Hoża (ze staroruskiego: piękna, śliczna), dawniej Oza.Miejscowość leży przy ujściu rzeczki Hożanki do Niemna. Kilkaset metrów przed polem, po lewej stronie, w młodym lasku sosnowym zauważymy wyniosły drewniany krzyż. W sposób chrześcijański hożanie upamiętnili swój pierwszy kościół i cmentarz, które, jak mówią, były założone przez pierwszych katolików w tych stronach.
Sławny Długosz niegdyś odnotował: "Witold z Wilna do Grodna przez Ożę cwałował we 24 godziny". Jedna z wersji wyjaśniających nazwę miejscowości jest związana z monarchą Litwinów i Polaków. Wiemy, że Jagiełło najchętniej korzystał z języka Rusinów. Kiedy był spragniony i popił w tym miejscu wody z rzeczki, wyraził się o niej pochlebnie: "hoża", czyli dobra. Od tego czasu miejscowość nazywają Oża albo Hoża. Wiele jest też innych wersji pochodzenia jej nazwy, podobnie jak innych osad – każdy przewodnik ma ich chyba z tuzin i chętnie opowiada turystom zdanym na słuchanie wszelkich bredni. Najprawdopodobniej nazwa pochodzi od litewskiego „ozis”, czyli kozioł.
Mostek, pod nim czyściutka Hożanka (Hożka) zmierzająca korytem w szare olchy, w stronę Niemna. Niegdyś pstrągiem jak srebrem błyszcząca. Za rzeczką, na wzgórzu, po obu stronach wyżłobionej drogi - sosny i chaty.
Dawno, dawno temu, w czasach tatarskich najazdów, dość już wtedy liczna i kwitnąca osada została doszczętnie spalona, a lud, który nie zdążył ujść do lasów, został wzięty w jasyr. Miało to się stać w roku 1241. Trzykrotnie rycerze krzyżowi, od roku 1311 do 1377, pustoszyli okolice i łupili Hożę. Lud pracowity, przywiązany do miejsc rodzinnych od kołyski, po każdej życiowej katastrofie bierze się do ofiarnej pracy, wznosząc osadę od podwalin. Zahartowani myśliwi i rybacy – hożanie mężnie stawiają czoła wszelkim biedom, a ziemi przekazanej im przez ojców nie opuszczają.
Dobra tutejsze należały do Wielkich Książąt. Okoliczne lasy, nie znające piły ani siekiery, to tereny myśliwskie władców Litwy i Polski. W samej osadzie, leżącej na ruchliwym szlaku z Wilna na zachód, mnożyły się domy i pokaźne gospodarstwa, chociaż tutejsze grunty nigdy rekordowych zbiorów nie przynosiły.
Na początku XVI wieku miejscowym łowczym, namiestnikiem i dzierżawcą był Michał Pacewicz (potomkami jego byli Pacowie). W roku 1569 starostwo hożańskie stanowiło własność króla Zygmunta Augusta. Był może nie tak gospodarny jak jego szanowna mamusia, królowa Bona, ale dbający o swoje dobra. Dbał o swój kuferek i pan Micuta, który dwa lata przed końcem XVI wieku sklecił most na Niemnie koło miasteczka i z tego pobierał prowizje. Przedsiębiorczość i w tamtych latach niektórym wzrok drażniła niczym mydło. Nasz budowniczy mostów (bo chyba przy jednym nie pozostał) nie przeszedł, co prawda, do historii jako pierwszy w tym dziele w Hoży i okolicy, a to dlatego, że przeor klasztoru na Kołoży, archimandryta Hodkiński, był przeciwny takiemu biznesowi i poskarżył się na to nawet królowi.
Od roku 1671 Hoża staje się miasteczkiem, centrum starostwa – to już coś. Jednak wojny, które spadają na RP nie omijają i tej osady nad Niemnem. Wiek Potopu spycha miasteczko z samorządem miejskim do rangi małej wioski, zacofanej i straszliwie wyniszczonej. Nędza i „morowe powietrze” niszczą niegdyś kwitnącą miejscowość.
Wciąż zmieniają się władcy okolic i wioski. W końcu dobra hożańskie zostają podzielone między nowymi nabywcami, między sędzią smoleńskim Jakubem i Jerzym Puzyną. W tym samym wieku widzimy Hożę w rękach Sylwestrowiczów. Ci będą gospodarzami na długo. Sędziowie i wojskowi, dziedzice Hoży, brali czynny udział w życiu społecznym i gospodarczym regionu, w zrywach narodowych, często tracąc dobytek i idąc na wygnanie.
Późniejsze największe kataklizmy, które nawiedziły maleńką, zacofaną wioskę (w drugiej połowie XVII w. zostało w niej tylko 25 domów) to nadejście „morowego powietrza” w 1830 r. i wielki pożar w roku 1857. Następne czasy też nie oszczędziły osady, a i całego kraju nadniemeńskiego. Najstraszniejszą plagą dla ludu miejskiego, patriotycznego, świadomego własnych korzeni i wiary dziadów, stała się rusyfikacja, która po rozbiorach, a szczególnie po powstaniach, cały czas się nasilała.
W 1885 r. w Hoży było tylko 17 podwórek, zarząd włości, kościół i aż 2 szynki, łącznie 135 mieszkańców. Podczas I wojny światowej artyleria niemiecka spaliła kilka domów. Trafiają Niemcy i w świątynię. Okupacja miejscowej ludności przez „pierwszych Niemców” przez długie lata była kojarzona z rekwizycją, szczególnie podczas ewakuacji. I tak 6 kwietnia 1919 r. żołnierze Kaisera zajęli się w Hoży rabunkiem na szeroką skalę. Broniąc swego mienia, zginął wtedy Jan Piasecki.
W 1920 r. na Grodzieńszczyźnie powstaje niepodległościowa organizacja, Rada Wojskowa Ziemi Grodzieńskiej (RWZG), w Hoży mieści się Komendantura nr 12. Pierwszymi ochotnikami tworzącego się tutaj Wojska Polskiego zostaje ponad 20 hożan, którymi dowodzi podkpt. Michler. Podczas bojów z bolszewikami młodzież swoim zwyczajem poszła do lasu. Niektórzy zgłosili się nawet do oddziałów majora Dąbrowskiego, grasujących na tyłach czerwonych, z tymi też oddziałami dostali się potem do regularnego Wojska Polskiego.
W latach międzywojennych wielką wartością była wiedza. Kolejne pokolenia Horzan zaczynały swoją biografię od ławki szkolnej. Szkołą przez długi czas kierował pan Kossakowski. Dzięki jego staraniom zostaje zbudowany dodatkowy budynek, który stoi do dzisiaj. Święta narodowe w szkole stawały się manifestacją patriotyzmu. W tym samym czasie (lata trzydzieste) postawiono też budynek gminy. Hoża polska to 96 domów i 546 mieszkańców.
25 września 1939 r. Sowieci zjawili się we wsi. Nie przywitano ich kwiatami i przyozdobionymi bramami, chociaż ludność na tych piaszczystych gruntach zaliczana była raczej do biednej lub średniozamożnej. Choć to władza ludowa, ale nie ich reprezentująca. Obojętność i czekanie na bliskich, porozrzucanych przez wojnę nie wiadomo gdzie... Zabrano wtedy leśniczego i wójta Antoniego Milko, z rodzinami. Sowieci przymierzali się do większych awantur, ale jak wiemy - nie zdążyli.
Podczas ostatniej wojny młodzież hożańska przedeptaną, historyczną ścieżką znów poszła do lasu. Najśmialsi przepływali Niemen, bo tam była Puszcza Augustowska, a hożanin i puszcza to bracia z jednej matki – Polski. Na Niemcach się nie skończyło. Nie zaprzestano walki z nadejściem nowego-starego sowieckiego okupanta, który walczył z faszyzmem dzielnie, ale dla Polaka, wychowanego w szlachetności i wierności ojczyźnie, bratem nie był.
Za wojskiem przyszło NKWD. Wytresowani w zadawaniu ludziom biedy, pracę swoją znali doskonale. Konfidenci i szpiedzy, ideowcy nowej władzy prześcigali się w donosach. Kazimierz Milko "Hieronim" zostaje zamordowany w lesie koło rodzinnej wioski w sierpniu 1944 r. Choć doświadczony żołnierz, zostaje wytropiony i pierwszy wpada im w ręce. Jednak nawet wizja śmierci nie złamała dzielnego żołnierza AK. Po paru latach w ręce oprawców wpadają też Bronisław Roman, Eugeniusz Trembowicz i Franciszek Czebotar. Sąd był formalnością, łagry na Syberii i wszelki ślad po nich zaginął. Siedem lat ukrywał się Franciszek Lebiedź, pseudonim "Sosna". Na wiosnę 1951 r., osaczony w bunkrze w lesie, gdzie ukrywał się ze swoją żoną Zuzanną, stawił ostatni zbrojny opór. Kiedy został zabity miał już 65 lat, ranna małżonka poszła na Sybir.
W tej ostatniej wojnie ucierpiała i sama Hoża. Paliły się domy od niemieckich pocisków, sowiecka piechota okopała się koło cmentarza. Zapalił się kościół, spłonął dach, ucierpiało wnętrze świątyni, spadły i rozbiły się dzwony, spróchniały od wielkiej temperatury organy, ale dzięki ofiarności ludzi, szczególnie młodzieży ze wspomnianym już ś.p. Kazimierzem Milko na czele, cenne relikwie kościelne udało się uratować. Nabożeństwo do 1943 r., czyli do odbudowy kościoła, odprawiano na plebani. Dzwon przywieziony z niedalekiego Przełomu regularnie zbierał wiernych na modlitwie.
Te starania nie poszły na marne. 31 stycznia 1991 r. w dawnej starej remizie zebrało się 120 mieszkańców Hoży, żeby założyć Związek Polaków w swojej prastarej osadzie, by zamanifestować, że są Polakami!
[]