Kto Boga w sercu, a kord ma przy boku,
ten znać powinien, że oko puklerzem,
że cała dusza ma być wiecznie w oku.
Kto nie ma oka - nie będzie rycerzem,
A kto rycerzem - ten już po zakonie
Znać to powinien, czego bronić trzeba:
Więc naprzód stawać ma w wiary obronie,
I Maryi Panny, tej Królowej Nieba,
Potem w obronie granicy i - basta!
Bo reszta z tego już w człeku wyrasta.
A kto się takim puklerzem uzbroi,
Kto przy Kościele i granicy stoi,
Ten się, prócz Boga, niczego nie boi.
Wincenty Pol "Mohort" - fragment
"Dom Pola był jakby przybytkiem dla pielgrzymów polskich. Ktokolwiek przejeżdżał przez Kraków, czuł się w obowiązku oddać cześć uwielbionemu wieszczowi, spojrzeć na to oblicze pełne szlachetnej dumy, a zarazem głębokiej prostoty, chrześcijańskiej pokory, nacechowane wytrwałym trudem dla rodaków, miłością bliźniego i Ojczyzny. Każdy pragnął zaczerpnąć ducha w tym niewyczerpanym źródle natchnienia" - pisze Stefan Buszczyński, znajomy Pola, w książce "Pol i jego pisma", wydanej w Krakowie w 1873 roku. Wincenty Pol żył i tworzył w czasach ożywienia tradycji - "skarbnicy narodowej", w której Naród Polski w czasie zaborów zamknął i streścił swoje istnienie. Jego poezje, zawsze pełne wiary i patriotycznego ducha, nie pozwalały tracić nadziei tym, którzy z utęsknieniem wyczekiwali zmartwychwstania Rzeczypospolitej.
Urodził się w Lublinie 20 kwietnia 1807 roku. Ojciec Franciszek - były nauczyciel w warszawskiej szkole kadetów i ekskapitan inżynierii - był radcą sądowym w Lublinie, matka Eleonora pochodziła ze staropolskiej, mieszczańskiej rodziny. Tej gorącej patriotce zawdzięczać należy, że w domu niemieckiego urzędnika panowała atmosfera szczeropolska, która w sposób decydujący wpłynęła na kierunek uczuć
i wyobrażeń młodego Wincentego. Cała rodzina była bardzo muzykalna. Starsi bracia Pola grali na skrzypcach i altówce, matka i siostry na fortepianie, zaś Wincenty na wiolonczeli. Państwa Polów odwiedzali różni światli ludzie, dyskutowano u nich o sprawach narodowych, literaturze, sztuce. Stefan Buszczyński wspomina, że "cnoty rodziców zostawiły niezatarte ślady w jego duszy. (...) Obcowanie z ludźmi ukształconymi, z artystami dało mu poznać świat z najpiękniejszej strony, dopełniony tylko nauką, wycieczkami na wieś, oglądaniem sielskich widoków, wpatrywaniem się w zieleniejącą naturę, w usłane kwiatami łąki, w pola okryte kołyszącym się zbożem. To niewątpliwie wyrobiło w Polu ów jasny, zdrowy, wesoły pogląd na wszystko, będący główną cechą jego utworów; to skierowało jego ducha ku poezji przedmiotowej, która została najważniejszą treścią jego natchnienia. (...) Znajomość muzyki pomogła mu wiele do nadania owej harmonijnej formy swoim utworom. Jej to, bez zaprzeczenia, zawdzięcza tę nieporównaną rytmiczność wiersza, tę śpiewność płynącą swobodnie, miło, bez sztuki".
U wujostwa Ziętkiewiczów
Po przeniesieniu się rodziców do Lwowa Wincenty Pol zaczął uczęszczać do tamtejszego gimnazjum. Często na wakacje wyjeżdżał do wujostwa Ziętkiewiczów, którzy mieli pod Lwowem wieś Mostki. Profesor Władysław Dropiowski we wstępie do "Mohorta" Wincentego Pola, wydanego w 1907 roku, tak pisze o tym domu: "Patriarchalne obyczaje, pobożność, stare tradycje panujące w tym domu, dokonały tego, co się zaczęło pod ciepłą macierzyńską ręką - młody Wincenty stawał się coraz bardziej Polakiem, coraz silniej zakorzeniały się obywatelskie instynkty w młodej, a wrażliwej duszy. Wieczory spędzane przy kominku, śpiewy i deklamacje kuzynek, opowiadania stuletniej babki Ziętkiewiczów, jako też byłych żołnierzy kościuszkowskich: Adama Huppena i eks-wachmistrza Białkowskiego, zwracały myśl do przeszłości, uczyły kochać tę przeszłość, a wyobraźnię wzbogacały niezatartymi obrazami czasów, ludzi i czynów minionych". Trzeba podkreślić, że ustne podania Narodu stanowiły dla Pola wyjątkową księgę, w której z wielkim zamiłowaniem lubił czytać. Zagłębiając wzrok w ojczystych dziejach, szukał natchnienia dla swoich utworów. To właśnie stamtąd wypłynęły później jego pieśni, gawędy i rycerskie rapsody.
W 1823 roku Pol ukończył gimnazjum i zapisał się na studia filozoficzne we Lwowie. Jednak jeszcze tego samego roku przeniósł się do wyższej szkoły jezuickiej w Tarnopolu. W tym czasie zmarł jego ojciec, a matka musiała wziąć w dzierżawę majątek Dobrzany koło Gródka. Chcąc być blisko matki, Wincenty ponownie wrócił na uniwersytet we Lwowie, gdzie szczególnym zainteresowaniem darzył historię Polski. Matka Pola z powodu strat, jakie przyniosła jej dzierżawa Dobrzan, zamieniła ją wkrótce na inną w Podliskach, a następnie przeniosła się do Lwowa, gdzie zamieszkała u wdowy po majorze wojsk polskich Tomaszu Olszewskim. Wincenty zakochał się w córce Olszewskiej - Kornelii, i zaczął poważnie myśleć o ustabilizowaniu swojego życia. Nie chciał jednak zostać urzędnikiem. Pochłaniało go pisanie wierszy, drobnych powiastek, tłumaczenie sonetów Petrarki. Przygotowywał także niemiecką rozprawę o epopei i krótką historię literatury niemieckiej, miał bowiem nadzieję, że otrzyma posadę zastępcy nauczyciela języka niemieckiego na Uniwersytecie Wileńskim, co też się stało.
Żołnierz-pieśniarz
Wkrótce wybuchło Powstanie Listopadowe. Wincenty Pol porzucił uniwersytet i zaciągnął się do 10. Pułku Ułanów Litewskich w korpusie Giełguda. "Do tej walki narodowej odnoszą się, jak wiadomo, zachwycające jego pieśni obozowe, które dla uczczenia pamięci walecznego księcia Janusza Czetwertyńskiego, przyjaciela swego i towarzysza z jednego szwadronu, nazwał 'Pieśniami Janusza'" - dodaje Buszczyński. Z boju Pol wyniósł ranę i Krzyż Virtuti Militari za waleczność. Kiedy w roku 1832 korpus litewski zmuszony był przejść granicę pruską i złożyć broń, Pol wraz z innymi udał się do Drezna. Tam poznał Goethego, Mickiewicza, Odyńca i prawie cały kwiat inteligencji polskiej, która zwróciła uwagę na jego dokonania poetyckie. Warto przywołać tutaj słowa Władysława Bełzy, który w pracy zatytułowanej "Wincenty Pol. Wspomnienie w 40-stą rocznicę zgonu poety" pisze: "Było to na jednym z wieczorów, które co tydzień zgromadzały u Adama kwiat inteligencji polskiej, wielki romantyk, nalegany, aby odczytał cośkolwiek ze swoich utworów, a wiemy, że pisał ich wtedy dużo i że nie gdzie indziej jak właśnie w Dreźnie, według jego własnego wyrażenia rozbiła się na nim 'bania poezji', podniósł się z miejsca, wziął sekstern do ręki i zaczął czytać. Uwaga powszechna zwróciła się na Adama... wszyscy skupili się około niego, a najpilniejszym słuchaczem, jak łatwo dorozumieć się, był Pol. Lecz któż opisze zdumienie Pola, gdy po pierwszym wierszu poznaje utwór własny. Nie dowierzając sobie, słucha pilnie, a każdy wiersz, każda strofa, nabierająca tyle wagi i znaczenia w ustach Mickiewicza, jak grom padają na nieprzygotowanego na podobną niespodziankę Pola. Toteż po skończonym czytaniu, na skroń mu zimny pot wystąpił i długo z odurzenia wyjść nie mógł. Wokoło winszowano Mickiewiczowi, ale on zwrócił się do Pola i rzekł: 'Te sukcesy panu się należą. Witam w tobie natchnionego poetę; pamiętaj, abyś nie zaparł się świętego ognia, który w sercu żywisz'".
Wybitne dzieło Pola
Po powrocie do kraju Wincenty Pol zamieszkał w Mostkach, gdzie czekały na niego matka i narzeczona. Często wyjeżdżał do Lwowa, gdzie brał udział w pracach komitetu zajmującego się niesieniem pomocy emigrantom. Od 1836 roku przebywał w Kalenicy w charakterze rządcy, gdzie w 1837 roku poślubił Kornelię. Miał tutaj stały kontakt z hr. Ksawerym Krasickim, z którym spędzał dużo czasu na wycieczkach i polowaniach. Opowieści historyczne, które ten snuł przed ciekawym ich zawsze Polem, dostarczyły Wincentemu wątku do wydanego w 1852 roku "Mohorta", o którym Stefan Buszczyński pisze w swojej książce następująco: "Następnie weźcie 'Mohorta', a ujrzycie w ostatnim rycerzu niepodległej dawnej Polski cały majestat starożytnej Rzeczypospolitej".
"Mohort" opowiada historię życia i śmierci kresowego rycerza, obrońcy wiary i Ojczyzny. Postać ta, którą na kartach swojego dzieła przywołuje Pol, istotnie żyła w czasach stanisławowskich. Rycerz ów poległ w 1792 roku na bruszkowieckiej grobli, zasłaniając odwrót brygady Wielhorskiego. Tło historyczne poematu sięga czasów od wojny szwedzkiej z roku 1709 (młodość Mohorta) do bitwy pod Lipskiem, w której poległ ks. Józef Poniatowski. Główna i najbardziej dramatyczna część poematu odnosi się do ostatnich chwil istnienia Rzeczypospolitej. Szymon Mohort to starzec przeszło stuletni, którego drogowskazem w życiu jest obowiązek wobec Boga i Ojczyzny. Dwa pierwiastki: narodowość i religijność - te charakterystyczne cechy literackiej twórczości poety, występują tu silniej niż gdziekolwiek. Splatając się ściśle ze sobą, nadają poematowi wyraźne piętno. Dropiowski podkreśla, że "Mohort jest tedy chrześcijaninem szczerym i żarliwym, wierzy bez zastrzeżeń i połowiczności, jeno duszą całą wierzy tą wiarą prostaczków, która z dziecięcym rzewnym uczuciem każe przyjmować podane prawdy i czoło przed nimi uchyla w pokorze. W modlitwie jest 'wszystek i cały', surowo przestrzega przepisów Kościoła. (...) Równie po prostu pojmuje swoje obowiązki wobec Ojczyzny, polityka wielka nic go nie obchodzi, w konspiracje przeciw prawowitej władzy nigdy się nie bawił. Jego rzeczą jest słuchać, nie krytykować; słuchać króla, a jeszcze bardziej może wodza, bo przecież pan Mohort jest żołnierzem i to nie rzemieślnikiem-kondotierem, ale rycerzem prawdziwym, pojmującym swój zawód jak kapłaństwo".
Warto przypomnieć, że sławny kiedyś, dziś niesłusznie zapomniany "Mohort" w okresie niewoli narodowej był stawiany niemal na równi z "Panem Tadeuszem". Zamiarem poety było skupić w "Mohorcie" wszystko to, co tylko stara Polska miała wartościowego. Chciał więc utrwalić wielką przeszłość Polski i przekazać ją potomnym. Z całą pewnością przyświecała mu więc ta sama myśl, co Mickiewiczowi piszącemu "Pana Tadeusza". Postać starego porucznika z ukraińskich Kresów, którego uwypukla Pol w "Mohorcie", jest symbolem staropolszczyzny orężnej, rolnej i pobożnej.
Praca literacka i naukowa
Od tego też czasu autor "Pieśni Janusza" zwracał się ku gatunkom epickim, a gawęda stała się dla niego najbardziej ulubionym kształtem poetyckim. Poza pracą literacką gorliwie zajmował się geografią i etnologią ziem dawnej Polski. W roku 1839, po śmierci hr. Krasickiego, swego przyjaciela i protektora, Pol przeniósł się do folwarku koło Gorlic, który nazwał Maryipolem, gdzie intensywnie pracował nad następnymi swoimi dziełami. W roku 1840 wydał we Lwowie "Przygody Benedykta Winnickiego, w podróży z Krakowa do Nieświeża". W dwa lata później powstał jeden z najlepszych jego utworów, a mianowicie "Pieśń o ziemi naszej". Z kolei w roku 1843 opublikował "Historię szewca Jana Kilińskiego". Pisał również do "Czasopisma" Ossolińskich, "Rozmaitości", "Dziennika mód paryskich". Nie zaniedbywał też ulubionych wypraw w góry. Zwiedzał m.in. Karpaty Wschodnie i Tatry.
W 1846 roku wśród spokojnych zajęć literackich i pracy na roli zaskoczyła go zawierucha chłopska. Niepewny życia własnego i swej rodziny porzucił Maryipol. Zamieć śnieżna zatrzymała go u przyjaciela Tytusa Trzycieskiego w Polance, gdzie dopadła go rozszalała tłuszcza. Cudem uniknął śmierci; z rąk oprawców wyrwał poetę oddział huzarów. Osadzony w więzieniu, najpierw w Jaśle, a potem we Lwowie, chory i szarpany niepokojem o los rodziny przeszedł całe piekło udręczeń. Napisał wtedy "Siedem psalmów pokutnych w duchu dawidowym". Wypuszczony po kilku miesiącach z więzienia Pol znalazł się bez środków do życia. Mimo że musiał zarabiać na nie lekcjami, rozwijał w tym czasie działalność literacką. W 1846 roku wydał bezimiennie w Lipsku "Kilka kart z krwawego rocznika", ogłosił napisane dawniej poematy pt. "Obrazy z życia i podróży".
Profesura na Uniwersytecie Jagiellońskim
W 1849 roku hr. Leon Thun, ówczesny minister oświaty, mianował Pola profesorem geografii na uniwersytecie krakowskim. Zanim jeszcze doszło do tej nominacji, Pol "pisywał wiele o naukach przyrodniczych w rozmaitych niemieckich czasopismach. To zjednało mu przyjęcie do wielu towarzystw naukowych i zwróciło na niego uwagę Leona Thuna, ministra oświaty, który go bardzo poważał. Za jego wpływem, na przedstawienie Pola, utworzoną została przy Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie katedra geografii i etnografii w roku 1849" - dodaje Buszczyński. W czasie swojej trzyletniej profesury Pol ogłosił prace: "Północny wschód Europy", "Rzut oka na północne stoki Karpat", "Rzut oka na umiejętność geografii". Profesor Antoni Jackowski w tekście "Wincenty Pol - Profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego" pisze, że "w styczniu 1853 roku władze austriackie zlikwidowały Katedrę Geografii. Jako powód podano nielojalność i 'knowania rewolucyjne' Pola, które przejawiać się miały przede wszystkim w działalności dydaktycznej nacechowanej dużym ładunkiem patriotyzmu. Obok Pola cesarz zdymisjonował również trzech innych profesorów Uniwersytetu: zaprzyjaźnionego z nim Antoniego Helcla, Jozafata Zielonackiego (obaj z Wydziału Prawa) oraz Antoniego Małeckiego (Wydział Filozoficzny)". Pol musiał opuścić uniwersytet, ponieważ nie chciał wykładać przedmiotów w języku niemieckim, jak tego od niego żądano.
Umiłowanie przeszłości
Poeta podróżował po całej Polsce, zatrzymując się co jakiś czas na dłużej u kogoś znajomego. W 1862 roku wydał "Pacholę hetmańskie", "Z podróży i życia", jak też "Geografię Ziemi Świętej". O tamtym okresie twórczości Pola pisze Felicjan Faleński w "Tygodniku Ilustrowanym" z 2 sierpnia 1862 roku: "Pol, wzorem Reja z Nagłowic, rad by z obrazów swoich złożyć wizerunek prawdziwego obywatela tej ziemi, tak jeszcze niedawno zasobnej we wzory po temu. Głęboko pobożny, ma miłość, wiarę i nadzieję; dlatego umie mówić o przeszłości dzisiejszemu pokoleniu, z myślą o jutrze. Z poszanowaniem podejmuje najniepozorniej poniewierający się szczątek, obciera go z pyłu i pleśni, niekiedy nawet z kału, pokazuje go pod niebem na blask słoneczny i powiada: 'patrzcie, i to coś warte'. Z kijem pielgrzymim w ręku wędruje od kapliczki nad zdrojem do dworku pod lipami, rozpatruje się w starym Krakowie, przegląda tabuny na ukraińskich stepach, duma na kresach, gawędzi przy kominku i na wycieczce myśliwskiej, a wszędzie bada, nasłuchuje i uczy się. Echa borowe, szczyty Tatr, zimowy ranek w kniei, stary kwestarz bywalec niedzisiejszy, pole bitwy zapuszczone chwastem, zbutwiała księga z poddasza - to dźwięki, które on rozumie, które lubi wypowiadać na strunach swojej lutni, po modlitwie wieczornej na Anioł Pański, o zachodzie słońca żegnanym przez skowronki. I kiedy się rozgada rozpłakany nierzadko, to nie chwali czasów starych, dlatego tylko że stare, ale zdaje się mówić do słuchaczy: 'Tak to było, pamiętajcie o tym, synowie tych, których już nie ma, bo i wy macie dzieci, które zostaną, kiedy i was już nie będzie'. Bo wczora nie tylko jest nauczycielem dnia dzisiejszego, ale i jutra". W utworach Pola odmalowane zostały postacie pełne prostoty, ale i wielkiego wdzięku, którym przyświecają wielkie ideały. Są i wielkie osobistości, tego formatu co przywołany wyżej Mohort. Wszystkie one ogrzane są gorącym uczuciem narodowym.
Utrata wzroku
Rok 1865 przyniósł wydanie "Pieśni o domu naszym" Pola, a w latach 1866-1867 ukazał się jego "Rok myśliwca". W 1870 roku poeta ogłosił swoje wspomnienia z Powstania Listopadowego pt. "Obrazki litewskie". Co ciekawe, jego pracy literackiej nie zdołało przerwać nieszczęście, jakie go spotkało, a mianowicie utrata wzroku. Poeta nie stracił nadziei, nie upadł na duchu, lecz tworzył dalej, korzystając z pomocy innych. Władysław Bełza wspomina: "Po raz pierwszy odwiedziłem Pola w Krakowie, w ostatnich dniach października 1868 roku. Nieobecnego w domu, odszukałem w gościnie u państwa Trzecieskich, do których miałem listy polecające z Warszawy. Po przywitaniu się z gospodarzem, zapytałem o Pola. - Zaraz go będziesz widział - odrzekł, wprowadzając mnie do salonu, i wskazał na siedzącego w wygodnym fotelu poetę. Światło lampy padało prosto na jego szlachetne i typowe oblicze, ozdobione prawdziwie sarmackimi i białymi jak śnieg wąsami. W całej postaci Pola było coś pańskiego, coś rycerskiego, znamionującego umysł podniosły i mimowolnie nakazującego szacunek. Duże, ciemnoniebieskie okulary przysłaniały mu oczy, dla których światło dzienne od roku zgasło już było na wieki. Ze wzruszeniem przystąpiłem do autora 'Mohorta'. (...) Nieraz, gdy go prowadziłem na przechadzkę, a że to było najczęściej w godzinach popołudniowych, pytał, czy kościół otwarty, a gdy drzwi stały otworem, wchodził i modlił się krótką chwilę w wielkim skupieniu. Rok stary kończył Pol zwykle Litanią do Matki Boskiej, którą, doczekawszy północy, na klęczkach wraz z całą rodziną odmawiał i potem dopiero wszystkim wokoło składał noworoczne życzenia. Przypominam sobie także, że gdy pewnego razu wyraziłem mu moje współczucie z powodu utraty wzroku, odparł pogodnie: - Dziękuję za dobre słowo, ale nie jestem znów tak biedny, jak mnie nim być sądzisz. Bóg rozpalił w mojej duszy światło, co nigdy nie gaśnie, a dopóki ono płonie, widzę oczyma ducha jaśniej niż wy fizycznie widzicie. Otworzy Bóg i moje oczy na światło wiekuiste, gdy moja chwila się spełni...".
Śmierć wieszcza
Wincenty Pol doczekał się przed śmiercią nominacji na członka powstałej Akademii Umiejętności. Zmarł w Krakowie 2 grudnia 1872 roku. 13 października 1881 roku jego prochy przeniesiono do Krypty Zasłużonych na krakowskiej Skałce. Wincentego Pola żegnano jak wieszcza. "Przegląd Lwowski" z 15 grudnia 1872 roku, z którym zmarły był związany, informował na swoich łamach: "Jeden z ostatnich mistrzów słowa i lutni schodzi w chwili, kiedy by nam trzeba nie wiemy, czy Orfeusza, czy Jeremiasza, bo nie wiemy, czy bardziej nad mnożącymi się zwaliskami płakać, czy przeciwnie pieśnią poruszać kamienie, w jakie epoka materializmu i pozytywizmu, epoka, co wzięła rozbrat z wszelkim wyższym ideałem, zamienia pokolenia całe. O Wincentym Polu pisać wzmianki nie warto, jakim był Polakiem, jakim synem Kościoła, jakim śpiewakiem przeszłości, wszyscy wiemy. Dlatego też chcieć w kilku słowach scharakteryzować zadanie jego pieśni, niepodobna bez powtarzania komunałów".
Przytoczmy tutaj jeszcze cytat z książki Stefana Buszczyńskiego "Pol i jego pisma", na podstawie którego widać, jakie znaczenie miała twórczość Pola dla współczesnych mu rodaków: "W stuletnią rocznicę pierwszego rozbioru Polski umarł jeden z największych wieszczów naszych. Dzień 2 grudnia 1872 roku cały kraj okrył żałobą. Ze wszystkich piersi rodaków ozwał się chóralny jęk boleści. Wszyscy uczuli, iż z akordu brzmiącego ciągle w duszy narodu zgasł dźwięk jeden, przy którym matki polskie niemowlęta kołysały, przy którym kilka wzrosło pokoleń. Znikł żołnierz-pieśniarz, co całą Polskę zmierzył od kresów do kresów, co krew przelewał za Ojczyznę, posągowe postacie z jej grobów wskrzesił, jej przeszłość mistrzowskim słowem, niby w spiżowych odtworzył pomnikach; a zapełniwszy rodzinny kraj pieśniami, wierny Bogu i posłannictwu swemu, dotrwał do końca, choć był wodzem, stojąc jak strażnik na wyłomie. Jego obozowe śpiewki - jak hasła pułkowej trąbki. - Jego rycerskie pieśni - jak szczęk szabel. Marsowe, groźne bohaterów oblicza żyją w wojennych rapsodach tego mistrza, patrząc na swoich potomków. A po trudach bojowych, wieczorne gawędy tchną spokojem, słodyczą domowego ogniska, rozpamiętywaniem przeszłości, święceniem tradycji, wiarą w przyszłość, zachętą do pracy. Poezje pola są zupełnym uosobieniem Polski we wszystkich objawach jej bytu. Pieśni Pola - to Polska cała. Życie Pola - to pieśni jego. W tych skończonych obrazach widnieje postać wielkiego narodowego wieszcza z duszą i ciałem. W każdym rysie, w każdym dźwięku, w każdym słowie przebija się wyraźnie jego oblicze, najlepszy odcień myśli. Od sarmackiej twarzy aż do głębi duszy Pol był Polakiem w najwznioślejszym pojęciu tego imienia".
Piotr Czartoryski-Sziler
[]