Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Jaśniszcze ok. 1900 - Miączyńscy i Jaroszewscy

29.01.2008 11:37
wspomnienia Marii Jaroszewskiej spisane z nagrań ok. 1990
Wróć do spisu treści

Ojciec [Kazimierz Jaroszewski] był pełnomocnikiem [hrabiego Józefa Miączyńskiego]. Wszystko robił, jak właściciel był, o wszystkim decydował. Z urzędnikami miał do czynienia, znaczy był ich takim jakby kierownikiem. Ojciec miał robotę Sam obmyślał wszystko, w zimie robił mapę, mapę plonów, ziem; bo to co roku inaczej się przesadza jakoś. Jak tego roku jest żyto, to drugiego roku jest owies, a tu znowu ziemniaki, a drugiego roku [niezroz.] wszystko przecież na olbrzymie przestrzenie szło. Miączyńscy mieli dwanaście folwarków przecież. A co robili z pieniędzmi? - ja nie wiem co robili. Kupowali, co im trzeba. Wspaniale mieli urządzony pałac, podobno (ja tam nie byłam nigdy), ale rodzice opowiadali.

Pałac i zwyczaje

W Pałacu hrabiego, było wiele służby - lokaje i pokojówki, ogrodnik, do 12 dziewcząt przy ogrodzie. W ogrodzie były też cieplarnie. Był to prawdziwy dwór. Mieszkańcami był hrabia, jego żona i ich dwóch synów, oprócz tego służba. Często wyjeżdżano na polowanka, lub urządzano inne zabawy.
Stary Miączyński nie lubił gości jednak. Fdy kiedyś przyjechały z Brodów kuzynki na obiad miały nadzieję że zostaną 2 lub 3 miesiące, a hrabia od razu "a na kiedy konie?" Syn Bolesław chodzi do szkoły w Krakowie. Gdy był w liceum (we Lwowie) na czas wakacji przyjeżdżali na kwaterę studenci. Pewnego razu jeden z nich zakochał się w służącej. Tak bardzo, że aż chciał się zabić.Dano mu jednak sporo pieniędzy i tym sposobem go udobruchano. Codziennie w okresie Świąt było pieczone całe prosie. Zapraszano najładniejsze dziewczęta ze wsi i urządzano przyjęcia i zabawy. Wówczas to hrabina - odsuwana od zabaw - przysłała do Bronisławy Steckiej list z prośbą o pomoc. Matka przyszła lecz lokaj nie chciał przechodzić przez gości, ażeby hrabia nie zobaczył.

Budowa kaplicy w Jaśniszczach

Jaśniszcze [blok]Moja matka, Bronisława (Stecka) lubiła się bardzo zajmować ludźmi. Tam jak się sprowadzili [do Jaśniszcz] byli wpół dzicy ludzie: ani do kościoła, ani do cerkwi nie chodzili, nie uczyli dzieci religii, w ogóle pojęcia nie mieli. Matka moja to widząc, zajęła się tym, tymi dziećmi, zajęła się chorymi, bo tam lekarz był bardzo daleko: siedem mil - osiem trzeba było do lekarza iść, tak samo do kościoła do Podkamienia, do Ojców Dominikanów. (...) Zaczęła tam pracować społecznie, oczywiście, i leczyła, i uczyła dzieci, i chodziła, z Paranią, jako swoją taką asystentką, popołudniu. Było jeszcze przed jej małżeństwem, jak zaczęła chodzić.
No i, zainteresowała się bardzo tym wszystkim i przyszło jej na myśl, czy by nie można zbudować jakąś kaplicę albo mały taki kościółek tam. A tam w pałacu był piękny park. Piękny. A na dole był staw, duży. No to przyszło jej do głowy, żeby to jakoś z tym hrabią załatwić. A hrabia był stary - już staruszek właściwie, ale strasznie uparty i sklerotyk. Wybrała się z wizytą do hrabiego, raczej taką urzędową. I tam zaczęła z nim rozmawiać, i wreszcie mówi:
- Panie hrabio, ta wieś to jest dzika zupełnie. Zupełnie dzika. Jak tu można żyć? Trzeba się coś zająć tymi ludźmi.
A on zaczął rozmawiać, matka weszła na taki temat, że może tam kaplicę. A on mówi:
- Co? Jaką kaplicę? - tak zawsze "r" nie wymawiał (tak z francuskiego) - Żadnej kaplicy. Ja tu nie chcę księdza widzieć!
O, to matka już zrozumiała, co to za człowiek jest, ale zainteresowało ją to, że nigdzie hrabiny nie widać. I lokaj, już jak wychodziła, to lokaj wyprowadzał matkę. Matka się zwróciła do tego lokaja - był bardzo elegancki taki, sprowadzany skądś, ze Lwowa
Franciszek się nazywał. Zdaje się, [Józef - przyp.MN]
Więc matka pyta się jego, mówi:
- Proszę Pana, co jest z hrabiną? (Maria Paulina hr. Bukowska)
- O! Proszę Pani, pani hrabinie nie wolno wychodzić na front.
Mówi:
- Jak to nie wolno wychodzić? A gdzież ona jest?
- A, mieszka w oficynach.
- O! - mówi - W oficynach? Dlaczego?
- Pani się dowie w najbliższym czasie.
No i matka rzeczywiście w najbliższym czasie się dowiedziała, co to jest. Pan hrabia stary przyjmował sobie w nocy różne młode dziewczęta, najpiękniejsze ze wsi, zabawiał się z nimi. Hrabina, jak się dowiedziała, że moja matka tak się zajęła ludźmi, przysłała lokaja do nas do domu z listem, w którym prosiła, żeby matka przyszła do niej. Matka się wybrała, poszła. Bardzo sympatyczna osoba [hrabina], bardzo inteligentna, mądra taka i - powiada - dużo młodsza była od niego, od tego męża. I powiada, że mąż jej nie pozwala na froncie być. O, to matka mówi:
- To my tu się weźmiemy do pana hrabiego.
Była matka energiczna moja. Tak raz poszła do niego go odwiedzić. No, a matka się jemu bardzo podobała (była ładna kobieta) i zaczął rozmowę. I matka w tej rozmowie - to już chyba z parę lat minęło (ze dwa, ze trzy) - w tej rozmowie dowiedziała się, że on pięćdziesiąt lat nie był do spowiedzi. No, ale o kaplicy, w ogóle o tej spowiedzi matka na razie z nim nic nie rozmawiała. A o tej kaplicy
- kategorycznie powiedział, że on nie da miejsca:
- Niech mi Pani wskaże to miejsce.
A matka mówi tak:
- Wskażę, bo ja już zobaczyłam, gdzie kaplica stanie. To musi być duża kaplica i stanie na pobrzeżu parku. Kawałek parku musi być wycięty, bo jak będzie procesja jakaś albo coś, żeby mogli obejść ją.
- Co Panią - mówi tak - co Pani wymyśliła, co Pani mówi. Ja nie dam żadnego parku.
Matka mówi:
- No to trudno. Pan hrabia to przeanalizuje, co ja powiedziałam. Może rzeczywiście To na ulicy postawimy kaplicę.
Ale tak powoli, powoli Wreszcie mówi matka do niego pewnego razu:
- Dlaczego ja nigdy tu Pani hrabiny nie widzę?
A on:
- Hrabina mieszka tam, z tyłu.
- Z tyłu hrabina mieszka? Przecież tam dla służby jest mieszkanie z tyłu, a nie dla hrabiny. A dlaczegoż ona nie ma na froncie mieszkać? To wstyd jest - mówi - przed całą wsią, że hrabina mieszka w jakimś więzieniu.
I wreszcie, wreszcie wyszła ta hrabina. Pozwolił, żeby zamieszkała. A pięknie pokoje urządzone: sypialnie, kilka sypialni, kilka salonów - to wspaniały był duży pałac. No, wreszcie hrabina też przyszła na front. Jak hrabina przyszła na front, poprosiła matkę, żeby codziennie zaglądała do niej. No, jak matka przyszła do hrabiny, to on też do tego pokoju zawsze przychodził. No i, tak kołowała, kołowała, kołowała, aż wreszcie się zgodził na wycięcie tego parku kawałek i przeznaczenie na tę kaplicę. Kaplica była bardzo ładna, duża stanęła, robotnicy się zaraz zabrali do tej budowy, raz-dwa, a on mówi:
- A skąd Pani księdza weźmie?
Mówi [matka]:
- Jak to skąd wezmę? Pojadę do prowincjała do Podkamienia i poproszę, żeby raz w tygodniu ksiądz przyjechał na mszę świętą w niedzielę, odprawił, a kleryka zostawił na nieszpory, i wszystko będzie w porządku. A codziennie ja będę tam z dziećmi miała religię, będę ich uczyć śpiewu religijnego, no i starzy będą - nawet Rusini powiedzieli, że będą - przychodzić do kaplicy na nabożeństwa, bo jest cerkiew bardzo daleko.
Kaplica No, zgodził się. Wreszcie stanęła kaplica. Jak kaplica stanęła, no to była bardzo ładna, ale były cztery czyste ściany - nic nie było. No, co tu zrobić? Wyczytała mama w takim piśmie, żeby wiedzieć, gdzie jest jakaś firma taka, która na zamówienie za pobraniem wysyła różne rzeczy właśnie takie. No i, napisała tam - to była polska firma - napisała tam i zrobiła zamówienie, ale pobranie było zaadresowane na hrabiego, bez jego wiedzy. No, przyszedł ten pierwszy transport, hrabia się patrzy: dają mu coś przychodzi lokaj i mówi, że przyszła paczka duża z Wiednia, no i trzeba zapłacić, bo to za pobraniem.
- Jakim pobraniem? Co to znaczy? Jaroszewska coś znów narobiła! No, ale wreszcie - na jego nazwisko - wreszcie po długich historiach dał zlecenie do kancelarii, żeby wypłacić te pieniądze. No dobrze. A to już tam coś urządzili, jakiś dywan sprowadzony, jakiś żyrandol sprowadzony, zamówiony - a to już było na miejscu, ławki były zamówione, krzesła, wszystko było zrobione: ołtarz i różne rzeczy (lampki ).
I trzeba było stacje zamówić. No to też do Wiednia napisała i też na hrabiego przecież było zaadresowane. Jak hrabia zobaczył tyle tych obrazów
- Co ta Jaroszewska, to ona zwariowała? Tyle obrazów? Wystarczy siedem! Po co piętnaście? Po co ona piętnaście stacji zamówiła? No to dopiero! Ale zapłacił. Wreszcie zapłacił.
No, kaplica stanęła. A on się nazywał Józef (na imię), jakoś spisało się jego imieniny. Kaplica stanęła urządzona, wszystko cudownie. Księża zamówieni. Matka poszła do niego i mówi tak:
- Panie hrabio, będzie poświęcenie kaplicy. Zrobimy to poświęcenie na świętego Józefa, na Pana imieniny. Jak to będzie wyglądać: wszyscy urzędnicy, cała służba, cały dwór przystępuje do spowiedzi i do Komunii świętej, pani hrabina przystępuje, synowie, a Pana hrabiego nie ma na swoje imieniny?
- Znowu ta Jaroszewska coś wy Ja pięćdziesiąt lat nie byłem do spowiedzi. Co Pani wymyśla takie rzeczy! Ja nie pójdę do żadnej spowiedzi. Ja nie chcę! - a księdzu każdemu to on mówił "pan". No to w matkę - Ja nie pojadę do Podkamienia
A mama mówi:
- Nie, Pan hrabia nie pojedzie. Przyjedzie tutaj ksiądz. Tutaj ksiądz przyjedzie i tu w salonie zamkniętym Pan hrabia spokojnie sobie porozmawia. To nie będzie żadnego konfesjonału ani nic, Pan hrabia sobie porozmawia z księdzem. A on się rozpłakał w tym momencie, staruszek. Rozpłakał się.
- Jak ja mu powiem, że ja pięćdziesiąt lat nie byłem do [spowiedzi]?
- O - mówi - to trudno, to się zdarza. Jak był przy ślubie, tak nie był.
No i rzeczywiście, przyjechał ten ksiądz, a przede wszystkim matka najpierw tam pojechała i powiedziała, żeby jakiegoś bardzo dobrego księdza prowincjał To on sam przyjechał. Prowincjał sam przyjechał z drugim księdzem do niego. No i, spowiadał go dwa dni. Dwa dni z nim rozmawiał. A on ciągle płakał. I od tej pory na każde swoje imieniny spowiadał się, przyjmował Komunię świętą i cały dwór z nim razem zawsze.
No i tak już, na końcu, poprosił matkę do siebie i strasznie jej dziękował. Bardzo jej dziękował, że się wyspowiadał, że jest bardzo szczęśliwy. A matka mówi:
- No widzi Pan hrabia, tak samo było z tymi obrazami. Przecież potrzeba piętnaście stacji, bo piętnaście jest, a nie siedem. Jakże, przecież cała męka Pana Jezusa to jak, siedem jest? Jeszcze w siódmej stacji nie został ukrzyżowany przecież.
- A co Pani, ksiądz, czy co? Pani jest ksiądz?
- Oj nie, ja nie jestem księdzem ani zakonnicą, ale jestem chrześcijanką, no przecież się uczyłam religii, miałam nawet do klasztoru wstąpić - matka miała wstąpić do klasztoru do Felicjanek.
I już od tej pory to zawsze się spowiadał na swoje imieniny.

Hrabia Miączyński (Józef) i jego żona (Maria Paulina hr. Bukowska)

Stary hrabia nawrócił się przez babcię. Hrabina nie mogła się nadziękować.
On był w domu, tylko hrabinę wyekspediował do pałacu. Jej nie wolno było wejść na front. Nie wolno. Dopiero, jak ona się dowiedziała od matce, że chodzi po chorych, po dzieciach, tam uczy i , to przysłała lokaja z biletem i poprosiła, żeby matka do niej przyszła. No i, babcia poszła, oczywiście. Poszła i się zapytała, dlaczego pani hrabina ja nie widziałam jeszcze do tej pory?
- Proszę Pani, mnie nie wolno iść na front.
- Jak to - mówi - jak to nie wolno Pani wyjść?
- Ja mam tu służbę i tu siedzę.
No to babcia poszła do hrabiego. On, stary (a babcia się podobała jemu bardzo; babcia była młoda wówczas) Mówi [babcia]:
- Panie hrabio, jak to jest: pani hrabiny nie ma w Jaśniszczach ?
On się przypatrzył
- Jest. Jest.
- No, a gdzież jest? Nikt jej nie widzi przecież. Gdzież ona jest?
- A tam, na No, bardzo dobrze, tam siedzi, na
Mówi [babcia]:
- Jak to, jak siedzi?
- W oficynie. W oficynie.
A babcia mówi:
- Tak? To jakże ta reprezentacja wygląda? Jak ktoś przyjeżdża obcy, na przykład. - Pyta się - Przecież zawsze, jak jest żona, to występuje na pierwszym planie. - I mówi - Może by się dało tak zrobić, żeby pani hrabina tu przyszła?
A on mówi:
- A, ona ma tutaj swoje pokoje, ma, ale ona nie chce przyjść. Nie chce.
Matka mówi:
- A ja słyszałam, że chce przyjść, tylko Pan hrabia się nie chce zgodzić, gdy byłam na targu.
- O! Już Pani wie. Już Pani wie!
A babcia mówi:
- Cóż ja wiem? Całe Jaśniszcze mówią o tym. To nie ja wiem, tylko po prostu się dowiedziałam, jak mówią.
No i, za jakiś czas wziął ją, wziął na front. Ona miała tam pokoje swoje. On był na parterze, ona była na pierwszym piętrze; miała pokoje.
No i, tak samo z tą spowiedzią było. Babcia a! A z tą spowiedzią, to ja sobie przypominam, że to strasznie długa rzecz była. [To] była długa mowa, ciągle z ojcem się mówiło Ale dziadek nie chciał się wtrącać. Mówił:
Ja nie mogę się wtrącać. To nie są moje sprawy. To są ich prywatne sprawy. Ja mam inne. Ja mam urzędowe, nie związane zupełnie z tamtą". Babcia mówi:
To ja będę sama robić".
No i, tak dziurę mu wierciła, wierciła, wierciła, i on się zgodził, żeby przyjechał ksiądz od Dominikanów. No to, babcia już wyszukała sobie dobrego księdza i drugiego księdza i obydwaj przyjechali i dwa dni go spowiadali. Dwa dni. A on do księdza inaczej nie mówił, tylko per -pan" - do księdza. No tak. A potem A! Potem niechby ktoś nie poszedł do spowiedzi, jak jego imieniny były, na przykład! Cały dwór musiał iść.
On był On, przyszedł z Rosji tutaj do Polski. Miał grube pieniądze i tam osiadł sobie.
Z dziewczętami. Z tymi wiejskimi dziewczętami narabiał. W nocy, każdą noc, musiało być prosię zabite i prosię upieczone, i wino, i w jadalnym pokoju na parterze przyjmował dziwki. A potem ojcu kazał zapisywać pola, pola dla tej dziwki.
A ojciec powiedział:
- Ja nie mogę te pola zapisywać, bo ze środka ja nie mogę wycinać dla jakiejś tam dziewczyny! Co mnie dziewczyny obchodzą!
- Ale ja wam każę!
Ojciec mówi:
- Nie, Panie hrabio. Ja w tej chwili tutaj jestem, jestem pełnomocnikiem, staram się, żeby dwór wyglądał jakoś i żeby te plony były. Jakżeż ja mogę wycinać najlepszą rolę - Pan mi każe wycinać dla dziewczyny.
Dziecko miała, zdaje się, jedna.
A moja matka chodziła na każdy ślub, na każde wesele, jak przyszli prosić porządne dziewczęta. I raz przyszła taka kochanka jego prosić na wesele.
- Nie. Proszę na mnie nie czekać, bo ja nie będę. Ja nie będę na tym weselu. Ja najprawdopodobniej do Lwowa wyjeżdżam i nie będę.
No to, na drugi dzień lokaj od hrabiego:
Żeby Pani Jaroszewska się stawiła. Zaraz". A babcia już przeczuła, co to jest. I mówi do babci:
Dlaczego Pani odmówiła. Wszystkie, wszędzie Pani chodzi, a tam Pani odmówiła. Dlaczego?".
Babcia mówi:
- Bo mi się nie podoba, po prostu. Nikt mi nie może kazać.
- A ja Pani każę, żeby Pani poszła.
- Ale mnie Pan hrabia kazać nie może. Może kazać swemu lokajowi i służącej, ale mnie nie.
To babcia poszła.
Dla każdej dziewczyny porządnej kaplicę się stroiło bardzo ładnie, do tego ślubu - byłam - wystrzelone. A ona jak szła, to było normalnie. To znowu babcię wzięto:
Co Pani zrobiła! Dziewczyna - jak ona brała ten ślub tam!". Ale babcia mówi:
Jak sobie zasłużyła, tak brała". Ten mówi:
A co się stało? Dlaczego Zaruski nie pościelił dywanu?" Babcia mówi
Nie wiem, nie wiem, bo nie byłam na tym ślubie, to nie wiem".
A co awantury robił, coś okropnego.
Ale potem już przestał z tymi dziwkami. On staruszek był.
Zaproszenie na ślub Bolesława A syn jego, jak się żenił, z tą córką profesora uniwersytetu, to on krzyczał do żony:
- Nie pozwalam ci się ożenić z tą dziadówką!
Ona mówi:
- Jak to z dziadówką? Przecież to jest córka profesora uniwersytetu, mają kamienicę w Krakowie. Jaka dziadówka?
- To jest dziadówka. On powinien się z hrabianką ożenić.
- Powinien, ale się zakochał w córce profesora, i właśnie się z nią ożeni.
Ale przyjechał wreszcie do Krakowa na ten ślub i zajechał do hotelu Pollera - to wtenczas był bardzo taki arystokratyczny hotel. Krzyczał tam na innych gości, co buciki wystawiali do czyszczenia, co dawniej był taki zwyczaj. On też wystawiał i coś tam źle mu pucybut wyczyścił czy co, to go do raportu wezwał. Ach, całe historie! Później hrabina je opowiadała.
Zmarło mu się przed pierwszą wojną światową.

Pałacowy lubieżnik
(opowiadanie spisane w latach 80-tych)

Stary hrabia Miączyński miał wspaniałe dobra. 12 folwarków wspaniałych ziem urodzajnych i czarnoziemnych. Były to chyba najlepsze ziemie Polsce. Lekko przy kości, twarz opasła, rządził wszystkim według własnego "widzimisie" - a nie według powinności.W swoim ogromnym pałacu trzymał wiele służby. Najczęściej były to dziewczęta, młode i zachwycające swoją urodą. Hrabia jeździł po wsiach i przekupywał rodziców najładniejszych córek aby oddali je na służbę do pałacu.
Kazimierz Jaroszewski był zarządcą dworskim. On sam jeździł na koniu po całych dobrach i swoim czułym, gospodarskim okiem doglądał pracy. Prowadził księgowość, decydował o zasiewach, rozstrzygał zatargi. Kłócili się z hrabią nieustannie. Ale były to kłótnie dziwne. Z jednej strony rzucający sią tygrys, trzęsący się ze złości z drugiej ojciec mój, który nigdy nie podnosił głosu. Przedmiotem zatargów były zarządzenia hrabiego, który zapisywał swoje najlepsze ziemie swoim służącym, nic nie zostawiając swoim synom. Hrabia obiecywał dziewczętom złote góry, oczywiście nie za darmo. Powszechnie było wiadomo że sprowadzał je na noc do swojej sypialni.
Jedna była nadzwyczajnej urody, Rusinka, ze wspaniałymi lokami spływającymi na ramiona. Kochali się w niej wszyscy lokaje, ale ona była kochanką hrabiego a potem jego syna. Gdy wreszcie brała ślub w pałacowej kaplicy hrabia zadysponował, aby ściany były nadzwyczajnie przybrane. Lecz w sprawę wmieszała się moja matka, która się temu sprzeciwiła.
- Pani Ja-oszewska. Ja ooskazuje, ja tu ma pławo (hrabia nie wymawiał "r")
- Nie ma Pan tu żadnego prawa, żachnęła się babcia. Kaplicę zbudowałam sama i ja nią rządzę. Przyjechał z Podkamienia dominikanin który ślubu udzielał (temu Dominikaninowi nie zależało na niczym oprócz tego żeby dobrze zjeść, i przypodobać się hrabiemu) - kaplica była jednak ubrana jak zwykle.
Hrabia był wielkim dziwakiem. Gdy syn jego się żenił z córką profesora Uniwersytetu Krakowskiego to stwierdził że nic mu nie da, ponieważ syn sprzeniewierzył się rodowi. I znów w sprawę wmieszała się mój ojciec
- Panie hrabio - jest 12 folwarków, syn się żeni, trzeba mu coś dać, jakże to wygląda
- Mam jeszcze drugiego syna. A on nie chce mnie słuchać. Poszedł z własnej woli na jakiś uniwełsytet a teraz wbłew mnie się żeni. Nie mam syna
Jednakże ojciec nie ustępował I wreszcie hrabia się zgodził.
Odbyło się wesele w Krakowie, w kamienic Sokołowskich, lecz choć dla Miączyńskich były przygotowane 3 pokoje to hrabia postanowił przez ten czas mieszkać w najbardziej prestiżowym hotelu"Grand-Hotel" w mieście. Od razu zaczął się rządzić i szarogęsić. Miotał lokajami, a gdy o godz. 22 ktoś mówił na korytarzu wybiegał i wrzeszczał "Cisza!"
Wesele się odbyło, sprawa majątku jednak nie skończyła się tak szybko. Hrabia nie chciał dać Bolesławowi nic z mebli obrazów, kryształów ani kosztowności. Pomysłowa mama i na to znalazła sposób. gdy hrabia czytał popołudniu gazetę, ona wchodziła bez butów do pokoju i wynosiła obrazy. Zaraz potem przysyłała je do dworku Bolesława. W ten sposób syn urządził sobie mieszkanie i wkrótce potem zaprosił swoich rodziców w odwiedziny. Przyjechali szóstką koni i rozpoczęli zwiedzać dom. Hrabia chodził, wtem patrzy - jego najpiękniejsze obrazy.
- O to oobota Jaooszewskiej!
Jednakże wkrótce zaakceptował związek syna. Nigdy jednak nie honorował jego żony, chociaż była to p. Sokołowska, szlachcianka, zawsze była jednak przez niego traktowana "per noga" a mówią o niej z pogardą: "cółka poofesoa"

O bezwzględności hrabiego najlepiej świadczy fakt, iż gdy miał kochankę, tę Rusinkę, to żył z nią prawie oficjalnie, natomiast żonę zamknął z tyłu pałacu, i w ogóle nie odwiedzał. Ona miała tam swoją garderobę, a gdy chciała gdzieś wyjechać to powóz zajeżdżał pod oficynę a nie pod wejście główne. Dobra, cicha kobieta, płakała całymi dniami, wreszcie się dowiedziała że moja matka, jest miała i wiele spraw załatwia, często jest mediatorem w trudnych sprawach i umie rozmawiać z ludźmi. Posłała wiąc po nią lokaja. Matka przyszła i gdy wysłuchała hrabiny popłakała się obie. Wzięła się jednak w garść i poszła do hrabiego. Chodziła tam kilka razy. Wreszcie się spytała:
-Panie hrabio, co to jest, że nie widzę tu nigdzie Pańskiej żony?
-A żona jest tam, z tyłu, nie może wychodzić, hoouje
-Jakże to przed ludźmi wygląda, przecież ma pan żonę i dwóch synów. Panie hrabio, tak nie wolno.
Hrabia po pewnym czasie wypuścił z powrotem żonę. Uległ prośbie babci. Zresztą uległ jej też w bardziej delikatnej sprawie. Przez kilkadziesiąt lat nie był do spowiedzi. Nawet gdy brał ślub to nie rozmawiał z księdzem. Moja mam doprowadziła do tego że przyjął zakonnika. Spowiadał go przez dwa dni. Nie dlatego jednak że miał dużo grzechów, lecz z tego powodu, że miał dobre jedzenie. Po tej rozróbie w pałacu zaczęło toczyć się normalne życie, lecz hrabia podobno dalej w nocy przyjmował dziewczęta a kucharz opowiadał, że co wieczór przygotowywał dla gości całe prosię. Był wtedy jednak już bardzo stary i pewnej nocy poczuł wielką niemoc i umarł. Wtedy właśnie rozszalała się burza z piorunami. We dworze była wielka sala balowa do której prowadziły główne drzwi z ganku. Miały one grube kryształowe szyby. Podczas jednego z grzmotów jedna z szyb pękła a lokaje szeptali że to diabeł przyszedł po duszę starego lubieżnika.

Losy powojenne

Potem, w czasie pierwszej wojny, to mu to wszystko przejechali. Spalili dwór, zrujnowali, wszystko zabrali. I miał koniec. Ale kaplicy nie ruszali.
Umarł hrabia przed I Wojną Światową. Zmarł także jego młodszy syn. Został tylko Bolesław, który w czasie wojny stracił majątek. Jaśniszcza zostały zrównane z ziemią. Synowie potem w międzywojennym okresie już nie wrócili. Bolesław kupił wtedy Korabniki, [koło Krakowa] taki mały folwarczyk, pałacyk mały lecz mama, która tam była, mówiła, że nie umywały się do Jaśniszcz. Bolesław jednak dobrze tam funkcjonował. Wiadomo że w 1921 zainicjował, dał plac i wspomógł finansowo powstanie remizy Ochotniczej Straży Pożarnej [www.ospkorabniki.eu]. Miączyńska w tym pałacyku umarła i wówczas Bolesław folwark ten sprzedał.
W trzydziestych latach przyjechał do nas Ślosek, który był synem tej Rusinki. Był jak dwie krople wody podobny do Bolesława.
Po II Wojnie Światowej, pojechałam odwiedzić Jaśniszcza, chciałam się dowiedzieć co się stało z dworem. Znalazła tylko w tym miejscu drewnianą budę punktu granicznego, a jakiś przechodzień powiedział mi że dworu już dawno nie ma. Siadłam na schodach i płakałam. (Zaszło tu nieporozumienie, gdyż Maria Jaroszewska - Topolnicka po wojnie odwiedziła Hermanowice, były one wtedy położone tuż koło granicy, piękny pałac został zrównany podczas powiększania twierdzy Przemyśl, co było koniecznością oczyszczenia przedpola w czasie I Wojny Światowej. Jaśniszcza jednak też nie przetrwały).

Losy synów
z opowiadań Kingi Trzecieskiej - zam. Mosyowej

Bolesław Miączyński W latach 1917-18 mieszkał u nas stale Józef Miączyński [syn. Józefa i Marii Pauliny Bukowskiej], cioteczny brat naszego Ojca [Stefan Trzecieski]. Jego ojciec, też Józef Miączyński, żonaty z Marią z Bukowskich z Izdebek, był rodzonym bratem naszej babki, Ignacji Trzecieskiej.
Był to wtedy 36-letni człowiek, kawaler, delikatnego zdrowia, przy tem wychowany przez ojca w majątku Jaśniszcze koło Brodów w warunkach całkowicie dziwacznych: panował tam ciągły strach przed chorobą, Józio prawie nie uczył się, aby się nie przemęczył, był zniewieściały, ale przy tem z natury bardzo dobry, o doskonałych manierach towarzyskich.
Ojciec nasz dał mu pozorne zajęcie w młynie, co go uwalniało od służby wojskowej, ale on do tego młyna prawie nie chodził woląc przesiadywać u mojej Babci Ignacji, w jej pokoju na kanapie i biadać nad stanem swego żołądka!!
Odwiedzał go czasem brat Bolesław, 38 letni, miły, zacny i dobrze wychowany, a żonaty z Jadwigą (Isią) Sokołowską, córką profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, Mariana Sokołowskiego, znanego w kołach profesorskich całej Polski. Jego żoną była Skrzyńska. Pomimo tego ojciec Bolcia zawsze był zdania, że zrobił on „mezalians”, bo mając tytuł hrabiowski od 18 wieku, ogromny majątek ( folwarki Jaśniszcze, Polikrowy, Wierzbowczyk) we wschodniej Galicji, a przy tem piękną powierzchowność, urok i świetne stosunki rodzinno-towarzyskie, może pretendować do znacznie świetniejszego małżeństwa. Bolo jednak, zakochany od paru lat w Isi Sokołowskiej, pomimo niechęci Ojca, ożenił się z nią i mieli czworo dzieci. Córka Bola, Marynia wyszła w 1934 r. za sąsiada Dynowa Juliusza Starzeńskiego z Dąbrówki, a w parę tygodni po ślubie utonęła wraz z Mężem w Sanie podczas kąpieli. Była to głośna i wstrząsająca tragedia. Po niej syn Bola wstąpił do zakonu Jezuitów w Starejwsi, a potem przeszedł do kamedułów, gdzie żyje do dziś.

(Ojciec Juliusza - Wojciech Aleksander - również zakończył życie utonąwszy w 17.10.1908 w Bellagio. [uzup. GP])

Komentarze (1)

27.07.2011 16:50
Z kroniki oo. Dominikanów w Podkamieniu (wypiski)

rok. 1903
Dominikanie z Podkamienia roku 1908 W ciągu roku w dniu 16 lipca został ochrzczony Żyd Alexander Buxdorf, syn fotografa z Brodów. Przez dłuższy czas przygotowywał go do tego aktu chrztu o. Czesław Mączka a ochrzcił go o. Stanisław Markiewicz nadając mu na chrzcie imię Marian. Czy z czystym zamiarem przyjęcia prawdziwej wiary przybył do Podkamienia, i stąd po otrzymaniu chrztu nie chciał klasztoru opuścić - nie wiadomo. Pani hr. Miączyńska z Jaśniszcz, która była dlań matką chrzestną wspierała go przez czas dość długi. Nareszcie wspomniany młodzieniec zachorował na suchoty. Do szpitala nie chciał się wrócić, więc do ojca swego w Brodach i tam umarł zupełnie opuszczony. Czy wytrwał w wierze katolickiej nie wiadomo. Nikogo doń nie dopuszczono. Przestroga dla wszystkich jak trzeba być oględnym i długo probować takich ludzi.

1904
W tym samym roku, za staraniem o. przeora Stanisława Markiewicza, rozpoczęto budowę kaplicy w Jaśniszczach. Jak potrzebną była, pracownicy w tutejszej parafii, to jest W.W.O.O. ocenią. Jest ona niejako zbiorowym punktem pogranicznych wiosek t.j. Skutyszcza, Wierbowszczyka, Orzechowczyka, a także jest wielce wygodną dla parafian załozieckich Seredca i Pobereziec. Fundatorem tejże kaplicy jest J.W. Hr. Józef Miączyński. Ofiarował plac i wszystek materiał budowlany, nie skąpił także i pieniędzy potrzebnych. Ciesząc się z tego dzieła Konwent także wiele dopomagał. Oprócz materiałów potrzebnych w samych pieniądzach wynosiła _____ już wykończona 6000K.

rok. 1906
Wspomniane trudy i prace (odnowa kościoła) były ostatnią czynnością O. Stanisława Markiewicza, przeora tutejszego konwentu. Chwalebnie zakończywszy swego przełożeństwa i swej pracy tak w konwencie jako też przy kaplicy w Jaśniszczach skończył trencium(?) swej władzy 26 maja 1906.

rok 1907
30 maja uroczystości Bożego Ciała. Sumę celebrował o. Jan Czesak Procesja z Ewangeliami dobyła się po cmentarzu. W dniu tym przybyła procesja po raz pierwszy z Jaśniszcz, którą przyjmował O. Ambroży. Po skończeniu nabożeństwa ten sam odprowadził ich w asystencji naszego bractwa.
(...)
21 X. Z wielką radością oczekiwaliśmy owej zapowiedzianej chwili przybycia do nas ____ Biskupa Tą zapowiedzianą uroczą chwilą był dzień 20 października. Przyjęciu dopisywała także śliczna pogoda (...) Następnego dnia z rana bierzmował a po południu wyjechał do Jaśniszcz celem zobaczenia kaplicy, gdzie go przyjmował uroczystą procesją O. Ambroży

1908
Na Święta Bożego Narodzenia była Msza Św. w kaplicy w Jaśniszczach a pierwszy raz i w kaplicy w Czernicy

1909
Zima puściła dopiero 3 marca w którym to dniu pierwszy odwilż nastąpiła, lecz zaraz na trzeci dzień znów chwycił mróz 7 stopni R. Na Święta Wielkanocne mieliśmy wspaniałą pogodę i wiosnę w pełni. To szczególne że tej wiosny w skutek mrozów wyginęły gąsienice i chrząszcze tak iż drzewa owocowe ślicznie zakwitły i wielki plon rokują pomimo częstych zmian atmosfery. Grady panowały często wraz z burzami. Raz pogoda do 20 stopni to znów spadek do 4 stopni R.
(...)
Odpust na Matkę Boską Zielną przypadał w tym roku w niedzielę i zapowiadał się w sobotę słabo, albowiem deszcz do południa padał przy znacznie oziębionej temperaturze 7 stopni R po trzytygodniowej posusze. Poprawił się jednak w sam dzień, co do napływu pątników. Procesya do tzw Grobu MB do kaplicy św. Tadeusza odbyła się wspaniale.
(...)
W dniach 23-31 sierpnia dobyły się w Podkamieniu i okolicznych wioskac manewry dywizji Korpusu XI, mianowicie dywizji piechoty 36 i ____ 43. W klasztorze była główna komenda dwóch generałów i kilkunastu wyższych oficerów. W pierwszym dniu padał deszcz do południa. W następnych pogoda była.
(...)
Odpust na Matkę Boską Siewną. W Wigilię Święta 7/9 pogoda dozwoliła puszczaniu ogni sztucznych jako też przedstawieniu obrazów świetlanych za pomocą kinematografu przez pp. Kapłańskiego i Kędzierskiego Komisarzy Straży Skarbowej z Brodów. Obrazy przedstawiały Matkę Boską w dziejach Polski i nabożeństwo do niej Polaków znakomitych.
(...)
W grudniu zaczął się O. Romuald krzątać około postawienia dzwonnicy, a później i kaplicy w Palikrowach , celem utwierdzenia Polaków tej wsi w obrządku łacińskim. Dziedzic Palikrów W.P. Bolesław Miączyński (który w październiku 1908 ożenił się w Krakowie z P. Jadwigą Sokołowską, córką prof. uniwersytetu krakowskiego) dał grunt pod kaplicę i obiecał połowę wystawić a drugą połowę wystara się wyżej napomniany O. Romuald do skutku przyprowadzić.

1909
30 stycznia. W tym dniu poświęcił o. Przeor odnowiony pałac młodego Miączyńskiego (...)
2 lutego Równocześnie były Nabożeństwa w Jaśniszczach i Ponikowicy Po sumie pojechał o. Przeor także do Jaśniszcz gdzie przezacna P. Miączyńska imieniny obchodziła