Ks. Władysław Tołoczko (1887-1942) [blok]był ostatnim zdeklarowanym obywatelem Wielkiego Księstwa Litewskiego (WKL), zwolennikiem ideologii krajowej odwołującej się do tradycji nie istniejącego już państwa. Był publicystą i społecznikiem, działaczem kulturalnym, współzałożycielem Białoruskiego Towarzystwa Naukowego. Został pochowany na wileńskiej Rossie. Podczas pogrzebu ks. Adam Stankiewicz powiedział, iż w miłości do ziemi ojczystej był podobny do Tadeusza Wróblewskiego i Ludwika Abramowicza i że, „swą śmiercią ks. Władysław zakończył starą epokę byłego Księstwa i jego narodów”.
Władysław Tołoczko (Tołłoczko) urodził się w Grodnie. Studia teologiczne ukończył w 1909 r. w Seminarium Duchownym w Wilnie posiadającym wówczas wysoki poziom naukowy. W tym samym roku otrzymał święcenia kapłańskie. W latach 1910-1914 studiował teologię i filozofię na Katolickim Uniwersytecie w Innsburgu. Powrócił do Wilna i został wikariuszem kościoła św. Jana. Jego poprzednikiem był absolwent Akademii Duchownej w Petersburgu ks. Adam Kuleszo (1881-1941).
Przed I wojną światową współpracował z kowieńskim miesięcznikiem literacko-politycznym „Draugija” („Stowarzyszenie”), pismem „Vadovas” („Przewodnik”), wychodzącym w Sejnach (1908-1914), przeznaczonym dla duchowieństwa. W wileńskim „Dwutygodniku Diecezjalnym”, który ukazywał się w latach 1910-1915 zajmował się tematyką historyczną.
Przed 1920 r. zbierał materiały o unii brzeskiej i historii zakonu bazylianów.
Ks. Władysław Tołoczko nie był działaczem politycznym, nie szukał zaszczytów i nie dążył do zyskania rozgłosu. Publikował najczęściej pod pseudonimem. W latach 1915-1918 był jednym z organizatorów Komitetu Pomocy Ofiarom Wojny oraz inicjatorem utworzenia w Wilnie sierocińca „Zołak” dla 180 białoruskich dzieci wraz ze szkołą, chórem, zespołem artystycznym i warsztatami rzemieślniczymi.
W porozumieniu z greckokatolickim metropolitą Andrzejem Szeptyckim ze Lwowa próbował prowadzić akcję unijną na Białorusi. Ks. Tołoczko interesował się bardzo nie tylko historią unii brzeskiej, lecz również możliwościami jej wskrzeszenia2. Pisał o tym w artykule: Metropolita Szeptycki i walka o unię w Białorusi3. Interesował się projektem arcybiskupa E. Roppa o wprowadzeniu birytualizmu, tj. dwuobrzędowości na Białorusi.
11 grudnia 1917 r. Rada Litewska (Taryba) proklamowała utworzenie niepodległej Litwy w sojuszu z Niemcami. W warunkach wzmożonej aktywności politycznej działacze białoruscy zorganizowali w Wilnie w dniach 25-28 stycznia 1918 r. konferencję poświęconą przyszłości Białorusi. Konferencja postulowała utworzenie organizmu państwowego, obejmującego wszystkie ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego. Wybrano Wileńską Radę Białoruską (WRB) jako polityczną reprezentację białoruskich ziem okupowanych przez Niemców. W jej składzie znaleźli się m.in. Wacław Łastowski, Jan i Antoni Łuckiewiczowie, Jan Stankiewicz.
Taryba 16 lutego 1918 r. powtórnie proklamowała niepodległość Litwy ze stolicą w Wilnie. W kwietniu WRB odrzuciła propozycję Taryby delegowania do niej swych przedstawicieli.
Dalszym krokiem Taryby, zmierzającym w kierunku umocnienia niepodległości Litwy było przemianowanie się jej w Państwową Radę Litewską. 2 listopada Rada przyjęła tymczasową konstytucję Litwy. 2 grudnia 1918 r. powstał litewski rząd tymczasowy Augustinasa Voldemarasa. W jego składzie byli ministrowie do spraw żydowskich (Jakub Wygodzki) i białoruskich (Józef Woronko).
W następnym rządzie litewskim Mikołasa Sleżewicziusa (od 26 grudnia 1918 r.) Wygodzki i Woronko byli nadal ministrami. Według pisma rządowego „Wiadomości Rządu Tymczasowego” ukazującego się w języku litewskim, białoruskim, polskim i żydowskim do rządu tymczasowego wchodzili reprezentanci wszystkich sił społecznych. W jego składzie byli również przedstawiciele Białorusinów i Żydów, nie było Polaków. Polacy ignorowali Tarybę i rząd litewski. Licząc się z istniejącymi politycznymi realiami Żydzi i Białorusini delegowali swoich przedstawicieli do Państwowej Rady Litewskiej. Białorusini uczynili to 27 listopada 1918 r., a Żydzi — 11 grudnia. Białorusinów reprezentowali: Władysław Tołoczko, Jan Łuckiewicz, Dominik Siemaszka, Janka Stankiewicz, Wacław Łastowski i S. Swiatopołk; Żydów — Nachman Rachmilewicz, Simon Rozenbaum i Jakub Wygodzki.
Ponieważ na terenach, do których Litwa rościła sobie prawo, mieszkało wielu Białorusinów, z reprezentami białoruskimi zawarto porozumienie, że Litwa będzie bronić ich praw, aby do Polski nie przyłączono tej części byłej guberni grodzieńskiej, gdzie stanowili oni zdecydowaną większość. Litwini obiecali, że do miejscowości zamieszkałych przez Białorusinów urzędnicy będą kierowani po otrzymaniu rekomendacji od instytucji białoruskich, a w rządzie powstanie ministerstwo do spraw białoruskich4.
Ks. Władysław Tołoczko został członkiem Taryby, która istniała do czasu wyborów do Sejmu Ustawodawczego. Spełniał bowiem podstawowy wymóg — znał język litewski. Nie wszyscy posłowie Sejmu litewskiego znali język państwowy. Nie stanowiło to jednak wielkiego problemu, gdyż Żydzi i Polacy przemawiali w swoim języku5.
Dalsze losy ks. Tołoczki związane są z osobą biskupa wileńskiego Jerzego Matulewicza.
Ingres Matulewicza odbył się 8 grudnia 1918 r. Taryba żądała, aby biskup przemówił najpierw po litewsku, a później po białorusku. „Wypowiedziałem swoje zdanie, że w pierwszej kolejności wystąpię po polsku, gdyż ich jest w Wilnie najwięcej — pisał biskup. — Co do wystąpienia po białorusku, pomyślę, poradzę się. Na wszelki wypadek poprosiłem ks. Tołoczko, aby mi napisał krótkie wystąpienie”6.
Kapituła kategorycznie sprzeciwiała się wystąpieniu biskupa po białorusku. Była gospodarzem ingresu i jej stanowisko było dosyć ważne. Najbardziej zbulwersowany tym faktem był prałat Wieliczko, który twierdził, że w Wilnie nie ma Białorusinów, i że są oni wyłącznie wymysłem Niemców. Biskup Matulewicz replikował, iż nawet reprezentujący interesy polskie „Dziennik Wileński” przyznawał, że w biskupstwie jest 17 procent Białorusinów. „Mnie żal było tego pogardzanego narodu — pisał w dzienniku. — Chciałem, aby zobaczyli, że biskup ich oraz ich mowy nie lekceważy. Chciałem wszakże uniknąć skandalu i zamieszek w kościele. Oświadczyłem ponownie stanowczo, że bullę należy czytać także po białorusku”7.
Kapituła nie ugięła się i język białoruski pominięto. „Litwini i Białorusini nie bardzo byli zadowoleni z obrotu sprawy podczas ingresu — pisał Matulewicz — lecz wiedzieli, że w tym nie było mojej winy. Cały porządek ustala kapituła, ja zaś jako gość musiałem się dostosować do ustalonego porządku”8.
Dopiero 12 grudnia, podczas spotkania Taryby i rządu z biskupem, Białorusini mieli możliwość przedstawienia własnych opinii. Biskup Matulewicz zwrócił się do nich osobiście i jak odnotował: „Wypowiedzi moje wyraźnie spodobały się wszystkim: Żydom, Białorusinom i Litwinom”. Białorusini w sprawie postulatów językowych w kościele mieli poparcie posłów litewskich. Przeciwni byli Polacy.
Wedle biskupa Matulewicza, Kościół winien nie uczyć języka, ale w zrozumiałej dla ludu mowie uczyć tego, co jest potrzebne do zbawienia. Wprowadzając język białoruski myślał przede wszystkim o pogłębieniu życia religijnego wśród wiernych. „Lud, zwłaszcza na wsiach białoruskich jest apolityczny, bardzo prosty, pod względem politycznym nie uświadomiony — pisał w grudniu 1920 r. do nuncjusza A. Rattiego. — Pragnie najbardziej pokoju i sytuacji, w której mógłby dobrze uprawiać swe pole. Lecz to nastawienie ludzi może ulec zmianie”9.
Pomagali mu ks. Tołoczko i Ludwik Abramowicz, którzy wszędzie bronili biskupa, a sami byli besztani jako „zdrajcy polskości”10.
„Kiedy Polacy (...) uzyskali władzę w tym kraju — pisał Matulewicz — ich narodowe partie polityczne, zwłaszcza ta, która nazywa się Narodowa Demokracja (...) zaczęły mnie gwałtownie zwalczać, i to we wszelki sposób, systematycznie i według pewnej, z góry przyjętej metody”11.
Jesienią 1920 r. pojawił się w Wilnie biskup Władysław Bandurski, który zaliczał się do wielbicieli Józefa Piłsudskiego i był mu całkowicie oddany. Osiadł w Wilnie, nie mając zleconych przez władze kościelne obowiązków.
Działalność Bandurskiego przeszkadzała nie tylko endekom. Nie spodobała się także księdzu publicyście, jakim był ks. Tołoczko. Poradził on bowiem Bandurskiemu, aby opuścił Wilno i nie mącił w głowach wiernych swym szowinizmem12.
W obronie bpa Bandurskiego na łamach prasy wystąpił kanclerz Kurii biskupiej, ks. Lucjan Chalecki, bliski współpracownik Matulewicza. Biskup J. Matulewicz również stanął po stronie kanclerza i ks. Tołoczkę przywołał do porządku, nakazując mu przeprosić publicznie bpa Bandurskiego.
Zarzuty przeciwko ks. Tołoczce jako „zdrajcy polskości” nie spowodowały ujemnych dla niego skutków. Inaczej było w przypadku innego księdza — Piotrowskiego — któremu zarzucono budowę szkół białoruskich. Nie skutkowały argumenty biskupa, że z Borun nie otrzymał on żadnych skarg z powodu istnienia tam szkoły białoruskiej. „Jeśli szkoła białoruska nie jest potrzebna — wówczas rodzice nie będą posyłać tam dzieci i sprawa się zakończy”. Ks. Piotrowski był nawet aresztowany przez polską policję13.
Wileński dziennikarz i historyk Jan Obst był gorącym zwolennikiem przyłączenia Wileńszczyzny do Polski. Ks. Tołoczko pod pseudonimem „Widz” opublikował w tygodniku „Straż Litwy” felieton w formie rozmowy Obsta ze św. Kazimierzem14. Redaktor Obst egzaminował tam świętego, a szczególnie wypytywał o poglądy w sprawie Wilna. Okazało się, że w tej sprawie ich zapatrywania były identyczne. Redaktor Obst dowiadywał się, że w niebie wszyscy popierają inkorporację Wilna do Polski, z wyjątkiem dwóch litwomanów — biskupa żmudzkiego Melchiora Giedrojcia i biskupa unickiego, jezuity Maksymiliana Rytty. Św. Kazimierz wypowiedział się przeciwko separatyzmowi Witolda i okazał niezadowolenie z obecnych planów federacyjnych. Opowiedział się za inkorporacją Litwy i był zdziwiony, dlaczego Polacy tolerują w Wilnie gimnazjum białoruskie i litewskie, znoszą Żydów. Z tymi ostatnimi należałoby postąpić podobnie jak w Hiszpanii: albo się ochrzczą, albo opuszczą kraj i stracą cały dobytek.
Była to satyra na wykorzystywanie przez władze i publicystów polskich osoby św. Kazimierza — patrona Wilna, jako symbolu przynależności Wilna do Polski.
Reakcja władz Litwy Środkowej była natychmiastowa. Nakład „Straży Litwy” skonfiskowano. Pismo zawieszono, a redaktora pociągnięto do odpowiedzialności. Oskarżono go o bluźnierstwo przeciwko wierze i świętości, złorzeczenie.
Ks. Tołoczko sądził, że jeśli się przyzna do autorstwa, uratuje pismo przed zamknięciem, a redaktora przed odpowiedzialnością. Według prawa za wszystko odpowiadał wyłącznie redaktor naczelny pisma. Rozprawa odbyła się 14 czerwca 1921 r. w Sądzie Okręgowym. Uczestniczyli w niej licznie przedstawiciele władzy oraz adwokaci oskarżonych z Wilna i Polski. W roli biegłych występowali znani teolodzy jak ks. prof. Luben oraz prałat Franciszek Wołodźko. Oskarżał wiceprokurator Sądu Apelacyjnego Aleksander Jodzewicz.
Adwokat Tomasz Wróblewski zwracał uwagę, że na wypowiedzi świętych powoływano się już nie raz, przy różnych sporach politycznych. Nie było zatem w przypadku publikacji ks. Tołoczki żadnego bluźnierstwa, lecz jedynie wykorzystanie świętego do pokazania śmieszności myślenia zwolenników inkorporacji Wilna15.
Redaktora naczelnego „Straży Litwy” Birżyszkę uniewinniono. Zwycięstwo moralne odniósł ks. Tołoczko, który ośmieszył oskarżycieli.
Zwycięstwo było pyrrusowe, — bowiem przyśpieszało odejście bpa Matulewicza i tym samym kończyło okres tolerancji.
Ks. Tołoczko był mocno związany z Ludwikiem Abramowiczem, redaktorem „Przeglądu Wileńskiego”. „Był to człowiek zasad, bez kompromisów (...). Był sztandarem i współtwórcą ideologii krajowej — pisał o Abramowiczu Stanisław Mackiewicz. — Składała się ta ideologia z elementów (...) pierwszy — polski, szlachecki (...), drugi — masoński — niechęć do nacjonalizmów (...), trzeci — demokratyczny — sympatia do budzących się nacjonalizmów litewskiego i białoruskiego”16.
Abramowicz był ledwie tolerowany przez miejscową hierarchię, zwłaszcza arcybiskupa metropolitę Romualda Jałbrzykowskiego i kurię, natomiast cieszył się uznaniem w wileńskich kołach intelektualnych.
W latach dwudziestych w Wilnie, w mieszkaniu ks. Czesława Falkowskiego, późniejszego rektora Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, zbierała się grupa osób zainteresowanych problemami życia religijnego. Zainteresowanie połączone było z postawą pewnej rezerwy wobec oficjalnego katolicyzmu.
Ks. Tołoczko do tego „kółka” nie należał, ale był spowiednikiem jego członków. Członkowie „kółka” stali się penitencjariuszami ks. Tołoczki. „Spowiadał on pomiędzy 6 a 8 rano w kościele Bernardynów — wspominał Stanisław Swianiewicz. — O tej wczesnej godzinie przed jego konfesjonałem zawsze była kolejka, w której obok stylowych wileńskich babulek można było zobaczyć wybitnych przedstawicieli niezależnie myślącej części inteligencji wileńskiej (...), stronił od udziału w dyskusjach i sporach czysto politycznych”17.
Jak relacjonował Swianiewicz, ks. Tołoczko odcinał się od nagonki propagandowej na masonerię. „Wiem nawet, że bywały wypadki, że osoby o których powszechnie było wiadome, że należały do masonerii, stawały o świcie przed konfesjonałem ks. Tołoczki — pisał on. — Jak on te sprawy rozwiązywał, przypieczętowane jest oczywiście tajemnicą spowiedzi (...). Czasami w rozmowach z Lipką żartobliwie nazywałem ks. Tołoczkę kapelanem loży masońskiej”. W tym czasie w sprawie dyferencjacji narodowościowej istniało podobieństwo pomiędzy stanowiskiem zajmowanym przez ks. Tołoczkę a postawą zajmowaną przez wybitniejszych przedstawicieli
wolnomularstwa wileńskiego.
Powiązany ze środowiskiem wolnomularskim „Przegląd Wileński” pisał, że masoneria wysuwając zasadę wolności, w praktyce chce się posługiwać prawdziwą miłością chrześcijańską18. „Wbrew prawie powszechnemu przeświadczeniu, masoneria kwestionuje prawo przeciwstawiania jej chrześcijaństwa, a to dla dwóch przyczyn: raz, że konserwuje prawdziwą miłość chrześcijańską — pierwotnego kościoła, odrzucając nienawiść, po wtóre, że stamtąd zapożycza ideę wolnego uspołecznienia i związane z nią zasady tolerancji”.
Poglądy ks. Tołoczki na wiele istotnych spraw były sprzeczne z zapatrywaniami i działaniami kurii metropolitalnej, a zwłaszcza arcybiskupa R. Jałbrzykowskiego. „Historycznym i również moralnym zadaniem Kościoła na ziemiach byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego było stać się czynnikiem cementującym powaśnione grupy narodowościowe — pisał Stanisław Swianiewicz. — Arcybiskup Jałbrzykowski zrobił sporo dla uwydatnienia tego, co dzieliło. Sprawa ks. Tołoczki była jednym z fragmentów tej postawy kurii metropolitalnej wileńskiej zaostrzającej stosunki narodowościowe na Wileńszczyźnie w przededniu drugiej wojny światowej”.
W drugiej połowie lat trzydziestych doszło do licznych wypadków niszczenia miejsc kultu prawosławnego, na co władze państwowe nie reagowały. Kiedy ks. Tołoczko dowiedział się, że w powiecie brasławskim zniszczono na cmentarzu prawosławną kapliczkę, napisał artykuł, w którym odpowiedzialnością za to bezeceństwo obarczył miejscowego proboszcza katolickiego. Wywołało to ostrą reakcję metropolity Jałbrzykowskiego. Arcybiskup wileński nazwał owego proboszcza dobrym kapłanem, a sobie zaś rezerwował prawo oceny postawy duchownych katolickich wobec innowierców.
15 grudnia 1938 r. ks. W. Tołoczkę wysiedlono z Wilna jako osobę podejrzaną o prowadzenie działalności antypaństwowej. Prawo nakazywało, aby osoby, którym postawiono taki zarzut, przebywały w odległości 30 km od granicy państwowej. „Wysiedlenie tego skromnego i cichego księdza, którego głównym zajęciem była opieka duchowa nad jego penitencjariuszami, wywołała powszechne zdumienie w mieście — pisał Stanisław Swianiewicz. — Razem z prof. Witoldem Staniewiczem, byłym dwukrotnym rektorem Uniwersytetu Wileńskiego oraz byłym ministrem Rolnictwa i Reform Rolnych, udałem się do arcybiskupa Jałbrzykowskiego. Arcybiskup przyjął nas bardzo chłodno, nie poprosił nawet byśmy usiedli; rozmawialiśmy więc stojąc w środku sali recepcyjnej świeżo wybudowanego pałacu arcybiskupiego. Powiedział, że nie czuje aby w tej sprawie mógł coś zrobić, co zmieniłoby decyzję wojewody Bociańskiego. Z tego, co powiedział, nie wynikało wcale by uważał, że decyzja ta była niesłuszna. Audiencja była skończona”.
Wychodząc z pałacu arcybiskupiego Stanisław Swianiewicz powiedział do Witolda Staniewicza, że odniósł wrażenie, iż wszystko zostało już ustalone uprzednio pomiędzy wojewodą i arcybiskupem. Prof. Swianiewicz nie mylił się. Obowiązywały w tym zakresie wytyczne, wynikające ze ściśle tajnego memoriału wojewody Bociańskiego z 11 lutego 1936 r., dotyczące postępowania wobec Litwinów i księży Białorusinów. „Nawiązałem bezpośredni kontakt w tej sprawie z ks. arcybiskupem metropolitą Jałbrzykowskim, od którego otrzymałem zapewnienie współdziałania — pisał wojewoda. — Ponieważ prawo kanoniczne i konkordat w wielu przypadkach są niewystarczające, wysiedlając księży z niektórych parafii, już obecnie należy wykorzystać przepisy o ochronie granic państwa, kierować się należy ustawą i ustaloną praktyką”19.
Praktyka polegała na przenoszeniu niewygodnych księży w głąb kraju, ewentualnie na teren innych diecezji. Na tej podstawie usunięto Białorusinów z klasztoru OO. Marianów w Drui, w tym księdza Czesława Sipowicza (później otrzymał sakrę biskupią).
„Incydent z ks. Tołoczką był wskaźnikiem, że ludzie, którzy rządzili Polską, nie tylko nie mieli rozumu politycznego, lecz po prostu tracili poczucie zdrowego rozsądku. Po otrzymaniu nakazu administracyjnego opuszczenia pasa przygranicznego ks. Tołoczko wyjechał do Białegostoku, gdzie o ile wiem, kontynuował swój tryb życia pustelnika, spędzającego wiele godzin w konfesjonale” — pisał Swianiewicz.
Po klęsce wrześniowej ks. Tołoczko powrócił do Wilna. Wojewody Bociańskiego już nie było (od maja 1939 r. był wojewodą poznańskim), a arcybiskup Jałbrzykowski coraz bardziej liczył się z nowym biskupem sufraganem, Litwinem, Mieczysławem Reinisem.
Zmarł w Wilnie w wieku 55 lat. Spowiadał w językach polskim, litewskim i białoruskim.
„Unia w Brześciu usiłowała być miejscem zgody religijnej dla obu części narodu białoruskiego (...) tylko częściowo dało się zniszczyć tę szkodliwą granicę religijną. Istnieje ona obecnie i istnieć będzie (...). Sprawia to trudność dla odrodzenia narodowego, i długo jeszcze, bardzo długo, walczyć będziemy, dopóki obie wspomniane części, nie zamazując religijnych różnic, złączą się jak bracia we wspólnej miłości, w ukształtowaniu naszej narodowej indywidualności” — pisał Tołoczko w 1919 r20.
Ks. Władysław Tołoczko był nosicielem tradycji Wielkiego Księstwa Litewskiego. Rozwój nacjonalizmów — których był wrogiem — przekreślił wskrzeszenie wspólnego państwa pod znakiem Pogoni, pod którym występowały niegdyś narody zamieszkujące kraj, poćwiartkowany na różne organizmy państwowe.
Zenowiusz Ponarski (Toronto) czyt. więcej Historyczne Zeszyty białoruskie
http://kamunikat.fontel.net/www/czasopi ... narski.htm