Xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
W KREGU NAJBLIŻSZEJ RODZINY LUDWIKA KOSICKIEGO
http://ftp.klient.ruthenus.pl/KROSNO/kr ... oprawa.pdf
KROSNO; STUDIA Z DZIEJÓW MIASTA I REGIONU; STUDIA Z DZIEJÓW MIASTA I REGIONU; TOM VI;pod redakcją Franciszka Leśniaka
Stowarzyszenie Miłośników Ziemi Krośnieńskiej KROSNO 2012
Na podstawie m.in.
• W.Krywult, Wspominki i gawędy rodzinne, t.1-4, 1928-1930, rkps w archi¬wum rodzinnym Łukasza Żurawskiego w Krakowie
• W.Krywult, Wspominki i gawędy rodzinne, t.1-3, 1928-1930, fotografie rodzinne w archiwum Łukasza Żurawskiego w Krakowie
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
str.str. 191-234
Jerzy Zieliński (2005)
APTEKARZ KROŚNIEŃSKI *) ALEKSANDER ŻURAWSKI**) (1845-1920)
*) i krakowski, apteka ul, Kosciuszki 18 (cudne meble apteczne z połowy XIXw)
**) mąż Janiny Krywułtówny, córki Adama Krywulta i Zofii Kosickiej (siostry Emili Karwackiej), wnuczki Ludwika Kosickiego i Konstancji Bulinskiej
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
U Krywultów w Krakowie
Urodzony 18 maja 1845 r.w Hruszowicach k.Przemyśla Aleksander Żurawski był synem leśniczego Piotra Żurawskiego oraz Barbary z Rusowych, z pochodzenia Rusinki. Wychowywał się u Lucjana Siemieńskiego – profesora Uniwersytetu Jagiel¬lońskiego, pisarza i poety, tłumacza i uznanego krytyka literackiego, który mając za sobą bogaty w wydarzenia polityczne życiorys, w roku 1848 osiadł ostatecznie w Krakowie. Młody Aleksander posługiwał mu, biegał za sprawunkami, a jedno¬cześnie uczył się w czteroklasowej szkole, którą wówczas nazywano „Kurnikiem”, a później była zaczątkiem Gimnazjum im. św. Jacka, do którego uczęszczał
Lucjan Hipolit Siemieński (ur. 13 sierpnia 1807 w Kamiennej Górze, zm. 27 listopada 1877 w Krakowie) – polski poeta, pisarz, krytyk literacki i tłumacz, uczestnik powstania listopadowego Lucjan Siemieński pochodził z rodziny ziemiańskiej. Kształcił się w gimnazjum pijarów w Lublinie i Liceum Richelieu'go w Odessie. Brał udział w powstaniu listopadowych, w którym był ranny i wzięty do niewoli. Po powrocie do Galicji wstąpił do Związku Dwudziestu Jeden. Przyjaźnił się z Sewerynem Goszczyńskim, należał do grupy Ziewonia. Za działalność spiskową był kilkukrotnie aresztowany.W 1838 Siemieński wyemigrował do Francji, uciekając przed aresztowaniami. Tam wstąpił do Towarzystwa Demokratycznego Polskiego. W 1842 związał się z Andrzejem Towiańskim. W latach 1843-1846 przebywał w Wielkopolsce. W 1848 brał udział w Zjeździe Słowiańskim w Pradze.W 1848 osiadł w Krakowie, (u Knowiakowskiej, Florianska 12); gdzie związał się z konserwatywnymi środowiskami, skupionymi wokół pism „Czas” (w latach 1856-1860 był redaktorem dodatku literackiego gazety) i „Przegląd Polski”. W latach 1849-1850 wykładał literaturę powszechną na Uniwersytecie Jagiellońskim. Był współzałożycielem i członkiem Akademii Umiejętności.W 1881 jego prochy przeniesiono na Skałkę i złożono w krypcie zasłużonych pod kościołem
Po ukończeniu nauki szkolnej, w latach 1864-1867 przygotowywał się do zawodu apte¬karskiego u Ernesta Stockmara, późniejszego seniora gremium aptekarzy krakow¬skich. 20 września 1867 r. zdał przed krakowskim Gremium Aptekarskim egzamin na podaptekarza. Pracował przez długie lata jako prowizor i kierownik w aptekach Trauczyńskiego i Siedleckiego w Krakowie, Miczyńskiego w Krakowie i Wieliczce oraz Wojciecha Pika w Krośnie.
Żurawski zaprzyjaźnił się w szkolnych latach z Her¬manem Laberschekiem, synem Niemca ożenionego z Polką. Herman Laberschek został uczniem cukierniczym, który w wieku 17 lat został wyzwolony na subiekta i pracował u Knowiakowskich na ul.Floriańskiej w Krakowie. W roku 1873 Her¬man Laberschek poślubił Zofię Krywultównę spokrewnioną (siostrzenica Józefy) z Knowiakowskimi. Młodzi wprowadzili się do kamienicy na ul.Floriańskiej (12) jednocześnie obejmując przekazaną im na własność znajdującą się na parterze cukiernię Knowiakowskich. Kamienica na ul.Floriańskiej ponownie zbliżyła Hermana Laberschek oraz Alek¬sandra Żurawskiego, który mieszkał tam w pomieszczeniach wynajmowanych do 1873 r. przez Lucjana Siemieńskiego.
Str 192
Aleksander Zurawski
l.1.Aleksander Żurawski jako konkurent do ręki Janiny.Fotografia ze zbiorów autora
18 października 1887 roku zmarł w Krośnie dotknięty chorobą umysłową Woj¬ciech Pik – właściciel aptek w Krośnie i Iwoniczu-Zdroju. Po śmierci właściciela, zlokalizowaną w rynku w Krośnie aptekę Pod Jednorożcem wydzierżawił od wdowy Pikowej, zatrudniony tam od 15 września 1877 r. Aleksander Żurawski. Dzierżawa krośnieńskiej apteki stała się możliwa dzięki uzyskaniu przez Żurawskiego pożyczki od Józefy Knowiakowskiej, która wcześniej przekazaniem swojej cukierni zabez¬pieczyła przyszłość jego przyjaciela Hermana Laberscheka.
Po dłuższym zniknięciu z widowni krakowskiej Żurawski przypominał się Krakowowi oraz rodzinom Laber¬scheków, Knowiakowskich i Krywultów przy okazji spłaty zaciągniętej pożyczki. Wówczas w umyśle Józefy Knowiakowskiej dojrzał plan wydania 19-letniej sio-strzenicy Janiny, najmłodszego dziecka Zofii i Adama Krywultów, za 42-letniego Żurawskiego. Knowiakowską kierowała myśl1, że tym właśnie sposobem najlepiej zabezpieczy przyszłość Janiny. Konkury nie szły gładko, ale Żurawski przezwyciꬿywszy wszystkie przeszkody i zwalczywszy wszystkie uprzedzenia przeciw swej osobie, występujące głównie ze strony młodziutkiej Janiny, z czasem pozyskał nie tylko rękę, ale i serce panienki.Przełom w konkurach nastąpił w 1886 r.na chrzci¬nach małej Walerki – ósmego dziecka Zofii i Hermana Laberscheków.
Zgodnie z pla¬nem Józefy Knowiakowskiej, Janina Krywultówna została zaproszona na chrzestną matkę, zaś Aleksander Żurawski na chrzestnego ojca nowonarodzonej Walerii Laber¬schek z czasem pozyskał nie tylko rękę, ale i serce panienki. Przełom w konkurach nastąpił w 1886 r.na chrzci¬nach małej Walerki – ósmego dziecka Zofii i Hermana Laberscheków. Zgodnie z pla¬nem Józefy Knowiakowskiej, Janina Krywultówna została zaproszona na chrzestną matkę, zaś Aleksander Żurawski na chrzestnego ojca nowonarodzonej Walerii Laber¬schek. Cała rodzina Krywultów, kibicując Aleksandrowi, pilnie obserwowała od tego czasu kolejne kroki Janiny i Aleksandra ku narzeczeństwu. Niedługo po chrzcinach Walerki Laberschek, doszło do oświadczyn – Żurawski ukląkł przed matką Janiny prosząc o rękę i komplementując wybrankę.
1 W.Krywult, Wspominki i gawędy rodzinne, 1928-1930, rkps, (dalej cyt.Krywult 1928-1930).
Str 193
Il.2.Janina Krywult w Szczawnicy w 1887 roku.Fotografia z archiwum rodzinnego Łukasza Żurawskiego
Wspomniał też o swoich oszczędno¬ściach sięgających czterech tysięcy złr, nie dowiedziawszy się jednak nic o posagu Janiny. Podczas rozmowy został zobowiązany przez przyszłą teściową do częstszych przyjazdów z odległego Krosna, do którego wkrótce po przyjętych oświadczynach musiał powrócić. W pierwszym liście do Krakowa, adresowanym do Hermana, napi¬sał, że aczkolwiek podróż do Krosna bardzo go zmęczyła, to ze względu na Janinę, gotów był zaraz do Krakowa powrócić. Zapytał też krakowskiego przyjaciela czy nowopoznana Jania pozwoli mu pisać do siebie. Z treścią tego listu Herman zapo¬znał Janinę i jej mamę, która odpisując Żurawskiemu zgodziła się na korespon¬dencję między kumotrami. Kolejny list, pierwszy list z Krosna adresowany bezpo¬średnio do Jani, został w rodzinie Krywultów skrytykowany, gdyż widać z niego było, że Żurawski nie miał wprawy w pisaniu listów miłosnych. Następnymi listami Żurawski też się nie popisał i nie zdobył sympatii Janiny – mało tego, Jania sprze¬ciwiła się nawet powtórnemu spotkaniu z Żurawskim w Krakowie. Na jego gorące listy odpowiadała chłodem i ogólnikami. Rodzinie wyznała, że darzy go tylko sza¬cunkiem i życzliwością. Żurawski jednak nie ustępował i dopytywał się o zarę¬czyny. Matka Janiny była bardzo niezdecydowana – bała się staropanieństwa Jani, ale też nie chciała jej nic narzucać w sprawie zamążpójścia. W marcu 1887 r. zda¬rzyło się, że mimo uzgodnionego przyjazdu Żurawskiego do Krakowa, w ostatniej chwili Herman Laberschek powiadomił go telegraficznie o przełożeniu spotkania na czas zbliżających się świąt wielkanocnych. Żurawski, który stołował się w Kro¬śnie u wdowy po aptekarzu Piku, depeszę treści „Nie przyjeżdżaj, nic z tego.
Str 194
w drodze.Herman”, otrzymał w czasie obiadu. Zdenerwowany Żurawski wybiegł z mieszkania Pikowej będąc pewny, że w taki to sposób zakończyły się jego starania o rękę Janiny. Dopiero list, który później nadszedł pocztą od Krywultów, wyjaśnił, że zmiana terminu przyjazdu spowodowana była chorobą Jani, a depesza została zniekształcona przez telegrafistę, który zamiast nic złego napisał nic z tego2.Ukon¬tentowany takim obrotem sprawy, jak przystało na farmaceutę, Żurawski przysłał Janinie, ale na adres zaprzyjaźnionego Hermana Laberscheka dwie zwykłe flaszki z perfumami i wyciągiem z drzew szpilkowych do odświeżania powietrza w pokoju. Na naradzie rodzinnej u Krywultów zastanawiano się czy nie odrzucić tego pre-zentu, uznanego za mało wytworny, ale odrzucenie byłoby równoznaczne z zerwa¬niem słabej nici łączącej Janinę z Aleksandrem. Wobec tego, rodzina Krywultów uznała prezent za przedwczesny i nie wręczono go Jani. Do kolejnego spotkania młodych w Krakowie doszło jednak jeszcze przed Wielkanocą. Zauważono wów¬czas, że Jania spojrzała na Żurawskiego łaskawszym okiem. Po treści listów Janiny do Żurawskiego wysłanych na początku maja można było wywnioskować, że co prawda jeszcze go nie kocha, ale już darzy sympatią.
Do zaręczyn doszło ostatecz¬nie 14 maja 1887 roku. Narzeczeni wymienili między sobą pierścionki. Janina wów¬czas doszła już do przekonania, że może jej się nie trafić lepszy mąż od Aleksan¬dra Żurawskiego.W rodzinie Krywultów zapanowała ogólna radość i zadowole¬nie. Rozpoczął się okres oficjalnego narzeczeństwa. Janina, której już od dłuższego czasu zdrowie nie dopisywało, znowu nie poczuła się najlepiej i lekarz zalecił jej wyjazd do Szczawnicy. W tej sytuacji, po jedenastodniowym pobycie u Krywultów Aleksander Żurawski opuścił Kraków i wyjechał do Krosna.
Stanisław Karwacki, cioteczny brat Janiny, zatrudniony od początku 1887 r.w aptece Żurawskiego, tak zrelacjonował powrót swojego pryncypała do Krosna: P. Ż. z ostatniej swej podróży przybył tutaj jakby na nowo odmłodniały i odświeżony. Świecący się na jego palcu pierścień zdjął zasłonę tajemniczości, która dotąd zabiegi jego zakrywała, toteż sła¬wetny nasz gród podkarpacki z godnością przygotowywa się na przywitanie swej nowej obywatelki. Zauważyłem, że po otrzymanem słowie obcowanie nasze stało się bardziej familjarnem 3.Pierwszym, czym zajął się Żurawski po powrocie do Kro¬sna i do swojej apteki, było wysłanie do Krakowa, jak mu się wydawało, pewniej¬szych, bo przygotowanych przez siebie, proszków zapisanych Janinie w Krakowie przez lekarza Karczyńskiego.
Tymczasem Janina, po wyjeździe narzeczonego, zajęła się sprawą spadku po zmarłym ojcu. W maju 1879 roku, przekroczywszy 63.rok życia, ojciec Janiny zmarł, zapisując w testamencie nieletniej wówczas córce 5000 złr. Decyzją sądu kwota ta została umieszczona w depozycie bankowym, do czasu uzyskania przez Janię pełnoletniości. Teraz sprawa ta odżyła, ale krakowski sędzia nie miał ochoty wydania wszystkich pieniędzy na wyprawę dla Jani – część z nich chciał zostawić jako posag. Dopiero po podpisaniu przez Janię oświadczenia, że chce oddać rękę Aleksandrowi Żurawskiemu, przystał na wypłacenie całej należnej ze spadku gotówki.
Il.3.W tym budynku przy krośnieńskim rynku znajdowało się starostwo (na piętrze) oraz apteka i mieszka¬nie Żurawskich.Pocztówka ze zbiorów autora
Str 195
Pomiędzy Krosnem, Krakowem i Przemyślem zaczęły krążyć listy. Żurawski korespondował nie tylko z mieszkającymi w Krakowie Janiną i jej matką, ale również z Walerianem – bratem Janiny pracującym w Przemyślu. Walery – mało znany Żurawskiemu członek rodziny Krywultów, został przezeń zaproszony do Krosna listem zakończonym słowami: O przybyciu Twojem donieś, abym mógł na kolej przed Ciebie wyjść, bo Krosno jest stolicą wielką, łatwo mógłbyś się zgu¬bić
4.W międzyczasie Aleksander Żurawski szykował w Krośnie mieszkanie przy aptece – gniazdko dla Jani. Przebudował dwa duże pokoje, a kuchnię podzielił na część kuchenną i jadalną. Usunął kraty w oknach montując w nich szyby lustrowe, których jeszcze w Krośnie nikt nie miał. Sam umeblował pokój bawialny przywo¬żąc z Krakowa materiały obiciowe na meble.
Pod koniec czerwca Żurawski przyjechał na dwa dni do Krakowa, aby pobyć z Janiną przed jej wyjazdem do wód szczawnickich. Odwiózł ją do Nowego Sącza, a tam postarał się o okazję do Szczawnicy. Wrócił do Krosna, gdzie oczekiwał na przyjazd zaproszonego brata Janiny. Walery serdecznie i gościnnie przyjmo¬wany przez Aleksandra przebywał w Krośnie tylko przez 36 godzin. Tymczasem Jania w Szczawnicy leczyła się i przybywała na wadze, ale przebywając z dala od rodziny bardzo tęskniła za domem w Krakowie. W sierpniu odwiedził ją Aleksan¬der i odbyli wspólnie parę wspaniałych wycieczek po Pieninach. W połowie wrze¬śnia Janina Krywult powróciła do Krakowa i tam zastała Żurawskiego oraz zwol¬niony przez sąd depozyt spadkowy. Zaczął się czas sprawunków weselnych w towarzystwie narzeczonego.
Str 196
Ślub Janiny Krywult z Aleksandrem Żurawskim wyznaczony został na sobotę 1 października 1887 roku. We wrześniu zapowiedzi zostały ogło¬szone z ambony kościoła farnego w Krośnie oraz w krakowskim kościele św.Bar¬bary. Przy kompletowaniu koniecznych do zawarcia małżeństwa dokumentów, Kry¬wultowie ze zdziwieniem odkryli, że Aleksander jest Rusinem ochrzczonym przez popa. Przewidując to, Aleksander przedstawił Krywultom zaświadczenie kano¬nika katolickiego stwierdzające, że od młodości wyznaje religię rzymskokatolicką, a chrzest prawosławny wytłumaczył brakiem księdza katolickiego. Okazało się jed¬nak, że matka Aleksandra Żurawskiego była Rusinką (Ukrainką).
Mieszkanie, z któ¬rego panna młoda 1 października wyszła do ślubu, znajdowało się na drugim piętrze, w oficynie kamienicy przy ul.Grodzkiej 32 w Krakowie. Krywultowie od kilku lat zajmowali to mieszkanie po przeprowadzce z Rynku.
Drużbami byli dwaj bracia Janiny, druhnami panie również z rodzinnego kręgu. Kościół św.Barbary w cza¬sięcza¬sie ślubu zatłoczony był publicznością krakowską. Po ślubie goście weselni powró¬cili na bankiet na ul.Grodzką, a po południu spacerowali po Ogrodzie Strzeleckim.
Przeprowadzka do Krosna
Kolej podkarpacka, zwana wówczas transwersalną, prowadzi linią graniczną mię¬dzy niziną a przedgórzami karpackimi – pisał w pozostających do dzisiaj w ręko¬pisie „Wspominkach i gawędach rodzinnych” emerytowany profesor historii, naj¬dłużej żyjący z licznego rodzeństwa Janiny, brat jej – Walerian Krywult.
Kto nią jedzie od strony Krakowa, a więc w kierunku wschodnim, ani nie spojrzy na równię rozciągającą się na północ, bo wzrok jego stale przykuty do pięknej panoramy, roz¬taczającej się od południa. Dostawszy się na Tarnów i Stróże na tę linię, minąwszy wpadające w oczy grody, starożytny Biecz i mało co młodsze Jasło, dopiero dojeż¬dżając do Krosna, trafiamy na gród godny przykuć naszą uwagę. Z niskiego plantu kolejowego oglądane Krosno, wznoszące się na wzgórku, spiętrzone świątyniami, przedstawiało się wówczas na oko znacznie okazalej, aniżeliby z małej liczby miesz¬kańców (wówczas ledwie 3 tys.) wnioskować było można. Bo też ten gród, w sam raz na północ od przełęczy dukielskiej położony, węzeł dróg z Węgier i Czerwonej Rusi prowadzących, murem przez Kazimierza W. obwiedziony, przez Jagiełłę pra¬wem składu obdarowany tak, że żaden kupiec miasta tego pominąć nie mógł, rósł w bogactwa i pysznił się tak wielką liczbą kościołów, że go małym Krakowem nazy¬wano. Dopiero wojny XVII. stulecia dokonały, zwłaszcza szwedzka, Potop, ruiny mia¬sta i zepchnęły go do rzędu miasteczek. W ostatnich czasach podniosło się i zabu¬dowało Krosno dzięki przemysłowi tkackiemu i naftowemu, wówczas (1887) jednak obie te gałęzi przemysłu były jeszcze w powijakach, a miasteczko za czasów pobytu w niem Janusi, ciche, głuche, drzemiące, żyło tylko prawie wspomnieniami przeszło¬ści i dla przybysza miało niewysławialny jakiś urok, żywo przenosząc go w odległą przeszłość. Od dworca kolejowego, który wtedy od dwu lat zaledwie istniał, i jakby dla ułatwienia konkurów Olesiowi powstał, do rynku bodaj kilometr drogi, dlatego podróżujący posługiwali się z reguły konną komunikacją. Gościniec prowadził wów¬czas przez szczere pole, pod kątem prostym do plantu kolejowego i załamywał się Aptekarz krośnieński Aleksander Żurawski (1845-1920)
197
dopiero pod takimże pod cmentarzem, kierując się wzdłuż niego ku miastu, przez mały mostek na rzeczce Lubatówce (która w Krośnie wpada do Wisłoku) i dopiero za nim poczyna się łagodnie wspinać ku wzgórkowi, na którym na lewo wznosi się okazały, stary budynek zwany koszarami, pozostałość, o ile pamiętam, dawnego kolegium jezuickiego5, a na prawo piętrzy się wspaniały gotycki tum, początkiem swym sięgający czasów Kazimierza W. z barokowemi naleciałościami i całkiem prawie barokowem wnętrzem, kulminującem w przepysznym, olbrzymich rozmia¬rów wielkim ołtarzem i imponujących płótnach przedstawiających z przerażającym realizmem sceny przedstawiające grozę śmierci, piekła i świętokradzkiej spowiedzi. Obok fary piękna, dość niska wieża z r. 1648, fundacji, zdaje mi się Oświęcimów6. Wedle tradycji z jej okien tęsknie wyglądać miała piękna Anna Oświęcimówna przy¬bycia ukochanego brata Stanisława. Mniemany romans tego rodzeństwa całkowi¬cie wchodzi w zakres legendy, gdyż w istocie stosunek ich wzajemny nie różnił się niczem od tego, jaki łączył mnie z Janiusią. W wieży wiszą sławne z przepięknego dźwięku swego dzwony krośnieńskie, do których znów odnosi się piękna legenda. Bogaty mieszczanin krośnieński łacińskiego nazwiska, zdaje mi się Porcjusz, dostał niewytłumaczalnym sposobem z Węgier zamiast wina beczułkę pełną dukatów, a gdy nadawcy nie udało się wykryć, obrócił tę kwotę na ufundowanie dzwonów. Portret jego znajduje się dotąd w kaplicy jego fundacji. Mijając wieżę, małą i wąską uliczką Pawła z Krosna, najznakomitszego syna tego grodu, humanisty, dostajemy się zdzi¬wieni na obszerny i okazały rynek. Wówczas zdobny był z trzech stron w malowni¬cze podsienia, które dziś tylko z jednej strony7, przeciwległej uliczce Pawła się utrzy¬mały. Ta właśnie przedzielona jest na dwie równe części uliczką. Prawy od strony rynku narożnik stanowił jedyny w mieście hotel, powstały jednak później. W lewym narożniku znajdowała się apteka, a za nią miodowe Janiusi gniazdeczko, na piętrze zaś starostwo. Wspomniana uliczka, na którą miały wylot okna mieszkania Olesio¬stwa, kończyła się na prawo domem, w którym się mieściło kasyno, a za nim rozpo¬ścierał się mały kasynowy ogród, którego tyły stromo wznosiły się nad Lubatówką8. Dalej na lewo otwierał się placyk z widokiem na fronton kościoła kapucynów, zbu-dowanego częścią z rozebranego pojezuickiego, częścią przeważnie niestety z ciosów skradzionych z zamku odrzykońskiego. W ciasnej uliczce, stanowiącej przedłużenie lewej (od strony fary) połaci rynku, tej już wówczas pozbawionej podcieni, wznosi się piękny, gotycki, już wówczas pięknie świeżo odnowiony kościół franciszkański, początkiem sięgający XIV. go wieku. Osobliwością jego jest piękna kaplica Oświę¬cimiów z cennemi portretami Stanisława i Anny, oraz rodziców Stanisława i ojca Anny. Wbrew bowiem Szajnosze9, który podtrzymuje tezę, że oboje byli rodzonem rodzeństwem, doszedłem do wniosku, że byli tylko przyrodniem tj. z jednego ojca,
5 W istocie – nie było to kolegium jezuickie, a pałac biskupi (przyp.red.).
6 Wieżę dzwonną przy kościele farnym w Krośnie ufundował Wojciech Robert Portius, a wzno¬szono ją w latach 1637-1651 (przyp.red.).
7 Podcienia rynkowe zachowały się do dziś w dwóch pierzejach – południowej i północnej (przyp.red.).
8 W istocie – nad Wisłokiem (przyp.red.).
9 K.Szajnocha, Szkice historyczne, Warszawa 1885, t.1, s.211 (przyp.JZ
Str 198
a dwu matek, coby doskonale tłumaczyło wcale znaczną różnicę wieku, przy braku pośredniego między nimi rodzeństwa. Herby bowiem nad portretami Stanisława i Anny są tylko w połowie jednakie, mianowicie po ojcu, po matce zaś odmienne. W chwili wykonywania portretów matka Stanisława oczywiście już nie żyła, dla¬tego brak jej wizerunku. Pod tablicą znajduje się loch z trumnami, do którego wów¬czas każdej chwili dostęp był wolny ciekawym, gdyż grobowiec był niezamknięty. Można tam było przez szybkę w wieku trumny Anny zobaczyć kształtną jej czaszkę, przez szybkę, o której, że ją wyrznąć kazał, wspomina w pamiętniku sam Stanisław, nieutulony w żalu po stracie zmarłej w kwiecie wieku siostrzyczki. Ta czuła, nie¬zwykła na owe surowe czasy miłość rodzinna dała popęd do powstania owej nie¬tyle
Można tam było przez szybkę w wieku trumny Anny zobaczyć kształtną jej czaszkę, przez szybkę, o której, że ją wyrznąć kazał, wspomina w pamiętniku sam Stanisław, nieutulony w żalu po stracie zmarłej w kwiecie wieku siostrzyczki. Ta czuła, nie¬zwykła na owe surowe czasy miłość rodzinna dała popęd do powstania owej nie¬tyle poetycznej, co raczej niedorzecznej i niesmacznej legendy. Raz przy wejściu do kościoła tego, który był ulubionym Janinki, spostrzegłem na lewo od portalu tablicę z zagadkowym napisem: Tu leży mąż, tu leży żona, tu leży syn. Pradziad, matka, syn, prawnuk. Proszą o troje pozdrowienia. I ani litery więcej. Zastanowiła mnie podwójna skromność tych anonimowych nieboszczyków: raz że zataili swe nazwi¬ska, powtóre, że się zadawalają tak ułamkowemi modłami dzieląc troje pozdrowie¬nia na siedm dusz. Dopiero po niejakim czasie dała rozwiązanie tej zagadki wielka tablica, znajdująca się na prawo od portalu. Z niej wynika, że Jadwiga z Ankwi¬czów poślubiła najpierw stolnika dobrzyńskiego Baranowskiego, a po jego śmierci tegoż rodzonego wnuka, Mietelskiego, z którym miała syna, Stanisława. Była więc ,nie¬tyle poetycznej, co raczej niedorzecznej i niesmacznej legendy. Raz przy wejściu do kościoła tego, który był ulubionym Janinki, spostrzegłem na lewo od portalu tablicę z zagadkowym napisem: Tu leży mąż, tu leży żona, tu leży syn. Pradziad, matka, syn, prawnuk. Proszą o troje pozdrowienia. I ani litery więcej. Zastanowiła mnie podwójna skromność tych anonimowych nieboszczyków: raz że zataili swe nazwi¬ska, powtóre, że się zadawalają tak ułamkowemi modłami dzieląc troje pozdrowie¬nia na siedm dusz. Dopiero po niejakim czasie dała rozwiązanie tej zagadki wielka tablica, znajdująca się na prawo od portalu. Z niej wynika, że Jadwiga z Ankwi¬czów poślubiła najpierw stolnika dobrzyńskiego Baranowskiego, a po jego śmierci tegoż rodzonego wnuka, Mietelskiego, z którym miała syna, Stanisława. Była więc, jak to nazywamy, tytularną prababką swego rodzonego syna, a b. babką własnego męża. W każdym razie niezwykły, a może jedyny w swym rodzaju wypadek! Wraca¬jąc jeszcze do owego lochu pod kaplicą Oświęcimów, można tam było widzieć przez szparę niedomykającego się wieka jakiś olbrzymi szkielet, który tradycja przypi¬sała rycerzowi Pełce. Najokazalej i b. malowniczo przedstawia się kościół i klasz¬tor franciszkański od strony opływającego go Wisłoku, gdyż piętrzy się wysoko na skale. Wisłok opływa też cmentarz, a przez most nad nim niziną, nad którą górują zabudowania franciszkańskie prowadzi droga do samotnego kościółka św. Wojcie¬cha, opasanego murem cmentarnym, stanowiący cel najbliższego spaceru dla kro¬śnian. Obok tego kościółka prowadzi droga do pobliskiej siedziby tkactwa, Korczyny. Jak na ówczesne, maleńkie, w ramach opisanych budynków mieszczące się Krosno, cztery kościoły i dwa klasztory, to chyba niezwykle wiele.
Okolica Krosna jest malownicza i urocza. W odległościW odległości pół mili czerwienią się ruiny Odrzykonia, unieśmiertelnionego przez Seweryna Goszczyńskiego jego «Kró¬lem zamczyska». Powietrze w okolicy Krosna jest już znacznie czystsze niż na nizi¬nie, kontury wzgórz rysują się jaskrawiej a scenerja panoramy przedstawia jakby dwie kulisy: jedna jaśniejsza, przednia, to podgórze, druga w ciemniejszej tonacji to oddalone fronty Beskid.
xxxxxxxxxxxxxxxxxx
A teraz wejdźmy do wspomnianego już domu rynkowego, który stał się mio¬dowem gniazdkiem Janiusi. Jest to budowa solidna, odznaczająca się grubością murów parterowych, cechującą budowle świeckie XVI. niezawodnie wieku. Z obszer¬nego podsienia, którego łuki wspierają się na ceglanych filarach, wchodzi się do niskiej, półbeczkowej, tunelowej sieni. Na prawo od niej apteka, za nią laborator¬jum i pokój dla personelu, na lewo obszerna kuchnia, z niej przepierzeniem w cz꬜ci stworzona jadalnia. Przepierzenie oszklone użycza kuchni światła, okno patrzy w podcienia. Dalej za kuchnią, w sieni na lewo, wchód na schody do starostwa, na prawo wchód do mieszkania, do salonu. Obszerny pokój z dwoma b. w grube mury wgłębionemi oknami, na lewo od drzwi w dziedziniec, naprost od drzwi w uliczkę. niskiej, półbeczkowej, tunelowej sieni. Na prawo od niej apteka, za nią laborator¬jum i pokój dla personelu, na lewo obszerna kuchnia, z niej przepierzeniem w cz꬜ci stworzona jadalnia. Przepierzenie oszklone użycza kuchni światła, okno patrzy w podcienia. Dalej za kuchnią, w sieni na lewo, wchód na schody do starostwa, na prawo wchód do mieszkania, do salonu. Obszerny pokój z dwoma b. w grube mury wgłębionemi oknami, na lewo od drzwi w dziedziniec, naprost od drzwi w uliczkę. Na prawo od drzwi wchodowych piec, za nim drzwi do drugiego o połowę mniej¬szego pokoju, sypialnego. Między temi drzwiami a oknem ulicznem fortepjan. Mię¬dzy obu oknami garnitur mebli. Między oknem dziedzińcowem a drzwiami wchodo¬wemi stół gościnny. W sypialni pod ścianą drzwiom przeciwległa a wspólna z poko¬jem pomocników aptekarskich dwa łóżka. Janine bliżej okna ulicznego, Olesia bli¬żej pieca. Szafki nocne, szafy dopełniają umeblowania. Tak skromnie, ale elegancko, trochę ciasno, ale swojsko i wygodnie przedstawiała się klateczka, do której wpro¬wadził Oleś swego ubóstwianego ptaszka
10.
Janina po ślubie przez 3 dni wypoczywała w Krakowie, po czym 5 października rano nowożeńcy udali się koleją do Krosna, gdzie przyjechali o godzinie 9.30 wie¬czorem.W krośnieńskim mieszkaniu Żurawscy zostali wspaniale przywitani w rzę¬siście oświetlonych pokojach udekorowanych bukietami róż przysłanymi przez przy¬jaciół Aleksandra. Młodą parę witała pani Jabłońska – wdowa po urzędniku przy kopalni nafty – najpierw chlebem i solą, następnie sutą kolacją złożoną z 5 potraw.
10 Krywult 1928-1930.
Str 200
Powitanie zrobiło miłe wrażenie na Janinie i było udanym początkiem jej pobytu w obcym, nieznanym dotąd Krośnie. Po tygodniu Janina pisała do rodziny o wiel¬kiej miłości, która ją otoczono w nowym miejscu zamieszkania i o swojej miłości do Aleksandra.Kocham i jestem kochaną – pisała – jestem bardzo szczęśliwą i dałby Bóg, żeby jak najdłużej ta gwiazdka szczęścia nam przyświecała. Anim się nie spo¬dziewała, żeby moja mizerna osóbka miała taki wzbudzać interes, wszyscy ciekawi na panią aptekarzową, zwłaszcza płeć piękna i żydzi, którzy w arogancki sposób zaglądają mi do okien. Samo miasto wcale przyjemne na mnie zrobiło wrażenie, ma pozór większego miasteczka, co prawda dotąd zaledwie w jedną stronę wychodziłam, gdzie najmniejsze błoto, ale mieszkając w samem centrum, mogę mieć wyobraże¬nie o całem mieście11.A w innym liście: Krosnu całemu, a szczególnie płci pięknej ledwie ślepki na wierzch nie wyjdą, tak się przypatrują pani aptekarzowej, aj, pew¬nieby mnie tutejsze panienki w łyżce wody utopiły za to, że zabrałam im tak dobrą partję, bo o ile się teraz przekonywuję, to nie jedna, czy młoda, czy stara miała hrap na niego, a tu tymczasem takiego figla im urządził, że aż z Krakowa babinę sobie przywiózł12.W kolejnej korespondencji do Krakowa Janina pisała:
Janina pisała: Powoli urządzi¬łam już sobie pomieszkanie, które w moich oczach całkiem milutko się przedstawia […] W poniedziałek byłam ze służącą na targu, czyli jak tutaj nazywają, jarmarku. […] Spodziewałam się, że tu będzie znacznie taniej niż w Krakowie, tymczasem teraz widzę, że jest nadzwyczaj mała różnica; na jednej rzeczy tylko można używać t.j. na kurczętach13.Nowością dla Janiny był wielki kilkudniowy jarmark, podczas którego panował wielki hałas, a tłok na podcieniach taki, że nie dało się przejść do kościoła.Żurawskim okno w jadalni budą jarmarczną zastawiono tak, że musieli naftę do lampy dokupować, bo ciemno było jak w nocy, a wbrew oczekiwaniom aptekarza w czasie jarmarku wcale się obrót w aptece nie powiększał.
Nadszedł listopad i Janina zaczęła rozmyślać jak powinni spędzić nadchodzące święta – pierwsze święta z dala od rodziny. Tęskniła za bliskimi, zastanawiała się więc czy zaprosić do Krosna mamę i siostrę Amelię, czy lepiej będzie jak oni pojadą do Krakowa. W rozważaniach swoich brała pod uwagę ewentualne reakcje krośnian: jeśli zjedzie się do nich rodzina, to będą współczuć Aleksandrowi, że cała familia mu się na kark zwaliła, gdyby nikt nie przyjechał to pomyśleliby, że rodzina zado¬wolona, że się nowożeńców pozbyli z Krakowa. Uradzono więc w Krakowie, że najlepiej będzie na święta do Krosna wydelegować brata Janiny Waleriana, który od 1886 r. pełnił funkcję suplenta (zastępcy nauczyciela) w szkole realnej w Prze¬myślu.
W okresie przedświątecznym Żurawscy postanowili złożyć wizyty kro¬śnieńskim znajomym Aleksandra. Zaczęli od pani Jabłońskiej, która ich tak pięk¬nie witała po przyjeździe do Krosna, u pani komisarzowej Brodnickiej zauważyli niestosowność ubioru w jakim ich przyjęła, gdyż do szlafroka włożyła bransolety! Odbyli też wizytę u ks. kanonika Jana Szałaya w pobliskiej Korczynie, zaś najsym¬patyczniej ocenili spotkanie ze starostą Jędrzejem Biesiadzkim, którego małżonka
Str 201
lubiła muzykę i sama dobrze grała na pianinie. W czasie wizyty u Biesiadz¬kich poznali i zaprzyjaźnili się z ich córką – rodowitą krakowianką. Jak było do przewidzenia, wizytom musiały towarzyszyć rewizyty. Pani aptekarzowa Żurawska poznawała w ten sposób zarówno nowych ludzi, jak i nowe zakątki miasta. Osoba z natury delikatna, w czasie spacerów zwróciła uwagę na niespotykane gdzie indziej wiatry, wiejące tu od Przełęczy Dukielskiej.
Pierwszą osobą z rodziny Krywultów, która odwiedziła Żurawskich w nowym miejscu zamieszkania, był brat Janiny.Walerian przyjechał do Krosna zupełnie nie¬spodziewanie pod koniec października, na imieniny Jani. Nadeszła Wigilia Bożego Narodzenia. Przy wigilijnym stole wraz z Janiną i Aleksandrem zasiedli jeszcze: tenże Walerian oraz młody student seminaryjny, głośny później wynalazca Jan Szczepanik. Wigilię przygotowała młoda i ładna kucharka Hania. Rozpoczął się pięcioletni krośnieński okres dziejów części rodziny Krywultów, zaś Krosno stało się miejscem, na którym skupiły się teraz zaintereso¬wania całej rodziny.
KrośnieńskieKrośnieńskie gniazdko Janiny
Minęły miodowe miesiące. Do pełni szczęścia brakowało Żurawskim tylko zdro¬wia. Janina, jako mężatka, dalej była wątła i często zapadała na przeziębienia. Alek¬sander też stale utyskiwał na swoje zdrowie. Ostry i wietrzny klimat krośnieński nie służył im obojgu. Monotonię życia na prowincji przerywały Żurawskim odwie¬dziny członków rodziny, których witali w Krośnie z niekłamaną radością i sponta¬niczną gościnnością.
Str 202
Brat Janiny Walerian mieszkał najbliżej Krosna – w Przemy¬ślu, gdzie pracował jako pedagog-geograf. Pracował w szkolnictwie, więc dyspo-nował czasem w większym stopniu niż pracujący w innych zawodach.Jako jedyny z rodzeństwa Janiny pozostał stanu wolnego. Podróżując z Przemyśla do rodzinnego domu w Krakowie, prawie zawsze wstępował do Krosna. W ciągu trzech pierw¬szych miesięcy pobytu Janiny w Krośnie, zaglądnął tam dwa razy.
W mroźny sty¬czeń 1888 roku do Krosna wybrała się po raz pierwszy matka Janiny.Towarzyszył jej syn Walerian, który przez Krosno miał powrócić do Przemyśla. Już w Tarno¬wie kolejarze mieli wątpliwości czy pociąg będzie mógł jechać dalej ze względu na zasypane śniegiem tory. Dotarli jednak szczęśliwie do Stróż. Tam, zgodnie z roz¬kładem jazdy, przez dwie godziny należało czekać na przesiadkę w stronę Jasła.
Str 203
W Stróżach otrzymali wiadomość, że na torach z Jasła do Krosna utworzyły się nie¬przejezdne zaspy śnieżne. Postanowili jednak podróż kontynuować licząc na uprząt¬nięcie torów, zanim pociąg dotrze do Jasła. Do Jasła dotarli z dużym opóźnieniem, ale jeszcze tego samego dnia. Dalsza podróż koleją okazała się już niemożliwa. Po noclegu w jasielskim hotelu, Krywultowie brali pod uwagę kontynuowanie podróży do Krosna końmi, ale wobec zawiei śnieżnej żaden z zaprzęgów konnych nie poja¬wił się w Jaśle. Następnego dnia pogoda poprawiła się, było słonecznie, ale pociąg jeszcze nie mógł wyruszyć. W związku z tym zamówili sanie z końmi i za dwie i pół godziny wpadli w Krośnie w objęcia Janiny i Aleksandra. Walerian, po jed¬nodniowym wypoczynku w mieszkaniu Żurawskich, udał się dalej, do Przemyśla. W Krośnie dzień za dniem schodził mamie Janiny przyjemnie i szybko. Aleksander grzecznie usługiwał obu paniom, dopilnowując jednocześnie domowego i aptecz¬nego gospodarstwa. Chleb i bułki wypiekali sami, gdyż uważali, że są smaczniej¬sze smaczniej¬sze niż przyniesione z piekarni, karmili drób, pomimo że zwykle robiła to gosposia, panie umilały sobie pobyt muzyką korzystając z nut, które abonowano, zaś Alek¬sander bawił panie oraz wypożyczał książki do czytania. Przez dłuższy czas mama z Janiną nie wychodziły z mieszkania. Do pobliskiego kościoła franciszkanów miały tylko parę kroków. Pod koniec stycznia zima trochę ustąpiła i można było wybrać się do odleglejszego kościoła kapucynów, gdzie uroczyście obchodzono 25 rocznicę nieszczęśliwie zakończonego Powstania 1863 roku. Janina, będąc w lepszej kondy¬cji zdrowotnej, z zapałem szykowała się do balu organizowanego w pobliskim kasy¬nie. Dawno już nie tańczyła – obecne mieszkanie, ze względu na szczupłość miej-sca, również nie nadawało się na urządzanie zabaw. Ponieważ na balu miały obo¬wiązywać toalety wizytowe, Żurawscy oczekiwali na zamówione w Krakowie suk¬nie – martwiono się jednak czy ze względu na pogodę, kolej będzie mogła je prze¬wieźć. Początek roku to nie tylko czas karnawału, ale i czas wizyt duszpasterskich, toteż pod koniec stycznia przyszedł z fary do Żurawskich młody ksiądz z kościel¬nym. Dla Żurawskich wizyta ta okazała się nowym doświadczeniem. Porozmawiali o tym i owym, niezręcznie przekazując księdzu przygotowany datek.
Zbliżał się czas oczekiwanego przez Żurawskich balu, ale zawieje śnieżne nie ustępowały. Pierwszy pociąg pojawił się w Krośnie dopiero rano w dniu zabawy, ale niestety nie nadeszły nim zamówione w Krakowie suknie. W tej sytuacji Janina została zmuszona do wybrania sukni z tych, które posiadała w Krośnie. Uzupeł¬niła je stosownie dobranymi kokardami wykonanymi z wstążek kupionych w kiep¬sko pod tym względem zaopatrzonych krośnieńskich sklepach. Uczestnicy sobot¬niej zabawy w kasynie znali kłopoty Żurawskich z transportem kufra z sukniami z Krakowa i gdy już byli pewni, że aptekarzostwa nie zobaczą na sali, ci, gdy minęła godzina dziewiąta wieczorem, pojawili się, nieco tylko spóźnieni. W zabawie uczest¬niczyło 10 par. Oczywiście wszyscy wpatrywali się z zachwytem w panią apteka¬rzową i zazdrościli jej małżonkowi. Janina bawiła się świetnie, nie kaszlała, miała apetyt i tylko nogi ją rozbolały, bo przez dwa lata nie miała okazji do tańców. Żuraw¬scy bawili się do godziny drugiej, inni uczestnicy balu nawet do siódmej rano. Z a tydzień urządzono następną zabawę, na którą przybyło czternaście par, wśród któ¬rych oczywiście byli również Żurawscy.
Il
Str 204
Zima nie ustępowała i dalej dawała się we znaki mieszkańcom Galicji. Z rzadka tylko dochodziły do Krosna gazety, nie działała poczta. Na krośnieńskiej stacji kole¬jowej stały dwie lokomotywy, tak zasypane śniegiem, że tylko kominy były widoczne. Nawet nie próbowano ich odśnieżania. Tymczasem matka Janiny zaczęła myśleć o powrocie do Krakowa, jednak ze względów pogodowych udało się jej wyjechać dopiero 22 lutego. Wyjechała w towarzystwie Aleksandra pociągiem o godzinie siódmej rano, by przybyć do Krakowa o trzeciej po południu. Następnego dnia Aleksander powrócił do Krosna. Pani Krywultowa bardzo sympatycznie wspomi¬nała później swój pobyt u Żurawskich, w ich krośnieńskim mieszkaniu.
Po zakończonym karnawale, po wyjeździe mamy, Janina nie mogła się przez jakiś czas odnaleźć w swoim gniazdku. Brakło jej codziennego wspólnego grania na fortepianie i częstych partyjek karcianych. Imieniny Aleksandra przebiegły spo¬kojnie, tylko z udziałem księdza kanonika z Korczyny oraz doktora Jakuba Przy¬słupskiego, który nosił się właśnie z zamiarem przeniesienia się do Korczyny i dla¬tego namawiał Żurawskiego do otwarcia apteki w tym miasteczku.
W sobotę 3 marca 1888 r.do Krosna powróciła ostra zima. Galicyjskie koleje znowu zostały sparaliżowane przez śnieżne zaspy. Martwiło to Janinę, ale bardziej martwiono się w domu burmistrzostwa Lewakowskich, gdzie na zapalenie płuc zachorowało dziecko, a ojciec w tym czasie przebywał w parlamencie wiedeńskim. Pisano po niego, by przyjechał, ale nie wiadomo było czy kolej będzie jeździła. Zamartwiano się również losem apteki Żurawskiego, bo Mieszkowski – „prawa ręka” właściciela apteki, musiał wyjechać po otrzymanym telegramie o śmiertel¬nej chorobie ojca i również nie wiadomo było, kiedy będzie mógł powrócić. Ocie¬pliło się dopiero w połowie marca. Przy ociepleniu się obecnem, błota u nas w Kro¬śnie ogromne; pomimo tego, uzbroiwszy nogi w kalosze, korzystając z powietrza b. przyjemnego, poszliśmy dzisiaj na most, przypatrzeć się Wisłokowi, na którym lody popękały, ale nie ruszyły jeszcze. Zdaje się, że tutaj nie będzie takiej powo¬dzi jak w okolicach gdzie Wisła przepływa14 – nawiązała Janina do informacji prze¬czytanej w „Reformie”, która znowu zaczęła dochodzić do Krosna. Gazeta, oprócz bieżących doniesień związanych ze śmiercią cesarza Wilhelma I oraz spekulacjami dotyczącymi obsadzenia tronu, donosiła również o klęsce powodzi w okolicach Kra¬kowa. Lody na Wisłoku ruszyły dopiero za kilka dni. Rzeka wylała dość szeroko, ale szybko cofnęła się w swoje koryto. Odbywający się właśnie w Krośnie jarmark spowodował, że Krosno stało się pełne błota. Wizerunku zabłoconego miasta nie poprawiły w oczach Janiny nawet piękne, pełne słońca dni w drugiej połowie marca.
Pobyt Janiny w Krośnie przebiegał dość monotonnie: spała długo, coś cza¬sem przeczytała, poszyła jeśli była taka potrzeba, pisała listy, grała na fortepianie, w którym kilka klawiszy było już całkowicie rozstrojonych. Dodatkowym wypeł¬nieniem dni Janiny były wizyty u pani Kocayowej – żony lekarza, która utyskiwała na los kobiet, gdyż właśnie urodziła sporo ważącą córeczkę. Urozmaiceniem dla Jani były muzykowania z Manią Biesiadzką, córką krośnieńskiego starosty, która będąc bywalczynią krakowskich salonów, przywoziła najświeższe nowinki i plotki o wspólnych znajomych.
Str 205
Pod koniec marca odbyło się w Krośnie posiedzenie komitetu teatralnego, w któ¬rym Aleksander pełnił funkcję kasjera. Przy planach teatralnych postępowano tym razem z rozwagą, gdyż przypomniano sobie niedobre doświadczenia ubiegłoroczne, kiedy to posiedzenia komitetu nie doprowadziły do powstania przedstawienia dobro-czynnego na rzecz pogorzelców – pogorzelcy zdążyli się pobudować, a przedsta¬wienie nie powstało.
Zbliżała się Wielkanoc. Janina planowała spędzić święta w Krakowie, a przy okazji tego wyjazdu chciała również uporządkować sobie uzębienie. Aleksander szy¬kował się do przejęcia dzierżawy apteki sezonowej w Iwoniczu i nie mógł w okre¬sie poświątecznym towarzyszyć żonie w Krakowie. Żurawscy przyjechali do Kra¬kowa 30 marca 1888.Zaraz po świętach Aleksander powrócił do swoich obowiąz¬ków w Krośnie, zaś Janina realizowała swoje krakowskie zamierzenia. Umęczona leczeniem zębów, ledwie znalazła czas na konieczne sprawunki. Raz tylko udało się jej pójść do teatru, zabrakło natomiast czasu na wizyty, a nawet na pisanie listów. Jania wydała w Krakowie wszystkie zostawione jej przez męża pieniądze. Do Kro¬sna wróciła zmęczona, po prawie trzytygodniowym pobycie w Krakowie. W cza¬sie podróży trzymała się nieźle, ale w nocy zasłabła i trzeba było wezwać Modesta Humieckiego, bardzo zdolnego w swoim fachu lekarza rusińskiego pochodzenia.
Z wiosennym słońcem Krosno wypiękniało. W tym czasie do Krosna zaczęły zjeżdżać różne trupy artystyczne. Jedną z nich Janina może nieco złośliwie, ale trafnie opisała: Bawi tu p. Piasecka z dwoma facetami i dają przedstawienia pod szumną nazwą trupy p. Piaseckiej i na tem podpisana dyrektorka t.j. ona i dyrek¬tor, jeden z owych facetów, ale to ciekawe komu oni są owemi dyrektorami, chyba samym sobie. Pani dyrektorowa chcąc mieć kogo na przedstawieniu, sama cho¬dzi do panów po kilka razy i żebrze, by bilety kupowali; jak już tak b. wynudzi, to wreszcie ktoś się zmiłuje i kupi, ale nawet mało kto z porządniejszych idzie. Daw¬nemi czasy miała nawet niezłe powodzenie i dosyć liczną trupę, ale podstarzaw¬szy się, tak zeszła prawie na dziadówkę15.Tymczasem miejscowy komitet teatralny postanowił uczcić zbliżającą się trzeciomajową rocznicę okolicznościowym przed-stawieniem – żywą apoteozą Trzeciomajowej Konstytucji. Z początku wszystko szło dobrze i przedstawienie świetnie się zapowiadało. Okazało się jednak, że pomiędzy krośnieńskimi „artystami” i prezesem towarzystwa teatralnego doktorem-fizykiem Janem Wainem nie doszło do porozumienia, na tle stosowności wystawienia w tam¬tych czasach tak odważnego politycznie przedstawienia. Wainowi zarzucono bojaź-liwość wobec władz zaborcy, wypominając mu, że tą cechą charakteru wykazał się już wcześniej, w czasie epidemii cholery, kiedy to sam „zachorował” na inną cho¬robę, aby nie musiał chodzić do pacjentów cholerycznych. Przedstawienie ostatecz¬nie nie odbyło się, natomiast cała kłótnia znalazła się na łamach „Kurjera Lwow¬skiego”. Zamiast przedstawienia, w dniu 3 maja bawiono się do rana, zaś komitet teatralny spotkać się musiał raz jeszcze, aby przygotować odpowiedź na krytyczny artykuł „Kurjera”.
Str 206
Aleksander Żurawski, przejmując aptekę po Wojciechu Piku, przejął również po nim obowiązek przygotowania ołtarza na procesję Bożego Ciała. Praktycznie obo¬wiązek ten spadł na Janinę. Wdowa po poprzednim aptekarzu, pani Pikowa, przeka¬zała wszystko co potrzebne do ozdobienia ołtarza i dzięki zaangażowaniu Janiny na świąteczny czwartek ołtarz był przygotowany do procesji. Aleksander w tym czasie zaniemógł i nie pomagał żonie – brał kąpiele nasiadowe zalecone przez miejsco¬wych doktorów, którzy niestety nie mogli się zgodzić między sobą jakie te kąpiele powinny być: Humiecki mówił, że gorące, Mazurkiewicz, że zimne. Choroba Alek¬sandra przeciągnęła się jeszcze na miesiące wakacyjne. Do Krosna, podobnie jak podczas każdych wakacji i ferii szkolnych, zawitał Walerian Krywult, a także po raz pierwszy odwiedziła Żurawskich siostra Janiny i Waleriana – Amelia. Janina czuła się bardzo szczęśliwa mogąc gościć jednocześnie brata i siostrę. Na podda¬szu kamienicy wygospodarowano i urządzono niewielki pokoik, który umożliwiał gościom niekrępujące zamieszkanie, który służył później również innym bliższym i dalszym krewnym odwiedzającym Żurawskich w ich w krośnieńskim gniazdku.
Ciąża Janiny
Pod koniec sierpnia Janina zaczęła dostawać nudności i wymiotowała. Lekarz Humiecki wykluczył żołądek, jako przyczynę takiego stanu zdrowia młodej mężatki. W następnych dniach straciła apetyt, więc dalej podejrzewano, że dolegliwości pochodzą z żołądka. Zdarzyło się jednak, że zasłabła w kościele i całe Krosno zaczęło szeptać o ciąży Żurawskiej. Po tym zdarzeniu miejscowi doktorzy napadli Aleksandra w kasynie, z pretensjami jak może Janinie pozwolić chodzić w takim sta-nie do kościoła. W następnych dniach zdrowie Janiny nieco się poprawiło i Żuraw¬scy postanowili wybrać się pod koniec września do Krakowa. Janina planowała wykorzystać pobyt w Krakowie na zakup materiału i uszycie nowej, stosownej do swojego stanu sukienki oraz skonsultować swe zdrowia z krakowskim doktorem. Wybrali podróż pociągiem popołudniowym, bo ostatnio Janina gorzej czuła się tylko w godzinach rannych, po południu zaś dochodziła do sił. Podróż zniosła dobrze i równie dobrze czuła się w czasie pobytu w Krakowie. Dopiero tuż przed plano¬wanym powrotem do Krosna Janina zaczęła kaszleć i z tego powodu przełożono wyjazd o dwa dni. W połowie października wrócili do swojego mieszkania w Kro¬śnie, tu jednak już pierwszej nocy Janinę zaczęły męczyć boleści i czyszczenia. Kro¬sno zastali niezwykle ożywione – komentowano przygotowywane przez miejscowe kółko teatralne sztuki „Jeden musi się ożenić” oraz „Łobzowianie”. Przedstawie¬nia były udane, a ich twórcy po spektaklach bawili się do rana.19 października, na imieniny Janiny, niespodziewanie przyjechał do Krosna brat solenizantki Walerian, który skorzystał z nowego połączenia kolejowego między Przemyślem a Krosnem, dzięki któremu przejazd trwał niewiele ponad 5 godzin. O dacie obchodzenia imie¬nin przez Janinę (na Jana Kantego), w Krośnie jeszcze nikt nie wiedział. Było to na rękę Żurawskim, bo po przebytym katarze, który przeszedł w katar kiszek, Janina czuła się osłabiona i nie mogłaby przyjmować i bawić gości. Na imieninowe śnia¬danie zaproszono tylko pracowników apteki. Nic dziwnego, że Janina tak bardzo ucieszyła się z przyjazdu Waleriana. Jego zaś poważnie zmartwił mizerny widok siostry. Wezwany doktor Humiecki pocieszał, że chroniczny katar kiszek minie i Janina znów będzie czuła się dobrze. I rzeczywiście, na początku listopada Janina poczuła się lepiej. Upiekła nawet, po raz pierwszy sama, ciastka według przepisów uzyskanych od mieszkającego w Krakowie szwagra Hermana. Ciastka udały się nad podziw i wyglądały jak kupione.
Str 207
Wraz z listopadem nadeszły zimne dni, z wichurami i śnieżycami. Przez zamar¬znięte okna nie było widać nawet kawałka świata. Z miasta tymczasem docho¬dziły wiadomości, że sędziego Edwarda Mallego przeniesiono do Jasła, zaś doktor Dionizy Mazurkiewicz poślubił krakowiankę pannę Jabłońską – siostrę fotografa
16, osobę towarzyską i lubiącą się bawić. Rozprawiano w tym czasie, jak to miejscowy poczmistrz wysłał listonosza na stację, by odebrać z pociągu panią poczmistrzową i jej córkę – panią naczelnikową stacji.
Listonosz ów poszedł na peron odebrać obie panie z pociągu, zostawiając bez dozoru pobrane z wagonu pocztowego przesyłki i listy, których potem w pojeździe pocztowym już nie znalazł.W listopadzie dotarła do Żurawskich interesująca ich wiadomość, że w drodze z Krakowa znajduje się stroiciel fortepianów o nazwisku Raaba. Zatrzymując się po drodze i strojąc instru¬menty w innych miejscowościach, do Krosna dojechał 11 listopada. Gdy dotarł do Żurawskich, jego pracy bacznie przypatrywał się Aleksander, dochodząc do wnio¬sku, że następnym razem sam mógłby podołać strojeniu. Okazało się, że krakow¬ski stroiciel zajmował się nie tylko instrumentami – służąca Żurawskich rozpoznała w nim poznanego wcześniej w Jaśle wielkiego amatora płci pięknej. Raaba miał wielką ochotę nocować u Żurawskich, ale po takiej informacji było to już niemożliwe. Choroby w dalszym ciągu nie omijały domu Żurawskich. Służąca Hania nie dość, że narzekała na różne dolegliwości, to jeszcze do tego nie pozwoliła na usu¬wanie zębów, które leczone domowymi sposobami, doprowadziły do opuchlizny i ciężkiego zapalenia. Janina zaczęła zastanawiać się czy w tej sytuacji nie należy zmienić służącej, ale nie wiedziała o żadnej innej, która by się choć starała, tak jak Hania. Wzięła pod uwagę również to, że miejscowa starościanka dopiero co przy¬jęła kucharkę, a ta po miesiącu już odeszła, zaś pani Jabłońska już pięciokrotnie w tym roku zmieniała służące.Hania więc została. Żurawski tymczasem chodził do domu doktora Aleksandra Kocaya, na nieprzyjemne pompowania żołądka. Czyn¬ność należało wykonywać na czczo, zaś pan doktor lubił dłużej pospać. Denerwo¬wało to Aleksandra, który za każdym razem musiał posyłać kogoś do sprawdzenia czy doktor już wstał. Doktor Kocay nie miał dobrej opinii. Postrzegany był u pacjen¬tów jako mało dbający o chorych. Z tego powodu nie przychodziło ich zbyt wielu. Janina w tym czasie czuła się nieco lepiej. Narzekała tylko, że w Krośnie same stare krowy biją, że ani zęba wbić, to doprawdy musi się przykrzyć. Dotąd cielęciny zupeł¬nie niema, tylko przynajmniej się kogutkami można pożywić. Takie nam już szka¬
Str 208
16 Krradne mięso dawał rzeźnik, że już straciliśmy cierpliwość, a raz Olek zawołał żyda, nakrzyczał go i teraz bierzemy na kwitki, kości znacznie mniej daje, ale cóż, ze sta¬rej krowy miękkie być nie może, jeszcze siekane ujdzie, ale jak pieczeń – to niemoż¬liwa, choć na oko ładnie surowe mięso wygląda17.
Pod koniec listopada w Krośnie odbyło się kolejne amatorskie przedstawienie teatralne, a po nim, jak zwykle, zabawa w kasynie do białego rana. Żurawski, jako kasjer, również musiał siedzieć do rana, bo nie zdołał wcześniej ściągnąć pieniędzy od uczestników tej teatralno-balowej imprezy. Przedstawienie zaczęło się z godzin¬nym opóźnieniem (bo jeden z „aktorów” musiał wytrzeźwieć), ale wypadło bar¬dzo dobrze i sala zapełniła się po brzegi. Wystawiano sztuki „Stryj przyjechał” oraz „Wesele na Prądniku”. W „Weselu” po raz ostatni brała udział pani Mallowa – żona sędziego, który właśnie wystarał się o przeniesienie do Jasła, gdzie w gimnazjum uczył się ich syn
18.Krośnieńscy amatorzy teatru stracili czołową „artystkę”, ale Krosno cieszyło się, że z miasta wyjedzie najbardziej cięty i złośliwy język pani sędziny. Mallowa pozostawiła w teatrze godną zastępczynię w osobie panny Liszke, powszechnie znanej w Krośnie jako „Lubcia”.Jeszcze nie wszyscy wyleczyli się akowski fotograf Tadeusz Jabłoński prowadził zakłady fotograficzne w Krakowie i Kry¬nicy, a także księgarnię w Krośnie
z kaca po spektaklu teatralnym, a już nadarzyła się następna okazja do picia – był to wieczorek pożegnalny sędziego Mallego. Aleksander należał do komitetu pożegnal¬nego. Towarzystwo teatralne zakupiło na okazję pożegnania beczkę wina.Nie licząc wódki i piwa, wypadło z tej beczki na każdego uczestnika po dwie butelki wina. Janina ze zgorszeniem wyliczyła, że każdy z uczestników pożegnania, a więc rów¬nież jej mąż, będą musieli wypić po około 40 kieliszków wina. Krosno posmakowało w zabawach i spektaklach artystycznych. Janina stwierdziła, że miasto coraz bardziej się emancypuje, bo na spotkaniu pożegnalnym sędziego powzięto decyzję o zorga¬nizowaniu wokalno-muzycznego wieczorku mickiewiczowskiego. Do wstępnego przemówienia desygnowano pana Maczugę Łozińskiego. Córka starosty krośnień¬skiego – Mania Biesiadzka miałaby grać na fortepianie i akompaniować do śpiewu pani Wiśniewskiej – dyrektorowej iwonickiego zakładu zdrojowego. Z Frysztaka miał przyjechać skrzypek, a Janina była brana pod uwagę do gry na fortepianie na cztery ręce. Jednak ze względu na ciążę i zdrowie, zamiast Janiny musiano poszukać kogoś innego.Na zakończenie wieczorku planowano odegranie scen z „Pana Tade¬uszaTade¬usza”, w których rolę Jankiela zarezerwowano dla Aleksandra Żurawskiego. Apte¬karz natychmiast po rozdzielaniu ról przymierzył pończochy Janiny by sprawdzić czy będą nadawały się na przebranie za żydowskiego cymbalistę Jankiela. Do reali¬zacji wieczorku mickiewiczowskiego było jeszcze trochę czasu, więc życie w Kro¬śnie toczyło się swoim torem. 2 grudnia przypadła czterdziesta rocznica wstąpienia na tron cesarza Franciszka Józefa. W związku z tym starosta krośnieński zaprosił co znakomitszych obywateli miasta na uroczysty wieczór w kasynie, obowiązkowo we frakach. Panie w tym czasie nudziły się w swoich domach, czekając na powrót mężów. Na początku grudnia Żurawskim złożyli pierwszą wizytę Mazurkiewiczo¬wie. Pani Mazurkiewiczowa, krakowianka przeciętnej urody, zrobiła dobre wrażenie
17 Krywult 1928-1930.
18 Szkołę realną w Krośnie utworzono dopiero od września 1900 roku.
Str 209
„Pana Tadeusza” w wykonaniu świetnie ucharakteryzowanego Aleksandra, zrobił furorę. Cały dochód z tego udanego przedstawienia przeznaczono na sprowadze¬nie zwłok Mickiewicza na Wawel. Zaraz po tym teatralno-patriotycznym wydarze¬niu zaczęły się w krośnieńskich domach przygotowania do świąt. Krzątano się jak zwykle – Janina robiła wypieki, znakomicie udał jej się strudel, tort, pasztet z sar¬niny. Próbki swoich świątecznych wyrobów posłali Żurawscy rodzinie w Krako¬wie. Wigilię spędzono we czworo: Żurawskim towarzyszyło dwóch pracowników z apteki. Również w pierwszy dzień świąt nikogo nie gościli, ani do nikogo nie poszli, co niektórzy (a szczególnie starościanka) źle odebrali. W drugi dzień świąt odwiedziła Żurawskich pani Jabłońska z córkami oraz ks.kanonik Szałay z Kor¬czyny. Wieczorem Janina i Aleksander złożyli wizytę pani Jabłońskiej. Niestety pogoda w Krośnie w czasie świąt nie dopisała.
Rok ostatni, rok pierwszy
W styczniu 1889 r., na prawosławne Boże Narodzenie, już zwyczajowo, odwiedził Żurawskich brat Janiny – Walerian. Zastał siostrę zaokrągloną, wyglądała nieźle, a nawet mogła się bratu pochwalić, że po spowiedzi u franciszkanów wytrzymała na czczo do godziny jedenastej, by przyjąć Komunię Świętą. Aleksander również miał się nieźle i humor mu dopisywał. Narzekał jedynie na nadmiar zajęć, bo wła¬śnie w Krośnie odbywał się tygodniowy jarmark i jego pierwsze trzy dni przyspo¬rzyły aptece wielu klientów spoza miasta. Jarmarki miały jednak i swoje złe strony – na czas ich trwania budy jarmarczne zasłaniały zupełnie okna kuchni i pokoju jadalnego mieszkania Żurawskich. W czasie jarmarków Żurawscy mogli się spo-dziewać niezapowiedzianych wizyt pań przebywających w rynku na zakupach. Dru¬giego dnia jarmarku odwiedziła Żurawskich pani Kocayowa, do której zaraz dołączył doktor Aleksander Kocay, o którym mówiono, że lepszy z niego bibliotekarz ani¬żeli lekarz. Pożyczał bowiem znajomym odpowiednio dobrane książki i osobiście je przynosił. Właśnie podczas tej wizyty u Żurawskich przyniósł Janinie same wesołe i rozrywkowe czytadła uznając, że teraz takie będą dla niej najbardziej stosowne. Kocayowie nie zatrzymali się dłużej – Aleksander dołączył do nich i razem poszli na próbę przygotowywanego właśnie przedstawienia „Złoty cielec” Dobrzańskiego
210
Aleksander znowu odgrywał w tej sztuce postać Żyda, ale tym razem sześćdziesię¬cioletniego bankiera. W Krośnie w dalszym ciągu trwał okres fetowania minionych niedawno świąt i wzajemnego składania sobie wizyt. Żurawscy zostali zaproszeni do państwa Lewakowskich. Z zaproszenia skorzystał tylko Aleksander, bo u Lewa¬kowskich zapowiadała się dłuższa zabawa, która mogła być zbyt męcząca dla Janiny. Z takiego też powodu nie poszli Żurawscy na hucznie zapowiadającą się imieninową imprezę u notariusza Sylwestra Jaciewicza. Natomiast obydwoje przyjęli u siebie pana Kondratowicza, który jako emerytowany poborca podatkowy przybył z Kra¬kowa do Krosna, gdzie osiedlił się na stałe. Te częste wzajemne wizyty praktykowane przez krośnieńską inteligencję Janina określała jako obyczaj małomiasteczkowy.
Janina, która pierwsze ruchy maleństwa poczuła w listopadzie ubiegłego roku, w styczniu wyraźnie już czuła jak ono rozrabia i nie pozwala zapomnieć o sobie. Żurawscy zrobili już rozeznanie wśród akuszerek19. Były to proste kobiety (jedna z nich była wdową po miejscowym szewcu), które znały się dobrze na swoich powin-nościach, ale nie tryskały inteligencją. Wszystkie trzy krośnieńskie „madame” (aku¬szerki) doskonale orientowały się, kto i kiedy będzie rodził, i trzymały rękę na pul¬sie. Najsympatyczniejsza z nich, powołując się na matkę Janiny, odwiedziła nawet Żurawskich w mieszkaniu, inna zaczepiła Aleksandra na ulicy, dopytując się czy nie będzie potrzebna.
Pod koniec stycznia wystawiono „Złotego cielca”.Niewielką rolę starego Żyda Goldsteina znakomicie odegrał Aleksander Żurawski. Postać Żyda była doskonale ucharakteryzowana (nos nadsztukowany, włosy siwizną przyprószone, brzuszek z waty) i stosownie do roli bankiera ubrana (co było zasługą Janiny).Mało brako¬wało, a Janina nie rozpoznałaby w tej roli swojego męża. Drugą charakterystyczną postać z tej sztuki – bankiera Rosenblatta doskonale odegrał sędzia Gałdziński
20 .W drugiej z wystawianych w Krośnie sztuk, pod nazwą „Kominiarz i młynarz”, rolą kominiarczyka zabłysnął sam pan doktor Kocay. Sala była przepełniona, więc i dochód z przedstawień był znaczny – 40 złr przeznaczono na weteranów Powstania 1863 roku. Po przedstawieniach bawiono się w kasynie do białego rana, w kadrylu doliczono się aż 26 par. Był to okres karnawału i miasto bawiło się na całego. Na początku lutego szykowano się już do następnego balu, ale wiadomość o śmierci arcyksięcia Rudolfa21 pokrzyżowała te plany.
W lutym przyszła sroga zima, stanęły koleje i pocztę musiano dostarczać saniami. Choć do kwietnia jeszcze daleko, w domu Żurawskich już zaczęto snuć plany zwią¬………
19 Akuszerkami w Krośnie były w tym czasie: Maria Frank, Ludwika Kapel oraz Agata Nowak.Zob. Szematyzm Królestwa Galicyi i Lodomerii z Wielkiem Księstwem Krakowskim na rok 1888, Lwów 1888, s.456 (przyp.red.).
20 W tym czasie w składzie personelu ck Sądu powiatowego w Krośnie nie znajdujemy takiego sędziego, ani też niższego rangą urzędnika.Zob.: Szematyzm Królestwa Galicyi i Lodomerii z Wiel¬kiem Księstwem Krakowskim na rok 1888, op. cit., s.63.W składzie ck Sądu krajowego wyższego w Krakowie wymieniany jest natomiast Kazimierz Gałziński (nie Gałdziński!) – auskultant w Łań¬cucie, por.: tamże, s.107, 128 (przyp.red.).
21 Arcyksiążę austriacki Rudolf Habsburg-Lotaryński (ur.21 sierpnia 1858) zginął śmiercią samobójczą 30 stycznia 1889 roku w zameczku myśliwskim w Mayerling (przyp.red.).