Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Anegdota o furmanie

9.12.2008 20:20
Z dokumentów i legend
Witold Karpyza opowiada:
Anegdoty związane z Indurą zanotowane przez pana Witolda Karpyzę i wydane w Magazynie Polskim w roku 2003, nr 3.

Co dotyczy nazwy miasteczka: "Otóż w zamierzchłych czasach, na miejscu dzisiejszej Indury stała jedynie karczma na skrzyżowaniu dróg. Karczmą zarządzał żyd, mający bardzo piękną służącą, która na imię miała Inda, a ponieważ była niespełna rozumu, więc w gwarze miejscowej mówiono o niej "dura". Z tych słów utworzono: "Jadę do Indy-dury", czyli do karczmy. Po latach została Indura". Nam zdaje się jednak, że nazwę miasteczko otrzymało od rzeczki Indurki, a że zawsze górowało nad okolicznymi osadami, to i nazywano je poważnie – Indurą.

I jeszcze kawał zapisany przez szanownego pana Witolda nie dla delikatnego ucha: "W majątku Żytorodź, dwa kilometry od Indury, właściciel Kozłowski miał dwie córki, które uczyły się w Grodnie. Były to dawne czasy, kiedy między Grodnem a Indurą nie było stałego połączenia autobusowego. Jeździło się końmi. Na koniec roku szkolnego trzeba było zabrać dorastające panny na wakacje do Żytorodzi. Dziedzic kazał przygotować drabiniasty wóz, solidnie wymościć go słomą i starego woźnicę posłać do Grodna. Jak zwykle dziewczynki siedziały z tyłu, a woźnica z przodu. Dobrze wypasione konie co jakiś czas podnosiły ogony i... Dziewczęta w śmiech, aż wreszcie spytały woźnicę:
- Powiedz, kto pierwszy wącha, gdy konie smrodzą?
Woźnica bez namysłu:
- No, pewnie, że furman. Ale kto, gdy pierdnie furman?
Pannom rumieniec uderzył na policzki.

Humor przeszłych lat i ludzi minionych. A jednak zasługuje na uśmiech swoją prostotą i naiwnością, której brak czasom teraźniejszym.

[]