ich głównie w filii szpitala, w Szkole Powszechnej.
W transporcie tym, obok wspomnianej Krystyny Mackiewiczównej, brały udział przynajmniej cztery pielęgniarki z oddziałów leśnych: „Antonina”
(obecnie Ewa Bednarczyk), Maria Janina Kiełczewska („Jagoda”) oraz Jadwiga i Maria (matka i córka) Łukaszewicz. Jadwiga była rutynową
pielęgniarką pracującą podczas okupacji w wileńskim Kriegslazarecie. Pomocy tym rannym udzielała również Jadwiga Jeleniewska, przedwojenna
uczennica gimnazjum im. A. Czartoryskiego, która podczas okupacji złożyła na tajnych kompletach maturę, a potem rozpoczęła w bardzo głęboko
zakonspirowanej, nielicznej grupie tajne studia medyczne. W transporcie tym w jego początkowej fazie, uczestniczyli również szef służby
zdrowia Okręgu Wileńskiego i Nowogródzkiego, prof. dr Michał Reicher i jego bardzo wysoko ceniona uczennica, studentka medycyny, Helen Sawicka
(„Basia”), późniejsza profesor anatomii. Zarówno prof.. Reicher, jak też Helena Sawicka nie przyjechali do szpitala w Kolonii Wileńskiej.
Udali się oni do Puszczy Rudnickiej, miejsca koncentracji oddziałów AK po zakończeniu Operacji „Ostra Brama”. Oddziały te zostały tam otoczone
i rozbrojone, a żołnierze aresztowani przez NKGB po 17 lipca 1944 roku. Profesor Reicher zdobył ubranie cywilne i przedostał się do Wilna, a
następnie wyjechał do Gdańska, gdzie objął katedrę anatomii prawidłowej w nowoutworzonej Akademii Lekarskiej. Z rozbrojonymi i otoczonymi
przez wojska NKGB oddziałami AK pozostało kilkunastu lekarzy i studentów medycyny, m.in. Tadeusz Bujwid i Tadeusz Ginko, szef czołówki
sanitarnej 2 Zgrupowania, (po wojnie profesora chirurga Akademii Medycznej w Katowicach), mjr Mieczysława Potockiego („Węgielnego”),. Nie
opuścili oni tych oddziałów na przestrzeni całej ich martyrologii – od więzienia w zamku jagiellońskim w Miednikach Królewskich, poprzez
deportację do rejonu Kaługi, pracę w łagrach aż do transportu większości żołnierzy AK do PRL, dokąd przybyli na początku 1946 roku.
Ze wspomnianym transportem rannych z Onżadowa, w których znajdowali się pacjenci szpitali polowych w Wołkorabiszkach, Szwajcarach i Czarnej,
przybyli do szpitala w Kolonii Wileńskiej w dniu 10 lipca 1944 r. dr Władysław Żemojtel („Jan”, „Znachor”), rutynowy chirurg, komendant
czołówki „K” wraz ze swą żoną „siostrą Zosią”. Pani Żemojtelowa była znakomitą pielęgniarką, która otaczała matczyną opieką
młodą służbę sanitarną. Wraz z dr Żemojtelem przybyli do szpitala w Kolonii Wileńskiej dr Adam Dowgird, Polak z Litwy, późniejszy profesor
Akademii Medycznej w Białymstoku oraz dr Michał Juszczyński, późniejszy profesor w Akademii Medycznej w Krakowie.
Szpital Powstańczy AK w Kolonii Wileńskiej – głównym ośrodkiem medycznym operacji „Ostra Brama”.
Szpital w Kolonii Wileńskiej rozrastał się z dnia na dzień. Do pracy zgłaszali się zarówno lekarze jak też pielęgniarki i personel pomocniczy.
Ilość pacjentów szpitala wzrosła do 200. Stawiało to przed triumwiratem, nieformalnym sztabem operacyjnym w Kolonii Wileńskiej , bardzo
poważne zadania. Jak już wspominaliśmy, atakujące obszar warowny Wilna wojska radzieckie opanowały do dnia 13 lipca 1944 roku głównie punkty
oporu niemieckiego. Jedynie część doborowych oddziałów niemieckich, łącznie z dowódcą generałem Reinerem Stahelem i sztabem udało się w nocy z
12 na 13 lipca przerwać radziecki pierścień oblężenia i wyrwać się z miasta. Cała radziecka operacja wileńska została zakończona do dnia 20
lipca. Miało to bardzo ważne znaczenie dla pracy szpitala w Kolonii Wileńskiej. Polscy lekarze odcięci na skutek działań wojennych w
poszczególnych dzielnicach miasta, mogli po 13 lipca udać się do szpitala powstańczego w Kolonii Wileńskiej i otoczyć opieką znajdujących się
tam rannych i chorych. Tak więc po zasadniczym opanowaniu miasta przez wojska radzieckie przybyli do Kolonii Wileńskiej następujący rutynowi
chirurdzy: dr Zdzisław Kieturakis, późniejszy profesor chirurgii Akademii Medycznej w Gdańsku, dr Jan Janowicz, dr Józef Tymiński oraz Aleksander Skwarczewski.
Rannymi i chorymi opiekowali się oczywiście również wszyscy lekarze rezydujący w Kolonii Wileńskiej i w Rękaciszkach, a więc dr Anna
Andrzejkowiczowa, dr Antoni Borowski, dr Alina Erdmanowa, drMaria Gec, dr Adolf Grosberg, dr Halina Łobozowa oraz przebywająca w Rękaciszkach
„Mulonetka”. Odwiedzał szpital w mundurze pułkownik Czesław Ryll-Nardzewski, przedwojenny ordynator oddziału skórno-wenerycznego Szpitala
Wojskowego w Wilnie, po wojnie profesor, kierownik Kliniki Skórno-Wenerycznej Akademii Medycznej w Lublinie. Pomocą swą służyli: wspomniani
już Walentyna Jeremiczówna i Jan Szczęsny oraz Aleksander Dawidowicz jnr ( „Sulibor” ), Lech Iwanowski( „Lancet” ), szef służby sanitarnej 3
Brygady Wileńskiej AK „Szczerbca”, Jadwiga Jeleniewska, Janusz Michejda i Tadeusz Rymkiewicz ( „Stryjek” ). Po 13 lipca sytuacja organizacyjna
szpitala w Kolonii Wileńskiej jakby ustabilizowała się. Dwa największe i najważniejsze oddziały szpitala znajdowały się w domu Stanisława i
Marii Szczepańskich przy ulicy Wędrownej 5 oraz w Szkole Powszechnej przy tej samej ulicy. Obowiązki komendanta i głównego chirurga w
pierwszym z tych oddziałów pełnił dr Zdzisław Kieturakis a w drugim Władysław Żemojtel. Szczególną opiekę nad rannymi w filiach szpitala u
Wery Jeremienko, w murowanym budynku Towarzystwa Kolonia Wileńska oraz w dom płk Lechowskiego przy ulicy Czystej sprawował dr Adolf Grosberg.
Jak już wspominaliśmy opiekę nad chorymi na dur w oddziale zakaźnym w domu Platas-Plepowiczów przy ulicy Wodnej sprawował dr Antoni Borowski.
W szpitalu w Szkole Powszechnej utworzono tez nieduży oddział dla chorych z tężcem. W sumie opiekę nad około 200 rannymi i chorymi w całym
zespole szpitala powstańczego w Kolonii Wileńskiej sprawowało 16 lekarzy, 7 studentów i blisko 70 pielęgniarek o różnym stopniu przygotowania
zawodowego. Obowiązki kapelana szpitala pełnił przez cały okres jego istnienia ks. Lucjan Pereświat-Sołtan, miejscowy proboszcz, nauczyciel
tajnego nauczania, kapelan AK, członek triumwiratu w Kolonii Wileńskiej i współorganizator szpitala. Inspekcji szpitala powstańczego dokonał
wraz ze swoim sztabem ppłk Aleksander Krzyżanowski („Gen. Wilk”), dowódca operacji wileńskiej AK „Ostra Brama”, jednocześnie dowódca Okręgu
Wileńskiego i Nowogródzkiego AK. Duży, zaimprowizowany szpital w Kolonii Wileńskiej stwarzał kolejne, poważne problemy zaopatrzenia, które
trzeba było na bieżąco rozwiązywać.
Dla rannych brakowało łóżek. Znajdowały się one jednak w opuszczonym przez Niemców Kriegslazarecie Nr 943 w Nowej Wilejce. Szpital ten znalazł
się jednak już pod ochroną milicji radzieckiej. Postanowiono zorganizować wyprawę po te łóżka. Na czele wyprawy złożonej z kilku żołnierzy AK
stanął Tadeusz Malawko. Tadeusz był boso, ale miał karabin i biało-czerwoną opaskę na ramieniu. Doszło do krótkiego sporu ze strzegącymi
szpitala, uzbrojonymi milicjantami. Argumentem były potrzeby szpitala AK w Kolonii Wileńskiej i karabiny. Ostatecznie cała ciężarówka
załadowana łóżkami z poniemieckiego szpitala wróciła szczęśliwie do Kolonii. Po kilku dniach istnienia szpitala problemem stała się również
narkoza. Wspomina o tym po latach Janka Dużniakówna (obecnie dr Janina Węsławska-pediatra), ówczesna sanitariuszka: „Nieżyjący już, a mój
późniejszy profesor Zdzisław Kieturakis, przy mojej nieudolnej pomocy, na szkolnej ławce, dokonał pierwszej interwencji chirurgicznej. Narkozą
był mój własny uścisk splecionych rąk i bezsilne łzy kapiące na pacjenta, który szczęśliwie stracił przytomność. Pacjentem tym, ze strzaskaną
kością udową był ówczesny żołnierz, a późniejszy chirurg, Bohdan Parczewski. Mgr farmacji Łucja Adamska-Aniszczenko, naówczas matka dwojga
maleńkich dzieci, starała się zorganizować aptekę szpitalną. U siebie w domu sporządzała duże ilości roztworu soli kuchennej. Miał to być
roztwór fizjologiczny. Nie było niestety, wody destylowanej. Dlatego też roztwór ten przyrządzała mgr Adamska z wody pitnej wielokrotnie
przegotowanej i soli, sterylizując go w zamkniętych butelkach we własnej kuchni. Sterylizację narzędzi chirurgicznych w domu Szczepańskich
przeprowadzano w dużym garze w kuchni, w której przyrządzano też posiłki. Leki w szpitalu, w domu Szczepańskich miała w swej dyspozycji
dyplomowana pielęgniarka, a następnie studentka medycyny. Różne funkcje organizacyjne w szpitalu w Szkole Powszechnej i w innych filiach
szpitalnych pełnił Aleksander Dawidowicz jnr, student trzeciego roku medycyny USB. Student ten organizował również laboratorium analityczne
zarówno w szpitalu u Szczepańskich, jak też w filii szpitala w Szkole Powszechnej. Niestety, nie udało się zdobyć ani mikroskopu ani bardziej
skomplikowanych odczynników. W tych warunkach analizy trzeba było ograniczać do badania chemicznego moczu. Mimo ciężkiej sytuacji wojennej
szpital był dość dobrze zaopatrzony w żywność. Nie brakowało tłuszczów, pieczywa, mleka, sera i warzyw. Posiłki przygotowywano w kuchni w domu
– szpitalu Szczepańskich oraz w pobliskiej plebani. Z plebani nosiła je do szpitala pod obstrzałem samolotów niemieckich, 12-letnia Jadzia
Jabłońska, córka oficera poległego w 1939 roku w bitwie nad Bzurą. Kazano jej kryć się przed samolotami pod konarami drzew. Drzew jednak po
drodze nie było. Kryła się więc Jadzia wśród krzewów kwitnących wówczas róż.W tym czasie dojrzewały truskawki. Mieszkańcy Kolonii i okolic
przynosili całe kosze tych owoców na plebanię z przeznaczeniem dla rannych żołnierzy. Do szpitala przynosiła je Jadzia Jabłońska. Zapach
truskawek tak głęboko związał się z jej psychiką, że dotychczas przywołuje zawsze wspomnienia tamtych odległych już przeżyć. Dziewczęta
sanitariuszki chodziły w Kolonii Wileńskiej od domu do domu z wielkimi koszami, zbierając żywność. Nie było rodziny, która by czegoś nie dała.
W akcji tej brali udział: Danuta Szczepańska, Boba Baranowska, Mieczyslaw Wiśniewski, Regina Mażanowiczówna, Henia Bakaszyńska („Koza”),
Danusia Pieńkowska i inni. Ks. Lucjan Pereświat-Sołtan i Gustaw Malawko przeprowadzali zbiórkę żywności, objeżdżając wozem konnym Rękaciszki i
okoliczne wsie, m.in. Żwirble. Taką zbiórkę przeprowadzał również sam Gustaw Malawko. Pewną ilość żywności uzyskała od jednostek radzieckich
Henia Bakaszyńska („Koza”). W okresie późniejszym wyprawy wozem konnym po żywność, pozostawioną w magazynach szpitali niemieckich w Wilnie i
Nowej Wilejce, organizował Leszek Szczepański, syn prezesa. Spełniano nawet dość wyszukane, jak na owe czasy, życzenia ciężko rannych
żołnierzy. Tak np. Zbigniew Łakiński („Grodniak”) z UBK wyrażał niekiedy chęć spożycia mizerii ze słoną śmietanką. Opiekujące się ciężko
rannym Marysia Fieldorfówna i Regina Błociszewska przemierzały za każdym razem kilometry w poszukiwaniu odpowiedniej śmietanki, aby zaspokoić
życzenie pacjenta. Oczywiście sam pacjent nic o tym nie wiedział Magazyn żywnościowy w szpitalu w domu Szczepańskich miała pod swoją wyłączną
opieką i prowadziła kuchnię Maria Szczepańska, żona prezesa. Magazyn z bielizną szpitalną znajdował się w tym samym szpitalu pod wyłączną
opieką Anny Chaklowej. Ogromnym problemem było dostarczanie wody. Wodociąg w Kolonii Wileńskiej nie działał. Wodę dostarczano przeto starym,
rozpadającym się beczkowozem z krynicy, znajdującej się w prześlicznej dolinie wśród starożytnych dębów, klonów i świerków, na zachód od
Górnej Kolonii. Siłę pociągową beczkowozu stanowił Stanisław Malawko z Jankiem Żukowskim („Janula”) i innymi kolegami. Ze względu na duże
zużycie wody w szpitalu, była to dla tych chłopców, a właściwie dzieci, nieustanna mordercza praca, tym cięższa, iż pchając beczkowóz
napełniony wodą, trzeba było pokonać bardzo duże wzniesienie terenu po leśnych wertepach. Pracę tę wykonywali chłopcy na bosaka.
Drugim zadaniem tego zespołu było dostarczanie drzewa opałowego do kuchni i pralni. Najwięcej wody i opału zużywały szpitale w domu
Szczepańskich i w Szkole Powszechnej. Zaopatrzenie szpitala w domu Szczepańskich należało przede wszystkim do Stanisław Malawki, a szpitala w
szkole do Januli Żukowskiego. Posiłki dla rannych i chorych żołnierzy przygotowywała również Henrietta Kużysowa w swym domu na rogu ulicy
Czystej i Krańcowej. Henrietta Kużycowa zajmowała się w tedy też wyżywieniem i zaopatrzeniem około 20 osób, uchodźców z Wilna, którzy znaleźli
u niej dach nad głową i opiekę po ciężkich bombardowaniach miasta, jakie zostało przeprowadzone na początku lipca przez lotnictwo radzieckie.
Znaczne ilości żywności dostarczała rannym w szpitalu Żyndzina, żona kierownika księgarni św. Wojciecha w Wilnie. Zostały tez zorganizowane
punkty żywienia dla zdrowych żołnierzy. Jeden taki punkt znajdował się w domu Stefana i Ireny Grześkowiaków w Kolonii Wileńskiej przy ulicy
Wędrownej 4, niemal naprzeciwko szpitala w domu Szczepańskich. Pracowała tam z wielkim zapałem m.in. Julia Sorokówna . Punkt żywienia dla
żołnierzy 3 Brygady Wileńskiej „Szczerbca” został utworzony przez Halę Paszkiewiczównę i jej rodzinę w wąwozie, opodal Puszkarni na Wilenką,
blisko kwatery dowodzenia tej Brygady. Żywność uzyskano z opuszczonych przez Niemców magazynów zaopatrzenia. Była to głównie mąka. Dlatego też
odżywiano żołnierzy głównie zacierką gotowaną w dużych kotłach. Mimo ciężkiej sytuacji ogólnej humor żołnierzom dopisywał. Organizowały się
samoistne liczne grupy artystyczne, a wieczory były spędzane wśród śpiewów i gry na różnych instrumentach. Już w kilka dni akcji wileńskiej
zorganizowano w domu b. premiera i ministra, Mariana Zyndrama-Kościałkowskiego występy artystyczne na wysokim, jak na warunki wojenne,
poziomie. Program obejmował piosenki żołnierskie i deklamacje własnej poezji. W koncercie tym brał udział m.in. żołnierz AK Zygmunt
Suchodolski, który śpiewał arię Jontka z „Halki”. Po wojnie poświęcił się on karierze artystycznej, osiadł w Warszawie i uzyskał wysoką
renomę, występując m.in.. w Teatrze Wielkim.
Szpital powstańczy AK w Wilnie – Kolonii Wileńskiej zaimprowizowany na polu walki dnia 7 lipca 1944 roku, egzystował do końca miesiąca. O jego
losie przesądziły wydarzenia w dniu 17 lipca 1944 roku, kiedy aresztowano w kwaterze gen. Płk. Iwana Daniłowicza Czerniachowskiego, d-cy 3-go
Frontu Białoruskiego, w Wilnie przy ulicy Kościuszki 16 komendanta Okręgu Wileńskiego i Nowogródzkiego AK, płk. Aleksandra Krzyżanowskiego („Gen. Wilka”)
wraz z jego szefem sztabu operacyjnego, cichociemnym, mjr dypl. Teodorem Metysem („Sławem”). Tego samego dnia aresztowano również podstępnie w
Boguszach, na wschód od Wilna zwołanych na odprawę oficerów – dowódców poszczególnych oddziałów AK, biorących udział w operacji „Ostra Brama”.
same oddziały zostały otoczone przez wojska NKGB, rozbrojone, a następnie uwięzione na terenie zamku jagiellońskiego w Miednikach Królewskich.
Z Miednik deportowano żołnierzy AK do miejsc odosobnienia i łagrów w rejonie Kaługi. Nad szpitalem powstańczym w Kolonii Wileńskiej zawiała
groza. Należało go jak najszybciej likwidować, aby uchronić rannych żołnierzy AK przed aresztowaniem i deportacją. Jest podziwu godne, jak
wielką rolę odegrał ten zaimprowizowany szpital w ciągu krótkiego czasu swego istnienia. Znaczną ilość pacjentów w tym szpitalu składającym
się z przynajmniej sześciu wymienionych oddziałów, stanowili ranni. Było dużo postrzałów brzucha, klatki piersiowej i kończyn. W ekstremalnie
ciężkich warunkach, przy pełnej improwizacji, przy braku leków i możliwości przetaczania krwi, przy braku roztworu fizjologicznego soli
nadającego się do wlewań dożylnych oraz przy niedostępnych wówczas antybiotykach, spośród rannych i chorych w zespole szpitala powstańczego w
Kolonii Wileńskiej zmarło śmiercią naturalną około 16 osób. Stanowi to około 8% ogółu około 200 pacjentów leczonych w tych szpitalach. Ten
stosunkowo niski, jak na warunki polowe wskaźnik śmiertelności, należy przypisywać znakomitej pracy chirurgów, a przede wszystkim pracy dr
Mieczysława Starkiewicza, który operował przez kilka kolejnych dni, w najcięższych warunkach. Przyczyniła się do tego również praca lekarzy
innych specjalności i studentów medycyny oraz pełna poświęcenia , często bohaterska praca zespołu pielęgniarskiego.
15.09.2012 11:31
Z dziejów szpitala wojskowego w Kolonii Wileńskiej (2)
Walka o każde życie
Badacz dziejów Kolonii Wileńskiej a w szczególności szpitala wojskowego w tej dzielnicy podwileńskiej doc. dr Aleksander Dawidowicz zebrał bezcenny materiał o bohaterstwie i ofiarności mieszkańców Kolonii Wileńskiej i okolicznych miejscowości.

„Szpital był całkowitą improwizacją. W ciągu kwadransów opróżniono z domu Stanisława i Marii Szczepańskich przy ulicy Wędrownej pięć pokoi na parterze – pisze Aleksander Dawidowicz. – Właściciele domu przenieśli się na strych. Sąsiedzi z własnej inicjatywy zaczęli znosić łóżka, materace, bieliznę pościelową, materiały opatrunkowe, lekarstwa. Do pracy przystąpiły miejscowe dziewczęta przeszkolone do służby sanitarnej. Jako pierwsze nadbiegły, ubrane już w białe fartuchy, z czepkami na głowie, Halina Kużysówna i Bogumiła Usajewiczówna (Batorowiczówna). Ojciec Bogumiły został aresztowany i deportowany do łagru w ZSRR jeszcze przed wybuchem wojny radziecko-niemieckiej w roku 1941. Chroniąc się przed deportacją Bogumiła uzyskała wówczas dzięki pomocy podziemnej ZWZ dokumenty osobiste na nazwisko rodowe swojej matki – Usajewiczówny. Przy tym nazwisku pozostała” – odnotowuje Dawidowicz.
Długa lista nazwisk
Do pracy w szpitalu przystąpiły też Walentyna Jaremiczówna, studentka III roku medycyny USB, Wera Jeremienko, Lusia Mackiewiczówna, Hanka Halutówna, Lusia Wasiutowiczówna oraz Marysia Kalinowska. Dołączyły do nich. Renia Adamska, Antonina Bednarczyk z czołówki sanitarnej Inspektoratu „F”, Henia Bakaszyńska („Koza”), Bogumiła Baranowska („Boba”), Regina Błociszewska, Stefa Borowska, Nula Chakiel-Illukowiczowa, Ludmiła Doroszewiczówna, Janka Dużniakówna, Marysia Dzięgielewska, siostry Hanka i Myszka Felanki, Marysia Fieldorfówna, „Halina” z czołówki sanitarnej oddziałów leśnych, Jadwiga Jabłońska, Maria Jełczewska, Jagoda Hołubówna, Marysia Krakowska, siostry Janka i Maria Kopertowiczówne, Krysia Kozłowska, Łapinówna z Kowna, Jadwiga i Maria Łukaszewicz (matka i córka), Krysia Mackiewiczówna, bracia Tadeusz i Stanisław Malawkowie, Regina Mażanowiczówna, Irka Nomejkówna, Danuta Pieńkowska, Irka Rakowska, Regina (siostra nauczycielki Eleonory Andrzejewskiej), Grzegorz Romańczyk, Julcia Sorokówna, siostry Irena i Krystyna Sosnowskie, Danuta Szczepańska, rodzeństwo Irena i Tolek Wardeccy, rodzeństwo Halina i Mieczysław Wiśniewscy, Regina Winconówna, siostry Halina i Bronisława Zabłockie, Żemojtel („siostra Zosia”, żona lekarza), Janek Żukowski („Janula”).
Spośród starszego pokolenia pracowali w szpitalu: mgr filozofii Eugeniusz Aniszczenko, Anna Chaklowa, Gluzowa, kapitanowa Jankowska, małżeństwo Michał i Henrietta Jużysowie, „Mancia”, Stanisław Pietrolewicz, Janina Putowska, Janina Rynkiewiczowa, Maria Szczepańska, Anna Stawryłło i Kazimierz Wnuk.
Z narażeniem życia
„Krwawa bitwa z niemiecką załogą Wilna trwała. Padali zabici i ranni. Transportem tych żołnierzy zajął się proboszcz parafii ks. Lucjan Pereświat-Sołtan. Rannych i zabitych przenoszono na prowizorycznych noszach sporządzonych z drągów wyciętych w lesie i owiniętych kocami. Legendarnego partyzanta AK plutonowego Henryka Iwaszkiewicza („Ojciec”), dowódcę plutonu 3 kompanii Wileńskiej Brygady „Szczerbca” przyniesiono na cmentarz na „bokówce”, tzn. na zbitej z desek bocznej ścianie furmanki chłopskiej” – snuje swe wspomnienia Aleksander Dawidowicz.
Jeden z zespołów transportujących stanowiły dziewczęta – Wala Jaremiczówna, Renia Adamska i Janka Dużniakówna. W innym zespole również pracowały dziewczęta i niejednokrotnie były ostrzeliwane z karabinów maszynowych nadlatujących samolotów. Halince Kużysównie kule przedziurawiły żakiet, a Władysława Pawłowska została ranna, gdy z pola bitwy wyciągała ciężko rannego Francuza, żołnierza AK Jeana Charles’a Maffre. Niebawem ks. Pereświet-Sołtan skierował do pracy transportowania również młodszych chłopców, a wśród nich Tadeusza Malawkę oraz Janka Żukowskiego (Janulę), późniejszego proboszcza, kanonika, dziekana w Jackowie k. Warszawy.
Ginęły również dzieci
Ranni napływali do szpitala nieustannie. Przed południem 7 lipca było ich około 40. Straty poniosła również ludność cywilna. Cała Kolonia była w zasięgu artylerii niemieckiej. Ugodzony pociskiem na podwórzu swego domu zginął Szałomski, który mieszkał na rogu Krańcowej i Kłosowej. Dnia 9 lipca zginął przysypany ziemią w prowizorycznym schronie 9-letni Krzyś Malawko, miejscowy ministrant. Pochowano go tuż przy prezbiterium kościoła. Ranny w biodro został 7-letni syn ppor. Włodzimierza Kochanowskiego, dowódcy placówki Kedywu AK w Kolonii Wileńskiej.
Brakowało chirurga
Początkowo w szpitalu pracowali lekarze ogólni, jak Adolf Grosberg, Halina Łobozowa, Maria Dec, neurolog Antoni Borowski, ginekolog Alina Erdmanowa, stomatolog Anna Andrzejowiczowa. Nie było jednak w pierwszych dniach pracy żadnego chirurga, a zabiegi chirurgiczne z postrzałem brzucha, klatki piersiowej, czy kończyn decydowały o przeżyciu. Mowy nie było o sprowadzeniu chirurga z centrum miasta. W tej sytuacji męską decyzję podjęła osiemnastoletnia Regina Adamska. Wiadomo było, że w odległości 4 kilometrów, w Nowej Wilejce, mieszkał młody 30-letni chirurg Mieczysław Starkiewicz, pracujący wtedy w szpitalu niemieckim w Nowej Wilejce. Regina postanowiła sprowadzić go do Kolonii. Bała się jednak pójść tam sama. Pobiegła więc Regina do swej koleżanki w Dolnej Kolonii Lodzi Michniewiczówny, która z dr. Starkiewiczem razem pracowała.
Dziewczęta szczęśliwie przedostały się do Nowej Wilejki i zastały doktora w domu. Zgodnie z otrzymanym od swych przełożonych z AK rozkazem dr Starkiewicz przygotowywał się właśnie do wymarszu do Puszczy Rudnickiej.
Operował bez wytchnienia
Gdy dziewczęta wytłumaczyły sytuację, chirurg nie wahał się ani przez chwilę. Do dwóch toreb załadował wszystko czym rozporządzał w domu – instrumenty chirurgiczne, materiały operacyjne i opatrunkowe, szyny Dessaulta, środki znieczulające. Ze względu na bezpieczeństwo doktor udał się do Kolonii rowerem bez żadnego bagażu. Dziewczęta zaś poszły pieszo z materiałami chirurgicznymi. Szczęśliwie spotkały żołnierzy AK, którzy zabezpieczyli im powrót do szpitala.
W ciągu kwadransa zorganizowano salę operacyjną. Doktor Mieczysław Starkiewicz operował przez kilka kolejnych dni i nocy bez wytchnienia, aż do 11 lipca. Asystowali mu Jan Szczęsny, student medycyny USB oraz pielęgniarki. Wszyscy pracowali z ogromnym oddaniem po 24 godziny na dobę.
Zmuszony do ukrywania się
Podczas pobytu w Olsztynie poznałam osobiście syna bohaterskiego chirurga – Andrzeja Starkiewicza. Jest znanym mecenasem wielu inicjatyw, które związane są z Wilnem, Wileńszczyzną. W rozmowie wspominał, że owszem, ojciec jego był w AK i pracował przy szpitalu w Nowej Wilejce. Szczegółów nie wiedział, bo ojciec prawdopodobnie tym się nie chwalił. Ten mały fragment pracy szpitala wojskowego w Kolonii Wileńskiej niech będzie panu Andrzejowi przypomnieniem o jego ojcu i babci – Alinie Erdmanowej, która jako ginekolog również pracowała w tym szpitalu.
Gdy Sowieci rozpoczęli rozprawę nad akowcami, dosięgła ona również chirurga Mieczysława Starkiewicza, który wniósł największy, jak uważa Dawidowicz, wkład w ratowanie życia żolnierzy AK. Zagrożony aresztowaniem zmuszony był do ukrywania się. Po zakończeniu działań wojennych spotkała go Regina Adamska, gdy wychodził z lasu. Rozmowa była krótka. Zapamiętała z niej jedno zdanie wypowiedziane przez doktora: „Pracowałem dla Polski i nadal będę pracował”. Gdy rozpoczęła się tzw. repatriacja, wyemigrował do Polski. W Olsztyńskiem był inicjatorem wielu ważnych spraw związanych z lecznictwem na ziemiach odzyskanych.
Inni też oddali swe domy
Dom Stanisława i Marii Szczepańskich nie mógł pomieścić wszystkich rannych i chorych. Utworzono więc dwie duże filie – w Szkole Powszechnej nr 23 im. Wł. Syrokomli oraz w dużym murowanym jednopiętrowym budynku Towarzystwa Spółdzielczego. Obie filie znajdowały się w odległości 250 metrów od głównego szpitala. Pomieszczeń jednak nie starczało. Do dyspozycji szpitala swój dom oddała Wera Jeremienko, jak też pani Lechowska, kobieta w podeszłym wieku, matka pułkownika z 85 pp w Nowej Wilejce. Dom ten znajdował się pod lasem w pobliżu posesji mjr. Bietkowskiego oraz Dawidowiczów. Trzech chorych na tyfus umieszczono w domu Platas- Plepowiczów, kilku rannych, jeden z nich miał pseudonim „Ta joj” (Andrzej Wiśniewski pochodził ze Lwowa) przebywało kilka dni w domu Ignacego Krakowskiego w Rokanciszkach. Żołnierza AK Witolda Nowodworskiego, syna prof. USB, w stanie szoku psychicznego umieszczono na plebanii u ks. Lucjana Pereświet-Sołtana, a następnie w domu Malawków. Po kilku dniach zaopiekował się nim osobiście Leon Beynar (Paweł Jasienica) i przekazał do majątku żony w okolicach pod Oszmianą.
Opiekę w szpitalu polowym otrzymywali nie tylko żołnierze AK, ale też ludność miejscowa oraz żołnierze Armii Czerwonej. 8 lipca do szpitala dostarczono dwóch Kałmuków, czołgistów z rozległymi oparzeniami, których doznali podczas walk o Wilno w palącym się wozie pancernym.
Odważni studenci
Przy stale rosnącej liczbie rannych ogromnym problemem było zdobywanie zaopatrzenia w meble szpitalne, bieliznę, leki, środki przeciwbólowe, narzędzia chirurgiczne, środki opatrunkowe. W Kolonii nie było rodziny, która by czegoś nie podarowała dla potrzeb szpitala. Polski personel pracujący w szpitalu niemieckim w Nowej Wilejce niemal w 100 proc. należał do siatki organizacyjnej AK, toteż wiele niezbędnych rzeczy dostarczano stamtąd.
Niekiedy wymagało to nie lada odwagi. Tak oto dwaj studenci czwartego roku medycyny USB Tadeusz Rymkiewicz i Henryk Popławski, działając w porozumieniu z polskim personelem szpitala, weszli w godzinach popołudniowych do Kriegslazaretu w Nowej Wilejce. Na sali operacyjnej nie było nikogo. Studenci ubrani w białe kitle udali się do sali, zapakowali do toreb narzędzia, środki usypiające i leki, przenieśli je przez strzeżoną przez uzbrojonych wartowników bramę do wozu konnego i szczęśliwie odjechali, przekazując całą zdobycz do bazy w Kolonii Wileńskiej.
Znaczną ilość leków dla oddziałów leśnych AK zdobywała dr Grobicka w aptece mgr. Pleskaczewskiego na Wiłkomierskiej.
Żywność w wozie
Szczęśliwym trafem było znalezienie przez Krystynę Mackiewiczównę porzuconego przez Niemców wozu taborowego z koniem. Wóz ten przyprowadziła do swego domu i ku wielkiemu zdziwieniu znalazła w nim ćwiartkę ubitego wołu i dwie skrzynie solonej słoniny. Zorganizowano natychmiast przewóz dwukołowym wózkiem zdobytej żywności do szpitala, a Krystyna pojechała zdobytym wozem na pole bitwy w celu zabrania i transportowania rannych żołnierzy.
Analogicznego wyczynu dokonały Stefa Borowska i Henia Bakszyńska („Koza”). Udały się one do opuszczonego obozowiska własowców, znajdującego się w Rokanciszkach. Dziewczęta znalazły tam wóz z zaprzęgiem konnym i przyprowadziły do domu dr. Borowskiego. Wóz ten służył następnie do transportu poległych żołnierzy AK z pola walki do nowo powstałego cmentarza w Kolonii Wileńskiej. Rolę woźnicy w tym wozie niekiedy pełnił 13-letni kuzyn dr. Borowskiego Bohdan Borowski.
W sumie opiekę nad około 200 rannymi i chorymi w szpitalu wojskowym w Kolonii Wileńskiej sprawowało 16 lekarzy, 7 studentów medycyny, blisko 70 pielęgniarek i pielęgniarzy o różnym stopniu przygotowania.
Krystyna Adamowicz
http://www.tygodnik.lt/201132/bliska5.html