nadesłał: Romuald Kromplewski[blok]Chyba wtedy szło ku wiośnie 1958 r.., bo pamiętam jak pewnej nocy powstał alarm, ze jest powódź i Bug zalewa łącznicę kolejową prowadzącą ze stacji
Sadowne w kierunku Łukowa. Wpakowano mnie w drezynę i wysłano na zwiady. Wokół ciemność i słychać tylko bulgotanie wody. Dalej pomaszerowałem, chyba z jakimś zawiadowcą, pieszo. Są tam na łącznicy trzy małe mostki z blaszaków, które aktualnie były zalane nurtem wody. Sięgała tu ona niemal pod koronę nasypu. Wywarło to na mnie wrażenie grozy żywiołu, spotęgowanego szumem i ciemnością nocy. Uznałem się za pokonanego i zarządziłem odwrót ... bo gdyby któryś z mostków popłynął, to przecież zostalibyśmy odcięci od lądu, zdani na pastwę ciemnej rzeki. Brr... Po powrocie zameldowałem służbowo, że ...powodzi raczej się nie zaradzi – i wszyscy byli zadowoleni. Zadanie wykonane!
Po trzech miesiącach zmieniono mi sekcję, przenosząc do Ostrołęki, gdzie zakwaterowałem się w pokoiku nad dworcem.
W owych czasach po torach jeździło się jeszcze ręcznie napędzanymi drezynami.
Wstawiało się taki wózek na tor, siadało na ławeczce, a kilku robotników pompowało taką wajchą jak w starych pompach strażackich i to jechało. Gdy jechał pociąg, to trzeba było drezynę szybko zestawić na bok. Oczywiście maszynista był zawiadomiony na piśmie, że takie coś jest na trasie, aby uważał. Jednak z powodu zwiększenia się ruchu pociągów, jak i wielu wypadków, w jakieś 15 – 20 lat później drezyny te wyszły z użycia. Obecnie można je tylko obejrzeć w muzeach.
Wspominam o nich ze względu na ciekawą rozmowę, jaką jeden starszy, przedwojenny inżynier, przeprowadził ze mną w Dyrekcji w Olsztynie:
Inż.: - Czy jeździ pan czasem ręcznymi drezynami?
Ja: - Tak, ostatnio jechałem z Łap do Białegostoku.
Inż.: - No a jak trzeba ją zestawić na bok, by przepuścić pociąg, to czy pan zsiada, czy znoszą drezynę razem z panem?
To pytanie zamurowało mnie całkowicie. Jak to możliwe, że są ludzie, którym w ogóle takie rzeczy mogą przyjść na myśl? Chyba tylko jakimś chińskim mandarynom! Przecież zupełnie naturalne jest nawet pomóc robotnikom, gdy jest ich zbyt mało.
A inżynier kontynuował: - No bo wie pan, kiedyś inżyniera nosili, ale teraz to może już nie wypada; może należałoby zejść. Już trochę inne czasy.
Tak oto dlaczego napisałem o drezynach. Bo może ten wysłużony wehikuł jeszcze znajdziecie na jakimś złomowisku lub w muzeum, ale takiego inżyniera już może nie.