Córka Antoniego Ziembowicza i Marianny Pauliny z domu Wrzosek. Urodziła się w 21 maja 1862 roku we wsi Makówiec Duży k. Dobrego.
Wyszła za mąż za Jana Tacikowskiego syna Symeona i Agaty Boruckiej ur. 30.12.1853 roku. Ślub ich odbył się w Dobrem w 1878 roku.
Mąż jej był rolnikiem-młynarzem. Przejął po ojcu wiatrak. Mieli duży ośmioizbowy dom kryty czerwoną dachówką, który stał w trójkącie na rozwidleniu dróg do Stanisławowa i Łochowa. Stał on w oddaleniu około pół kilometra przed miasteczkiem, za nim były pola i płynęła rzeczka. Obok domu znajdowały się zabudowania gospodarskie: dwa chlewy, dwie stajnie, duża obora oraz stodoła. Dom otaczały trzy ogrody: owocowy, warzywny i z kwiatami. Koło domu rosły cztery bardzo wysokie topole. Na podwórzu znajdowała się sadzawka i murowana piwnica. Do gospodarstwa prowadziły dwie podwójne bramy wjazdowe, jedna od strony szosy, a druga od strony drogi. Naprzeciw domu znajdowała się droga do wiatraka. Jan i Antonina mieli trzynaścioro dzieci, z których troje zmarło w dzieciństwie.
DZIECI JANA I ANTONINY:
1. EDMUND – ur. 1879 r. zm.1953 r.
2. TEOFIL – ur. 1881 r. zm.1926 r.
3. JULIAN – ur. 1883 r. zm. 1887 r.
4. JULIANNA – ur. 1885 r. – zm. 1973 r.
5. GENOWEFA – ur. 1887 r. zm. 1954 r.
6. EUZEBIA JADWIGA – ur. 1889 r. zm. 1964 r.
7. MARIANNA Anna – ur. 1891 r. zm. 1956 r.
8. JOANNA – ur. 1893 r. zm. 1896 r.
9. LEONTYNA ZOFIA – ur. 1895 r. zm. 1920 r.
10. LUCYNA – ur. 1897 zm. 1984 r.
11. ANTONI - ur. 1899 r. – zm. 1975 r.
12. MIECZYSŁAW - ur. 1901 r. zm. 1901 r.
13. STANISŁAW - ur. 1903 r. zm. 1941 r.
Najprawdopodobniej z Janem mieszkał jego ojciec Symeon, który był wdowcem od 1871 roku. Zmarł w wieku 85 lat w roku 1902. W Stanisławowie przez jakiś czas mieszkali rodzice Antoniny, Antoni i Paulina Ziembowiczowie. Antoni zmarł w wieku 72 lat – 16 kwietnia 1903 r. Niektóre wnuki zapamiętały jego rudą czuprynę. Paulina dożyła 88 lat – zmarła 26 października 1920 roku. Pamiętały ją nawet niektóre prawnuki, jak chodziła zawsze w białym czepeczku i często siadywała w fotelu w ogrodzie. Zachowało się jej zdjęcie.
W roku 1920 zmarła w Warszawie, w wieku 23 lat Zofia, córka Jana i Antoniny. Starała się usunąć z twarzy pozostałości po przebytej ospie. Przebywała w Warszawie u brata Teofila. Po serii naświetlań, przeziębiła się i zachorowała na raka gardła. Została pochowana w Warszawie na cmentarzu na Woli.
Jan i Antonina pomagali swoim dorosłym dzieciom w trudnych chwilach, podczas kryzysu. Przyjeżdżały do nich dzieci z rodzinami na wakacje. Było tam wesoło i gwarno. Wnuki bawiły się świetnie; np. ucząc kury i koty pływać w sadzawce, wędrując po płotach, polach, w stodole i wiatraku. Najlepsza zabawa była kiedy zbliżała się burza i trwały prace przy odpowiednim przygotowaniu wiatraka. Nastawianiu śmigieł i zdejmowaniu deszczułek. Wtedy to jedna z ciotek pracowała w pocie czoła pakując na wszelki wypadek wszystkim dobytek. Ustawiała paczki w korytarzu, aby można było w nimi uciec w razie, gdyby uderzył piorun i powstał pożar. Po burzy wszystko wracało do normy. Tylko był problem, bo nie wiadomo, które paczki do kogo należały.
Antonina miała swoje zwyczaje, które bacznie obserwowały wnuki. Piła herbatę tylko ze szklanki słodząc jaką cukrem z „głowy” lub w kostkach, bo innego nie uznawała. Bardzo lubiła jeść chałkę, a najbardziej wyjadać pozostałe w garnku ziemniaki.
Jan mąż Antoniny zmarł w wieku 77 lat – 15 lutego 1931 roku. Pochowany został na cmentarzu w Stanisławowie w grobie rodzinnym „pieczarze” razem z ojcem z dziadkiem. Po jego śmierci odbył się zjazd najbliższej rodziny i podział majątku u notariusza. Zachowało się w tego okresu zdjęcie Antoniny w otoczeniu dzieci.
Antonina zmarła w wieku 80 lat – 28 czerwca 1939 roku, tuż przed rozpoczęciem drugiej wojny światowej. Została pochowana na cmentarzu w Stanisławowie razem z rodzicami.
Wiatrakiem zajmował się jej syn Antoni, który w roku 1938 owdowiał. W czasie wojny walczył on w Armii Andersa i przebywał w obozie jenieckim. W domu mieszkały jego siostry.
Wiatrak został spalony przez Niemców około roku 1944. Dom ocalał. Stał jeszcze około roku 1960, ale był bardzo zniszczony i mieszkali w nim dzicy lokatorzy, którzy rozbierali go po kawałku, a drewno używali do palenia. Pozostała tylko wciąż niezmieniona czerwona dachówka, którą było widać a daleka. Wkrótce po tym, został on zburzony, ponieważ groził zawaleniem.